Z byciem samą jest jak z wieloma innymi rzeczami. Po pierwsze trzeba to przełknąć, po drugie oswoić się z tym a po trzecie, znaleźć w sobie siłę by dźwigać ciężar codzienności w pojedynkę. Dla części z nas samotność to suwerenny wybór. Taką decyzje podjęłyście i nie mnie oceniać czym była dyktowana – grunt, że Wasza i czujecie się z nią dobrze. Gorzej, jeśli podjął ją za Was ktoś, na przykład partner, który Was zostawił albo mąż, który odszedł. Wtedy jesteśmy postawione przed faktem dokonanym… i co dalej?
Tutaj zwykle zaczyna się nasz kobiecy problem. Niewiele z nas tak naprawdę i z pełnym przekonaniem, chce iść przez życie w samotności. Oczywiście szalenie często słyszę, że „wolę sama niż z dupkiem” (wtedy najlepiej nie wybierać dupka), „nie chce się znowu zawieść” (to też nie jest nic pewnego, więc warto próbować), „mam dość wszystkich facetów, po co mi oni” (przez ten zwykle przemawia gniew, żal i nieprzepracowany ból oraz zawód. No i właśnie, ile w tych słowach jest wspomnianego żalu, bólu i goryczy, a ile faktycznej chęci by bycia samej?
Znam panie, które faktycznie chcą pozostać same. Albo nie lubią się angażować, wolą robić karierę, żyć tylko dla samej siebie, egoistki albo te, które zostały zranione tak dotkliwie, że nawet nie ma ich co przekonywać by zdanie zmieniły. Oczywiście każdy ma prawo wyboru. Ja jednak chciałabym się skupić na tych, które mają zupełnie odwrotne podejście. Szalenie boją się być same, nie wyobrażają sobie życia bez mężczyzny oraz jego silnego ramienia u boku.
Te należą do większości. My kobiety zwyczajnie lubimy czuć oparcie, lubimy mieć ten męski pierwiastek u boku. Czuć się kochaną i podziwianą przez mężczyznę, móc powiedzieć „nie jestem sama”, mieć żar uczuć i ferie emocji dla siebie, trzymać się za ręce, całować czy kochać z NIM, tym MOIM. Mnie wydaje się, że to piękne, oczywiście o ile nęcone tymi wizjami wybieramy kandydata przy użyciu głowy a nie…innych części ciała. Historia zna jednak przypadki pań, które potocznie określa się jako „desperatki”. Kobiety, które tak bardzo i rozpaczliwie boją się samotności, wyobrażają sobie wizję samotnej śmierci i starości, iż przerażenie to pcha je w ramiona kogokolwiek, kto tylko zwróci na nie uwagę. Czasem świadomie, czasem zupełnie podświadomie, ale prawie zawsze z efektem totalnej katastrofy na końcu tej opowieści. Tyczy się to nie tylko kompletnie nieprzemyślanych i nietrafionych wyborów, ale i tkwienia w związkach bez przyszłości, bolesnych, trudnych, skomplikowanych, obciążających- tylko ze strachu przed samotnością, tylko dlatego, że paraliżuje nas myśl: „…,a jeśli już nikogo sobie nie znajdę?”.
To nie jest patowa sytuacja. To ogromna pułapka, w którą same siebie łapiemy. Przykuwamy się na siłę do kogoś kto nas nie kocha lub nie szanuje. Tkwimy w związkach patologicznych. Tracimy najlepsze lata ze strachu, z tego samego powodu wybieramy relacje, bez przyszłości a potem w najmniej oczekiwanym momencie zostajemy na lodzie. Wiele z nas traktuje taki byle jaki związek jako tak zwane „mniejsze zło” czyli coś mimo wszystko lepszego od samotności. Dopiero później, gdy okazuje się, że nasz wybranek jest uzależniony, jest burakiem, ma nas w nosie, nie zajmuje się nami, albo jeszcze coś gorszego i ta „samotność” nie wydaje nam się już taka straszna jak to co zastajemy na swoim podwórku i co miało być tą „zbawienną opcją”.
