Widzę jak wiele z Was (naprawdę wiele) pisze do Karoliny o swoich bólach, problemach i skomplikowanych sytuacjach – co jest naprawdę fajne bo to znaczy, że ufacie jej, cenicie jej rady i doświadczenie. Zdajecie sobie sprawę z tego, że Ona, tak jak Wy, swoje przecierpiała i przeszła, ale udało się jej pozbierać i wygrać drugą szanse. Za każdym razem gdy opowiada mi o tamtym okresie, czuje jej ból, lęki i tony przelanych łez. Szczególnie kłuje mnie w serduchu, kiedy opowiada o jedzeniu suchych bułek i mrożonych pierogów właściwie codziennie, bo została bez grosza przy duszy, z pracą, która wpędzała ją w coraz większą depresje a ledwo starczała na pokrycie rachunków i musiała mieszkać na kanapie u koleżanki prawie rok…. Więc jak to się stało, że udało się jej podnieść? Zrobiła wszystko co tylko mogła żeby ta sytuację zmienić, naprawić, wyjść z niej…wszystko… Do stopnia, w którym wydawała prawie połowę tego co zarobiła na terapię i wszelką pomoc bo wiedziała doskonale, że sama sobie nie poradzi. I teraz wracając do dziewczyn piszących -> piszecie do niej żaląc się, opowiadając o swoich sytuacjach a Ona wg swojej najlepszej wiedzy i doświadczeń stara się dać Wam rozwiązanie. Wymaga to od niej zaangażowania, przemyślenia, doradzenia i empatii, jednak nikt za Was tego problemu nie rozwiąże. Dopóki nie zrobicie wszystkiego co w Waszej mocy, żeby swoją sytuacje polepszyć, to nie dziwcie się, że nic się nie zmienia. Czasem też po prostu to co robicie, jest złym kierunkiem, dlatego nie przynosi poprawy, zmiany i rezultatów. Może więc warto skonsultować swoje działania ze specjalistą?
„Szaleństwo to robienie tej samej rzeczy w kółko oczekując innego rezultatu”
To nie będzie łatwe, bez owijania w bawełnę – nie ma nic trudniejszego niż walka z samym sobą. Jest ona jednak konieczna, aby nasze życie nabrało nowych barw, super jakości i zmieniło się na lepsze. Jeżeli chcecie zmian, lepszego życia, faceta, wyglądu, uwolnienia się od kogoś, to bez działania nic się nie zmieni. I w przypadku większości z nas (ludzi) rzadko kiedy jesteśmy w stanie pomóc sobie sami. Karolina nie mogła, ja nie mogłem a mamy oboje dosyć silne charaktery. Mówi się, że depresja jest już chorobą cywilizacyjną. Źródeł pomocy jest bardzo wiele i nawet Karolina ostatnie 4 miesiące pracowała codziennie nad stworzeniem dla Was taniego, dyskretnego źródła pomocy. Powiedziała mi – „chce stworzyć coś, co pomogło by mi wtedy gdy byłam totalnym wrakiem człowieka, bez wychodzenia z domu, żeby nikt nie musiał mnie wytykać palcem, oglądać zaryczanej i w rozsypce”. Ale żadna pomoc nie będzie miała sensu jeżeli to Wy nie zadziałacie najpierw. Podejmijcie decyzje – „chce sobie pomóc” – i zróbcie wszystko co w Waszej mocy (a kobiety to silne stworzenia) żeby to osiągnąć. Biadolenie, że jest źle, że wszystko pod górkę, że już nie ma siły, że się nie uda, tylko pogorszy Waszą sytuację. Szorstkie ale prawdziwe. Dopiero zaakceptowanie tej prawdy i wykonanie odpowiednich kroków, może Wam pomóc. Więc do dzieła! Macie dostęp do terapeutki, która wyciągnęła ze strasznego stanu Karolinę, za 39 zł, no kaman. Ja kumam, że wizyta u psychologa to są duże koszta i z mojego doświadczenia wynika, że trzeba sprawdzić kilku zanim się trafi na dobrego. Ale jeżeli jest opcja tak tania, stworzona przez dziewczynę, która znacie i ufacie to dość wymówek. Najtańszy pakiet da Wam możliwość zrobienia testu psychologicznego, który będzie dokładnie przeanalizowany i powie Wam gdzie leżą problemy, jak sobie z nimi poradzić, pokaże konkretne materiały z których korzystać i macie w tym 4 konsultacje. Czyli co tydzień możecie konsultować z Terapeutą co się dzieje. Ale nic się nie zrobi samo.. Bo albo chcecie coś zmienić i działacie w tym kierunku albo chcecie sobie po prostu pobiadolić i ponarzekać czyli pokazać „typowy obraz smutnej kobitki”. Żaden facet nie poleci na narzekanie, gwarantuje Wam to.
