Myślicie, że jestem twardzielką, że mam moc, charyzmę, siłę przebicia. Nie mylicie się, posiada te rzeczy, ale to nie wszystko…to nie gwarantuje mi bycia skałą.
Jestem zdecydowanie inną dziewczyną, kobietą niż 3 czy 4 lata temu. Mam inne spojrzenie, więcej doświadczeń, jestem starsza, dojrzalsza, ukształtowana. Jest mniej rzeczy, których się boje, na wiele z nich jestem przygotowana w razie gdyby się miały wydarzyć. Więcej oczekuje, jestem bardziej krytyczna, pewna. Niektóre z Was piszę, że przeszłam tyle, że teraz nic mnie nie złamie, że mój uśmiech wciąż będzie taki sam jak wczoraj czy dziś.
Nie do końca tak jest. Tak jak Wy możecie tworzyć pancerz, tak jak ja się zabezpieczać i starać twardnieć z każdym dniem. Mimo to nie ma osoby, której nie da się złamać. Żyje w pełnej świadomości tego. Nie chce z pychą podchodzić do codzienności, stawiać się jej. Jestem pokorna, wiem, że może ona ze mną wygrać, doświadczyć mnie znowu, ale na pewno było by to trudniejsze do zrobienia. Weteran zawsze ma większą wiedzę i zaplecze kół ratunkowych, prawda? To jak z zarzekaniem się, że „więcej się nie zakocham”, „nigdy już z nikim nie będę” po nieudanym związku. Bzdura! Nie masz na to wpływu. Na los, na to co nam zsyła ten z góry czy swoje uczucia. Możesz się, albo temu poddać, albo z tym walczyć…
Czasem myślę o tym co mogło by mnie złamać i kiedy uświadamiam sobie te rzeczy, wiecie co czuje? Siłę. Chce czerpać z „dzisiaj”, które jest mi dane, nie odwracać się za siebie, nie wracać myślami do czasów, kiedy była taka naiwna i głupia, kiedy zdarzało mi się popełniać błąd za błędem i pudłować z tyloma decyzjami. Dzisiaj, mam szansę się zrehabilitować, zmienić, pokazać z innej strony. Los mi na to pozwolił, więc jak mogę tkwić w starych śmieciach? Wolę z pokorą walczyć o swoje plany i marzenia, których jeszcze nie spełniłam. Zmarnowałam wiele czasu, w którym mogłam się rozwijać, bawić, poznawać i uczyć. Ominęła mnie część młodości. Tego czasu nikt mi nie zwróci. Mogę jednak brać pełnymi garściami z tego, który mi pozostał.
Tak bardzo mnie wkurza gdy piszecie, że wegetujecie, płaczecie, rozpamiętujecie coś co było dawno, czemu powinnyście dać się zabliźnić. Denerwuje jak wiele czasu ucieka Wam przez palce, jak mało jest w nim działania i walki o siebie a jak wiele goryczy, bólu, pretensji. Rozumiem Was, sama tez musiałam przeżyć swoją żałobę- to nam się należy. Tylko każda żałoba ma swój koniec, tak jak po burzy w końcu wychodzi słońce. Nasza ziemska wędrówka jest za krótka na takie podejście. Sama odczuwam coraz bardziej presję dotykającego mnie czasu. Mówiłam sobie „zdążę nauczyć się tanga”, „dzieci będę miała max do 25roku życia”, „do trzydziestki jeszcze taki kawał drogi” itd. Tym czasem nie mam czasu na wolny weekend nie mówiąc już o lekcjach tańca, dzieci nie mam i się na nie nie zapowiada a trzydziestka nadciągnie zanim mrugnę okiem. Więc gdzie ta góra czasu na wszystko?
Proszę pomyślcie nad tym, zastanówcie czy gdzieś nie pozwalacie by minuty i godziny uciekały Wam między palcami. Zastanówcie się czy warto spędzić kolejny dzień w pracy po godzinach z obawy przed powrotem do pustego domu, czy nie lepiej dać sobie szansę na znalezienie miłości niż pić wino w piątek przed tv płacząc. Pomyśl…
Dodaj komentarz