Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo irytują mnie teksty, że właściwie co ja wiem o życiu i co przeżyłam, skoro mój rozwód nie był obarczony walką o dziecko. To fakt, nie był. Nie miałam z byłym mężem dzieci. Nawet plany na ich posiadanie były tak odległe i abstrakcyjne, że sama już nie wiem czy w ogóle miałyby szanse kiedyś wypalić. On się śmiał, że syna nazwie Hektor a ja wychowam go na ciapę…i to by było na tyle. Jednak fakt, że dzieci nie posiadam, nie znaczy, że mój rozwód i sam czas rozstania, układania sobie wszystkiego a wcześniej zawalenia się na głowę, był dla mnie lżejszy czy przyjemniejszy niż u kogoś z dzieckiem. No niestety nie. Pewnie gdybym je miała, byłabym bardziej zmotywowana, wiedziałabym i czuła, że musze być silna nie tyle dla siebie co przede wszystkim dla niego. Pewnie nie porwałabym się na leczenie farmakologiczne załamania nerwowego, nie rzuciła pracy czy nie leżała jak kukła beż życia, wegetując tygodniami. Musiałabym wziąć się w garść, świecić przykładem, pokazywać jak dzielne jestem, nie niepokoić go i nie narażać. Nie byłabym też sama. Osoba, która przychodzi przez to wszystko w pojedynkę, wcale nie ma łatwiej. Tak się może wydawać, ale tak nie jest. Pamiętam jak kiedyś ktoś mnie zapytał, czego boje się najbardziej na świecie. Myślałam o tym długo, oczywiście miałam w głowie rzeczy w stylu: „obudzę się w trumnie”, „zachoruje na coś paskudnego” itd., ale odpowiedziała, że najbardziej, boje się po prostu samotności…
Te słowa miałam w uszach, kiedy zostałam sama, mimo że przecież miałam rodziców, siostry- wtedy, w czasie separacji i rozwodu, poczułam tą samotność, o której wspominałam wtedy, jeszcze nawet nie wiedząc, że o coś takiego dokładnie mi chodziło. Byłam sama dosłownie wszędzie. W tłumie, na imprezie, przy zapchanym w klubie barze, w komunikacji miejskiej, pracy a najmniej w pustym mieszkaniu. Paradoks. Byłam sama bo nikt z otoczenia mnie nie rozumiał, nie był w mojej sytuacji. Mógł ze mną polemizować, wymądrzać się i doradzać, ale nie wiedział nic. Nie wiedział jak to jest budzić się z krzykiem i dezorientacją, zbierając myśli gdzie jestem i co się dzieje. Nie wiedział jak to jest jeść suche bułki przez tydzień, płakać i krzyczeć w samotności, czuć jakby się umierało bo ciało odmawiało posłuszeństwa i przechodzić codziennie wojny z całym światem mimo, że już dawno wywiesiło się białą flagę.
Tak, żałuje że nie mam dzieci. Chciałabym je mieć, ale widać nie było mi dane. Dobrze, że nie miałam ich z byłymi partnerami, ale wcale nie cieszę się, że nie miałam ich w ogóle czy podczas rozwodu. Pamiętajcie, że miarą przeżywania pewnych doświadczeń, nie koniecznie jest ilość problemów na głowie, ale czasem ich waga oraz wszelkie inne czynniki zewnętrzne. Nie mamy prawa do oceniania kogoś przez pryzmat kilku informacji o nim. Póki nie jesteśmy w jego skórze, nie wiemy o jego uczuciach kompletnie nic. Zapamiętaj- czasem uśmiechająca się do Ciebie dziewczyna w tramwaju, ma o tonę więcej bolesnych doświadczeń, niż zgorzkniały sąsiad w wieku naszych dziadków.
Ehdi says
a ja nie wiem czy miałabym w sobie tyle siły aby odejść gdybym miała dziecko… wiele mnie kosztowała ta decyzja… w sumie nie wiem jak by było. Trudno stwierdzić co dla kogo jest dobre i jak komu jest łatwiej. Nie ma co oceniać bo każdy przechodzi rozstanie inaczej. Ja na pewno żałuje, że nie mam dzieci ale cóż… takie życie.
