Dziś będzie trochę o nas kobietach- kobietach współczesnych, silnych, zdeterminowanych, „wielofunkcyjnych” i…pogubionych. Dlaczego? Otóż na spotkaniach autorskich oraz podczas wszelkich rozmów czy wywiadów, zawsze pojawia się pytanie do mnie: Czemu uważam, że współczesna kobieta jest pogubiona? Okazuje się również, że odpowiedź na nie oraz rozwiązanie tej małej zagadki nurtuje nie tylko mnie, ale i was moje czytelniczki J Być może nie bezpośrednio, ale jednak tak jak ja dostrzegacie ten problem, być może nie umiejąc go jedynie nazwać.
Moje spojrzenie na ten problem opisywałam wczoraj, ale bardzo skrótowo. Konflikt, który widzę we współczesnych kobietach to walka między naszą chęcią bycia silnymi, niezależnymi i zdeterminowanymi paniami swojego losu, które potrafią sobie ze wszystkim radzić, być samowystarczalne oraz spełniać się na polach takich jak kariera, dodatkowe pasje i rozwój osobisty a… no właśnie… a naszą naturą, która w większości w nas drzemie i pragnie by traktować nas jak eteryczne nimfy, obdarzać czułością, miłością i opieką. To ta nasza strona, która bardziej odpowiada księżniczce niż kobiecie władczej i zdeterminowanej do osiągania wielkich rzeczy w pojedynkę J
Mam wrażenie, że współcześnie wiele z nas boryka się z problemem połączenia z jednej strony tego co w nas pierwotne z tym co narzuca nam dzisiejszy świat, cywilizacja, ludzie i tempo naszego życia. Jesteśmy pogubione w tym wszystkim i same nie wiemy czego się łapać by podołać wszystkim wyzwaniom, zadowolić każdego z osobna i jeszcze samej poczuć się z tym wszystkim ok. Pragniemy być szczęśliwe, ale nasze poczucie obowiązku, idealistyczne często podejście do wszystkich tematów i chęć spełnienia, utrudniają nam połapanie wszystkiego na raz. Przez zawalanie pewnych tematów i pogubienie wpadamy we frustracje, które albo nas przybijają, ale doprowadzają do szału odbijając się na wielu płaszczyznach naszego życia. Kobieta sfrustrowana, nigdy nie będzie kobietą szczęśliwą. Niestety, wiele z nas w tym momencie zatacza koło. Skupiamy się na karierze i zaniedbujemy sferę prywatną nie mogąc jej albo zbudować albo podtrzymać na zadowalającym poziomie (nie mamy czasu dla partnera, dzieci, na to by zadbać o dom). Kiedy skupiamy się na domu i dosłownie zostajemy pochłonięte przez domowe obowiązki, opiekę nad dziećmi, zakupy, gotowanie sprzątanie i inne…okazuje się, że pogubiłyśmy gdzieś marzenia, „zdziadziałyśmy”, czujemy się gorsze od tych spełnionych zawodowo, mamy wrażenie jakbyśmy się cofały…
Czy to nie jest jedna z naszych największych bolączek? Wydaje mi się, że każda z nas się z tym boryka i każda z nas nie wie jak ma to wszystko ogarnąć. Mnie osobiście wydaje się, że by osiągnąć równowagę konieczny jest dystans do siebie i świata, pewnego rodzaju umiar, który pokazuje nam kiedy warto coś przycisnąć a kiedy lepiej opuścić na rzecz czegoś ważniejszego (beż żalu i zawodu). To my musimy się czuć komfortowo z tym co robimy i ile poświęcamy na to czasu- tym bardziej gdy w grę wchodzi również chwila na oddech, książkę, zakupy czy kolację z ukochanym. Pogoń za idealną kobietą współczesnych czasów- kimkolwiek ona jest- to bujda. Każda z nas jest inna i czego innego jej trzeba. Nie traktujmy siebie jak kogoś, kogo można traktować wg jakiegoś szablonu. Stwórzmy własny, który będzie dla nas komfortowy i wykonalny. Oczywiście możemy podwyższać sobie poprzeczkę, ale…nie bez końca i w granicach rozsądku. Tak wygląda mój przepis na mnie samą…a jak wygląda Twój? J
Dodaj komentarz