Tytuł postu pewnie kojarzy się Wam z pewnym romantycznym filmem, który ja sama oglądałam jeszcze jako dzieciak, ale…dziś nie o filmie, dziś będzie a o rozmowach bez odpowiedzi. O komunikacji, która jest właściwie jednostronna i chęci rozmowy, płynącej jedynie od jednego z partnerów. Brzmi poważnie? Tak, to jest poważne…
Wyobraź sobie związek (chyba, że Twój jest już na takim etapie), kiedy coś ewidentnie zaczyna się psuć, nie grać, nie działać. W pewnym momencie sama już nie wiesz czy to początek złej passy czy od dawna tak jest, ale nie zauważyłaś tego w natłoku codziennych spraw lub odłożyłaś zajęcie się tym na później. Czujesz, że jest kiepsko całą sobą i w końcu zdobywasz się na rozmowę. Chcesz zapytać partnera czy też się tak czuje. Czy również ma obawy i dyskomfort związany z tą sytuacją. Boisz się tej rozmowy. Nie chcesz rozpętać wojny a jedynie pogadać i wymyślić wspólnie co zrobić. Zaczynasz wypowiedź, do której tak długo się szykowałaś i…okazuje się, że on ma Twoje słowa kompletnie w dupie.
Słyszysz, że wymyślasz, przesadzasz, mylisz się, czepiasz, nie masz większych problemów albo przeciwnie. Dowiadujesz się, że on od dawna się tak czuje, że to Twoja wina, że nie wiedział, jak Ci to powiedzieć. Oczywiście istnieje jeszcze trzecia opcja i ta chyba jest najbardziej bolesna i destrukcyjna. On nie chce rozmawiać, zamyka się w sobie, olewa Cię. Nie docierają do niego Twoje argumenty, obawy, złe samopoczucie oraz cała lista przytaczanych przez Ciebie sytuacji, pokazujących to o czym mówisz. Tak, ona to wypiera, zamiata pod dywan- tak mu wygodniej, łatwiej. Co to może oznaczać? Z mojej perspektywy kilka rzeczy. Niedojrzałość to na pewno punkt numer jeden. Kolejną kwestią jest zapewne zwyczajna nieumiejętność rozmawiania o problemach, której partner nie nabył za młodu- może to być kwestia wychowania, tego, że w dzieciństwie nie miał szans nauczyć się rozmowy o problemach lub przeraża go to. Mam wrażenie, że czasem przyczyną jest również myślenie, że temat, którego nie przyjmę do siebie, udam, że go nie ma, że go nie widzę- zniknie.
O tyle o ile w pierwszych dwóch sytuacjach widzę szansą na rozmowę, ewentualne wyjaśnienie lub przewalczenie tego co się między Wami dzieje, tak w przypadku osoby, która odwraca się plecami w takiej chwili- może być ciężko. Zwykle to o czym napisałam dopełnia jego przerośnięte ego, przekonanie o byciu idealnym lub wychowanie w przeświadczeniu, że zawsze ma racje a mama jakoś go wybroni w razie czego…przemawia przez niego strach.
To jedna z najbardziej frustrujących sytuacji w związku. Zaczynasz czuć się jak w pułapce, w klatce absolutnie bez wyjścia. Błędne koło, kiedy ty mówisz, on nie słucha, Ty znowu mówisz, on wychodzi/nie słucha/obraża się, Ty mówisz a Twoja frustracja wzrasta… Znasz to?
