Dziś zapraszam Was do zapoznania się z dyskusją na temat, który mimo że stary jak świat, wciąż jest aktualny i rodzi kolejne pytania. Dyskutować będę ja- Rozwiedziona i Jarek.
Rozwiedziona: Czasami w naszym życiu niespodziewanie pojawia sie druga osoba. Zwykle w chwili jej poznania nie wiemy kim będzie dla nas za miesiąc czy rok. Może zostanie kumplem, może wrogiem, rodziną, przyjaciółką, dziewczyną, sympatią… Sprawa jest bardziej skomplikowana, gdy osoba poznaje kogoś o odmiennej płci. Zwykle wtedy oboje zastanawiają się kim mogą dla siebie być, czego od siebie i tej drugiej osoby oczekiwać, na ile sobie pozwolić, a po pewnym czasie zwykle pojawia sie pytanie: czy między nami jest przyjaźń czy cos więcej? Czy w ogóle istnieje cos takiego jak przyjaźń damsko-męska?
Jarek: W przeszłości sam bardzo często zadawałem sobie takie pytanie i późniejsze doświadczenia dość szybko zweryfikowały moje poglądy w tym temacie. W mojej opinii takie zjawisko jak przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Przy czym chciałbym tutaj zaznaczyć, że należy rozdzielić takie dwa terminy jak przyjaźń i koleżeństwo. Mogę mieć dziesiątki koleżanek, umawiać się z nimi na piwo, kawę lub imprezę, flirtować i uskuteczniać inne dorywcze formy spędzania wspólnego czasu (przy czym nie koniecznie mam na myśli seks), ale ma to miejsce jedynie od czasu do czasu. Inaczej jak w przypadku przyjaźni nie zapraszam ich do bardziej intymnej (osobistej) sfery mojego życia i nie dzielę się trudnościami życia codziennego.
J: Opiszę kwestię zapoznawania się mężczyzny z kobietą z jedynie słusznej mi perspektywy. Facet spotyka kobietę. Pewne „narzucone” z góry okoliczności (np. impreza u znajomych, pojawienie się na nowym stanowisku pracy, posiadanie wspólnych znajomych na Facebooku itp.) doprowadzają do nawiązania pierwszego kontaktu. Nie trzeba dodawać, że etap ten jest kluczowy dla dalszej znajomości mężczyzny i kobiety, ponieważ mężczyzna podświadomie nie będzie chciał rozwijać relacji z kobietą, która nie odpowiada mu pod względem wizualnym. Jeżeli jednak wszystko jest pod tym względem w porządku to osobnik płci męskiej dążył będzie do lepszego poznania interesującej go przedstawicielki przeciwnej płci. Załóżmy zatem, że chęć lepszego poznania jest obopólna. Kobiecie ten dany mężczyzna również przypadł pod pewnym względem do gustu i oboje coraz bardziej uchylają drzwi do swojego życia. W końcu para poznaje się na tyle dobrze, że są w stanie nawet po stylu wypowiedzi na FB określić co w danym momencie druga osoba, pije, je, czy ma ochotę na ostry seks w sklepowej przymierzalni czy może na wieczorną sesję „Przeminęło z Wiatrem” z kubełkiem lodów miedzy nogami. Inaczej mówiąc osoby te znają się bardzo dobrze i co lepsze dobrze się ze sobą czują. Taka sytuacja sprzyja temu, że prędzej czy później osoba, która dotychczas traktowała damsko-męską relację w kategoriach przyjaźni, odczuwa coś więcej. Ma ochotę być z tą drugą osobą tak często jak to możliwe, poświęca jej pierwszą myśl po przebudzeniu rano i ostatnią przed zaśnięciem w nocy, a nawet miewa fantazje erotyczne z jej udziałem i nie miałaby nic przeciwko temu, by te fantazje zamieniły się w rzeczywistość. Taki stan rzeczy ciężko jest już nazwać zwykłym przyjacielskim stosunkiem do drugiej osoby.
