!!NOWY POST!!
Cofam się myślami klika lat wstecz. Przenoszę do czasu, kiedy każdy mój dzień wydawał się zlewać z kolejnym i absolutnie nic nie dawało mi nadziei, że cokolwiek się zmieni. Tak, mimo że część z Was kojarzy mnie z wieczną optymistką i wesołkiem to nie zawsze tak było. Co więcej, okazało się, że droga do ponownego uśmiechu nie będzie usłana różami.
Wyobraź to sobie. Poranek jak mój z przed lat. Otwierasz oczy, zaczynasz nowy dzień. Już w momencie budzenia marzysz by się skończył. Nie czujesz, aby Twoje ciało (a na pewno nie umysł), zregenerowało się i odpoczęło w nocy. Wciąż odczuwasz ten nieznośny ból wszystkich jego członków, który męczy jak jakieś niekończące się bzyczenie w Twojej głowie. Jest Ci zimno, bo liczysz, że skręcone kaloryfery choć trochę obniżą Twoje rachunki. Nie jest lekko – stare drewniane okna, które ledwo trzymają się muru, przepuszczają nawet wiatr z zewnątrz a szyby dzwonią w nich za każdym razem, gdy na przystanku, zatrzymuje się autobus. Śpisz na małym, dziecięcym tapczanie – nie jest wygodny. Powoli i bez motywacji zbierasz się do pracy. Każdego dnia wmawiasz sobie i powtarzasz, że ją lubisz… albo że musisz ją lubić. Skoro jakimś cudem, ktoś Ci ją w tym stanie dał, trzymasz się jej kurczowo by znowu nie zostać bez niczego.
Wszystko cię przygnębia – dosłownie nie ma nic co wyrwałoby Cię z tego marazmu. Dobija Cię zimno, dobija miejsce, w którym jesteś, dobija widok siebie samej w lustrze. Jakby ktoś ubrał Cię w ciało kogoś kto do Ciebie nie pasuje, nie podoba Ci się, kogo nie lubisz. Chcesz się ukryć i zaszyć. Ubierasz się codziennie na czarno lub szaro. Marzysz by być dla innych niewidoczna. Powtarzasz kolejne czynności jak automat, starasz się nie czuć, bo paraliżuje Cię strach, że możesz więcej nie udźwignąć. Zahaczasz o sklep – codziennie kupujesz bułkę, jakąś wędlinę, banana. Starasz się wydać jak najmniej. W myślach liczysz, ile możesz wydać na obiad, tak by się najeść na resztę dnia. Na kolacje nie starczy, więc musisz to wszystko wyliczyć. Jeszcze nie stać Cię na nic więcej, musisz odbić się od dna w jakim znalazłaś się, gdy pracy nie miałaś.
Jedziesz komunikacją. To ten moment dnia, którego nie lubisz najbardziej. Tłum ludzi, ich miny, ich aura, konieczność przebywania w tłumie – nienawidzisz tego. Raz ciepło, raz zimno, przystanek, trawa, przystanek, metro, przystanek… Oduczyłaś się już słuchania muzyki w tym czasie. Tak łatwo się rozklejasz, że boisz się, iż wybuchłabyś płaczem wśród tych wszystkich obcych ludzi. Dzień w pracy mija jak błysk. Roboty jest tyle, że włączasz w sobie kolejny automat: wydajność, uśmiech na siłę i tyle kompetencji, ile tylko się da. Choćbyś nie wiem, jak się starała, docierają do Ciebie sygnały ze świata zewnętrznego. Słyszysz, jak współpracownicy opowiadają sobie o zakupach, o mężu, który je zdenerwował, o koleżance, która wychodzi za mąż, o rodzicach, którzy postanowili pomóc w kupnie mieszkania, o wielkiej tragedii, bo ona znalazła w sklepie boski sweter, ale nie było jej rozmiaru… Tak, dookoła toczą się przecież i „dramaty” innych.
