Na świecie nie ma ludzi wiecznie uśmiechniętych, szczęśliwych, zadowolonych z życia i tryskających energią co dnia… To zwyczajnie niemożliwie. Jeśli takowych znacie to albo biorą używki, albo cierpią na choroby psychiczne- zaręczam ;)
Każdy z nas miewa gorsze dni i każdy z nas ma do tego prawo. Zwyczajnie ze względu na pogodę, natłok spraw, złe samopoczucie fizyczne czy milion innych rzeczy, mamy prawo do tego by czasem mieć muchy w nosie. By źle się czuć, ciskać gromami i być naburmuszonym.
Piszę o tym, ponieważ dzisiejszy, zawsze „idealny” świat, kreuje u nas mylne przeświadczenie, że każdy z nas zawsze musi być na 100%. Że nie ma i nie może być w naszym życiu miejsca na błędy, potknięcia, łzy, porażki czy zwyczajną normalność. Kobiety zawsze biegają w szpilkach, perliście śmiejąc się i pokazując śnieżnobiałe zęby. Idealnie ubrane, mające idealną pracę, uśmiechnięte dzieci, męża jak z pod igły i dom, który zawsze lśni, mimo, że absolutnie nie masz czasu by pucować go całe dnie.
Twoja doba się nie rozciągnie, twoje życie nie kręci się tylko w koło czystej podłogi a ilość spraw i długość pracy nie pozwala Ci na to byś biegała w mini oraz szpilkach 7 dni w tygodniu. Oczywiście są Panie, które ze wszelką cenę sobie lub innym chcą udowodnić, że się tak da. Są też takie, które stawiają to sobie za punkt honoru, ale…czy faktycznie kogoś poza nimi to obchodzi? W końcu normalny, zdrowy człowiek, który jak każdy ma masę spraw na głowie nie żyje życiem innych i nie przeżywa go jak szalony, bo zwyczajnie nie mamy na to czasu.
Ciągła presja tego co w około też może nam dawać we znaki. Czasem wydaje mi się, że każdy jest szczuplejszy ode mnie, że każdy jakimś cudem znajduje czas na sport, każdy się spełnia, rozwija, wiedzie kolorowe życie towarzyskie, prywatne, interesuje się milionem rzeczy, w których wiedzie prym. Każdy jest na super diecie, każdy kocha jarmuż, szpinak i umie przeżyć na dwóch liściach sałaty, a ja? No wygląda na to, że jestem totalnie beznadziejna, bo co każdego dnia musze wybierać- między tym, że będę wyglądać jak człowiek a robieniem śniadania z dokładnie wymierzoną ilością warzyw, białka i węglowodanów. Między czasem w pracy a spotkaniem z rodziną, między wizytą na siłowni a chwilą ciszy w wannie, między pucowaniem na błysk blatów a plotkami z przyjaciółką czy między bieganiem po klubach oraz imprezach a rozwijaniem swojej firmy i inwestowaniem w przyszłość na rzecz wyrzeczeń tu i teraz. Cholera, więc jak oni wszyscy to robią? ;)
Moja rada? Nie zadręczaj się! Nie wierz w takie rzeczy i nie narzucaj sobie presji z nimi związanej. Ja przestałam i żyje mi się zdecydowanie lepiej. Kiedy mam ochotę na detox to go robię. Kiedy musze się wyładować, ćwiczę. Kiedy pragnę się wyszaleć i resetować jadę do znajomych, albo organizuje spontaniczne spotkanie. Mam dni na szpilki i mini bo chce czuć się seksy i hot a mam takie kiedy nawet nie myje głowy tylko zakładam dres i tak idę do pracy. Czasem jem na śniadanie zdrowy koktajl a czasem wypijam w biegu zimna kawę lub kupuje hot doga na stacji i zapijam go colą (absolutnie nie zero). Czy ktoś przez to płacze? Cóż, czasem, kiedy wchodzę na wagę lub w tym dresie i tłustych włosach wpadam na jakiegoś ex- tak bywa. Nie planuje się jednak tym zadręczać. Dziś na przykład mam dzień na chlipanie bez powodu i właśnie to robię. Dzięki temu jutro będę jak nowa!
Dodaj komentarz