Podoba mi się zwłaszcza ten fragment w którym mowa, że terapia terapią i pomoc pomocą, ale tak naprawdę, to sami musimy tego chcieć :)
Czytam Wasze wpisy od jakiegoś czasu… Przeżyłam bardzo podobne sytuację co Karolina. Wiem co to rozwód, jak zostać bez niczego (nawet własnego kubka i łyżeczki), jak to jest mieszkać kątem u kogoś (i tułać się z walizką w której jest cale Twoje życie), wiem jak to jest w tym całym bagnie wylądować jeszcze w szpitalu i czekać na operację, od której zależy czy będziesz miała pracę (a w konsekwencji czego co jeść), jak zostać samemu z masą długów i bez żadnych perspektyw, jak wraz z mężem tracisz przyjaciół i znajomych… Dziś do tego można dopisać stratę dziecka i rozpad kolejnego związku, który miał być „już na zawsze”. Ale z jednym się nie zgodzę. Karolino skoro tyle wiesz o depresji i załamaniu nerwowym musisz wiedzieć też, że będąc w takim stanie nic się nie chce. Że każda próba pomocy samemu sobie jest wielkim wysiłkiem psychicznym, że wstanie z kanapy to niemal niemożliwe fizycznie. Wiem, że każdy musi sam sobie pomóc – bo musi zacząć chcieć. Ale to właśnie istota depresji – zabiera ona nam to „chcenie”, zabieram nam siłę i wiarę. Zabiera wszystko. I dlatego słowa „albo chcesz coś zrobić albo narzekać” lub „koniec użalania się nad sobą” uważam za mało trafne. Bo właśnie to przez nią – depresję, nie widzimy innych możliwości życia jak siedzenie i narzekanie. Rozumiem, że przecież to prowadzi do gorszych stanów, do nakręcania czarnych wizji, do prób samobójczych itd. Ale myślę, że można to obrać w cieplejsze słowa… Bo z doświadczenia wiem, że bolało mnie to jeszcze bardziej, gdy słyszałam, weź się w garść i przestań narzekać. Inaczej wtedy nie umiałam. Wolałam słyszeć chodź pomogę Ci, tylko zrób mały krok i np idź na terapię. Ot co! Poza tym pozdrawiam i życzę dużo szczęścia! A wszystkim kobietą po takich przeżyciach życzę słońca. Żeby wyszło w końcu w Waszych życiach.
witaj. Wiesz…na mnie takie słowa działały..mimo depresji i stanów typu leżenie tydzień bez mycia się w łóżku i gapienia w sufit, jak ktoś mną potrząsał to odnajdowałam choć cień chęci, choć chwile by to zmienić. W takim stanie niewiele można zrobić samemu. Ja wydałam wszystko co miałam i sprzedawałam swoje rzeczy, głodowałam, by móc szukać pomocy, specjalistów itd. Udało się, bo trafiłam na osobę, która umiała wyciągnąć mnie z bagna. Dzięki niej i resztom instynktu samozachowawczego, jestem żywa…
Witaj. Widzisz mnie to demotywowało. Czułam się jeszcze bardziej do dupy. Nie dość że życie mnie skopało to jeszcze miałam wrażenie że takimi słowami ludzie mnie krytykują… Ale każdy z nas jest inny. Moja depresja taka właśnie była, że odbierałam każde słowo jako krytykę w moją osobę i czułam się przez to jeszcze gorzej. A idąc dalej mniej mi się chciało… co do myśli samobójczych… to chyba zbyt długi temat… Pozdrawiam