Do udziału w programie „Ugotowani”, który był zaskoczeniem dla wielu z Was, skłoniło mnie kilka rzeczy. Przede wszystkim moja wrodzona skłonność do podnoszenia sobie poprzeczki, wykonywania rzeczy szalonych i ciągłego sprawdzania się na różnych polach. Uważam, że nie wyznaczając sobie wciąż nowych zadań i nie starając się rozwijać, stajemy w miejscu a tego bardzo bym nie chciała, bo jestem wobec siebie wymagająca. Dodatkowo znajomi namawiali mnie do udziału przez wzgląd na to, że poza tym, że jestem raczej wygadana to podobno nieźle gotuje. Byłam ciekawa czy się sprawdzę, jak mi pójdzie oraz jak poradzę sobie z ciężką (zdziwilibyście się, ile tam roboty) pracą na planie przez kilka dni i po kilkanaście godzin dziennie.
I tak oto udało się i znalazłam się w gronie 4 całkowicie szalonych ludzi i jak sami widzieliście a kto nie widziało może zobaczyć tu>>>> https://player.pl/programy-online/ugotowani-odcinki,133/odcinek-9,S12E09,71933.html#play wyszło rockandrollowo :) Nie nastawiałam się na wygraną, nie nastawiałam na popisy kulinarne ala Robert Makłowicz- chciałam się sprawdzić i dobrze bawić. Mimo wszystko udało mi się zabłysnąć obłędnym ciastem, na które przepis znajdziecie na stronie Ugotowanych i chyba moja kolacja nie wyszła tak najgorzej. Ja osobiście jestem zadowolona, pewne rzeczy być może bym zmieniła, ale na pewno nie swoje dania i oceny jakie wystawiłam uczestnikom. Sporo osób pisało do mnie, że były za wysoki, że tyle się nie daje, że to nietaktyczne. Ja uważam, że oceniałam zgodnie ze swoim sumieniem i tym jak mi te kolacje smakowały i odpowiadały pod względem oprawy całości a to, że oceniałam najlepiej… no cóż. Babcia W. zadzwoniła do mnie po emisji i mówi: „Boże, dziecko tam nikt nie daje takich wysokich ocen! To było szalone z Twojej strony!”. Hahah…no troszkę było, ale bawiłam się przednio! Dodatkowo pierwszy raz widziałam akurat ten rodzaj produkcji telewizyjnej od kuchni i dodatkowo jako uczestnik. Do tej pory miałam okazje oglądać tylko produkcje kręcone w studio, ze scenariuszem i w zupełnie innym klimacie. Było to więc supernowe doświadczenie! :)
Masa tremy, nerwów, wycieńczenie po tygodniu na planie, ale i fantastyczna przygoda. Nie sadziłam, że nagranie jednej kolacji to kwestia całego dnia, podobnie jaki krótkich wypowiedzi, kilku ujęć w plenerze czy kawiarni. Nie wiedziałam, również jak wielka rzesza ludzi jest do tego potrzebna. Totalne szaleństwo! Żałuję, że nie byliście w stanie zobaczyć wszsytkiego co faktycznie tam przeszliśmy i co się działo na planie ;) Jeśli macie choć odrobine umiejętności kulinarnych lub chcecie przeżyć super przygodę, zachęcam do zgłoszenia się!
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie podziękowała za pomoc w tych dniach wielu osobom, które ułatwiły, umiliły mi ten czas i pomogły organizacyjnie, znacząco mnie odciążając. Przede wszystkim W. który wziął na siebie obowiązki i domowe, i firmowe oraz zrobił dla mnie zakupy na kolacje. Alicji za pomoc podczas nagrań i uratowanie mnie w ostatniej chwili. Ekipie za to jak miła i pomocna dla mnie była- to była przyjemność z Wami pracować. Kawiarni Warszawski Lukier, za możliwość nagrania rozmowy ze mną w ich cudnych różowych wnętrzach, w których się zakochałam. Oldze z COCHO za przygotowanie dla mnie nieziemskich stylizacji- jedne z najlepszych ubrań jakie kiedykolwiek miałam w szafie- polecam! Tradycyjnie Ani z Beauty Bar za włosy i make up oraz wystąpienie przed kamerą i Remikowi oraz Majce za to, że wytrzymywali moje ataki paniki i tremy. Dzięki Wam nie tylko przeżyłam super przygodę i poznałam fantastycznych ludzi, ale i wiele się nauczy łam, przełamałam swoje strachy i mogłam podjąć z sukcesem kolejne wyzwanie :) bardzo wam dziękuję :)
P.S: poniże kilka ujęć z planu, z czasu zdjęć i przygotowań!
Beauty Bar- make up & włosy
COCHE
COCHO
PLAN OD KULIS
COCHE
COCHE
Beauty Bar
Beauty Bar
Warszawski Lukier
Warszawski Lukier
Dodaj komentarz