Dzisiejszy post nie jest skierowany ani do rozwódek, ani do kobiet w związkach czy singielek. Jest skierowany do wszystkich. Za chwilę dowiecie się dlaczego. Tytuł tego wpisu, wydaje się być absurdalny i bardzo prowokacyjny- po części na pewno tak jest, ale tylko dlatego, że odnosi się do bardzo ciekawego zjawiska występującego wśród kobiet. Przejdźmy jednak do sedna.
Kiedyś dawno temu usłyszałam, że jestem w danym związku bo lubię cierpieć. Usłyszałam to zdanie i pomyślałam- co za bzdura! Jestem z nim bo go kocham, bo się rozumiemy, bo lubimy spędzać razem czas, rozmawiać, być blisko, patrzeć sobie w oczy, wygłupiać się i planować dalsze życie. Dopiero gdy trochę „otrzeźwiałam” z tak tęczowego patrzenia na tą relację, pomyślałam : „Kurcze, wymieniłam właśnie jedyne dobre i miłe strony tej relacji. To co w niej lubię, co sprawia że sama siebie przekonuje do tego, żeby w niej trwać. Zupełnie bezkrytyczna jak matka jedynaka, który jest największym łobuzem na podwórku a ja opowiadam ludziom dookoła, że jak to skoro to takie dobre dziecko”. Gdzieś w końcu dotarło do mnie, że właśnie wpadłam w pułapkę swoich uczyć i wyobrażeń, że tłumaczę swój związek jak matka bezkrytyczna matka a nie myślę o nim jak osoba będąca jego częścią, bezpośrednim uczestnikiem. Nie chce widzieć wad drugiej strony, nie potrafię się do nich otwarcie przyznać, nie umiem też dopuścić do siebie myśli o niedoskonałościach tej relacji i braku jej sensu.
Potem jako obserwator i analityk wszystkiego, zaczęłam się przyglądać znajomym parom. Chciałam sprawdzić czy tylko ja choruję na taką krótkowzroczność, czy jest to zjawisko nieco bardziej powszechne. Nie musiałam się specjalnie przykładać by dostrzec pewne zależności prawie od razu. Wystarczą rozmowy z koleżankami i kolegami o ich związkach, gdzie strony wypowiadają się na temat spędzanego razem czasu, swoich planów, zachowań drugiej strony i tego „jak im razem jest”. Wnioski cholernie mnie zaskoczyły i skłoniły do przemyślenia i jeszcze głębszej analizy tego tematu. Okazuje się, że każda osoba, z którą rozmawiałam o związku tłumaczyła (nie w prost, tylko jak ja), drugą stronę, mimo że sytuacja ani ja tego nie wymagaliśmy. Wszyscy mamy tendencje do tłumaczeń, sami mówimy „nie ma ideałów”, „ona już tak ma”, „po ślubie się zmieni”, „kocham go takiego mimo wad”.
Oczywiście- nikt nie jest ideałem i nawet nie mamy się co łudzić, że ideał znajdziemy, ale…to nie znaczy, że musimy trzymać się kurczowo osoby, z którą nie jest nam dobrze, którą wciąż przed samym sobą tłumaczymy- jej charakterem, wychowaniem, sytuacją w pracy, humorami itd. Szczególnie kobiety mają taką tendencje. Albo wszystko biorą na siebie, albo tłumaczą tak usilnie jakby się bały, że jak nie ten to innego na pewno nie będzie. Jakby były kulawe, garbate i szczerbate a ten jeden zbłąkany książę z bajki im się trafił i teraz nie można go wypuścić z rąk bo przecież „on jest taki cudowny i słodki”.
Ileż razy słyszałam dokładnie te słowa od pięknych, inteligentnych, zaradnych i silnych kobiet. Czytałam lub słuchałam ich historii i nagle wydawało mi się, że zamiast wyzwolonej atrakcyjnej kobiety, którą znałam, słucham właśnie małej sierotowatej dziewczynki w wieku maksymalnie 14 lat. I o ile chodzi o to, że on nie sprząta, okazał się nijaki, że chemia uleciała, że jest brudasem, nie myje zębów czy chrapie- jakoś można to sobie wytłumaczyć, ale co kiedy spotykasz się z tłumaczeniem kogoś kto cię bije, poniża, wyzywa, nie szanuje, znęca psychicznie, okrada itd? Kiedy nie jest to jednorazowy wybryk a pasmo takich zachowań, trwające lata i pogłębiające się. Kiedy nigdy nie było „przepraszam”, nie było wytłumaczenia się, poprawy to co wtedy? Słuchałam takich historii i myślałam- czemu ona z nim jest? Mogłaby mieć każdego a uparła się na niego. Kocha go? Kocha to jak on ją traktuje? Czy to cierpienie, które przeżywa daje jej jakieś szczęście i spełnienie?
