Od dziecka wpaja się nam, że miłość jest absolutnie najważniejszą rzeczą na świecie. Dorastamy w przeświadczeniu, że musimy ją mieć, musimy o nią zabiegać, musimy ją czuć i walczyć o nią jak o nic innego. Oczywiście, jest to prawda. Powtarzają nam to rodzice, dziadkowie, ksiądz w kościele. Mowa o tym w filmach, książkach a nawet tanich serialach brazylijskich. Efekt jest taki, że część z nas popada dosłownie w histerie na tym punkcie i zatraca dość cienkie granice między zdrową, czystą i piękną miłością, o której słyszymy od powyższych osób a czymś co jest chore, niemoralne i destrukcyjne.
Dla miłości nie wolno przelewać krwi. Zarówno swojej jak i czyjejś, bo to odziera ją z tego co w niej najpiękniejsze. Czegoś pięknego i szlachetnego. Najlepszym przykładem tego, który od razu przychodzi mi do głowy jest film Troja. Dwoje młodych i zakochanych postanowiło olać wszystkich dookoła i po prostu kochać siebie bez względu na wszystko- ignorując konsekwencje, morale, życie innych ludzi i dosłowną konieczność przelania krwi mnóstwa osób za cenę bycia razem. Osobiście uważam, że prawdziwa miłość nigdy nie będzie wymagała od nas tego typu ofiar. Taka miłość jest chorą fanaberią.
To o czym dziś piszę działa też w drugą stronę. Prawdziwa miłość nie będzie wymagała abyś Ty sama przelewała za nią krew i dosłownie się zarzynała. Czym innym jest wzajemne docieranie się, kompromisy i poświęcenia a czym innym podcinanie skrzydeł, wypruwanie flaków i ciągłe cierpienia. Jaki jest wtedy sens tego uczucia?
Bardzo wiele z Was pisze do mnie opowiadając historie swoich związków i miłości. Część z Was nawet nie zdaje sobie sprawy z tego o jakiej ilości bólu i cierpienia w niej mowa, a tak niewiele jest w nich jasnych i dobrych chwil, uczuć i wspomnień. Tracicie lata na związki, które zbudowane są na pozorach, na wiecznej walce, ciągnięciu czegoś na siłę, przeciąganiu nieuniknionego, udawaniu, że jest ok, że ta miłość jest. Dlaczego? Bo buduje się w nas presję, że musimy ją mieć i dbać o nią za wszelką cenę.
Szczególnie my kobiety, jesteśmy tak bardzo spragnione tego uczucia, że kiedy w końcu pojawia się w naszym życiu ktoś, kto mógłby nam ją zapewnić (lub wydaje się nam, że tak może być), dałybyśmy się i ukrzyżować, gdyby to dało nam choć pozory miłości, o której pisali poeci. Cały czas nie rozumiemy, że prawdziwa miłość nie wymaga od nas krwi. Że uczucie o jakim każdy z nas w głębi serca marzy nie wymaga od nas upokorzeń, bólu, cierpienia, łez czy walk z ukochanym. Nie ma nic wspólnego z odzieraniem się z godności i człowieczeństwa…
Jeśli więc będziesz w sytuacji, kiedy pochylisz się z jakiś powodów nad swoim związkiem, przemyśl na ile to co jest między Wami to czyste, dobre i szlachetne uczucie płynące Z OBU STRON, a na ile imaginacja, która w Twojej głowie urosła do rangi czegoś magicznego, czegoś o czymś marzyłaś i czego pragnęłaś, ale tym nie jest…
Baśka says
Niestety kultura i przekazy społeczne wbijają nam do głowy, że dla prawdziwej miłości trzeba lub warto się poświęcić do sześcianu. Zwłaszcza kobiety dostają tym przekazem w twarz. Przecież jeśli nie jesteś gotowa własnoręcznie wyrwać sobie nerki w ramach miłosnych poświęceń, to nie kochasz naprawdę ani nie jesteś prawdziwą kobietą.
Nie cierpię tych różnych chorych „poświęceń” w imię miłości, która nie jest wtedy żadną miłością, tylko jedną wielką toksyną. I warto to ludziom – zwłaszcza kobietom – uświadamiać.