Dawno, dawno temu żyłam święcie przekonana, że jeśli będę otwarta, przyjazna i idąca wszystkim na rękę, zyskam nie tylko szacunek, ale i sympatię otoczenia. Jak można by było nie lubić takiej osoby, prawda? Każdemu bez względu na sytuacje i to czy miałam chęć lub czas, pomagałam. Stawiałam wciąż dobro innych ponad swoje no i oczywiście akceptowałam wszystkich bez wyjątku nie zważając na to jakimi dziwactwami mnie zaskakiwano oraz w jaki sposób traktowała mnie druga strona. Żyłam święcie przekonana, że nie tylko ja wyznaję zasadę „dobro za dobro” i…bardzo zawiodłam się na tym, co faktycznie było tego następstwem.
Ludzie nie szanują osób, które wciąż idą na rękę. Większość ludzi to hieny, które niestety nie tylko będą chciały Cię wtedy wykorzystać do cna, ale poznając się na Twojej dobroci mogą zrobić z Tobą dużo więcej. Szacunku nie będzie, bo zwykle mają Cię wtedy za zwykłego uległego frajera bez charakteru. Dodatkowo bardzo często widząc na ile się zgadzasz, wciąż przesuwają granicę i narażają Cię na znoszenie ich zachcianek, dziwactw i innych. Jak się domyślacie, moje granice również były w ten sposób sprawdzane i to przez wiele osób a ja…grzecznie im na to przez lata pozwalałam.
Niestety czas zweryfikował moje podejście, przyjaźnie i to czy moje teorie faktycznie miały coś wspólnego z rzeczywistością. Okazało się, że na większą skalę, zupełnie nie mają. Ludzie traktowali mnie jak wspomnianego frajera, próbowali wykorzystywać, oszukać, mieli mnie w nosie chyba, że czegoś ode mnie chcieli – wtedy umieli wzbijać się na wyżyny aktorskie, by pokazać jak bardzo mnie lubią, jak im zależy oraz jak wartościowa dla nich jestem – typowe – ale wiem to dopiero od niedawna.
W pewnym momencie ogrom nagromadzających się od dawna sytuacji i spięć spowodował, że coś we mnie pękło. Zdałam sobie sprawę z tego, że wcale nie muszę się dopasowywać do każdego, zawsze iść na ustępstwa, zamiast czasem wymagać ich od drugiej strony a przede wszystkim, że szacunek należy mi się tak czy siak – bo jestem kobietą, człowiekiem i staram się być dla innych możliwie najlepsza. Przestałam reagować na tłumaczenia: „a bo ona jest specyficzna”, „a bo on tak ma”, „ale oni mają gorszy czas”. Nie! Po prostu nie! Mam w nosie to, że ktoś jest „specyficzny” (co to w ogóle znaczy??), że ma gorszy czas od kiedy go znam ( a mijają już na przykład 3 lata), czy, że oni to są tacy czy inni. Dla mnie ważne jest to jaka jestem ja – dla siebie i innych. To, że staram się być dobra, kulturalna, normalna, pomocna, wrażliwa mimo, że mogłabym obracać innych swoimi wymyślonymi dziwactwami, problemami i imaginacjami. Tłumaczyć swoje zachowania, lenistwo czy brak kultury wspomnianą „innością” czy „że tak mam”. Nie robię tego, z szacunku dla otoczenia.
Powiedziałam „nie” ciągłemu dopasowywaniu się do innych swoim kosztem. Przykrościom jakie mimo wszystko mi robiono czy układaniu się do pozostałych. Zrobiłam to po latach i jest mi z tym lepiej. Nie udaje, nie znoszę cudzych fochów czy dziwactw- nie muszę. Jeśli ktoś „tak ma” czy „jest specyficzny”- niech obarcza sobą innych, który są tak samo dziwni jak on. Dość tłumaczenia wciąż wszystkiego co wokół. Być może z pewnymi osobami po prostu jest nam nie po drodze i nie ma sensu na siłę tego zmieniać.
Masz 100% rację! Też się o tym przekonałam nie raz i nie dwa. Aktualnie toczę batalię ze swoją byłą szefową, może nie o pieniądze warte zachodu, ale tu chodzi o sam fakt oszustwa. Przestałam się dopasowywać do innych po to tylko, aby być lubianą. Jeśli ktoś jest wobec mnie nie w porządku, to traktuję go tak samo. Ludzie nie szanują osób bez charakteru.
Jak to kiedyś ktoś powiedział: ” nie jestem zupą pomidorową, nie wszystkim muszę smakować „
Mam wraźenie ,że piszesz o mnie…hihihi
SUPER …..
Pozdrawiam
Dobrze napisane ☺ udostepniam ☺ Twoje posty sa tak bardzo trafione ☺
To jakby o mnie …..smutne ale prawdziwe