Mój wewnętrzny, analityczny mądrala podjął wyzwanie pochylenia się nad tym tematem. Przede wszystkim zastanawiając się skąd nam się to wzięło, że tak kurczowo lubimy się trzymać facetów, którzy nie są dla nas. Takich, z którymi nie czeka nas żadna przyszłość, szczęście, spełnienie. W jaki sposób wytworzyło się w nas przekonanie, że tak musi być, że właśnie tak wygląda prawdziwa wielka miłość.
Wnioski jakie urodziły się w mojej głowie są oczywiście bardzo subiektywne, ale wydaje mi się, że mają sens. Pierwszy z nich to nasza kultura. Jest to pojęcie w tym przypadku szalenie szerokie. Myślę tutaj o filmach, reklamach, serialach, książkach, bajkach, Harlequinach i piosenkach. Wszystkie te przekazy kultury, przedstawiają nam tez miłość- jako, że jest to uczucie najpiękniejsze i najwznioślejsze, ale jak ją przedstawiają? No właśnie. Wszystkie najpiękniejsze i najwznioślejsze historie miłosne to pasmo cierpienia, bólu, walki i łez. Miłość jest piękna i filmowo-książkowa, jeśli na jej drodze staje milion przeciwności losu, bohaterki walczą o nią, lub cierpią z jej powodu. W kobietach podświadomie zaszczepia się myśl, że związek „łatwy”, bez komplikacji, niedomówień, sporów i walki jest niepełnowartościowy, nijaki, bez sensu, nie ma w nim pasji, emocji i jest przede wszystkim pozbawiony pierwiastka tej bajkowości, filmowości i książkowych zwrotów akcji. Przecież najpiękniejsze piosenki przy dźwiękach gitary roztaczają nad nami obraz cudownej miłości, kiedy on ją zranił a ona mu wybacza bo go tak kocha, filmy opowiadają o milionie komplikacji zanim wszystko zwieńczone zostało bajkowym ślubem.
Sama złapałam się na tym nie tak dawno, kiedy weszłam w nową relację. Nie ma i nie było między nami zgrzytów, nie odkryliśmy też w sobie jakiś wad bo od razu (dosłownie) powiedzieliśmy sobie o absolutnie wszystkich najczarniejszych sekretach i przeszłości, nie wychodzą więc na jaw żadne straszne historie, które mogłyby nas poróżnić, nie mamy problemu z ogromną szczerością i otwartością, podobnie patrzymy na życie, związki, rodzinę, relację. Podobnie spędzamy wolny czas, mamy wspólne cele, pragnienia i plany. Któregoś dnia pomyślałam- „I to ma być wielka, szalona miłość jak tutaj dokładnie wszystko gra? Jest idealnie, tęczowo i ja nie mam się do czego przyczepić”. Poczułam niepokój i zaczęłam się zastanawiać, czy w takim razie zaraz nastąpi jakiś wielki wybuch? Przecież „coś” musi być! A potem ochłonęłam i myślę- „Może nie musi? Może to już koniec nieudanych, niedopasowanych związków? Może teraz powinnam w 100% cieszyć się tym jak jest i że jest idealnie, zamiast szukać dziury w całym, bo choćbym wywróciła wszystko do góry nogami, to jej nie znajdę”.
Teraz niech każdy z Was na spokojnie i szczerze przeanalizuje swoją relację. Nie mówicie o tym nikomu, nie przyznajecie się przed nikim, ale spowiadacie tylko sobie. Jest idealnie? Jest tak jak marzyliście, że będzie? Wszystko w tej układance się zgadza? Czy jest prozaicznie idealnie? Nie szukajcie bajek, bo ich nie ma. Fajerwerki, palpitacje 24h/dobę, permanentna tęcza i jednorożce na niebie- nie o to w tym wszystkim chodzi. Ma być tak zwyczajnie dobrze. Masz mieć tak, że jak wracasz do tej osoby, to wreszcie czujesz się jak w bezpiecznej przystani, jak w domu. Czuć przy niej wewnętrzny spokój i harmonie, swobodnie oddychać, czuć błogość i to, że odpoczywasz. To jest ciepło, które Cię wtedy wypełnia, uśmiech na Twojej twarzy, wspólne milczenie, które nie boli, prozaiczne czynności, które są fajne bo jest ona czy on.
