!!NOWY POST!!
Ludzie są różni. To jacy są często definiuje ich życie, poczynania w tym życiu oraz to w jakich jego punktach się ostatecznie znajdują. W jednej książce (tytuł: „Piąty poziom”) przeczytałam ostatnio, że jesteśmy trochę jak puzzle. Każdy rodzi się co prawda z innym ich zestawem, różną ilością elementów, ale z każdych możemy złożyć z nich piękny obraz będący naszym życiem. Od nas zależy, czy go złożymy, jak sobie z tym zadaniem poradzimy itd.
Odpowiedź na te pytania uzależniona jest chyba właśnie od tego jacy jesteśmy. Co nami w dużej mierze kieruje, jakie cechy naszego charakteru przebijają na wierzch. Przy okazji, któregoś z ostatnich tekstów, które dla Was pisałam, zastanawiałam się w tej kwestii nad samą sobą… Co faktycznie- jakie cechy mojego charakteru i zachowania- zaprowadziło mnie tu, gdzie jestem teraz. Jasne, sporo przez ostatnie lata w sobie zmieniłam i wypracowałam. Było to związane przede wszystkim z moimi doświadczeniami, tym czego nauczyło mnie życie, lądowanie na zbitym tyłku oraz napotkani ludzie. Na pierwszy plan w moim obserwacjach wybija się chyba odwaga i co za tym idzie- śmiałe decyzje, często okupione ryzykiem. Ale jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana ;) Kiedy zadecydowałam, że chce coś zmienić, wiedziałam dwie rzeczy: że muszę podjąć śmiałe decyzje, które będą równały się sporemu ryzyku, oraz to, że jeśli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego pewnie już nigdy tylko zacznę odkładać decyzję na bezpieczne „kiedyś”.
Uprzedzając kolejne pytania a może nawet stwierdzenia: tak, każda decyzja to ryzyko. Przecież nikt nigdy nie da Ci pewności, że konkretna rzecz potoczy się po Twojej myśli. Nie ma zwyczajnie takiej opcji. Co więcej, robiąc rzeczy automatycznie wciąż podejmujesz ryzykowne decyzje. Wchodzisz na pasy i nie masz pewności, że ktoś mimo zielonego światła Cię nie potrąci. Idziesz do fryzjera i nie wiesz, czy ostatecznie wyjdziesz z taką fryzurą o jaką prosiłaś. Bierzesz kredyt na mieszkanie, ale nie masz żadnej gwarancji, że nie stracisz pracy/kasy i ktoś tego mieszkania Ci nie odbierze. Takich rzeczy jest mnóstwo a mimo to, robimy je każdego dnia. Czemu więc tak bardzo boimy się zmian czysto osobistych, takich które mogą podnieść jakość naszego życia oraz zmienić je na lepsze? W tym temacie myślimy, zastanawiamy się, boimy i wahamy… Ok, zgadzam się, że jest spora różnica między ryzykiem a lekkomyślnością, tak samo jak między odwagą a głupotą, strachem a byciem panikarzem czy naiwnością a ufnością. Po to mamy jednak głowę i zakładam, że w niej również rozum, by umieć to ocenić i rozróżnić te rzeczy. Nie bać się niepotrzebnie i działać. Tak naprawdę do stracenia mamy prawie zawsze to samo: szanse na zmianę i zrealizowanie tego o czym marzymy i czego chcemy. Jeśli nam się nie uda, znowu będziemy w punkcie wyjścia więc…może jednak warto próbować?
Ja wiem po sobie, że gdyby nie ryzyko, śmiałe, ale dobrze zaplanowane zmiany, skrupulatność, masa pracy, realizm i konsekwencja w działaniu, byłabym w przysłowiowej dupie. Mieszkała dalej na 35m2, każdego dnia chcąc się zabić, jechała do nijakiej pracy, harowała za grosze, czuła niedoceniona, stłamszona i nieszczęśliwa. Nie spotkałabym prawdziwej miłości, nie spełniała marzeń, nie realizowała ambicji, nie była taką sobą jaką chciałam być, ale się bałam. Bez uśmiechu, energii, mega nakręcającej mnie do działania ochoty do zmian i zdobywania kolejnych szczytów.
Część napisze w komentarzu jak to zwykle bywa:”…ale ja wolę tą swoją bezpieczną strefę komfortu, w której się nie zawiodę”. Cóż, każdy ma prawo do wyboru, ale te osoby, nie mają prawa do narzekania. Chcesz bezpieczeństwa, marazmu i braku zaskoczeń oraz zmian- spoko, ale w takim razie, ciesz się tymi rzeczami i nie marudź, że ktoś ma więcej, lepiej, fajniej. Nie chcesz takiego życia? Pragniesz czegoś więcej? Działaj i się nie poddawaj! Każda próba, równa się kolejnej szansie!
Mam 38 lat I jestem rok po rozwodzie , chwile przed nim poznalam faceta tez po przejsciach I przez chwile myslalam ze dla mnie tez zaswiecilo slonce ale coz zycie mnie nie oszczedza , pomoglam mu znalezc lepsza prace przygarnelam pod swoj dach a on miga sie od dorzucania sie do rachunkow ( bo ja swietnie sobie radze ) I tak samo do zycia czyli jedzenie , srodki czystosci itd , czy 800 zl do rachunkow I 700 na zycie to tak duzo ? Czy moze ja jestem za bardzo wymagajaca ?
Nie rob tego sobie. Juz wiele przeszlas. Jezeli czujesz ze potrzebujesz oparcia i stabilnosci rowniez w sferze finansowej a rozmowy z nim wprost o wspolnych kosztach nie skutkuja pozadanym efektem – zastanow sie czy nie tracisz czasu….. Bylabym daleka od wszelkich rad ale przezylam taki zwiazek – 14 straconych lat, w ktorych „on” zerowal na mnie…wprowadzajac sie do mnie, zyjac na moich plecach, czasami kupil cos na romantyczna kolacje ale tylko dlatego ze sam mial ochote na dane danie, po jakims czasie obwinial mnie ze ma malo pieniedzy choc zarabial tyle samo nigdy nie dokladajac sie do oplat chociazby za szkole dzieci etc…. Pozniej sytuacja sie jeszcze bardziej pogorszy…..ja dostawalam na urodziny bluzke za 500 zl kupiona za pieniadze wyjete z mojego portfela… Jesli Cie kocha – to chce tworzyc razem z Toba Wasz wlasny wspolny swiat i uczestniczyc w nim takze finansowo… Powiedz mu to…jesli nie rozumie – jest egoista i Cie nie szanuje….a wtedy … nie trac czasu choc bedzie bolalo….