Rozumiem panie bojące się samotności. Wiem jakie to uczucie, wiem co może dziać się w głowie, kiedy świętujemy kolejne urodziny same nie mając widoków na partnera, dziecko czy wsparcie w kimś bliskim. Rzucanie się jednak na pierwszego lepszego pana w akcie desperacji i strachu, nie jest wyjściem z kłopotów. Czasem warto poczekać, przemyśleć, dać sobie czas i szansę na dokonanie dobrego i przemyślanego wyboru, którego za chwilkę nie zaczniemy tak bardzo żałować.
Każdy jest panem własnego losu, tylko nie wszyscy o tym wiedzą.
Właśnie jestem na etapie rozstania,wyprowadzki ze wspólnego mieszkania.Biorę kota pod pachę i ruszamy w nieznane.. Jestem przerażona i załamana. Poświęciłam 2 lata mężczyźnie,który tego nie docenił,pozbawił mnie godności i poczucia wlasnej wartości. Nadchodzi dla mnie niewyobrażalnie trudny okres i będę musiała stawić czoła temu,czego najbardziej się boję..samotnosci,braku wsparcia od drugiej osoby,czułości. Ale chcę wierzyc,że lepsze jest zerowe wsparcie niz takie jakie otrzymywalam.. trzymajcie za mnie kciuki..:(
Kochana dasz rade. Pierwszy czas jest najgorszy bedzie płacz żal i potem latanie do byłego(co nigdy tego nie rób i nie pokazuj mu ze jestes słaba) przerbialam to i przerabiam dalej. Wyprowadziłam sie pól roku temu id niego ale widujemy sie w pracy sake nawet czesc sobie nie mówimy. Myslal sobie zebede plakac i latac za nimm-kiedys tak bylo. Ale tym razem powiedzialam nie. To przychodzil sam i szukal zaczepki albo zebyn mu w czyms pomogla. Zalowalam tego po potem robil mi problemy bo wiecznie czasu nie mial zebyn mogla reszte rzeczy zabrac. W trakcie zabierania uskyszalam ze jestem tepa dzidą itd zniesc tego nie mogl ze sie wyprowadzilam, chamstwo dalej z niego wychodzilo. Takze dasz rade, glowa do góry i bedziemy jeszcze szczesliwe u boku odpowiednich facetów:))
Półtora roku temu zakonczylam 7letni związek. Mieszkałam na wynajętym mieszkaniu, słabo płatna i niepewna praca i, z nastoletnia córką ze związku małżeńskiego i z dochodzacym panem. Wówczas nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Ostatni wspólny rok, ow pan zmuszony przeze mnie w koncu zamieszkal ze mną. I wtedy otworzyły mi się oczy. ze duzo gadal obiecywal a nic nie dawal. Ze to duze dziecko i rozpieszczony mamisynek. Ze nic nie osiągnę jak będę tkwiła w tym związku. Ze do niczego nie dojde. Kilka miesięcy nastawialam się psychicznie na rozstanie aż w końcu dojrzalam i się pozegnalam. Po poltoraroku mam własne mieszkanie- w kredycie ale mam. Calkowicie sie przebranzowilam i tym samym zmieniłam pracę na lepiej płatna i do tego dalej się ksztalce. Jestem sama ale zawsze jest coś za coś…Nie stawiam krzyzyka. Idę do przodu i korzystam z życia. A jeszcze dwa lata temu nigdy bym nie uwierzyła że tak będzie. Mój świat zaczynał i konczyl się na nim…oprócz dziecka. Życzę wszystkim dużo sił w dążeniu do realizacji swoich marzeń.
Gratuluję
Tak wiele w tym prawdy… Sama znam kobietę, która po bolesnym rozstaniu deklarowała, że już żadnych facetów w najbliższym czasie, a już po chwili rzuciła się w ramiona pierwszego faceta, który pojawił się na horyzoncie, bo jak sama mówi nie umie być sama. Ja osobiście obrałam inną drogę, bo dla mnie „bycie” z kimś byle jak nie ma sensu. Dla mnie ważniejsza jest jakość, szanuję siebie i nie mam ochoty trwaç w czymś co do niczego nie prowadzi.
Ja mam podobnie tylko że po 6.5 roku. Musimy myśleć pozytywnie że to co najlepsze dopiero przed nami
Ja rozstaje się po 26 latach!!! Trudno jakoś ale to jest bez sensu aby tkwić z kimś bez żadnego celu bez wsparcia i bez poczucia bezpieczeństwa…..