13.
Abbie nie sądziła, że tak bardzo i tak szybko, można się przyzwyczaić do tego, że ktoś zupełnie obcy, kto pojawił się jakby z znikąd, staje się częścią naszego życia… Zwykle oswajanie się z kimś lub pozwolenie na to by oswojono ją, zabierało sporo czasu. Nie należała do osób na wyrost otwartych i ufnych. Zachowywała dystans i rezerwę. Byle kogo nie nazywała przyjacielem. Nie poświęcała czasu osobom, które nie były dla niej istotne, za to tym które kochała, oddawała się w całości. Chyba dlatego ludzie ją tak lubili i szanowali. Wzbudzała ich zaufanie i sympatie swoim podejściem do życia, choć oczywiście nie każdy je rozumiał.
Dan pojawił się nagle, a do tego był jej klientem. To nie była dla niej naturalna i komfortowa sytuacja, mimo że od początku czuła jakby znała go od zawsze. Nić porozumienia jaką nawiązali oraz łatwość kontaktu sprawiła, że poczuła, iż zyskała nowego przyjaciela. Ufała mu, lubiła jego towarzystwo, wspólne rozmowy, maile jakie wymieniali w ciągu dnia i smsy wieczorem. Wspólne słuchanie muzyki (choć przebywając w zupełnie różnych miejscach), śmianie się z podobnych żartów i praca nad projektem, który sprawiał jej tyle przyjemności… Abbie nawet nie zauważyła, kiedy to wszystko tak bardzo weszło jej w nawyk, że nie umiała już bez tego funkcjonować, zasypiać i żyć… Wystarczyło kilka miesięcy, a ona wpadła w jego pułapkę i, mimo że jeszcze wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy co czuje, powoli starała się zagłuszać w sobie docierające do jej wnętrza sygnały…
W pewnym momencie stało się coś, co prędzej czy później było do przewidzenia. Kolejna kłótnia z Robertem, trzaskanie drzwiami, raniące słowa, bolesne wymówki. Czuła się przytłoczona, poturbowana i zrezygnowana. Zawładnęła nią ogromna frustracja pomieszana z bezradnością. Wzięła płaszcz, torebkę i pojechała do Dana, który był w swoim biurze. Remont trwał tam na dobre. Kiedy stanęła w jego drzwiach i go zobaczyła, musiała go pocałować, nie mogła sobie tego odmówić i więcej się przed tym bronić… Potem usiedli i zaczęła mu o wszystkim opowiadać. Czuła kojący wpływ jego osoby. Nie musiał nic robić, sama jego obecność sprawiała, że czuła się spokojniejsza, ale chciała więcej… Tym razem nie skończyło się tylko na rozmowie. Dan patrzył na nią swoimi granatowymi oczami, a jego zapach unosił się w tym obłędnym wnętrzu. Była nim odurzona i oszołomiona wydarzeniami, o których mu opowiadała. Dystans między nimi coraz bardziej się zmniejszał, szczególnie w momencie, gdy ekipa opuściła już lokal. Dan wyjął z jakiejś szafki Burbon. Śmiali się, że od studiów nie zdarzało im się picie z „gwinta”. Żartowali, a ich ciała coraz mniej przypadkowo się ze sobą stykały. W końcu oszołomieni, łapczywie zaczęli smakować swoich ust i siebie nawzajem. Było cudownie, jakby znaleźli się na innej planecie, ale potem przyszły wyrzuty sumienia…
Cała ta sytuacja nie pozostała również bez wpływu na jej związek. Praca i projekt zajmowały jej tak dużo czasu, że ciężko było wygospodarować go na coś jeszcze. Teraz jednak było to na rękę Robertowi. Nieobecność Abbie oznaczała brak awantur i czepiania się. Mógł robić to co lubi najbardziej- czerpać z życia, spędzać wieczory przy PlayStation lub z Roxi. To dawało mu poczucie swobody, bo jego narzeczona była tak zajęta, że absolutnie nie zauważyła, że coś jest nie tak. On z resztą również nie widział jej uśmiechów do telefonu, nie słyszał zupełnie nowej muzyki jakiej słuchała i nie zastanawiało go w jak euforycznym nastroju wciąż jest. To była cisza przed burzą. Burzą jaka miała się niebawem rozpętać…
Abbie miała wyrzuty sumienia, że zaniedbuje dom, Roberta, kwestie ślubu, ale przede wszystkim nie mogła przeżyć tego jednego jedynego razu z Danem. To się nie powinno było wydarzyć, bo przecież kochała Roberta. Tłumaczyła to sobie stanem chwilowym, jakimś szaleństwem . Chciała dokończyć wszystkie najważniejsze projekty ze względu na obietnice awansu na wspólnika, a potem wziąć zasłużony urlop jaki jej obiecano i wyjechać z Robertem na wczasy. Trzymała się tego planu i zawsze w gorszych momentach i chwilach, gdy wyrzuty sumienia dosłownie zaczynały ją zjadać, przypominała sobie o nim.