Ehdi says
Lubię Twoje teksty i może trochę się utożsamiam bo jestem rozwiedziona. Tylko błagam zainstaluj disqus. To naprawdę narzędzie, które rozwija bloga i pozwala łatwiej dyskutować ;).
Witek says
Cześć, dzięki wielkie za support! Walczymy z tym disqusem już od jakiegoś czasu, mamy kilka technicznych problemów ale od niedzielnego postu będzie już dostępny, promise :)
I'm young wife says
Nie rozumiem i nigdy nie rozumiałam kobiet, które bite, maltretowane psychicznie, a czasem po prostu obojętne wobec partnera, wciąż w tym wszystkim trwały. Tego kwiatu jest pół światu, a to jest prawda. Jeżeli wciąż jest coś nie tak, to po co się męczyć? Nie lepiej znaleźć miejsce, w którym będzie po prostu dobrze? ;-)
Popieram Ehdi – dużo łatwiej żyć z Disqusem, a na pewno dużo łatwiej odpisywać na komentarze i jesteś wtedy pewna, że trafią one do czytelników ;-)
karmel says
ja też takich nie rozumiem, ale są i trzeba do nich wyciągać rękę :)
Disqus będzie niebawem :) !
JP says
W kwestii tkwienia przy partnerze nieodpowiednim, wydaje mi się, że jednak większe znaczenie niż szeroko pojęta kultura, mają uczucie żywione do mężczyzny (często toksyczne uzależnienie) oraz strach przed tym, co dalej. Nie sądzę, by bita kobieta pozostawała przy mężu z powodu oglądania takich obrazków w serialach i filmach, czy dziewczyna, której brak zainteresowania ze strony chłopaka z powodu czytania o takich związkach w literaturze. Filmy, książki, seriale, piosenki owszem, mogą mieć wpływ i działać, ale raczej na początkowym poziomie kształtowania się związku, w niedojrzałych relacjach i nie kiedy osiąga on poziom przemocy domowej, zdrady i upokarzania.
Podejrzewać mogę jedynie, że małżonki boją się jak to będzie rozstać się i żyć samotnie po kilku czy kilkunastu latach małżeństwa (a jak mała miejscowość to do tego jeszcze, już rzadziej na szczęście, „co ludzie powiedzą?”), matki boją się o przyszłość swoich dzieci, szczególnie, jeśli pozostawały zupełnie lub częściowo na utrzymaniu męża (a jak kredyt na głowie to już w ogóle kaplica), młode niezależne kobiety boją się oceny i krytyki ze strony bliskich i społeczeństwa.
Wszystkie razem wzięte boją się samotności, odrzucenia, poniesienia porażki, nieudźwignięcia tematu związku, boją się poczucia, że może trzeba walczyć i można zrobić więcej, boją się w końcu tego, co będzie dalej, czy sobie poradzą – bo przecież, gdyby wiedziały, że będzie dobrze, ba, że będzie lepiej, że się poukłada i za chwilę będą szczęśliwe, to spora większość odeszłaby bez chwili wahania. Nikt nie lubi cierpieć, a jeśli lubi lub z perspektywy czasu widzi, że wszystkie związki na tym niejako się opierają, to powinien udać się do psychologa (bez złośliwości).
Inna rzecz, kobiety często tkwią w relacjach z manipulantami i wampirami emocjonalnymi, którzy przez lata piorą im mózgi, w konsekwencji czego przekonane są, że tak jest dobrze, że tak ma być, co gorzej, że złapały Pana Boga za nogi, nikt inny ich nie zechce i tak dalej – najogólniej rzecz ujmując nie znają swojej wartości i nie wierzą w siebie, co początek często może mieć dużo wcześniej niż kiedy zaczęły przygody ze związkami.
Inną kwestią jest pewnego rodzaju schemat, obserwowany w pokoleniu naszych matek, ciotek i babć, a w ogromnej mierze zakorzeniony w religii – wierne, oddane, cierpliwie, podporządkowane, na dobre i na złe. Obserwujemy to od dziecka, wydaje nam się, że tak jest, tak ma być, że to jest słuszna droga. Schemat coraz mniej popularny na szczęście, w wyniku dostrzegania zmian w świecie, ról w związkach, możliwości kobiet.
Wow, to tak na szybko, ogólnie, po łebkach i pokrótce, co mi do głowy przyszło po przeczytaniu ;)
Temat rzeka.
karmel says
bardzo dziękuję za ten komentarz- jest niezwykle cenny :) myślę, że przyczyn jest masa, ale nic nie usprawiedliwia sytuacji patologicznych- szczególnie ich akceptacja przez wzgląd na to „co ludzie powiedzą”. To paskudne i niegodne człowieka. niestety, tak jak piszesz, ciężka sytuacja domowa i materialna, pranie mózgu czy inne przeciwności losu, często utrudniają wyzwolenie się z takiej relacji.
