Na początku związku rzadko bywa źle. Właśnie te początki, pierwsze pół roku czy rok, zwykle pamiętamy najlepiej i najmilej je też wspominamy. Poznajemy się, staramy dla siebie, zauważamy swoje potrzeby, jesteśmy blisko, cały świat mógłby nie istnieć. Są flirty, masa romantyzmu, temperatura prawie cały czas dotyka wrzenia. Wtedy tez mają miejsce pierwsze wyznania, obietnice, zbliżenia. On zawsze jest piękny, pachnący i kusi Cię na każdym kroku a Ty jesteś w stanie zasnąć w pełnym makijażu, depilować się 3 razy dziennie i zawsze góra Twojej bielizny pasuje do dołu ;)
Tak pięknie mijają nam kolejne dni i miesiące aż w końcu…ty już mniej zwracasz uwagę na wygląd bo i tak widział Cię bez makijażu, on nie wylewa na siebie morza perfum… Dopada Was rzeczywistość. I oczywiście gdyby na perfumach czy zapominaniu otwarcia przed Tobą drzwi, kończyłyby się przykre niespodzianki oraz odkrycia, to pół biedy. Jeśli jednak okazuje się, że ów Pan nie pije z Tobą wina okazyjnie, tylko musi się nawalić kilka razy w tygodniu albo jest kłamcą, złodziejem, naciągaczem, damskim bokserem czy psychopatą- sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Nie stał się nim przecież tydzień temu, prawda? Był nim w momencie gdy go poznałaś, ale Twoje różowe okulary, otępienie zmysłów plus Twój lepki jak wata cukrowa obrazek Was jako pary, zakleił Ci oczy i uszy.
Nie twierdzę, że nie warto i nie powinno się przeżywać tych pierwszych miesięcy tak jak opisałam to w 1 akapicie. Oczywiście, że się powinno. Sama często wracam do tych chwil, ale nie znaczy to, że stać Was na utratę czujności i zdrowego rozsądku- wierzcie mi, on nie kłóci się z romantyczną, słodką wizją. Chodzi o myślenie, bezpieczeństwo i nie wpędzanie się w kłopoty. Nikt nie ma na czole wypisane „jestem dupkiem” to fakt, ale inteligentna osoba, będzie w stanie odczytać to z jego zachowań.
Kolejną kwestią jest życie z daną osobą, mając w głowie wyłącznie jej obraz z tych pierwszych chwil. Niestety dziewczyny- też żałuję- ale one nie trwają wiecznie. Kolej rzeczy jest taka a nie inna i prędzej czy później nastaje porządek i znormalizowanie sytuacji. Nóż mi się w kieszeni otwiera jak setny raz słyszę powieść o tym, że ona z nim jest mimo, że teraz jej nie szanuje, wyzywa i leje „bo ona go tak strasznie kocha za te pierwsze pół roku razem”… Boże, czy to oznacza, że wystarczy się starać przez chwile a potem to już samowolka? No dziewczyny! Na Boga! Nie ma tak, że ktoś się może starać moment a potem mieć Cię w nosie. I chodzi mi tutaj zarówno o zachowania tak elementarne jak szacunek czy troska, jak i te jak się okazuje, mniej oczywiste dla niektórych. Więc zanim zaliczycie kogoś do kategorii „ideał do końca życia” dajcie sobie trochę czasu na weryfikacje, oboje…
leśny skrzat says
tak… Wiem cos o tym:) pierwszy rok malzenstwa byl cudowny, slodki i pelen romantyzmu. Obiad na stole codziennie, posprzatane tak, ze w sobote z nudow szorowalam lazienke od sufitu po podloge pomimo tego, ze moj maz ja na tygodniu myl. Po roku urodzil sie nasz syn i z dnia na dzien skonczyla sie sielanka. Wszystko na mojej glowie to i tak bylo malo. Doszedl alkoholizm meza, ktory byl wczesniej tylko rozowe okulary z klapkami nie pozwalaly mi tego dostrzec. Zaufanie zamienilo sie w ciagle kontrolowanie, posadzanie o zdrady do tego stopnia, ze balam sie wlasnego cienia. Tylko ze ta kontrola byla wczesniej, ale mi sie to podobalo bo myslalam ze zazdrosny, ze tak kocha bardzo, ze zalezy mu na mnie(przed slubem potrafil dzwonic o 2-3 w nocy sprawdzajac czy jestem w domu). Od 6 lat jestem po rozwodzie….Kocham swoje zycie bez kontrolowania!!!