Patrzysz co chwilę na telefon. Sama nie wiesz, czy odliczasz czas do wyjścia czy może jakoś podświadomie czekasz na jakąś wiadomość, telefon, kogokolwiek, kto by się zainteresował tym czy żyjesz. W końcu byłaś kiedyś lubiana. Miałaś masę znajomych i przyjaciół. Widywaliście się ciągle i spędzaliście beztroski czas. Teraz telefon milczy… Wypijasz szóstą kawę. To jedna z niewielu rzeczy, która sprawia CI odrobinę przyjemności. Dodatkowo zabija również głód. Myślisz sobie: „Boże, jutro nie będę musiała wstawać, ubierać maski, jechać komunikacją” a potem przypominasz sobie, że mamy dopiero piątek a Ty pracujesz sześć dni w tygodniu. Nie masz „piąteczku”, nie wyjdziesz z przyjaciółmi, bo wygląda na to, że gdzieś przepadli. Ostatecznie stwierdzasz, że może faktycznie lepiej byłoby pracować cały czas…
Masz jeden wentyl. Miejsce, w którym zdejmujesz maskę, nie boisz się łez, możesz pozwolić sobie na to by wezbrana woda w Twojej tamie, została wypuszczona a słowa przelewały się przez nią kolejną godzinę. Spotkanie z terapeutą zastępuje Ci ploteczki i przemiłe spotkania z dawnymi znajomymi. Tu możesz popłynąć. Wyrzucić z siebie wszystko, co tłamsiłaś w sobie przez lata i kumulacje z ostatniego tygodnia. Wykrzyczeć to, co czujesz rano, co czujesz w sklepie licząc monety, w tramwaju, gdy stoisz stłoczona z innymi ludźmi. Możesz opowiedzieć o bólu, o tym bzyczeniu w głowie i ciele, o tym, jak wiele myśli i pytań znowu pojawiło się w Twojej głowie. Nie czujesz, że ktoś uzna cię za śmieszną czy żałosną. Twoje pytania nie zostają bez odpowiedzi a dyskusja, choć na chwilę daję ci ulgę i pobudza do pracy nad sobą oraz do kolejnych przemyśleń. Wychodzisz ze spotkania lżejsza i wiesz, że może aby się tu pojawić, musisz rezygnować z kolacji, ale to jest tego warte.
Wracasz do domu po ciemku. Kiedyś nie zdecydowałabyś się, aby wieczorem błąkać się sama po okolicy. Teraz nie masz wyjścia. Nie posiadasz auta, nie masz na taksówkę, strach trzeba schować do kieszeni a z drugiej strony… wszystko ci przecież jedno. Przywykłaś do samotności – kiedyś nie wytrzymałabyś tak kilku godzin. Teraz masz wrażenie, że żyjesz tak od zawsze. Marzysz o tym by być użyteczna, ale nie masz dla kogo… Wracasz do domu, przebierasz się w piżamę, zakładasz sweter i skarpety, przykrywasz tak szczelnie jak tylko się da i marzysz, że może jutrzejszy dzień będzie inny, że wydarzy się coś, coś Cię stąd uwolni…
Aż tu nagle dni zaczynają się zmieniać. Dlaczego? O tym w następnym poście…
EmTe says
Jak o mnie….
Magda says
Nie wiem czy ten tekst może być dla kogoś piękny ale dla mnie jest. Utozsamiam się z nim . Chodź najgorsze mam za sobą , to nadal mam dużo do zrobienia. Widząc twój sukces wierzę , że mi kiedyś też się uda.
Madz says
Bardzo dziękuję za ten post
Diana says
Czuję jakby ktoś napisał o mnie..
Agnes says
Bardzo inteligentny tekst o wielu z nas, samo życie, pozdrawiam.
Miska says
Jak bym czytała wlasnie o sobie.. wszystkim dookoła sie ulłada wchodza w zwiazki biorą sluby jezdza na wakacje a ja jako ta znienawidzona przez los czarna owca ktora pracuje na dwa etaty i zalicza siłownie zeby oderwac jakos głowe i tak w kólko dzien sie zaczyna i konczy.. pytanie jak dlugo to bedzie wszystko trwało? Tez bym.chciala byc szczesliwa:(
Mama says
Kazde jedno slowo to moje zycie.Co do joty:-( I zadnego swiatelka w tunelu.Horror.A tu jeszcze 2 Cudownych Dzieciaczkow cierpi razem ze mna:-(