JP says
Przepraszam za długość, dopiero po publikacji zorientowałam się ile tego wyszło ;)
karmel says
Nie ma za co! Super spostrzeżenia! :)
Ulka says
JP, lepiej tego ująć nie mogłaś. Ja jestem jedną z takich kobiet,które przez kilka lat trwały w toksycznym związku… Dawałam z siebie wszystko; kiedy wracał do domu na 2 tyg. po m-cu/1,5 nieobecności, dostawał na obiadki wyszukane potrawy, bo ciągle ślęczałam na kulinarnych blogach żeby mu dogodzić… Schudłam ponad 20 kg. które mi przybyły po porodzie żeby mógł wracać do pięknej, zadbanej żony… Seks był zawsze i byłam otwarta na wszelkie jego propozycje…. Już nie wspomnę,że samotnie, bo przecież rzadko bywał w domu, wychowywałam naszą córkę… Dbałam o dom, opłacałam rachunki; on jedynie zarabiał pieniądze… Poza kasą pożytku nie miałam z niego żadnego! Nie był ani moim przyjacielem ani partnerem. Myślał tylko o sobie. Żył jak kawaler. Nie widział mnie i dziecka przez m-c a czasem i dłużej a wracał do domu po to, by codziennie pić! To była jedna wielka karuzela – pił, potem przepraszał i się przymilał…. Bywały dni,że przynosił kwiaty i zabierał na obiad. Trwałam przy nim właśnie ze strachu przed przyszłością… bo dziecko… bo to on utrzymywał głównie rodzinę… bo zostanę sama, bo nie dam sobie rady… bo trafię na gorszego….
W tym roku nastąpił przełom… Ponieważ jego choroba alkoholowa postępuje zaczął mnie wyzywać od najgorszych. To dało mi dużo do myślenia… Skoro on teraz mi ubliża, to co czeka mnie z nim za 5, 10 lat???? Pewnie zacząłby mnie bić…
Otrząsnęłam się i robię z nim porządek! Nie widzę naszej wspólnej przyszłości i odeszłam mimo,że mam masę długów do spłacenia. Jestem zdrowa, mam pracę i mogę liczyć na pomoc rodziców…. Z długów kiedyś wyjdę… Najważniejsze,że mam święty spokój,że nikt mi nie ubliża i nie depcze mojej godności… To on został z niczym! Stracił wszystko to, co najcenniejsze w życiu…. Niech się cieszy,że ma kupę kasy…. i niech sobie znajdzie lepszą żonę….
karmel says
Ula, jestem szalenie dumna z takich postaw jak Twoja. Na prawdę niewiele kobiet stać na takie działania. Nie każda ma siłę, jest w stanie dostrzec pozytywy, możliwość lepszej przyszłości i mając dziecko zaryzykować walkę o siebie i o nie. Zbyt często ogranicza nas strach. Bardzo Ci dziękuję za to co napisałaś, mam nadzieje, że wszystko Ci się uda. Mocno trzymam za to kciuki! Jestem dumna z Twojej postawy i kibicuje! Pozdrawiam Cię ciepło!
Ulka says
Nawet sobie nie wyobrażasz ile znaczą dla mnie Twoje słowa! Dziękuję za wsparcie! Lekko nie jest, ale wiem,że to dobra decyzja i dobra droga i tego się trzymam! Ja również Cię gorąco pozdrawiam!
karmel says
Zdaje sobie sprawę z tego jak Ci ciężko, dlatego jestem z Tobą myślami i trzymam kciuki! :)
kmk says
Każdy Twój wpis pozeram jak słodkie czekoladki :-) Jestem pod ogromnym wrażeniem! Pamiętam Cie i dobrze wiem, że ta miłość wydawała być się miłością Twojego życia…
Gratuluję siły i walki o swoje dobro! Stajesz się moja idolka. Czuję jak teraz rozpiera Cie duma, że udało Ci się wygrać.
karmel says
Bardzoo bardzo się ciesze! To na prawdę super miłe :) mam nadzieje że podobnie będzie z następnymi!