Rozwiedziona: Zastanówmy się tylko, czy zachowanie, o jakim piszesz pozostaje nadal w ramach przyjacielskich stosunków, a nie juz za ich granicą bliską pojawieniu się uczucia zakochania. O pojawieniu się pierwiastka erotycznego raczej nie chce mówić, a to z dwóch względów: pierwszy to fakt, że według mnie on pojawia się w każdej relacji męsko-damskiej głębszej niż zwykłe bycie znajomymi, a drugi to obserwacje młodych ludzi, którzy idą ze sobą do łóżka mimo że nie czują do siebie nic, a i tak erotyzm miedzy nimi ma miejsce. Podobnie jak Ty Jarku, chyba nie wierzę już w przyjaźń damsko-męską. Przyznaję, że wiele lat żyłam w utopijnym przekonaniu, że coś takiego da sie zbudować, ale moją wiarę szybko zweryfikowały osobiste doświadczenia. Jako kobieta, zapewne inaczej widzę tę sytuację. Zupełnie inne emocje i uczucia kierują mną podczas poznawania nowych ludzi (mężczyzn). Nigdy, nawet w czasach kiedy nie byłam osobą żyjąca w związku, poznając nową osobę nie nastawiałam się na konkretną, z góry założoną relację w jaka mogłabym z nią wejść. Tu kobiety różnią sie od mężczyzn. Panowie z góry, mniej więcej zakładają, czego oczekiwaliby od danej kobiety. Dużą rolę wtedy spełnia szeroko pojęta chemia, na której zapewne też się skupimy w tej dyskusji. Ja przede wszystkim chcę postawić tezę, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Zawsze- prędzej czy później pojawia sie w niej uczucie, którego nie można juz nazwać przyjacielskim. To są te poranki i wieczory z myślą o nim/niej, o których wspomniałeś… To uczucie może zostać odwzajemnione, wzrastać, wzbierać na sile gdy pielęgnowane i przekształcić się w miłość lub gdy nieodwzajemnione poranić i kiedyś umrzeć…
J: To co chciałem przestawić w swojej pierwszej wypowiedzi to właśnie fakt, że takie bliskie stosunki mogą prowadzić (i najczęściej prowadzą) do przekroczenia – jak to ładnie ujęłaś – granicy bliskiej pojawiania się uczucia zakochania. Podczas poznawania nowych osób o przeciwnej płci mężczyźni również nie nastawiają się na konkretną z góry założoną przez nich relację (o ile facet ma w głowie coś więcej poza chęcią zdobycia każdej ładnej panienki jaką spotka na swej drodze). Ciężko jest im przewidzieć kim świeżo poznana kobieta dla niego będzie. Nie trzeba ukończyć wyższej szkoły by stwierdzić, że życie pisze scenariusze, na które sami nie wpadlibyśmy nawet po wypaleniu 10 skrętów jednego wieczora. Wszystko się może zdarzyć, ale póki co kieruje mną jedna myśl przewodnia: „Ta dziewczyna jest dla mnie atrakcyjna, chętnie ją lepiej poznam.”. Po nawiązaniu konkretniejszego dialogu następuje myśl nr.2 „Z tą dziewczyną świetnie mi się rozmawia, nadajemy na tych samych falach i warto byłoby się z nią >>zaprzyjaźnić<<”. Jeżeli wszystko układa się dobrze pojawia się kwestia, o której wspomniałaś, czyli chemia. Jedna z osób w pewnym momencie czuje (a dokładniej ma wrażenie, że czuje) coś więcej niż zwykłą sympatię wobec drugiej osoby. Osobiście ciężko jest mi stwierdzić czym jest wyżej wspomniana chemia. Czy jest to pewnego rodzaju urojenie spowodowane fascynacją drugą osobą? A może rzeczywiście w grę wchodzą w tym momencie feromony? Jeżeli jest to przyczyna nr 1 to ten „chemiczny” okres rozpoczyna się przeważnie na etapie stawiania pierwszych kroków z tą drugą osobą i ciężko jest przewidzieć czas jego trwania. Może on być bardzo krótki bo na raz po głębszym poznaniu okaże się, że dana osoba nie jest już dla nas tak interesująca albo posiada wady, których nie potrafimy zaakceptować. Jednakże może też być długi w sytuacji, gdy osoba, do której żywimy uczucia stanowi dla nas coś równocześnie fascynującego i nieosiągalnego (np. jedna z osób jest już w związku, lub nie czuje tego samego). Jeżeli natomiast przyczyną jest ta „prawdziwa” chemia to sprawa –na pierwszy rzut oka- jest nieco bardziej skomplikowana. Porzucając jednak kwestię chemii chciałbym powrócić do etapu przechodzenia osoby ze stanu sympatii do zakochania i przyznać Ci rację co do ostatnich zdań Twojej wypowiedzi. Jeżeli to uczucie zakochania jest odwzajemnione pielęgnowane to na tym nawozie może wyrosnąć zdrowy kwiat zwany szumnie miłością. Niestety, jednak nie zawsze ten najlepszy scenariusz nas spotyka. Często zdarza się, że tylko jedna osoba czuje coś więcej, a wtedy nie ma takiego lekarstwa, które w chwilę złagodziłoby by ból. Taką „chorobę” wyleczyć może jedynie czas. Chciałbym w tym momencie postawić pytanie: Czy jest jakiś sposób by się przed tym obronić? Nie doprowadzić do sytuacji, w której jedna osoba cierpi z braku odwzajemnionego uczucia, a druga „żałuje”, że nie potrafi wyjść naprzeciw oczekiwaniom drugiej osoby? A jeżeli już tak się stało to co zrobić z taką znajomością?
