Ilu złych, pełnych wad, fałszywych i złych facetów musisz spotkać na swojej drodze, by wreszcie wiedzieć co robić, na co patrzeć i zwracać uwagę, kto jest wart Twojego zainteresowania, czasu, uwagi? Zastanawiałaś się kiedyś nad tym? Często piszecie o swoich złych doświadczeniach z mężczyznami. O randkach będących drogą do nikąd, o związkach, które od początku były farsą, o oszustach, złodziejach i bawidamkach, o historiach które powtarzały się w Waszym życiu kilkukrotnie.
My kobiety często nie zauważamy, wypieramy i pomijamy rzeczy, które mogą nas zranić. Mamy kuloodporne serca, które zaczynają krwawić dopiero gdy nasza ochronna kamizelka zostanie naprawdę solidnie zniszczona. Jedne z nas uczą się szybciej inne wolniej. Jedne potrzebują jednej nauczki inne kilku lub kilkunastu. Pytanie jak bardzo musimy dostać po łapkach, aby zrozumieć? Ile musimy wypłakać, wycierpieć i jak głęboko zostać zranione i upokorzone? Zastanawiałyście się nad tym?
Wielokrotnie łapałam się na tym, ale już po fakcie. W stosunku nie tylko do faceta, ale i do biskich, koleżanek które przecież były takie close a potem okazywały się zupełnie obce itd. Mama ostrzegała, ówczesny mąż też, ale ja zawsze byłam za dawaniem kolejnych szans, wybaczaniem, dogadywaniem się, przymykaniem oka. Zwykle kończyło się źle lub całkiem dramatycznie. Zawody ciężko się znosi. Szczególnie ciężko znoszą je osoby wrażliwe i uczuciowe a ja niestety do takich należę.
Jak więc ominąć etap 3, 5 czy 7 krasnoludków? Wyciągać wnioski- tak po prostu. O tyle o ile statystyka zawsze była dla mnie czarną magią (od cyferek mam W. i nazywam go pieszczotliwie „LuCyferkiem”), to wyciąganie wniosków od kilku lat mam w małym palcu. To naprawdę nie jest trudne, Wystarczy zostawić włączoną głowę, gdy nasz ciało woli zaufać tylko sercu. Dziewczyny, naiwność to nasz największy wróg. Wmawianie sobie, że ktoś się zmieni, że setna szansa mu pomoże, że nasza miłość go uleczy. To bzdury. Nie jesteśmy Czarodziejkami z Księżyca. Życie to nie bajka a my musimy umieć o siebie zadbać. I tak jak dbamy o ciało, włosy, prace, dom tak samo musimy dbać o swoje serce, o swoje relacje, o uczucia. Po co mnożyć zawody, skoro można je zminimalizować? Wystarczy przecież jedna nauczka, zastanowienie się nad tym czego chcemy i poszukujemy w drugiej osobie. Choć to cholernie trudne, bo serce zawsze ciągnie w stronę badboya, może warto jednak przemyśleć wszelkie za i przeciw?
Tak sobie siedzę i myślę, że w sumie Śnieżka też najpierw musiała po użerać się z 7 krasnalami, żeby nagle zjawił się jej książę, ale my przecież nie musimy zaliczyć 7 katastrof, by w końcu przydarzyło nam się coś dobrego prawda? W końcu jesteśmy współczesnymi Supermankami a nie jakąś miałką królewną mm? Weźmy się w garść i działajmy bez marudzenia. Bądźmy zdecydowane, uważne i kategoryczne- bo czasem trzeba. Wiedzmy, że jeśli ktoś faktycznie chce z nami być, to na 100%, że związek to odpowiedzialność, szczerość, troska, miłość, czułość, plany na więcej niż „dzisiaj” i więcej niż hotel na godziny. Nie dawajmy się zwieść. Złamane serce i nowa „kamizelka kuloodporna” są na prawdę drogie i ciężkie do odzyskania. Po co się o nie zabijać, jeśli można mieć wszystko przy odrobinie cierpliwości, pracy i dobrej woli? Czy nie brzmi to sensowniej?