Gocha says
Więc wyobraźcie sobie Państwo , że właśnie znalazłyście się w takiej sytuacji, kiedy macie tego swojego faceta, wracacie do domu, gdzie jest spokój, błogość…bezpieczeństwo. I nagle ta sama osoba, przy której czujecie tak bezpiecznie, która jest tak troskliwa i wspaniała i jak nam się zdaje „normalna” ( bez żadnych tęczy i nosorożców) nagle gwałtownie się zmienia i pokazuję ciemną stronę mocy. Nie jest łatwo zrezygnować z takiego związku tak szybko. Potrzeba czasu żeby się najpierw oswoić z nowym partnerem, otrząsnąć i dopiero zacząć reagować. Dążę do tego, że nie można generalizować i wrzucać wszystkich kobiet do jednego przysłowiowego wora. A co najważniejsze, nie mamy prawa oceniać a już nie radzę się również …dziwić.
karmel says
Każdy ma prawo do życia wg własnego uznania i tego jak czuje. Jedni z takich związków uciekają, inni uparcie w nich trwają. Nikt nie powiedział, że odejście jest łatwie. Jest cholernie trudne, tak jak zauważenid sytuacji oraz zareagowanie. Ale ważne by to zrobić-przede wszystkim dla siebie.
Kasia says
Kochane byłam z związku z mężczyzną 9 lat. W tym 4 w małżeństwie. Mieliśmy wspolne pasje, mnóstwo tematów energii i podobne poczucie humoru. Znaliśmy sie jak łyse konie. Ciężar zycia finanse frustracja spowodowana praca czy warunkami mieszkalnymi oraz wyrok w którym okazało sie ze K nie bedzie miał dzieci zmieniła wszystko. K jak sie okazało wyznawał zasadę ze obowiązkiem mężczyzny jest odpoczynek po pracy a kobiety cala reszta. Nigdy nie byłam i nie jestem perfekcyjna Pania domu dlatego tez nie pozwalam sobie – przynajmniej tak mi sie wydawało. Wzbudzał we mnie poczucie winy. Dawna pełna energii i optymizmu kobieta zniknęła. Byłam ta gorsza, ta winna, beznadziejna brzydka nie nadająca sie nie do nie czego. Mimo, ze bylo mi źle tkwilam w tym „związku”. Bo u niego w rodzinie nie bylo rozwodów, bo ja nie po to sie „hajtalam” zeby sie rozwodzić. Mina kłopoty wroci mój K. Wystartowała tak jakiś czas on sie spełniał to ból co chciał a ja ta najgorsza przygnębiające nie mialam na nic sil ani ochoty. Uświadomienie naszym życiu miał być nasz synek, którego nie wiadomo do końca jak ale go poczelismy (k jest bezplodny). Dopiero on otworzył mi oczy jak ja żyje i jakie życie mu zaginione tkwiła w tym … czymś… kiedy zdecydowałam sie ze odejdę zaczęło sie na nowo… nie dasz rady beze mnie jesteś nikim… uwierzyłam… ale nie poddalam sie… przecież mój maluszek potrzebował mamy a nie zwłok wloczacych sie po mieszkaniu… z perspektywy czasu sądzę że: wiara w zmianę, PRZYZWYCZAJENIE, wiara w jego wyzszoac, strach przed samotnością, strach przed nieznanym to wszystko razem trzymało mnie przy nim… gdy bylo juz po okazało sie ze te 9 lat nie znałam go a cale moje życie wtedy bylo przez niego wyreżyserowane … nie na moja korzyść i nie korzyść wielkiej miłości… miłość to szacunek poczucie bezpieczeństwa spełnienie oraz chemia… nie każdemu dane jest doznać tego od razu…
karmel says
Kasiu, dziękuję Ci za ten komentarz i podzielenie się swoją historią.Te wiążące się z rozwodem, zawsze są trudne i smutne. Twoja historia też jest bardzo trudna i widać jak wiele emocji, smutku i żalu w niej jest. Wyobrażam sobie jak trudno musiało Ci być. Możemy się jednak cieszyć, że masz to za sobą. Nie każda kobieta potrafi znaleźć w sobie tyle samozaparcia i siły oraz woli walki. A TY potrafiłaś! Gratuluję!
Kasia says
Moim zdaniem w takich sytuacjach kobieta musi mieć ” motywacje ” moja był mój syn… nie myślałam jak inne ze zabiorę mu tate jak k twierdził tylko ze dzieki temu ze relacje nasze nie będą aż tak wrogie dziecko za zna spokoju. Byłam u Pani psycholog ktora mi powiedziała ze czesto kłótnie w domu lub obojętność maja gorszy wpływ na człowieka niż zdystansowanie sie i odejście… myślę ze miała racje … życzę wszystkim kobietom siły, wytrwałości oraz własnej motywacji do lepszego zycia!