Mm says
Mając dziecko nie możesz drugiej osoby wyrzucić ze swojego życia raz na zawsze, odciąć się na wszystkie możliwe sposoby, zapomnieć… a przez to tak ciężko ruszyć dalej. Dla mnie to jest najtrudniejsze.
r.i. says
Swietnie to ujelas, choc moj byly jest za granica i przez to jestem szczesliwsza, ze tego zdrajce widze max 3 razy w roku to znowu jego matka do mnie wypisuje i musi przyjezdzac po moje dziecko. Chcialoby sie zapomniec, zerwac wszystko, co mozliwe, a sie nie da. Po drugie kilkuletnie dziecko w czasie rozwodu nie jest wsparciem, trzeba sie ukrywac z trudnymi emocjami, nie mozna wyjsc na imprezy, bo zal malucha, patrzysz na miniature kogos, kto zniszczyl cirodzine przez swoj niezaspokojony wiecznie poped i klamstwa…
Justyna says
Każdego dnia patrzę na dziecko, które przecież zrodziło się wiele lat temu z naszego szczęścia i wzajemnej miłości, w chwili gdy nie umieliśmy bez siebie żyć, gdy cały świat kręcił się tylko wokół naszego związku i nic, ani nikt nie był od tego ważniejszy. Tym trudniej jest zapomnieć, gdy tuż obok mamy taką „przypominajkę” w postaci dziecka. Patrząc na mojego syna widzę te wszystkie dobre chwile, który były między mną a partnerem. Z takimi uczucia można sobie poradzić w dniach gdy jesteś silna i pełna pozytywnej energii. Ale gdy przychodzą jakieś gorsze chwile, nagły kryzys, gdy przytłaczają Cię problemy dnia codziennego, pojawia się wtedy sentyment, smutek, żal i rozgoryczenie. Myślisz sobie wtedy, że gdybyście się nie rozstali, teraz miałabyś oparcie w partnerze, mogłabyś się do niego przytulić, wygadać się, on pewnie cmoknąłby cię z czułością w czoło, uśmiechnąłby się i wszystkie czarne myśli nagle by się ulotniły. Przychodzą nawet myśli, że mogłaś przymknąć oko na pewne wybryki partnera gdy jeszcze byliście razem, na sprawy przez które z czasem zaczęliście się od siebie oddalać, że może twoja decyzja była pochopna. Ale później, gdy kryzys mija, analizujesz te wszystkie wcześniejsze myśli i pukasz się w czoło, jak w ogóle mogłaś o czymś takim pomyśleć. Mając dziecko nie da się po prostu zamknąć pewnego rozdziału w swoim życiu. On zawsze w jakiś sposób będzie otwarty. Będzie jak otwarta książka pozostawiona gdzieś pod stertą innych spraw. Czasami będziemy te sprawy odgarniać i będziemy natykać się na naszą otwartą przeszłość. Ale najważniejsze – musimy nauczyć się z tym żyć i pamiętać, że ta historia nie skończyła się happy endem i nawet jeżeli ponownie do niej zajrzymy, to nie zmieni to w żaden sposób jej zakończenia.
K.G says
Chyba zgodzę się z twoim poglądem na trudność rozstania bez posiadania dzieci. Ja mam ich dwoje z byłym mężem, to dla nich właśnie musiałam i muszę trzymać się kupy, dla nich muszę wstawać codziennie z łóżka, dla nich się uśmiechać i funkcjonować w świecie. Gdybym miała to robić tylko dla siebie pewnie byłoby mi bardzo trudno. Jedno dobre jest w „nie”posiadaniu dzieci w takiej sytuacji… To że odcinasz się całkowicie, nie spotykacie się na uroczystościach, nie rozmawiacie, nie uwzgledniasz go w swoich planach…. Zaczynasz żyć od nowa, bez tego ogona…. To jest dobre.
