!!NOWY POST!!
Liczba rozwodów od kiedy zaczęła się pandemia, wzrasta w zastraszającym tempie. Statystyki oszalały a specjaliści zajmujący się tym tematem, łapią się za głowy. Gołym okiem widać, jak wielki bum nastał. Problemem jednak nie jest sama pandemia, a to, jak wiele słabych punktów obnażyła w związkach i małżeństwach…
Jednym z głównych tematów, kiedy zaczął się pierwszy lock down było to: „no jak ja wytrzymam w domu przez cały czas będąc z moją rodziną?”. Gdyby się tak nad tym zastanowić, nie powinna być to najstraszniejsza, najsmutniejsza i najbardziej dołująca informacja. W czasie, gdy mierzymy się z milionem dużo ciężysz spraw, czyli chorobami, ograniczeniami, bezrobociem, problemami finansowymi, ruiną gospodarczą itd. a dla większości najgorsze jest bycie razem. To o tym najczęściej słyszałam od znajomych i czytelników. O dramacie wynikającym z konieczności spędzania czas w domu z bliskimi. O tym, że wciąż muszę patrzeć na męża, że muszę bawić się i zajmować swoimi dziećmi, że muszę pomagać im w lekcjach, że pracujemy zdalnie (wiadomo, lepiej stracić pracę lub możliwość zarabiania). Przeraziło mnie to- i jako kobietę i jako osobę, obracającą się w temacie rozwodów już o tylu lat…
To nie pandemia jest przyczyną rozwodów… Jest nią to, że nasze związki są do kitu. To, że wielu z nas niewzajemnie się nie kocha, nie lubi, nie szanuje. Problem polega na tym, że nic o sobie nie wiemy, że bywamy powierzchowni, że nie potrafimy lub nie chcemy ze sobą przebywać i rozmawiać. Zamiatane i zagłuszane innymi sprawami problemy, wreszcie miały możliwość wyjść na światło dzienne a nasze wady i słabości, zostać obnażone. Okazało się, że to, co teoretycznie powinno być dla nas na wagę złota, czyli czas z ukochanymi, jest największą zmorą…
I żeby nie było- ja nie twierdze, że bycie zamkniętym i przerażonym sytuacją, nie wpływa na nas negatywnie. Wydaje mi się jednak, że to właśnie w takich trudnych chwilach, powinniśmy znajdować oparcie i ukojenie w rodzinie, bliskich, dzieciach czy partnerze. To był i nadal jest, test dla nas wszystkich. Testowane są przecież nie tylko relacje małżeńskie, ale generalnie wszystkie. Niestety, testy nie wypadają pomyślnie. Ludzie nie potrafią ze sobą przebywać, nie potrafią się wspierać, rozmawiać ze sobą i spędzać wspólnie czasu. Bez wypełnionego po brzegi dnia, w którym się pracowało, robiło zakupy, przemieszczało, widywało ze znajomymi, wychodziło do fryzjera, kosmetyczki czy na siłownie, łatwiej było „jakoś przeżyć” te dwie czy trzy wspólne godziny wieczorem. Mieliśmy też więcej tematów- można było rozmawiać o tym co w pracy, co na mieście, wypełnić przestrzeń między sobą taką zwyczajną „paplaniną” bez większego znaczenia i emocji. Kiedy tematów zabrakło i zostaliśmy tylko my dwoje- rozmowa umarła a wraz z nią, runęła cała reszta.
Kiedyś jedna osoba mówiła mi, że jeśli para potrafi rozmawiać tylko o znajomych lub innych ludziach, to znaczy, że to związek bez szans i chyba coś w tym jest… Na co dzień rzadko jest czas na godzinne dyskusje we dwoje, ale gdy w końcu go mamy, okazuje się, że tego nie potrafimy. Nie umiemy zadawać sobie mniej lub bardziej poważnych pytań, gadać o swoich planach, marzeniach, celach. Z trudem przychodzą nam wyznania, poruszanie tematów trudnych czy bolesnych. Nie wyznajemy sobie uczuć, nie potrafimy płynąć z tą rozmową jak na początku związku a część zdaje sobie sprawę z tego, że może nigdy takiego dialogu między nimi nie było…
Nie zapominajmy jednej, że tak jak lock down, mógł przyczynić się do zobaczenia tych luk, niedoskonałości i problemów, tak samo dawał szansę na to, by się z nich oczyścić, wyjaśnić je, przegadać i przetrawić… Część osób z tego skorzystała i wykorzystała ten czas na wykonanie wspólnie pewnej pracy. Inni poddali się już na starcie…
Janusz P says
Nic dziwnego w tym, że ludzie decydują się na rozwody, skoro nagle zostali zmuszeni do spędzania ze sobą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Nawet najlepszy związek może tego nie przetrwać. Każda para w takiej sytuacji powinna szukać odskoczni lub innych rozwiązań, które mogą uratować związek.