Dawno, dawno temu…udało mi się zaobserwować zależność, której istnienie całkiem zmieniło moje postrzeganie pewnych zależności na polu męsko-damskim. W czym rzecz? Mianowicie chodzi o nasz status. To czy jesteśmy zajęte czy wolne. Dokładnie ten status wpływa na postrzeganie nas przez otoczenie ( szczególnie mężczyzn) oraz jego stosunek do naszej osoby. Co ciekawe, dzieje się tak tylko w odniesieniu do kobiet. Teraz do sedna, bo pewnie póki co nie wiedzie zupełnie o co mi chodzi- tak wiem- moje lawiny myśli ;)
Kiedy doszło do mojego rozstania z mężem, długiej separacji i okazało się, że tak naprawdę w całej tej burzy zdarzeń ostatecznie zostałam sama, w pewnym momencie naturalnie pojawiła się chęć spróbowania randek. Pomyślałam sobie wtedy: „Na pewno znajdę kogoś fajnego!”. Kurczę, zawsze miałam spore powodzenie, nie narzekałam na zainteresowanie mężczyzn. Przeciwnie, było ono intensywne i często generowało kłopoty, zazdrość partnera, dziwne sytuacje. Czemu teraz miałoby być inaczej? Nadal jestem całkiem fajna, dość młoda, zadbam bardziej o siebie, może zmienię coś w wyglądzie, wyluzuje się, pozytywnie nastawie i jakoś to będzie”. Tak oto pozytywnie myśląc zaczęłam poszukiwania. Nie nastawiałam się na nic, nie chciałam nic na siłę, ale jednak powstało we mnie jakieś delikatne ciśnienie. Tak bardzo chciałam się zakochać, poczuć znowu te motyle, szybsze bicie serca, wygrzebać się jakoś z tej codziennej szarówki. Brakowało mi uczuć. Byłam tego głodna. Marzyłam o zwykłym trzymaniu za ręce, przytuleniu, pocałunku, ludzkim zainteresowaniu. O tym by był ktoś do kogo pierwszego zadzwonię gdy wydarzy się coś w moim życiu. Kogoś kto będzie tak samo myślał o mnie. Niestety, na horyzoncie nie było nikogo sensownego. Nagle okazało się, że tłumy adoratorów po prostu gdzieś zniknęły. Z klęski urodzaju zrobiła się totalna pustynia… Ostanie żywe dusze, które znajdowały się w pobliżu i dawały cień nadziei nagle znikały lub odnajdowały sobie partnerki. I tak oto zostałam sama. Szczerze? Poczułam się beznadziejnie…
Ogarnęła mnie panika. Powtarzałam sobie: „Czemu nikt się mną nie interesuje?? Dlaczego nagle nie jestem dla nikogo fajna, atrakcyjna, ciekawa, pociągająca”. Jak to jest, że każdy kto z przypadku się napatoczy jest idiotą, imbecylem, brzydalem i wszyscy super faceci, którzy do tej pory krążyli wokół mnie jak satelity, zniknęli?”. Poczułam totalny spadek motywacji. Przewijający się gdzieś koledzy, faceci i generalnie mężczyźni rozczarowywali na każdym kroku. Moja samoocena malała, zapał znikał, miałam wrażenie, że im bardziej chcę tym jest gorzej. Wydawało mi się, że wręcz odpycham od siebie każdego, nawet rokującego mężczyznę, że oni się mnie boją, unikają, są zachowawczy lub chodzi im jedynie o jakąś przelotną znajomość, rozrywkę. Jak to ja, zaczęłam drążyć temat. Uznałam, że skoro jestem już takim dnem, że pies z kulawą nogą mnie nie chce, to zasługuję chociaż na wiedzę dlaczego tak jest i co się właściwie zmieniło.
Na początku celowałam w swoją sytuację. Uznałam, że może to że jestem rozwiedziona, działa na facetów odpychająco. Być może myślą : skoro się rozwiodła, to musi mieć jakiś feler. Chłopy nie bardzo lubią laski z problemami, rozchwiane emocjonalnie i do tego samowystarczalne. To dla nich mieszanka wybuchowa. Zaczęłam więc myśleć co z tym fantem zrobić- ukrywać? Bez sensu. Przecież prędzej czy później to wyjdzie… Temat drążyłam dalej. Wytłumaczenia szukałam w kilku dodatkowych kilogramach, w nietrafionej zmianie fryzury, w zmęczeniu i milionie innych rzeczy. Nie pochyliłam się jednak nad najważniejszą- wspomnianym statusem.