Karolina says
Rozstanie z dzieckiem czy bez to zawsze dużo do przejścia. Ja dzięki synowi zniosłam to w miarę dobrze bo skupiłam całą swoją uwagę na nim i dla niego tylko żyłem. Tylko on się dla mnie liczył, liczy. Jednak teraz kiedy chciałabym ułożyć sobie życie na nowo nie do końca mogę spełnić swoje pragnienia. Są chwile kiedy marzę tylko o tym żeby spakować walizkę i wyjechać za granicę, odciąć się od przeszłości totalnie. Niestety nie mogę. W związku z tym przeszłość i ludzie których nie chce już znać wciąż zatruwają mi życie. Więc z jednej strony zazdroszczę Ci ze byłaś tylko ty, ale z drugiej strony mój syn dał mi siłę aby przetrwać to wszystko i kocham go nad życie.
Carrotka says
Miałam ogromną potrzebę walnąć się na dwa tygodnie do łóżka, upić, przespać, wypłakać, wykrzyczeć, przemilczeć, wyciszyć się-przeżyć żałobę po 10latach małżeństwa. Nie mogłam.
Chciałam wspomóc się farmakoterapią bo z trudem fynkcjonowalam.
Nie mogłam.
Bo codzień rano oni byli ważniejsi, dla nich otwieralam oczy. Mali byli, 2lata i 4,5. Uznałam, że bardziej mnie potrzebują niż ja siebie samej. Ale ta nie przeżyta żałoba się odezwała po czasie, tak jak i ta nie przeżyta po śmierci Taty.
karmel says
To też kwestia jak co na ciebie wpływa, jak pewne rzeczy przezywasz. Mi sie wydawało, że jest Ok a potem nagle BUM. To proces który najlepiej przepracować, poukładać w głowie ze specjalista by potem nie rzutował na rożne dziedziny Twojego życia.
Basia Mazanek says
Dobrze,źe nie miałaś dzieci z byłym,przynajmniej one nie były w tym wszystkim, mój syn tkwił w tym bagnie 25 lat ( 16 lat po rozwodzie ),bardzo mi go szkoda, bo ma zniszczoną młodość.
rrruda says
ja nawet pokusiłabym się o stwierdzenie że przy rozwodzie bez dzieci jest trudniej. dlatego że zostjesz sama łatwiej się załamać.
a tak, jak mam dzieci ( jestem teraz w trakcie rozwodu już od ponad roku wychowuję ich sama) to jest ławiej….trzymać się w kupie. masz dla kogo żyć więc to motywuje by walczyć przetrwać nie dać się codzienności nie załamać sie.
Ania says
Ja jestem w trakcie rozwodu, ale dzięki mojej dziewięcioletniej córce, która zwraca baczną uwagę na zachowanie swojego ojca i jego „partnerki”, wyleczyłam się z „miłości” do swojego prawie byłego męża.
omega says
Nie zawsze jest latwiej rozwiezc sie z mezem majac dzieci. Wszystko zalezy od tego jak mocna masz psychike. Nie kazda matka jest w stanie to wszystko udzwignac i kazdego dnia wstawac i zyc dla dzieci. Czesc kobiet zalamuje sie majac dzieci w trakcie rozwodu i nie jest w stanie nic z tym zrobic. Cierpia wtedy najbardziej dzieci. Ja uwazam ze rozwod z dziecmi jest trudniejszy niz bez nich. Rozwod bez dzieci jest rowniez bardzo trudny ale jesli nie posiada sie dzieci ma sie wiecej mozliwosci poradzenia sobie z tym. Mozna przezyc zalobe po rozwodzie, mozna skorzystac z farmakologii, wyjsc na impreze, spotykac sie ze znajomymi. Jednym slowem mozna wypelnic sobie czas w rozny sposob. Kiedy ma sie dzieci te mozliwosci sa bardzo ograniczone i uwazam ze troche trudniej sobie z tym wszystkim poradzic.