Ja wiem, że większość Pań tutaj postawiła na wszystkich panach krzyżyk. Wiem, że wiele z nich wrzuca ich do jednego wora i najchętniej spaliłaby na stosie. Wiem również, że uważacie ich za nieczułych, kłamliwych, nielojalnych, bez uczuć i serca, ale czego byście nie mówiły i nie wymyślały patrząc na nich przez pryzmat (niestety często tylko i wyłącznie) urażonej dumy i złamanego serca, nie mogę się z Wami zgodzić.
Każdy facet jest inny tak samo jak każda kobieta jest inna. I my i oni mają sporo cech i tendencji wspólnych, ale to że 1, 2, 5 Cię skrzywdziło i dało popalić, nie znaczy, że będzie tak z 6, chyba że na 6 wybierzesz sobie skończonego dupka i łachudrę. Poza tym…to działa w dwie strony. Znam wielu panów, którzy cierpią przez panie- takie które okazywały się wariatkami, oszustkami, furiatkami, zakłamanymi manipulantkami itd. Cóż- taki jest fakt. I czy chcecie w to wierzyć czy nie, panowie mają uczucia, są szalenie wrażliwi, a gdy trafią na kobietę idealną dla siebie, są w stanie dać jej gwiazdkę z nieba.
Bardzo często (czego również wiele kobiet nie jest w stanie zrozumieć i zaakceptować), to my same ściągamy na siebie panów, nie zasługujących choćby na minimum zainteresowania. Lekceważymy szalenie jasne sygnały mówiące nam abyśmy uciekały zamiast pchać się w dana relację, abyśmy nie ufały, nie poświęcały czasu, nie wręczały kolejnych szans. Jeśli mimo to idziemy w zaparte i pchamy się dalej w paszcze lwa, to do kogo możemy mieć pretensję jak nie do siebie?
Mimo, że różnymi się z Panami psychicznie jak i fizycznie to wierzcie mi, że: oni też się wzruszają, również płaczą, przeżywają kłótnie, potrafią walczyć, starać się i zabiegać (tak, tak…zaraz kolejna grupa powie, że nie dane jej było na takiego trafić, więc pewnie tacy nie istnieją). Cóż tacy panowie istnieją, ale może i też dopiero niedawno się o tym przekonałam…tylko dlatego, że w to uwierzyłam i postanowiłam więcej nie przyciągać swoim biadoleniem i złą energią oraz brakiem wiary, tych „uszkodzonych”. Najpierw naprawiłam siebie, potem zaczęłam patrzeć inaczej na świat i…okazało się, że można.
To co chciałabym dodać na koniec to fakt, że męska wrażliwość, która ujawnia się poprzez wzruszenie, płakanie na dobrym filmie czy po kłótni, absolutnie nie ujmuje mu męskości i siły charakteru. Uważam, że to taki rodzaj wrażliwości, który jest cenny w każdym człowieku niezależnie od płci. Miejmy to panie z tyłu głowy, kiedy kolejny raz będziemy z góry chciały któregoś z panów ocenić, spisać na straty i uznać, że jest nieczułym dupkiem ;)
Megg says
Mój jeszcze mąż płaczem robi z siebie ofiarę
Nie wie jak mnie złamać to płacz i straszenie mnie ….coś sobie zrobię powiem działa.wchodzenie na psychikę
Jak już wszystkie możliwości wykorzystane to akcja ofiara szkoda że jak ja płakałam 16lat to on się śmiał teraz ja już nie mam serca tylko głaz i wiem że można znienawidzić druga osobę przykre ale tak jest
Wszystko ma swój czas i miejsce jak się zabiło miłość to i już łzy krokodyle nie pomogą życie
karmel says
tylko ja piszę o szczerym płaczu wywołanym przez zranienie. nie ogierkach między panami a paniami ;) czym innym jest cyrk i histerii oraz udawane szlochanie a czym innym faktyczny płacz
Facet says
Tak Karmel masz rację.
Ja nie robiłem tego na pokaz (płakałem). Płakałem jak nikt nie widział np. W nocy albo zamykałem się w łazience po cichu… Nie chciałem żeby ktoś pomyślał że poprostu jestem słaby…
Dziękuję Karmel za ten post widzę że wyciągasz wnioski z komentarzy. Pozdrawiam
Megg says
Tylko nadribicie dziwnych rzeczy . przykrych słów .a potem płacz bo druga strona ma dość stawia jasno sprawę odpuszczam to wtedy łzy.
A kiedy byl czas zawalczyć starać się i szanować to tego nie było a potem przykro no niestety i wtedy już łzy ani jednego ani drugiego nic nie zmienia ….życie uczy pokory i odporności nawet na łzy mimo że kiedyś się kochało
złyżon says
Meeg, piszesz „mój jeszcze mąż….” ja widzę w tym nadzieję, że na szczęście jeszcze nim jest, bo skoro nim jest to może, ma prawo, czekasz na jego walkę o Ciebie, o Was…
Łzy, nie tylko nocą, nie tylko po kryjomu…., pomagają, oczyszczają, pozwalają nadal wierzyć, że „możemy” się dogadać. Gdy są to już tyko łzy bezsilności, płyną w każdej chwili, bez względu na porę dnia i miejsce słońca na niebie. Tylko kto wtedy dostrzeże dostrzeże w sobie choćby kawałek winy tego rozpadu i zapracuje nad sobą by uratować to, co działo się kilka miesięcy, kilkanaście lat…….