Jako kobieta zajęta, mająca napięty grafik, kupę zajęć, musząca wyglądać zawsze idealnie a do tego będąca niedostępną, byłam dla otaczających mnie mężczyzn łakomym kąskiem. Kobiety mające w sobie power, siłę, energię, ekspresję, pewność siebie, pasję, ambicję zawsze są w cenie. Taka kobieta kojarzy się z seksem, atrakcyjnością i samymi pociągającymi rzeczami. Jeśli przy tym jest zajęta…hmmm…jeszcze bardziej działa nam na wyobraźnię. Mając partnera, zna swoją wartość, chodzi z głową uniesioną, jest pewna siebie, wokół roztacza specyficzną aurę. Tak było ze mną. Wróciłam myślami do czasów, kiedy nosiłam rozmiar 34/36, codziennie miałam idealny makijaż, fryzurę i look. Byłam w nieustającym biegu, w moim zachowaniu była ciągła ekscytacja, ja promieniałam, spełniałam się, byłam w ruchu, z pewnością i łatwością gadałam z mężczyznami nie zastanawiając się nad kolejnymi krokami brylowałam w towarzystwie.
Teraz byłam sfrustrowana, miałam parcie na kontakt, chciałam wypaść jak najlepiej a kompletnie nic mi się nie udawało. Stałam się przewrażliwioną fajtłapą- normalnie Bridget Jones we własnej osobie. Nawet majtki wyszczuplające zakupiłam! Kiedy już dochodziło do jakiejś randki byłam spięta, skulona, zagubiona, cicha, skrępowana, zawsze musiałam się czymś zalać, potknąć, przewrócić. Moja monotematyczność, niezdarność i uciekający wzrok odstraszał absolutnie każdego. Tak oto po kilku miesiącach wydedukowałam, że chodziło włośnie o to. Nie bardzo miałam plan jak to zmienić, ale postanowiłam, że muszę zrobić wszystko, by odnaleźć w sobie dawnego lodołamacza i jak taran zniszczyć żyjącą we mnie Bridget Jones.
Tak zaczęła się moja droga, która chyba ostatecznie zaprowadziła mnie do W ( tzn tak mi się wydaje, ale trzeba by go było spytać :p ). Zapisałam się na siłownie, mimo że jestem totalnie asportowa. Zapieprzałam tam cztery razy w tygodniu i schudłam ponad 8 kg. Zostawiałam tam hektolitry potu, frustracje, złość, smutek i bezsilność. Postanowiłam zapuścić włosy, przestałam obgryzać paznokcie, pozbyłam się żałobnych worków, w które się ubierałam. Do łask powróciły obcasy, spódniczki i krótkie spodenki. Obowiązkowa czerwona szminka, młodzieżowe Converse, sukienki plus totalne wyluzowanie. Podejście w stylu nic nie muszę, nie szukam na siłę, jestem tak świetną laską, że to oni mają mnie zdobywać a ja powinnam wybrać samca alfa.
Jak myślicie? Zadziałało? Jasne, że zadziało! Najpierw na siłowni pojawili się pierwsi zainteresowani starający się nawiązać kontakt, potem powróciły nieudolne podrywy w komunikacji miejskiej, wrócili starzy zainteresowani i całkiem nowy W. Jak jest teraz? Dokładnie tak jak w akapicie o super zajebistej zajętej lasce, będącej jak trofeum i kąsek z marzeń. Jest siła, jest forma i jest moc. Żadnego jęczenia, ukrywania się w swetrach i bielizny z przemysłowej bawełny. 100% wykorzystania swojego potencjału i damskich mocy. Jest epatowanie siłą, podniesiona głowa, pewny krok a Bridget Jones zniknęła razem z wyszczuplającymi gaciami. Okazało się, że wcale nie trzeba tak wiele by zyskać tak dużo. Pamiętajcie o tym każdego dnia i wbijcie sobie do głowy jedno…nie facet buduje Wasz prestiż i siłę- to Wasza siła opiera się na pewności siebie i Waszej mądrości. Dzięki nim możecie zdobyć nie tylko swojego samca alfa, ale i cały świat!
