Czy pośpiech w relacjach jest wskazany? Ciężko powiedzieć. Jak to bywa w każdym temacie, nie ma reguły- szczególnie, że każda relacja i związek jest jednak ciut inny. Jedni z nas potrzebują tygodni, miesięcy czy lat by wejść w cos naprawdę na serio innym wystarczy kilka dni. Nie wiem od czego to zależy, ale tak właśnie jest. Wydaje mi się, że składa się na to wiele czynników, przede wszystkim my i nasze doświadczenia.
Bardzo wiele zależy od tego co już przeszliśmy, czy stare związki były dla nas gorzką lekcją, czy doświadczenia nauczyły nas na co zwracać uwagę, jaki podejście do sprawy jest dla nas optymalne, czy jesteśmy mnie lub bardziej ufni i jeśli tak to dlaczego. Wiele zależy tez od tej drugiej strony. Niektórym po prostu od razu ufamy, potrafimy się przed nimi otworzyć a z innymi jest dystans i oswajanie. Mimo, że jestem bardzo otwarta i kontaktowa, sama wielokrotnie czułam przed kimś blokadę, nawet w sytuacji gdy była to osoba sympatyczna, serdeczna i miła. Sama przed sobą nie potrafiłam sobie wytłumaczyć „czemu?”.
Doświadczeń w tym temacie nie mam zbyt wiele, ale jednak udało mi się zaliczyć i kilka sukcesów i kilka wpadek. Pospiech nigdy nie był dla mnie dobry- nie dlatego, że ciężko się aklimatyzuje czy mam problem z otwartością. Chyba po prostu lubię, kiedy wszystko biegnie własnym torem, w pewnej kolejności i jest przemyślane. Wiadomo, emocje i chemia często biorą górę, wtedy różnie się kończy. Kiedyś byłam zwolenniczką docierania się, spokojnego poznawania, wieloletniej relacji, która ewentualnie może przerodzić się w coś poważnego. Po swoim rozwodzie wszystko zmieniło mi się o 180’. Byłam wystraszona i nieufna, zaczęłam się zastanawiać jak teraz kogoś poznam, albo się zwiąże skoro mam 27lat a potrzebuje co najmniej 5 by być pewna czy to nie świr, wariat, nałogowiec czy inny zwyrodnialec. Jak komuś zaufam? Jak poznam, że ma czyste zamiary? Skąd będę wiedziała, że naprawdę mu zależy…że mnie kocha? Myślę, że mój strach przed samotnością był równy obawie przed rozczarowaniem, zawodem, złamanym sercem, odrzuceniem, wykorzystaniem czy innymi przykrymi rzeczami. Walczyłam sama ze sobą i trochę ze światem, który jednak mi nie pomagał, rozczarowując na każdym kroku.
Nie wiem czy byłam w stanie dać wtedy równe szanse, czy już na starcie nie przydzielałam punktów ujemnych, nie uprzedzałam się. Chyba troszkę tak. Kiedy jednak ponosiły mnie emocje i chwila okazywało się, że jednak może być dobrze… W głowie miałam słowa mojej mamy, która zwykle jednak wydawała mi się bardzo ostrożna. Powiedziała mi, przy okazji urodzin coś, co szalenie mnie rozczuliło i dało do myślenia, mianowicie brzmiało to mniej więcej tak: „Córeczko, teraz zaczniesz wszystko na nowo. Świat i Pan Bóg ,mają dla Ciebie przygotowanego kogoś innego. Ten mąż nie był Ci przeznaczony. Gdzieś tam jest ktoś kogo w końcu spotkasz i od razu będziesz wiedziała, że to on”. Oczywiście szalenie mnie to rozkleiło i wydało mi się tak bardzo, bardzo nierealne… No bo jak to? Ktoś się pojawi (o ile do tego dojdzie) i będę wiedzieć od razu?
Tylko nasze strachy i ograniczenia, mogą nas przed czymś zatrzymać, blokować i dać nam coś stracić. My, kobiety, których małżeństwa się rozpadły, zawsze będziemy miały w sobie tą dozę nieufności, rezerwy i strachu. Niestety bardzo ciężko jest się ich pozbyć i całkowicie je porzucić. Czasem jednak warto zaufać sercu, intuicji i uczuciom. Przez swoje doświadczenia możemy stać się, albo wyczulone i wrażliwe (umieć szybko zauważyć czy ktoś jest wobec nas uczciwy czy nie), lub naiwne (i szukać czegoś na siłę, narwane i tak głodne uczucia i zainteresowania, że stajemy się kompletnie ślepe i nieracjonalne).