Rozwiedziona: Jarek, myślę, że gdyby ludzkość znała jednoznaczną odpowiedź na to pytanie, życie byłoby dużo prostsze. Zgodzę się z Tobą, że proces poznawania się ludzi można podzielić na pewnego rodzaju etapu. Spotykamy się, dowiadujemy czegoś o sobie, rozmawiamy, patrzymy na siebie- to etap „wstępnej oceny” drugiej osoby. W tym momencie, możemy mniej więcej określić, czy dana kobieta/mężczyzna pasuje nam pod względem fizycznym i charakterologicznym, czy nie. Jeśli wszystko przemawia za drugą opcją, następuje etap kolejny, (myślę, że nie muszę wspominać o wariancie nagłego urwania kontaktu po etapie pierwszym, bo nie dotyczy on chyba naszych rozważań). Etap drugi –według mnie – to czas, w którym już coś o sobie wiemy i zaczynamy darzyć się pierwszymi uczuciami (ktoś pozytywnie na nas oddziałuje, miło nam przy nim, dobrze spędza nam się czas i rozmawia). W tym momencie chciałabym pokazać skomplikowanie przyjaźni damsko-męskiej. Jeśli spędzamy z kimś czas, nasze rozmowy są długie i przyjemne, druga osoba podoba nam się fizycznie tzn.: zaczynamy zwracać uwagę np. na to, jakie piękne ma oczy, jak uroczo się uśmiecha, jakie ładne ma dłonie i że podoba nam się, jaki ma styl, to pierwsza oznaka tego, że między nami zachodzi jakaś interakcja. Właśnie wtedy powinna nam się zapalić czerwona lampka ostrzegawcza, i to właśnie w tym momencie jest najlepszy czas na delikatne, subtelne zbadanie gruntu (tzn: takie pokierowanie sytuacją, aby dowiedzieć się czy zostajemy z naszymi uczuciami sami, czy może druga strona tez jest nami zauroczona). Zauroczenie staje się tu ważnym zagadnieniem. Często mylone z zakochaniem czy fascynacją, jest bardzo złudne. Miesza nam głowach jak wcześniej wspomniana już „chemia”. W pewnym momencie uświadamiamy sobie jej istnienie i wtedy klasyczne scenariusze są dwa (te najprostsze do przytoczenia): albo jest ona u obojga a wtedy sprawa jest jasna i prosta, albo czuje ją tylko jedna strona…i to właśnie jest ostatni moment do wycofania się i ucieczki. Zanim to jednak uczynimy dajmy sobie chwile na ochłonięcie i zastanówmy się czy to chemia, zauroczenie czy zakochanie? Odpowiedź na to pytanie wiele nam ułatwi i pozwoli nam nie wpaść w popłoch bez wystarczającego powodu ku temu. Nie zapominajmy tylko o jednym… Czy kobiety nie są trochę naiwne? Debatujemy nad tym czy istnieje przyjaźń damsko-męska, rozkładając na czynniki pierwsze każdy etap znajomości od samego jej początku, ale czy nie jest zbyt kolorową wizja, że mężczyzna szuka kobiet, by się z nimi przyjaźnić? Może powinniśmy rozpatrzyć to zagadnienie jako proces, który może jednak ma racje bytu, ale po określonym czasie znania się dwojga ludzi? Może okres „chemiczny” jest nieodłącznym elementem zacieśniania się więzi kobiet i mężczyzn i tylko po nim może nawiązać się między nim przyjaźń?
J: Kobiety naiwne? Cóż, myślę że fakt, że kobieta pozwala na tak drastyczne zmniejszenie dystansu faceta względem niej wynika raczej z odmienności postrzegania przez nią relacji damsko-męskich. Kobiety mają większe skłonności do utrzymywania bliższych kontaktów z osobnikiem płci męskiej bez dopuszczania do siebie myśli, że z tej znajomości mogłoby wyniknąć coś więcej jak np. seks, a o miłości już w ogóle nie wspominając. Powyższego stwierdzenia nie wysnułem z żadnej mądrej książki o kobiecej psychice lub pokrewnym temacie, ale z własnego doświadczenia i obserwacji. Z tego też względu byłbym skłonny założyć, że według pań przyjaźń damsko-męska w wydaniu, o jakim mówimy, czyli „(almost) all inclusive” jest możliwa. Mój mały móżdżek nie jest jednak w stanie pojąć tego, że kobieta byłaby w stanie dopuścić do siebie tak blisko osobę, która w żaden sposób nie pociąga jej fizycznie.