Być może część z Was tkwi w związkach „wiecznego dawania szans”, została wielokrotnie zraniona i zawiedziona. Być może warto zrobić kalkulacje i przemyśleć, czy to ma sens. Czy tego chce dla siebie? Czy to ma przyszłość? Czy wystarczy mi siły i zaufania? Może nie warto się spalać dla czegoś niewartego świeczki, Fajnie jest rozpalić ogień, którego będziemy chciały pilnować, czuwać nad nim i wzniecać go każdego dnia, zamiast tracić czas na maleńką świeczkę, która spłonie w mgnieniu oka
Ive says
Z większością Twoich przemyśleń, wniosków na blogu się zgadzam, ale tu z jednym nie mogę. Piszesz, że „ludzie się nie zmieniają”, uważam inaczej. Oczywiście, miłością się tego nie zrobi, ale wiem że inne wydarzenia mogą. Opowiem Ci pokrótce swoją historię: jako młoda dziewczyna spotykałam się z chłopakiem, którego kochałam nad życie. Ale krzywdził, oj tak. Też mówiłam „badboy”, „nie zmieni się”, „najgorszy z najgorszych”. Długo nie potrafiłam się z nim rozstać, ale w końcu zdecydowałam się na ten krok. I cierpiałam jeszcze bardziej. Więc znalazłam innego. Było super, ale podświadomie cierpiałam jeszcze jeszcze bardziej. Wciąż kochałam tamtego, bo głęboko wierzę, że kocha się tylko raz. Do byłego nie odzywałam się ponad rok, około półtora roku. Któregoś dnia, zupełnie nie wiem dlaczego, postanowiłam do niego napisać. Nie wiem co mną owładnęło, nagle poczułam chęć kontaktu z nim, powrotu myślami do najcudowniejszych momentów mojego życia (tak wiem, napisałam, że krzywdził, ale koniec końców to był dobry, lecz pogubiony człowiek o bardzo skomplikowanej psychice). Napisałam tylko „Hej, czy wszystko u Ciebie w porządku?”, czy coś w tym stylu, nie pamiętam. Odpisał lakonicznie, jakimś jednym słowem, ale powoli, powolutku zaczęliśmy odzyskiwać kontakt. Nie poznałam go. Minęło kilkanaście miesięcy, a miałam przed sobą zupełnie nowego człowieka. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie potrafiłam w to uwierzyć, myślałam że mną manipuluje. Byłam bardzo ostrożna. Ale zaczęłam poznawać go na nowo. I jego historię. Okazało się, że dzięki pewnym wydarzenią w życiu (nie chcę wchodzić w szczegóły) dojrzał. Zwyczajnie. Przez splot pewnych zdarzeń w kilka tygodni z chłopca jakiego znałam, stał się mężczyzną, który zaimponował mi na nowo. To był 2011 rok. Niedługo potem dałam mu ostatnią szansę i dziś jesteśmy 13 miesięcy po ślubie, a ja jestem w 4 miesiącu ciąży. Nigdy nie byłam szczęśliwsza. Tymi 5 latami zrekompensował mi wszystkie krzywdy. Zresztą podobną „przemianę” przeszedł mój tato. Kiedyś oschły, surowy, dla mnie, dla mamy i sióstr. W pewnym momencie choroba jego matki, a mojej babci odmieniła go jako człowieka. Nie jestem psychologiem, nie wiem jak to działa, ale wierzę w Boga i ludzi. Ten pierwszy zabiera ich w swoją opiekę, Ci drudzy dzięki niej stają się lepsi. I coś: jakaś trauma, tragedia, ale czasem zrządzenie losu, sukces, utrata czegoś, lub zyskanie może kogoś zmienić o 180 stopni. Tylko muszą przeżyć odpowiedni okres, by zrozumieć pewne rzeczy. Może i Twój mąż zrozumiał :)
Pozdrawiam!
karmel says
Jasne, ale nie na każdego drastyczne wydarzenia działają. Nie każdy uczy się na błędach i nie każdego dotykają skrajne sytuacje, często zmieniające bieg wydarzeń. Znam różne przypadki i niestety w większości nawet ciężkie doświadczenia nie zadziałały. Być może to kwestia dojrzałości, może charakteru, wzorców lub wypadkowa wszystkiego. Chodzi mi raczej o to, że pewnie gdybyś została z nim wtedy, gdybyście nie mieli przerwy, moglibyście nie być teraz razem. Ty zdecydowałaś się jednak rozstać a są kobiety, które nie umieją. Wolą całe życie być nieszczęśliwe, ale mieć obok JEGO, niż zmądrzeć. Miałaś sporo szczęścia, ale t przypadki rzadkie. Być może Twój mąż potrzebował po prostu zmężnieć. Inaczej jest z tymi, których dojrzałość to właśnie takie niefajne zachowania…z których nie umieją „wyrosnąć”.
Pozdrawiam Cię ciepło i życzę szczęśliwego rozwiązania :)
Ive says
Szanuje Twoje zdanie, ale zostanę przy swoim :)
Również pozdrawiam i ściskam gorąco W. oraz Pana Mieczysława! :)
Ann says
jeśli ktoś jakimś cudem jednak się zmieni to nie my ich zmienimy a sytuacja życiowa co najwyżej.
nie nasza miłość – a porzucenie, zdarzenie itp
nie przyjaźń – a popełniony błąd.
tylko często nawet jeśli ktokolwiek się zmieni na lepsze jest na wiele za późno.
udaje się to nielicznym i prawie zawsze nie jest to naszą zasługą.
Adam Malewicz says
Zdecydowanie uważam, że jest to możliwe, jednak do czasu. Oczywiście trzymam za państwa kciuki.
J says
Ja też uważałam, że mój mąż, wtedy jeszcze chłopak, zmienił się dla mnie. Wszyscy mi mówili, że to dzięki mnie zmienił się o 180 stopni, dorósł, spoważniał. Po 5 latach małżeństwa i 10 latach razem, okazało się, że jak przyszły duuuże problemy to on sobie z tym nie poradził i wróciły dawne zachowania, złości, uciekanie od problemów, nie wracanie do domu, używki. :( Kiedyś wierzyłam, że człowiek może się zmienić, dziś już w to nie wierzę.
Ania says
A warto jest dac ta 2 szanse ? Warto jest sprubowac raz jeszcze widzac jak On sie zachowuje teskni ale boi sie wrucic (bo wie co zrobil )spotyka sie 2razy w miesiacu ze mna i z dzieckiem niema czegos takiego z jego strony idziemy na spacer ubieraj dupe chodz niema zawsze ja dzwonie ide na spacer chodz z nami