Był piątek, praca tak jej się ułożyła, że postanowiła, że dziś będzie TEN dzień. Laba, romantyczna kolacja, truskawki, szampan i dużo dobrej zabawy. Już prawie zapomniała, jak to jest spędzić wieczór we dwoje, bo wciąż się z Robertem mijali. Dziś obiecała sobie, że choćby nie wiem co, ten plan wypali! Chciała spędzić ten czas razem, zagłuszyć sumienie… Rozważała również przyznanie się do skoku w bok. Nie wiedziała tylko jak mu o tym powiedzieć… Wyszła wcześniej z biura, zahaczyła o fryzjera i sklep. Kupiła wszystko co przyda się im wieczorem i wchodząc do mieszkania od razu, gubiąc po drodze ubrania, weszła do wanny. Już leżąc w niej, wypiła dwa kieliszki wina na rozluźnienie, poprawiła makijaż, włosy, które nieco utraciły kształt pod ciężarem czepka kąpielowego i pobiegła wybrać sukienkę. Chwile później w bandażowej, czarnej sukience, lakierowanych szpilkach i pończochach ze szwem z tyłu, gotowała ulubiony makaron ukochanego. W lodówce chłodził się szampan, w tle grał smooth jazz, a na szafce przy kanapie czekały truskawki. Abbie cieszyła się, że spędzą tę noc razem.
Kiedy po czwartym kieliszku spojrzała na zegarek, stwierdziła, że chyba Robert zasiedział się jednak w pracy. To były minusy niespodzianek- zawsze mogły się nie udać. Ona jednak nie chciała dać za wygraną. Makaron wystygł, ale szampan i truskawki nadal wyglądały kusząco i apetycznie. Abbie w chwilę je zapakowała a sama wzięła płaszcz i zamówiła Ubera. Decyzja była błyskawiczna- pojedzie do niego do biura. O tej godzinie chyba już nikogo tam nie będzie…
– Może to nawet dużo bardziej pikantny pomysł- pomyślała.
W budynku była piętnaście minut później. Faktycznie, na większości pięter światła były już pogaszone. W głowie wyobrażała już sobie jaką niespodziankę mu zrobi, jaki będzie zaskoczony, zachwycony i oczywiście podniecony, gdy ją w tym stroju zobaczy. Energicznie złapała za klamkę jego gabinetu i weszła do środka. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją tak bardzo, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Truskawki wypadły jej na podłogę i rozsypały się po marmurowej posadzce a ona zdobyła się jedynie na soczyste przekleństwo.
– Kurwa, Ty chyba żartujesz?!- krzyknęła widząc jak Robert namiętnie kocha się z Roxi na blacie biurka. Była wstrząśnięta tym, że przez chwile nawet jej nie zauważyli. Patrzyła na ich seks i czuła jak od środka na zmianę zalewa ją fala wrzącej i rozsadzającej ją furii i rozpaczy tak ogromnej, że za chwilę wybuchnie spazmami. On i ona?! Przecież to niemożliwe?
Robert był blady jak ściana. Stał przed nią półnagi ze spodniami spuszczonymi do kostek. Próbował coś bełkotać, tłumaczyć, pokazywać, ale ona kompletnie go nie słyszała. Patrzyła na Roxi i jej bezwstydny wyraz twarzy, nadęte poliki, uśmiechnięte oczy i wyraz triumfu na twarzy. Chwyciła nieopodal stojący kosz na śmieci i zwymiotowała do niego. To było dla niej za dużo. Mocno chwyciła szampana, którego miała pod pachą i wybiegła z budynku. Potrzebowała przytulenia, wypłakania się, wyrzucenia z siebie kłębiących się w niej emocji, które sprawiły, że dosłownie się miotała. Wsiadła do taxówki i wysłała smsa do Dana z prośbą o jego adres. Chwilę później zapłakana i zmoknięta co do suchej nitki od deszczu, stanęła pod jego drzwiami. Zastukała dwukrotnie i za chwilę drzwi się otworzyły. Pierwszy raz nie rozglądała się wchodząc do jakiegoś wnętrza. Spojrzała mu w oczy a on chwycił w dłonie jej twarz i przytulił ją do swojej. Czuła, że nie musi nic mówić, nic tłumaczyć – on wszystko zrozumiał… Było jej tak wstyd, czuła się bardzo zraniona i upokorzona. Łzy płynące po policzkach i deszcz rozmazały jej misterny makijaż, a z mokrych włosów kapała woda. Mimo to, wyglądała zachwycająco. Połączenie zapachu jej perfum z deszczem oraz jego uroku i ciepła, którym ją obezwładnił sprawiło, że tama została przerwana. Gromadzące się od miesięcy emocje, uczucia, pragnienia i wątpliwości, zeszły na dalszy plan. Nikt i nic się teraz nie liczył. Byli tylko oni. Przytulający się w progu jego mieszkania. Kiedy ich usta w końcu się spotkały, nie było już odwrotu i wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ich ubrania lądowały jedno za drugim na podłodze, aż w końcu Dan wziął ją na ręce i położył na ogromnym materacu leżącym na środku pokoju. Abbie spojrzała na niego pytająco. Miała w oczach jakieś zawahanie się, wątpliwość…
– Nie myśl o tym, od teraz jesteś ze mną, a ja dopilnuje by nikt Cię już nie skrzywdził… – mówiąc to Dan, położył ją delikatnie na błękitnej pościeli i zlali się w jedno ciało…
Dodaj komentarz