Cisza to cichy zabójca wielu związków i małżeństw. Nieumiejętność komunikowania się, domysły, przemilczenie zbyt wielu spraw, niezabliźnione rany, nieprzegadane tematy… Pytanie czy na to pozwolisz nie. Postawisz wszystko na jedną kartę czy się poddasz…
tralalala says
A co , jeśli rzeczywiście przesadzam, widzę problem tam, gdzie go nie ma? Może powinnam się poddać, bo czemu mam się kajać i dążyć do rozmowy, żeby zniknęły wątpliwości i każdy z nas wiedział, na czym stoi, skoro on ewidentnie tego nie chce? po co mam się naprzykrzać? :I może są rzeczy nie do przeskoczenia?
karmel says
To zależy. Oczywiście może tak być, ale jeśli coś Cię na prawdę boli czy spędza sen z powiek, powinnaś mieć prawo to wyjaśnić. Nikt nie mówi o awanturze, ale rozmowie. Nieporozumienia się wyjaśnia, tłumaczy, dyskutuje. To może być totalna bzdura dla niego, ale jeśli dla Ciebie jest ważna, dla niego tez powinna być- przynajmniej na tyle by o niej z Tobą pogadać.
tralalala says
Czyli powinnam spróbować porozmawiać o tym jeszcze raz, ostatni?
karmel says
tak i powiedzieć to co napisałam- ” dla ciebie być może to coś błachego, ale dla mnie nie. Nie chcę kłótni, zależy mi na rozmowie- chce byś pomógł mi zrozumieć/wyjaśnić…”
tralalala says
W takim razie dziękuję za pomoc :)
karmel says
Nie chodzi o to by robić karczemne awantury- jesteśmy tylko ludźmi i czasem małe niewyjaśnione na czas sprawy przeradzają się w coś tak skomplikowanego i pogmatwanego, że kończy się nieszczęściem ;) Dlatego warto od razu i chyba warto przyzwyczaić obie strony do takiego trybu
Zdesperowana mama says
A co jeśli i to nic nie daje? Ja się uzewnetrzniam, mówię w czym jest problem z nadzieją że uda nam sie to przezwyciezyc a po kilku moich jednostronnych rozmowach i braku reakcji z jego strony zaczynam byc atakowana? Ze wcale nie jest tak jak mówię że wg niego ktoś cos mi nagadal itp co wtedy robić kiedy rozmowy nie ma????
Mama says
Mialam dokladnie tak samo.Problemy byly ogromne, sam je powodowal, rozmawiac nie chcial, prowadzilam monologi wierzac, ze jednak cos dotrze, ze da sie uratowac Nie dotarlo.. Jestem w trakcie rozwodu, ktory byl ostatnia rzecza ktorej chcialam:-( Jednak tak dalej nie dalo sie zyc…
Marzycielka says
Nie wiem w jakiej jesteś konkretnie sytuacji. Ale ja miałam bardzo podobnie w związku. Też mój partner insynuował mi, że przesadzam, że to moja wina itd. Próbowałam z nim rozmawiać wiele razy, ale to nic nie dawało a jeszcze bardziej potęgowało problem. Czułam się z tym bardzo źle, bo nie wiedziałam co mam zrobić i bardzo się w tym związku dusiłam. Postanowiłam odejść. To była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć w życiu. Po zerwaniu poczułam się tak wolna od problemów i poczucia winy, że zrozumiałam iż ten związek był jedną wielką pomyłką. :) W związku nie może zabraknąć zrozumienia, szacunku i przede wszystkim szczerej rozmowy. :)
RowniezMama says
Podobnie jak u mnie. :( też wciąż tłumacze i mówię, przelykam wiele przykrych słów, które od niego usłyszalam, bo chcę walczyć. Tylko, że już nie wiem, czy warto. :( najczęściej na moje próby rozmowy, które zaczynam bardzo łagodnie, on mnie atakuje i jest w stosunku do mnie agresywny. Ciężko mi to rozgryzc. Piszę do niego czasem listy, żeby jakoś dotrzeć. :( Ale nic się nie zmienia. Mówiłam mu, że brak rozmowy w zwiazku prowadzi do rozstania, ale wątpię żeby się tym przejął. Dodam, że mamy siedmioletnie dziecko i myśląc o rozstaniu, muszę też myśleć, czy nie wyrzadze krzywdy synowi.