!!NOWY POST!!
Podobno trwa nagonka. Podobno wymaga się od nas bycia ideałem pod każdym względem. Podobno bloggerki, influencerzy, gwiazdy show biznesu, aktorki, modelki, prezenterki szczują nas pędem za byciem idealną, wiecznie młodą, fit i Bóg wie co jeszcze… A wiecie, jak ja to widzę? Wydaje mi się, że to my same się nakręcamy, to my wmawiamy sobie, że musimy być fit, wiecznie młode i idealne. Ślepo a czasem tępo, patrzymy w obrazki, które nas otaczają i nie wyciągamy wniosków, nie zastanawiamy się co jest głębiej. Nie czytamy tylko patrzymy na nie jak analfabeci i wydaje się nam się, że wiemy o nich wszystko…
Świata idealnego nie ma i nie będzie. To utopia. Tak samo nie ma idealnych kobiet, matek, ciał itd. Każdy kto ma choć trochę oleju w głowie, to wie. Tak samo jest z osobami publicznymi, reklamami, filmami- to maleńki wycinek rzeczywistości, ułamek tego jak wygląda prawdziwe życie, życie tych ludzi, a mimo to… Bijemy pianę oglądając te wycinki, gotujemy się, skręca nas z zazdrości, wylewamy siódme poty na siłowni, wcieramy w siebie na raz 7 różnych kremów na cellulit i…rośnie w nas nienawiść i frustracja, bo nadal daleko nam do tego co widzimy.
Jako osoba działająca w sieci, widzę drugą stronę medalu. Wielokrotnie ktoś próbował mi coś wmówić, zarzucić, włożyć w usta jakieś słowa, sądy czy fakty, które nie miały nic wspólnego z prawdą. Jeśli chodzi o wygląd- cóż, odeśle Was do posta odnośnie mojego ciała po ciąży, który w minionym tygodniu pojawił się na insta. Na jakiej podstawie? Bo tak się jej/jemu wydaje, bo tak wnioskuje ze zdjęcia, ale nie raczy przeczytać co jest pod nim napisane, bo zasugerował/a się tematem posta, ale nie poświęciła 2 minut by go przeczytać ze zrozumieniem. Najgorsze, że to nie są jednostkowe przypadki. To plaga. I szczerze mówiąc nie wiem z czego to wynika. Z tego, że szybciej działamy niż myślimy? Że targają nami emocje, których nie umiemy w sobie pohamować? A może to kwestia zazdrości, zawiści, niemożności przewalczenia w sobie mobilizacji by również robić w życiu coś fajnego? Myślę, że na to pytanie powinniśmy sobie sami odpowiedzieć…
Zachęcam więc wszystkich aby z większą uwagą i spokojem, podchodzić do tych obrazów i informacji z nimi związanych. Nie twórzmy sobie presji tam gdzie jej nie ma. Nie bierzmy wszystkiego tak bardzo na serio i dosłownie ;) Nauczmy się oddzielać kreacje od prawdziwego życia, oraz przestańmy układać układanki mając do dyspozycji tylko maleńką część z jej elementów :)
Szarakorpomyszka says
Mam to do siebie, że lubię czytać zarówno Twoje teksty jak i komentarze. W sumie sama nie wiem dlaczego niektórzy tak bardzo się udzielają skoro w najmniejszym nawet stopniu nie utożsamiają się z tematyką bloga. Krytyka jest dobra tylko jeżeli ma argumenty. Co do kompleksów i dążenia do instagramowego ideału piękna to codziennie krzywdzimy same siebie. Każde niepowodzenie jest trudne często powoduje zniechęcenie, żal do całego świata. Czy jestem zazdrosna? O rety i to jak… Zazdroszczę koleżankom wychodzącym za mąż, tym chudym które jedzą co chcą a i tak nawet grama nie przybierają, tym wybierajacym meble do własnego mieszkania, ale to nie powód żeby kogoś opluwać jadem…
M says
Co zrobiłabyś, jak się zachowała, gdybyś znalazła w telefonie swojego męża zdjęcia innej kobiety?
Monika says
Podobne skojarzenie niestety przyszło mi na myśl. Można sobie forsować uwielbienie życia i siebie takim jakie jest. Bez ciśnień i z radością. A potem widzisz co oglądał Twój facet i wszystko chwieje się u podstaw. To, że lajkuje nierealnie chude modelki na insta to jeszcze nie powód, żeby brać rozwód, ale ręka się trzęsie i układasz dietę, nowy plan treningowy, po którym można startować w zawodach sylwetkowych i upatrujesz kieckę którą założysz, żeby „jeszcze mu pokazać”. W sensie mówię tu o swoim przypadku. To jest ogrom pracy, żeby poukładać sobie w głowie tak niezachwiane przekonanie o tym, że tak jak jest, jest dobrze i nie tracić kontaktu ze sobą.