!!NOWY POST!!
Rozstanie, ból, żal, milion pytań i nasuwająca Ci się odpowiedź: „to moja wina”. Niezależnie co się wydarzyło, co on zrobił, powiedział i jak to zakończył, to Ty (w większości zakochanych bez pamięci przypadkach) w rozpaczy wyrzucasz sobie, że mogłaś być lepsza, milsza, ładniejsza, chudsza, bardziej elokwentna, wyrozumiała i generalnie „naj”. Jedyną kwestią, której na razie nie dostrzegasz jest fakt, że być może to w ogóle nie o to chodziło, bo… I tu pojawia się kilka ewentualności, ale o tym za chwilę.
Rozstanie dla większości kobiet jest jak koniec świata. Czasem jak opowiadam mojemu mężowi jak ciężko znoszą je moje znajome lub koleżanki nie dowierza, że może być aż tak źle. Do tego mam wrażenie, że im na większego dupka trafiły, tym bardziej im źle i żal- dziwne. Cóż, powszechnym jest też szukanie winy w sobie. Dużo mniejsza grupa to te zrzucające je całkowicie na faceta a śladowa ilość szuka jej pośrodku (czyli tak, gdzie zwykle ona jest).
Ja chciałabym dziś skupić się na grupie numer jeden, o której w ostatnich tygodniach wciąż ktoś mi przypominał. Schemat zawsze był ten sam: facet, który zachował się karygodnie w końcówce związku a czasem i podczas jego trwania, żenujące zerwanie i potraktowanie kobiety i…ona, mimo wszystko błagająca by został i obiecująca, że się zmieni i będzie jeszcze lepsza. Serio?!
Gość wytarł nami podłogę, sprowadził nas do parteru, potraktował jak śmiecia, często jeszcze (nie wiem czym i jak) wzbudził w nas ogromne poczucie winy a…wcale nie musiał tego robić, bo my same w takich momentach, potrafimy się całkowicie odrzeć z godności. Nie ważne czy to było odejście bez słowa, zdrada, oszustwa, wykorzystanie nas, naciągnięcie na kasę i inne- w tym właśnie momencie, wszystko jesteśmy w stanie wybaczyć, przemilczeć i zapomnieć…stać się żałosne jak tylko to możliwe. Dlaczego? Bo wydaje nam się, że nikogo już nie poznamy? Że nie zasługujemy na nic lepszego? A może to kwestia „bezwarunkowej miłości”, dla kogoś, kto mógłby nas opluć a my byśmy twardo tłumaczyły, że to deszcz pada?
Dziewczyny- o faceta powinno się i warto walczyć, jeśli jest tego wart. Tak naprawdę, całościowo. Nie warto walczyć ze strachu, z rozpaczy, bo był przystojny, bo nam coś obiecał… Nie możemy też dyskutować z brakiem szacunku, bo jak kiedyś powiedział klasyk: „Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna”. Jeśli ktoś po kilku wspólnych latach, serwuje Ci na koniec piekło, tratuje jakbyś nigdy nic nie znaczyła i nie ma dla Ciebie choćby cienia szacunku- mówiąc brzydko- niech się wali. I tyle!
Wierzcie mi, że każda która udobruchała takiego drania, przekonała go i pozwoliła do siebie wrócić- żałuje. Finalnie okazuje się bowiem, że wcale nie chodziło o to, że powinnaś była być lepsza, ładniejsza, szczuplejsza, mądrzejsza itd. Chodzi o to, że to byłaś Ty, a nie jakaś łatwa małolata, napalona koleżanka, niewymagająca laska z baru. Czasem chodzi o to, że zwyczajnie to nie było to, to nie był ten czas, to miejsce i ten facet…
GameOver says
Pamiętam jak błagałam, stałam w drzwiach, żeby nie mógł wyjść, ja płakałam, dziecko płakało, z dnia na dzień powiedział, że to koniec, nie wiedziałam dlaczego… poszedł do matki, „żeby nie patrzec jak płaczę i go proszę”. Gdy go nie było zrozumiałam, że coś się musiało stać, ale nie będę już żebrać o „miłość”. Po paru tyg. dowiedziałam się od przyjaciółki, że całował się na imrezie z jej kolezanką.
Aga says
Ja dziś po półtorej roku znajomości (pierwszy związek po rozwodzie) usłyszałam, że mam wypierdalać, jestem downem i bachratą szmatą ( mój rozmiar to 40-42). Niestety naiwnie myślałam, że ktoś może się zmienić (alkoholik). Muszę być silna dla siebie i dzieci, nie potrzebuje kuli u nogi ale słowa zabolały
MaryAnn says
Odszedł do innej kobiety. Ale moze to mój wiek… przekroczylam magiczną 40- tkę, a moze silny charakter, spowodował ze nie prosiłam. Czekałam. Tak, przyznaję, ze mimo ogromnej krzywdy jaką wyrządzil dziecku i mi, czekalam na slowa „przepraszam”, „pomyliłem sie”. Nigdy ich nie uslyszalam, za to zostalam obwiniona w 100 % za rozpad naszego malzenstwa i wiele innych kretynizmow, ktorych nie wzielam do siebie.
Niestety, wyszlam za mąz za maminsynka i tchorza. I niestety wyszlo to po urodzeniu dziecka.
Teraz staram sie wspierac rozwodzące sie kolezanki, ktorych mezowie zachowali się niemal identycznie jak mój.