12.
Robert znowu chodził zły jak osa. Abbie co chwile doprowadzała go do takiego stanu. Kompletnie nie rozumiał po co to robi, czego w tym co do niej mówi nie rozumie. Przecież chce, tylko aby było między nimi trochę więcej luzu. Aby go tak nie naciskała i nie tworzyła niepotrzebnych presji. Tak, presja od jakiegoś czasu była jego głównym problemem w tej relacji. Nie był do niej przyzwyczajony. Jako jedynak i syn dość zamożnych ludzi nigdy nie musiał się z nikim ścigać, zabiegać o czyjeś względy, specjalnie się wykazywać czy starać. Wszystko przychodziło mu lekko i łatwo. Kiedy dawał plamę, zawsze ratowali go rodzice- swoimi kontaktami lub pieniędzmi. Był inteligentnym, przystojnym i lubianym gościem. Otaczał się masą znajomych i przyjaciół. Można było powiedzieć, że był popularny w swoich kręgach. Miał wrażenie, że kiedyś jej to imponowało i lubiła ten stan rzeczy, ale potem coś się zmieniło. Oboje weszli na zupełnie nowe i różne tory, aż w końcu zaczęli się mijać.
Abbie szalenie poważnie i ambitnie podchodziła do swojej pracy, a on mniej. Zawsze mógł liczyć na wsparcie rodziców. Lubił to co robił, ale nie była to dla niego kwestia kluczowa. Czuł się nadal młody i beztroski, a Abbie swoim podejściem ściągała go na ziemię. Stylem bycia przypominała mu o jego wieku, konieczności poukładania pewnych spraw, dojrzałości, odpowiedzialności i innych przerażających go nieco tematach… Nie chciał o nich myśleć. Starał się czerpać z życia nie zadręczając się tym, co zaprzątało głową osobom w jego wieku.
Z jednej strony wiedział, że ona ma racje i powinien wziąć się w garść, ale z drugiej starał się lawirować i przeciągać strunę, by jeszcze trochę, odrobinę pożyć tak, jak lubił najbardziej. Czasami nie mógł znieść tego, że ona znowu ma racje, że czepia się o rzeczy niby oczywiste, o których nie pomyślał, albo na które nie zwracał uwagi. Czuł się wtedy jak głupiec, ale jego ego nigdy nie pozwoliło mu na to by się do tego przyznać. Nikt nigdy nie nauczył go tego, nie wymagał takiej postawy. Najlepszym wyjściem była więc ucieczka- od rozmowy, odpowiedzialności, tłumaczenia czy przepraszania. Kiedy dodatkowo dotykała jego najczulszych punktów, starał się odbić piłeczkę, zadać jej ból i sprawić, aby poczuła się tą złą i winną, ukarać ją w ten sposób. Wiedział, że to okrutne, że nie powinien robić tego komuś kogo kocha, ale nie potrafił inaczej…
Z Roxi nie było tego problemu. Z nią w ogóle nie było żadnych problemów. Żyła chwilą, rozumiała go, miała takie samo podejście do życia, wsparcie rodziców i nie chciała myśleć o tym co będzie za rok, dwa czy pięć. Nigdy nie była poważna, umiała się dobrze bawić i nigdy by mu się nie sprzeciwiła. Podobało mu się i schlebiało mu, to w jaki sposób go traktuje i z jakim podziwem na niego patrzy. Nie musiał nic robić, kompletnie się starać, a mimo to, ona jak wesoły, mały ratlerek skakała koło niego, czekając tylko na znak. Mimo że w obecności Abbie nieco z tego szydził, w głębi serca pragnął takiej atencji na co dzień. Zachwytów, schlebiania, zabiegania o niego. Nie doświadczał tego ze strony Abbie- na jej poklask musiał sobie zapracować, z Roxi nie był tego kłopotu. Zadowoliła by się czymkolwiek co by jej dał. To ostatecznie go do niej przekonało.
Ich historia była tak oczywista i prosta jak wiele innych. Któregoś wieczora, kiedy Abbie znowu późno wróciła z pracy, pokłócili się. Ona oczywiście miała racje, a on nie mógł tego znieść i słuchać. Było mu źle z tym, jak bardzo znowu dał plamę. To sprawiało, że czuł się niemęsko… Rzucił coś pod nosem i nie chcąc kontynuować tej dyskusji, wyszedł trzaskając drzwiami. Dając tym samym upust swoim emocjom i frustracji. Pojechał do lokalu, w którym zawsze można było spotkać jakichś znajomych i usiadł przy barze. Tego wieczora pojawiła się tam i Roxi. Wiła się koło niego jak jaszczurka, pocieszała, rozmawiała, szeptała czułe słówka i udawała jak bardzo jej przykro z powodu jego związkowych kłopotów z Abbie. Typowa „przyjaciółka” … Razem wypili kilka drinków, potem trzy lub cztery szoty. Robert sam nie wiedział jak to się stało, że wylądowali na tylnej kanapie jego SUVa. To było przecież takie żałosne… Po wszystkim czuł się jak śmieć. Nie wiedział, jak spojrzy Abbie w oczy.
Mijały jednak dni i tygodnie, a on co jakiś czas lądował w łóżku z Roxi, pocieszając się po kłótniach z narzeczoną i lecząc w ten sposób swoje poturbowane ego oraz męskość. Po pewnym czasie, wyrzuty sumienia ustąpiły, a on wynajdował sobie coraz to lepsze wytłumaczenia tej sytuacji. Roxie taki układ też był na rękę. Wierzyła, że prędzej czy później na nim skorzysta- była więc cierpliwa i wyrozumiała. Pocieszała, przytulała, przytakiwała i robiła swoje- oczywiście nie bez przyjemności. Schlebiała jej rola kochanki Roberta, bo po cichu podziwiała Abbie. Zazdrościła jej urody, klasy, stylu, osiągnięć i wszystkiego innego czego ona sama nigdy nie miała i mieć nie będzie. Czuła się więc wyróżniona, gdy to do niej Robert przychodził szukać pocieszenia.
Po pewnym czasie jednak zanudziło jej się czekanie na jakieś zmiany. Czasem, spotykając się w gronie pracowników lub znajomych, czuła ukłucia zazdrości patrząc na nich razem. Przecież oficjalnie nadal byli parą i planowali ślub. Obserwowanie tego jak się dotykają, trzymają za ręce, całują czy opowiadają o swoim wolnym czasie, doprowadzało ją do coraz większego szału. Z drugiej jednak strony, nie chciała naciskać na Roberta. Wiedziała, że nie może popełnić błędów Abbie, jeśli chce zostać u jego boku. Musi być cierpliwa, albo…wymyślić inny sposób, aby dopiąć swego… Wiedziała, że przyjdzie na nią pora i będzie to jej triumf.
Kasia mama Wojtusia, Oli i Matiego. says
Ależ wciągająca historia!! Na kolejną część czekam jak na ulubiony serial
Karo Again says
Bardzo się cieszę!!!!
Mama Emilci says
Mega historia bardzo wciągająca. Z niecierpliwością czekam na kolejną część
Karo Again says
już dziś przed 19:00 będzie :)