Kilka dni temu wrzuciłam Wam na fb i insta, krótki post dotyczący romantyczności, amorów, rozmów o czymś innym niż co kupić na obiad i kto ma wynieść śmieci. Wasze zdania w temacie były podzielone. Jedni z Was przyznali mi rację, że rozmowy partnerów mimo upływu czasu mogą i powinny czasem dotyczyć czegoś mniej przyziemnego niż wspomniane wyżej rzeczy. Pojawiły się też głosy, że mając kupę pracy, obowiązków, dom, sprzątanie, gotowanie, dzieci i kredyty, nie może być romantycznie, nie ma miejsca na rozmowy o nas i flirt, ale czy to prawda…?
Ja osobiście jestem zwolenniczką teorii, że jeśli się chce to się da i generalnie większość rzeczy oraz ich „wykonalność” dyktowana jest kwestiami chęci, zaangażowania i determinacji. Jasne, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy, ale…to niewielki procent. Najważniejsze, czy się chce i czy nasze chcenie nie kończy się na czekaniu z założonymi rękoma. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że owszem, codziennie sprawy są w stanie nas przytłoczyć i zawalić robotą. Sama mam jej masę, też posiadam ogromnie dużo różnych presji, kredyty i zajętości- mimo to, w związku z tym, że chce i się staram o to, znajduje czas na przytulenie się, powiedzenie „kocham”, chwile we dwoje czy inne czułości. Zwariowałabym, gdyby mój związek kończył się i zaczynał na rozmowach o rozmrażaniu mięsa, kupieniu papieru toaletowego czy zmywaniu i pracy. Komunikatów nie wymieniam nawet z rodzicami czy siostrami- staramy się znajdować czas na głębsze rozmowy i kontakt zacieśniający nasze więzy oraz budujący naszą bliskość.
Tym bardziej jest to konieczne z partnerem, aby nasze drogi zwyczajnie się nie rozjechały, abyśmy mieli szansę pielęgnować naszą relację, byśmy dbali o to by wciąż coś nas łączyło (a nie tylko wspólne długi, jedna kuchnia czy ta sama toaleta). To, że komuś wydaje się to abstrakcją i kompletnie nie widzi przełożenia tego stanu rzeczy na swoje życie jest złym znakiem. Bo jak w takim razie widział swój związek z perspektywy czasu? Jako układ? Bycie współlokatorami? Dwoma osobami, które kiedyś były zakochane, zapatrzone w siebie a teraz nie ma innej opcji jak zostanie podzielonym i rozdzielonym przez płaczące dzieci czy wspólny kredyt?
Może to brutalne co napisze, ale wydaje mi się, że znajdowanie sobie w tej sytuacji tego typu wymówek, pokazuje brak naszego zaangażowania oraz przede wszystkim to na ile nam zależy a na ile wymagamy od kogoś bycia z nami, bo wzięliśmy ślub i nam się to należy (niezmiennie i na zawsze). Takie podejście nie napawa optymizmem, ale i rozwiewa wszelkie wątpliwości co do trwałości związków oraz pytań czemu się rozpadają. Rozpadają się bardzo często, ponieważ często nam się nie chce, bo odpuszczamy, bo wydaje nam się, że coś mamy na zawsze i nie trzeba przy tym kiwnąć palcem…
Jeśli Ci na czymś zależy, to jesteś, starasz się, pokazujesz to. Nawet jeśli nie masz czasu na romantyczną kolację, możesz przytulić się przed snem, powiedzieć, że kochasz, że ci zależy, że jesteś obok tej osoby szczęśliwy/a. Nie chodzi o wielkie słowa, wielkie gesty, prezenty, koszty i Bóg wie co- chodzi o drobiazgi, które będą miały w sobie choć odrobinę tej iskierki by nadal Was podpalać i nie dać Wam zgasnąć…
kiedyś oglądając „Rolnik szuka żony” , mama jednego z uczestników powiedziała tak : „na wsi miłość okazuje się trochę inaczej, nie w czułych słowkach, ale w pracy, gestach.. tym, że jedna osoba pomaga drugiej” ;D
Słowa są bardzo ważne, miłe, ale.. to tylko słowa. Ja sama raczej jestem zwolenniczką wielkich gestów niż wielkich słów :)
To wszystko powinno iść ze soba w parze. Tym bardziej że czasem łatwiej o wielkie słowo niż wielki gest i to nie dlatego że to jest prostsza tylko dlatego że czasem dowiecie gesty trzeba bardzo dużo czasu albo pieniędzy albo innych rzeczy. Kobiety i mężczyźni są różni jedni potrzebują słów drudzy gestów a inni jeszcze czegoś innego
Zgadza się :)
A ja myślę, że to nawet nie o amory chodzi czy stereotypowo rozumiane romantyczne gesty czy te rozmowy o czymś innym niż o codziennych obowiązkach. Według mnie to chodzi o niezbędność swoistego kodu/języka pary, który jest sposobem czy wręcz gwarantem na pielęgnowanie i podgrzewanie uczucia i tego „czegoś” (miłości, bliskości, przyjaźni itd.) co jest głębiej niż tylko wspólne bycie i codzienne funkcjonowanie razem,a co stanowi autentyczne spoiwo dla związku. I nie chodzi właśnie o to „co się powinno” czy „co jest przyjęte za romantyczne gesty”, a konieczne według różnych poradników, dla funkcjonowania związku. A o to co dana para lubi robić razem, ale autentycznie razem i pomimo codziennych trudności i przeładowania obowiązkami. Coś co daje oddech, zatrzymuje w biegu, daje każdemu łyk świeżości i radości. I dla jednych może to być romantyczne (tylko we dwoje, za ręce, z kolacją) wyjście do kina, na spacer czy do restauracji, ale dla innych też po prostu wieczorne wspólne oglądanie filmu w objęciach i delektowaniem się chwilą bycia we dwoje, wzajemnym dotykiem, bliskością. To co to jest konkretnie to chyba właśnie klucz – i ten indywidualny kod pary, który trzeba samemu określić, a – co trudniejsze – zgrać by autentycznie było tym samym dla obojga i wychodziło z naturalnej potrzeby, dając każdemu odczucie odprężenia, wyrażenia/potwierdzenia miłości, bycia na właściwym miejscu i z tą, właściwą osobą :) Nie w kategorii powinności i kolejnego obowiązku do wypełnienia czy spełniania oczekiwań…
Myślę, że szczerze kochając drugą połówkę okazywanie uczuć nie jest żadnym wysiłkiem. Jest naturalne jak oddychanie a człowiek nie musi się przy tym spinać i nadwyrężać. I tak- gesty znaczą dużo, zwykła troska i dbanie o kogoś jest niewątpliwie oznaką miłości. Ale słowa i czulości tez są ważne.