W tym momencie dochodzimy prawdopodobnie do epicentrum i sedna problemu. Moje ostatnie zdanie wcale nie musi świadczyć o tym, że tylko moja „kopułka” ma ograniczoną przestrzeń. A jeżeli z podobnego założenia wychodzi większość mężczyzn utrzymujących bliskie kontakty „przyjacielskie” z wybranymi kobietami? Może oni też sądzą, że są dla tej drugiej osoby wystarczająco pociągający, by ta zapraszała ich do swojego życia? Nietrudno stwierdzić, że takie myślenie tylko „popycha” faceta do dalszego pogłębiania relacji. Stara się początkowo delikatnie wybadać teren, dając lekko do zrozumienia, że zaczyna oczekiwać od znajomości czegoś więcej niż tylko miłego spędzania ze sobą czasu na rozmowach, niezobowiązujących wypadach do kina, parku czy centrum handlowego na zakupy. Wtedy też coraz częściej zaczyna pojawiać się element flirtu, poprzez który mężczyzna stara się sprawdzić, czy kobieta jest w stanie myśleć o nim w kategoriach „poza przyjacielskich”. To jest właśnie ten moment, w którym facet zaczyna dopatrywać się pewnych „znaków” jakoby bardziej lub mniej subtelnie wysyłanych przez płeć przeciwną. Wbrew pozorom panowie podchodzą do tego bardzo poważnie, w przeciwieństwie do pań, dla których jest to po prostu zabawa. Prawda jest taka, że jeżeli zauroczony/zakochany facet chce się czegoś dopatrzyć to prędzej czy później się dopatrzy, a kiedy już do tego dojdzie rośnie w nim przekonanie które brzmi mniej więcej „Tak! Ona musi coś do mnie czuć! Yeeeeeeaaaaah! Let`s roll baby!”. Po pierwszej fali euforii przychodzi czas na zainicjowanie poważnej rozmowy, w której dojdzie do samookreślenia i wyznania uczuć. To co dzieje się dalej zakrawa na horror (który chyba każdy przeżył albo przeżyje… lub nie), gdyż okazuje się, że uczucie nie jest odwzajemnione. Domek z kart się rozsypuje a my staramy się złapać oddech przygnieceni po jego gruzami. Wynikałoby zatem z powyższego, że to faceci w dużej mierze wykazują się „naiwnością”, lecz tak jak wspomniałem powyżej jest to tylko i wyłącznie naiwność wynikająca z innego postrzegania pewnych kwestii. To co może wydawać się pocieszające to fakt, że z czasem można nauczyć się nie dopatrywać żadnych ukrytych przesłań w wypowiedziach kobiet i realnie oceniać sytuację. Co do Twojego założenia, że „chemiczny” okres może być obligatoryjnym elementem zacieśniania relacji między osobnikami przeciwnych płci, to mogę wysunąć stwierdzenie, że owszem w pewnych przypadkach taki „chrzest” nie musi w cale doprowadzić do rozpadu tej relacji. Nie traktowałbym tego jednak jako reguły, gdyż jak wiadomo istnieją różne przypadki, które w dużym stopniu uzależnione są od cech charakteru i sposobu postrzegania świata przez jednostki. Istnieją osoby, które po wyżej opisanym zawodzie miłosnym potrafią bez większych problemów powrócić do „przyjacielskich” relacji, ale nie są one już tak zaciśnięte, jak to miało miejsce wcześniej. Niektórym (i jest to chyba przypadek najczęstszy) podobny wyczyn przychodzi już ze zdecydowanie większym trudem, a i tak stosunki jakie występują między kobietą a mężczyzną trafniej byłoby określić koleżeńskimi niż przyjacielskimi. W tym przypadku znajomość utrzymuje się głównie ze względu na „dawne czasy”, które przywodzą na myśl wiele miłych wspomnień i strach przed utraceniem osoby, którą przecież wciąż lubimy pomimo, że sprawy nie ułożyły się po naszej myśli. Nie można również zaprzeczyć, że zdarzają się takie sytuacje, kiedy kontakt urywa się na dobre, gdyż pokrzywdzona osoba nie wyobraża sobie powrotu do znajomości na „starych” zasadach. Kiedy zrobiło się już o jeden krok za daleko, nie można się cofnąć. Osobiście nigdy nie znajdowałem się ani nie byłem świadkiem sytuacji nr 1.