Narwany says
Niby wiem, że ten tekst to nic takiego. Od tak własne przemyślenia, ale chyba o to chodzi, że je czyta się najlepiej ;) W sumie to przecież Bridget Jones nie była taka brzydka, ale musiała w to uwierzyć. Zaliczyła kilka wtop, w tym największą z majtkami wyszczuplającymi, ale w końcu się udało a wszystko dlatego, że w końcu uwierzyła w siebie i to nie dzięki bieliźnie. Każdy z nas jest wartościowym człowiekiem, ale musi w to sam uwierzyć :)
karmel says
W tym tkwi sekret! ;)
Iwetka says
heheheh ale się uśmiałam czytając Twój wpis :) no normalnie kobiety chyba mają baaardzo podobne myslenie-praktycznie słowo w słowo z moich przemyśleń i tego, co się działo po moim rozwodzie, no poza zakończeniem, którego jeszcze-zaznaczam jeszcze nie ma u mnie, ale kiedyś będzie :)
Asiencja says
Za każdym razem kiedy wydaję mi się że jestem blisko, ze mój happy end jest zaraz za rogiem a ja muszę być na prawdę w porządku skoro ten czy tamten chce się ze mną umówić, nagle ni stąd ni zowąd dostaję kopa a moja samoocena leci na łeb. I wmawiam sobie że to z nim, nie ze mną jest coś nie tak… A tak na prawdę mija długi czas zanim wrócę do siebie. Powinnam być silna sama dla siebie ale każda porażka ściąga mnie w dół…
Baś says
Święte słowa…od siebie mogę dodac, że na facetów działa niesamowicie jeszcze jedno: nie mogą się oprzeć kobiecie, która ma swoje pasje i je realizuje z sukcesem. Nie tylko ogarnia domowe ognisko, ale jest coś jeszcze, coś nieuchwytnego – talent, który rozwija, na który przeznacza swój czas i mnóstwo energii. Poza tym, nawet jezeli facet u naszego boku się zmieni…to pasja, hobby nam zostaje i dalej potrafimy się uśmiechać kazdego dnia. Przetrenowałam to i polecam.:)
ZdechłaMeduza says
Zazdroszczę Wam kobietki tej siły, tych waszych pasji, tej umiejętności nabierania pewności siebie i lubienia siebie… Też bym tak chciała… Chciałabym móc mieć fajne życie. Ehhh…
karmel says
to nie jest trudne :)
Madziula says
Hmmm… ciekawe, ponieważ ja jestem zawsze zadbana, wysportowana, w obcasach i w rozmiarze XS, pracuję zawodowo, chodze na treningi 3 razy w tygodniu, jestem wielozadaniowa, odważna i z jajem ;), … chyba przyzwyczaiłam się ze jestem już 2 rok samotna „ładniutką ” mamusią…
karmel says
Madziu to nie jest kwestia tylko zadbania, wyglądu itd. :) czasem to kwestia po-rozstaniowego faktora, który się w nas rodzi i często albo odpycha albo przyciąga zupełnie niewłaściwych facetów. Kwestia przepracowania pewnych rzeczy lub nastawienia w głowie. Czasem udaje się samej czasem trzeba z terapeutą.
Facet says
Tu działa inny mechanizm.
W Twoim przypadku zadziałał jeszcze inny.
Najnormalniej w świecie znalazłaś Pana W., który zamierza związać się z Tobą na dłużej albo i na zawsze.
Przeciętny facet będzie omijał szerokim łukiem samotne kobiety, a szczególnie te tuż po rozwodach, bo nigdy nie będzie miał gwarancji, że ta go nie usidli na swój sposób.
Męska część ludzkości poszukuje wiemy czego i to nie jest żadna tajemnica dla każdej ze stron.
Poszukującymi w większości są żonaci i wcale im nie zależy na niszczeniu własnych związków, a na czerpaniu w ramionach kochanek tego, czego nigdy nie znajdą we własnej alkowie.
Hava says
Dobrze gada. Polać mu :-D