Nie wszystko coś powstało w nagłym przypływie uczuć jest złe. Absolutnie nie. Prawdziwe uczucia wybuchają nagle i zostają takimi już zawsze. Jedyne co może nam obraz zaburzyć to brak umiejętności odróżnienia wielkiego uczucia od burzy hormonów wymieszanej z zachwytem i zauroczeniem. Pamiętajcie, że co do związków absolutnie nie ma reguł. Znam małżeństwa, które wzięły ślub po pół roku znajomości i takie, które znały się latami a ślub podzielił je na zawsze. Dopasowujmy się z kimś, z kim nie musimy się docierać, kto jest naturalny tak bardzo, że sama nie wiesz jak to się stało, że jeszcze 2 miesiące temu go tu nie było, ale pojawił się nie burząc niczego a wprowadzając jedynie spokój, porządek i uczucie, że właśnie to był ten brakujący element Ciebie.
Wydaje mi się, że w związku nie liczy się staż, a właśnie ta harmonia między nami. Jeśli już na początku coś nam nie gra to brnięcie dalej jest bez sensu, natomiast jeśli pojawia się ta naturalność, spokój i ład to chyba najlepszy znam, że nasza droga może się połączyć. Może to naiwne, ale dla mnie, znaki i drogowskazy mieszczą się w 3 miejscach człowieka: w jego oczach, jego gestach oraz słowach. Jeśli wszystkie te kanały przekazują ci informację spójną, klarowną i taką z którą bez złości, wyrzeczeń, ustępstw i rezygnowania z siebie potrafisz przesyłać w drugą stronę, to właśnie jest ten znak… Pamiętaj, nigdy nikt nie da Ci 100% gwarancji na cokolwiek, bo jedyny gwarant to nasz śmierć. Nigdy nie będziesz w stanie uznać czy teraz na 100% będzie ok… Zawsze jest to ryzyko, ale takie które możesz zwiększyć lub zminimalizować. Od Ciebie zależy, którą opcje wybierzesz.
Aneta says
Ja jestem jedną z tych które nie potrzebują dużo czasu na nowy związek ale zazwyczaj trafiam na minę.. Najlepiej jest być samej i zająć się sobą i dzieckiem niż szukać na sile,ale ja nie potrafię być sama.. tu jest ten problem ze mną..
karmel says
może po prostu powinnaś być ostrożniejsza. bardziej zwracać uwagę na to, kogo obdarzasz uczuciem. Wcale nie jest tak, że lepiej być samej i każda z nas to wie :)
Ulka says
Aneta, rozumiem Cię doskonale! Zwyczajnie każda z nas potrzebuje ciepła, adoracji, akceptacji (o bliskości nawet nie wspomnę – ja cholernie tęsknię za tymi momentami, kiedy przed snem albo zaraz po przebudzeniu czuję jak obejmuje mnie silne męskie ramię), ale spasowałam…. Ja też trafiam na miny… Było ich dwóch i każdy z nich okazał się dupkiem… tj. każdy z nich lubił grać na kilku frontach…. Z mężem rozwodzę się, bo był alkoholikiem a teraz trafiam na erotomanów…. Stwierdzam,że nie mam szczęścia do facetów, bo to chyba ze mną jest coś nie tak skoro przyciągam do siebie świrów…. i odpuszczam sobie…. Nie szukam…. Jeśli mam kogoś spotkać i być jeszcze szczęśliwą, to on sam mnie znajdzie…. :P Tobie też tego życzę!
Soyja says
Matko a już myślałam, że tylko ja trafiam po rozstaniu za samych idiotów…
Tylko ciężko po kolejnym razie wierzyć, że jeszcze może się uda… :(
karmel says
Można ale trzeba to przepracować…
KK. says
Przeżyłam czteroletni zwiazek ktory opierał się na kłamstwach, kłotniach i zdradzie , wybaczalam bo przecież byłam szalenie zakochana a o wszystko obwiniałam siebie. W pewnym momęcie on to zakonczył. Zrozumiałam co mowili inni ze ten zwiazek mnie niszczy ,jest toksyszny ze w moich oczach nie widać szczęścia.Po trzech miesiącach ujawnili się , była to dziewczyna naszego przyjaciela. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo byłam ślepa. Minęły dwa lata oni mają prawie rocznego syna a ja na swoim koncie kolejną porażkę, zaufałam komuś dopiero teraz , zakochałam się od pierwszego wejrzenia poczułam ze mogę na nowo kochać kogos jeszcze bardziej,przełamałam swoje wszystkie ale..niestety moje szczescie trwalo kilka tygodni, pojawiła się inna. Poczułam się dokładnie tak jak dwa lata temu ,dostalam w policzek z drugiej strony a w sercu narodził się znow gniew i kolejna bariera.