Rozwiedziona: Może jest jakaś cząstka prawdy w twoim stwierdzeniu, że kobieta tworzy mniejszy dystans. Jako przedstawicielka płci żeńskiej powiem tak: jesteśmy dużo wrażliwszymi, potrzebującymi wiele ciepła, uwagi i czułości istotami. Właśnie dlatego wchodzimy w takie relacje i czynimy to w sposób naturalny, bez planowania i zastanawiania się. Nie mamy na celu wykorzystywania nikogo czy zabawy czyimiś uczuciami. Nie od dziś wiadomo, że kobieta lubi czuć sie podziwiana, lubi sie podobać, słyszeć komplementy i nie ważne czy mówi jej to kolega, przyjaciel czy partner. Ważne jest to, że słyszy je z ust mężczyzny. Prawda jest taka, że zainteresowany kobietą facet, w jej zachowaniu znajdzie milion powodów, by uroić sobie, że chodzi o coś więcej, a zamiast doszukiwać się spojrzeń, gestów i studiować idiotyczne podręczniki „Mowa jej ciała” czy podobne tytuły, od razu powinien przejść do rozmowy, oszczędzając sobie wyjścia na pajaca i zawiedzionych nadziei. Smutne, ale prawdziwe. Skutki, jak wspominasz, bywają straszne. I zdecydowanie wiem o czym mowa. Niestety, takie rzeczy się zdarzają i to my w środku powinniśmy poszukać przyczyn powstawania takich sytuacji, ponieważ każda w pewien sposób jest zależna od nas samych. Bądźmy jednak dalecy od tworzenia jakiś strasznych hipotez i definicji naszych problemów, nie doszukujmy się reguł, bo do zapamiętania jest jedno- w relacjach damsko-męskich reguł NIE MA! To obszary dzikie i nie do zbadania jak daleka dżungla. Wszędzie czekają na nas pułapki, niespodzianki bardziej lub mniej przyjemne, a już nie daj Boże jak pojawi się ktoś trzeci…
J: Bezpośrednie przechodzenie do rozmowy nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Przed podjęciem takiego kroku facet 100 razy pomyśli, zastanowi się, a to przez strach przed tym, że bliska koleżanka najnormalniej w świecie może się spłoszyć, uciec, zerwać nagle kontakt. Jeżeli nawet powyższe nie będzie miało miejsca to istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich relacje nie będą już tak bliskie, a to jest dokładnie odwrotność tego co mężczyzna chciałby osiągnąć. Mimo wszystko jednak zgadzam się, że szczera rozmowa w odpowiednim momencie jest konieczna i wielce wskazanym byłoby, aby rozmowy tej nie poprzedzała fala domysłów jednej ze stron.
Podsumowując, mimo że użyliśmy ponad 2 800 słów do przedstawienia problemu relacji damsko-męskich, szczególnie w kontekście przyjaźni, to mam wrażenie że jedynie nadgryźliśmy temat. Wynika to z faktu, że pewne uczucia i zachowania bardzo ciężko jest ubrać w słowa starając się przy tym zachować sens wypowiedzi i uniknąć mało zrozumiałego bełkotu. Ustaliliśmy jednak zgodnie, że pojęcie „przyjaźń” w opisywanych relacjach nie istnieje, podobnie jak nie istnieją jasno sprecyzowane reguły, na których każda ze stron powinna się opierać żeby nie stać się ofiarą „fatalnego zauroczenia”. Zadać można jednak pytanie: czy w kontaktach z osobami odmiennej płci nie chodzi właśnie o ten dreszczyk emocji i niepewności? Czy to nie wtedy właśnie czujemy prawdziwą radość, kiedy po tym okresie niepewności okazuje się, że nasze uczucia są odwzajemniane? Czy to nie wtedy właśnie uczymy się doceniać to co mamy, kiedy zdajemy sobie sprawę, że moglibyśmy tego nie mieć albo stracić?
Żeby jednak nie zakończyć tego tekstu ponuro-refleksyjnym akcentem przytoczę Wam panowie tekst autorstwa francuskiego komediopisarza – Jean`a Baptiste Poquelin`a (znanego również jako Molier) – „Gdy kobieta odmawia miłości, a proponuje ci przyjaźń, nie bierz tego za odmowę; znaczy to, że chce postępować według kolejności.”
Dodaj komentarz