Czasem fajnie jest się pokłócić. Tak porządnie z krzyczeniem, łzami, gniewem Godzili i wyrzuceniem z siebie wszystkiego co w nas drzemało. Oczyszczenie atmosfery, pozbycie się negatywnych emocji, wyjaśnienie sobie niedomówień, tego co nam nie pasuje, uwiera i wkurza. Znam ludzi, którzy kłótnie traktują jako coś złego, niszczącego, wpływającego negatywnie na związek. Oczywiście bywa i tak, że są one totalnie bzdurne i niekonstruktywna. Kłócenie się o byle co, sprzeczki, docinki, czepiactwo- nic nie wnosi, niczemu nie służy, generuje frustracje i poczucie bezradności. Faktycznie może oznaczać bak umiejętności dogadywania się, brak dopasowania, znudzenie się sobą, dogasające uczucia itd.
Mi chodzi jednak o konstruktywne kłótnie. O kłótnie, które pozwalają nam na uwolnienie tego co w nas drzemie, co nam się nie spodobało, co chcemy przedyskutować, wyjaśnić i naprawić. Nie ważne czy będziemy przy tym krzyczeć, płakać, tupać czy rzucać talerzami. Ważne by osiągnąć efekt czyli: oczyścić atmosferę, dojść do porozumienia, konstruktywnie przegadać problem i znaleźć takie rozwiązanie by nie musieć do niego wracać.
Zauważyłam, że ludzie boja się kłótni. Mają obawy by mówić o tym co ich boli i otwarcie to manifestować. Sama mam przed tym często opory. Wole pewne kwestie przetrawić, przemilczeć, zapomnieć niż drążyć i męczyć. Łapie się na tym co jakiś czas. Może i we mnie jest jakiś strach przed zwykłym pokłóceniem się. Nie lubię awantur, zwyczajnie skoro nie muszę, bo sytuacja nie jest jakaś turbo zawikłana, to staram się ich unikać…być może dlatego, że źle mi się kojarzą. Z drugiej strony wiem tez dobrze, jak wygląda tłumienie w sobie negatywnych uczuć, tego co kłuje, boli, nie daje spokoju. Przystawanie na wszystko, machnięcie ręką „bo to w sumie bzdura”, bo szkoda psuć atmosferę i milion innych wymówek, które narastają, kumulują się w nas aż w końcu znajdują ujście w jakiś sytuacjach lub po prostu ogromnym naszym wybuchu. Wiem też, że takie ciche dni i nie mówienie sobie o sprawach bolących, oducza nas komunikowania się ze sobą, blokuje z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc przepływ informacji, oddala nas od siebie. Jeśli nie będziemy umieli rozmawiać o sprawach trudnych, po pewnym czasie nie będziemy potrafili nawet o błahych. Często pewne czynniki odsuwają nas od takiej otwartości, zwykle strach przed reakcją. Nie oszukujmy się, kłótnie nie są niczym fajnym i miłym (fajne jest płomienne godzenie się ;) ). Zawsze wiążą się z negatywnymi emocjami, często łzami i przykrymi słowami. Jeśli podchodzimy do nich poważnie i dojrzale, chcemy wyciągnąć z nich naukę, dogadać się, zapamiętać na przyszłość co robić a czego nie jest łatwiej. Szczególnie gdy mamy równego sobie partnera. Gorzej jeśli ta chęć jest jednostronna- gdy mamy świadomość, że partner nie umie znieść krytyki, nie słucha, obraża się, nie odzywa, nie reaguje, albo reaguje zbyt impulsywnie, agresywnie, może dojść miedzy nami do szarpaniny czy nawet rękoczynów.
Niestety kłócenie się tez jest pewnego rodzaju umiejętnością, którą jedni posiedli a inny nie. Łączy się z pewna dozą dyplomacji, umiejętnością wyrażenia uczuć i myśli, odwagą, szczerością, umiejętnością słuchania, pokorą i inteligencją. Miałam okazję kłócić się z wieloma osobami –takie życie- i niestety nie wszystkie umieją panować nad sobą kiedy chodzi o tego typu tresująca sytuację. Często do głosu dochodzi duma, zapatrzenie w siebie, egoizm albo bardzo niskie, pierwotne instynkty. Widać to zarówno na poziomie kłótni z koleżanką (niestety baby zwykle są szalenie zawzięte i żadna nie umie odpuścić) jak i kobiety z mężczyzną. U mężczyzn jest trochę tak, że ciężko im znosić krytykę, nawet jeśli zgadzają się z naszym zdaniem, będą z uporem maniaka walczyli o swoje. Część z nich z bezradności ucieka się do przemocy zarówno emocjonalnej jak i fizycznej. Zwykle to słabe jednostki z bardzo niską samooceną, które chcą sobie ją odbić czując choć chwilową władzę nad kobietą. Jest to obrzydliwe.
Mimo wszystko uważam, że musimy nad sobą pracować, uczyć się i przełamywać. Małżeństwo czy związek uchodzący za idealny bo „oni się zupełnie nie kłócą” to mit. Jeśli w związku nie ma kłótni, poważnych rozmów i szczerości- często bolesnej- to prędzej czy później, wszystko posypie się jak domek z kart. Problemy nie rozwiązywane i nie przegadane narastają, kumulują się, aż z maleńkich urastają do rangi dramatu życiowego. Może zatem warto się przełamać, zebrać na odwagę i zawczasu porozmawiać, na spokojnie, przy herbacie, w zaciszu swojego domu. Może jeśli zmienimy sposób myślenia o kłótni jako o czymś pomocnym, będzie nam łatwiej. Wszystko przecież znajduje się w naszej głowie. Od nas zależy jak podejdziemy do pewnych spraw. Jeśli jednak nasz partner nie będzie umiał zdobyć się na odwagę, nie będziemy umieli dochodzić razem do porozumienia i powiedzieć sobie wprost o tym co nam nie pasuje, ciężko mi powiedzieć czy taka relacja będzie miała sens. Życie przynosi nam masę niespodzianek, sytuacji kryzysowych, trudnych i skomplikowanych. Dobrze jest mieć wtedy u boku kogoś godnego zaufania, dającego nam poczucie zrozumienia, oparcia, otwartego, gotowego na negocjacje, na prawe tego co się po drodze zepsuło, wysłuchania nas i bycia niezależnie od wszystkiego. W momentach kryzysowych to największe wsparcie, siła i pomoc. Gorzej jeśli w tym najgorszym czasie okaże się, że pozostajemy sami, bo osoba, która powinna przy nas trwać, okazuje się do tego niezdolna, zbyt egoistyczna, nieczuła i nie potrafi nas zrozumieć. Może zanim do tego dojdzie, warto wcześniej sprawdzić czy możemy na niej polegać.
Dodaj komentarz