!!NOWY POST!!
Poznajemy się, zakochujemy, uwielbiamy w sobie dane cechy. Jesteśmy razem, bo się kochamy, za to że on okazał się taki czuły, dojrzały, opiekuńczy i zapobiegliwy a ona zaradna, dbająca o siebie i nasz dom, uśmiechnięta i pogodna. Mijają miesiące i lata a ona/on nagle się zmienia. Nie jest już tym kogo poznaliśmy kilka lat temu… I nie chodzi tu o zmarszczki, siwy włos czy kilka kilogramów na plusie.
Nie wiem, ile z osób czytających ten post jest lub była w dłuższych związkach, ale na pewno część z Was dokładnie wie o czym mówię. Zastanawiam się tylko jakie macie zdanie co do takich zmian, tego jak wpływają na nas i naszą relację oraz jak często to właśnie one, kończą nasze związki. No by właśnie, czy da się żyć z kimś zupełnie innym niż ten z kim się związaliśmy na początku? W końcu czasem zmiany jakie zachodzą w drugiej osobie to przepaść… Może właśnie to zjawisko prowadzi do tak zwanej „niezgodności charakterów”?
Znałam wiele związków trwających latami. Ludzie poznawali się w podstawówce czy liceum i byli ze sobą kilkanaście lat. Sama byłam w takim związku. Poznaliśmy się będąc „jacyś” a z biegiem lat, zmian, doświadczeń, poznanych na swej drodze ludzi zmieniliśmy się. Część osób zmieniła się diametralnie dlatego, że zwyczajnie dojrzała, dorosła, jej charakter ukształtował się wreszcie i wtedy…nastąpił zawód i rozczarowanie. On/ona nie byli już tym, kogo poznaliśmy za młodu. Dodatkowo różnice okazały się nie do przejścia. Sytuacja zmieniła się do tego stopnia, że konieczne było rozstanie, bo obie osoby zwyczajnie potrzebowały zupełnie innego partnera do szczęścia.
Są też inne przypadki. Scenariusz ten sam co wcześniej, ale zupełnie inny finał- szczególnie w przypadku kobiet. To te zwykle, mimo iż nie czują się już szczęśliwe, spełnione i zauważają dotkliwe zmiany w partnerze, cały czas żyją tym co było, jaki był gdy się poznali i jak wtedy było im dobrze. Nie dopuszczają do siebie myśli, że tej osoby już nie ma, że to ktoś zupełnie inny. Wmawiają sobie, że to chwilowa zmiana, że on wróci, ale mijają lata i…to się nie dzieje.
Jestem ciekawa `waszych doświadczeń i historii. Co w takiej sytuacji? Zostać razem czy dać sobie szansę na szczęście? Starać się wzajemnie zmieniać czy odpuścić lub zaakceptować zmiany?
Szarakorpomyszka says
Zmiany są częścią życia i chyba problemem jest kiedy w związku jedna osoba idzie do przodu i się rozwija a druga wręcz przeciwnie. Cechy urocze u dwudziestolatka, które wzbudzają śmiech w towarzystwie jako super anegdota 10-15 lat później prędzej wywolają konsternacje i zdziwienie. Przykład? On 25 lat chwali się nowym kompem kupionym pod wymagania najnowszej gry – jest zabawnie, ona nie ma nic przeciwko ale jeżeli po 7 latach on fascynuje się tym samym i olewa np to, że nie byli nigdy na żadnym wspólnym urlopie razem ale jest gotów lekką ręką oddać 10 tysięcy na kolejnego kompa do gier to się okazuje, że jednak ktoś tu musi być dorosły
Justyna says
Właśnie taka zmiana w moim parterze doprowadziła do rozpadu naszego związku. Myślę, że wyszło mi to na dobre, bo po pewnym czasie stał mi się zupełnie obcy, nie ten… Przestałam go kochać, dzięki czemu rozstalismy się bez niepotrzebnego cierpienia. Każde z nas poszło w swoją stronę i ma swoje życie. Do tego czasu nie wiedziałam, że w ludziach następują aż takie zmiany… Ale nie ma tego złego… ;)
S. says
Kiedy poznałam mojego męża miałam 18 lat. Układało się nam dobrze. Uchodzilismy za zgodną parę która się nie kłóci, ma podobne zdanie na różne tematy. Po 5 latach związku wzięliśmy ślub. I zaraz po zaczęły się schody. Nagle pojawiło się inne patrzenie na świat, inne oczekiwania. Jesteśmy po ślubie 2 lata. Na tą chwilę wiem, że nie pasujemy do siebie i bylibyśmy szczęśliwsi z innymi partnerami. Mimo że spędzamy ze sobą dużo czasu, nie kłócimy się za bardzo i dużo uśmiechamy to i tak wiem, że to nie to. Na tą chwilę nie odejdę. Życie mam ułożone. Mam pracę, dom. Reakcja rodziny byłaby straszna. Zostawiła męża bo niezgodność charakterów. Chyba by mnie z rodziny wypisali.
niezwykła says
To takie prawdziwe… Ja poznałam mojego już ex mega mająx 17 lat. Wzięliśmy ślub gdy kończyłam 24. Nasze małżeństwo nie przetrwało roku. Jakie to prawdziwe gdy mówią że człowiek się zmienia pod wpływem lat, doświadczeń, poznanych ludzi, oczekiwań wobec świata a przede wszystkim od siebie… Podczas psychoterapi usłyszałam bardzo mądrą rzecz. A mianowicie to , że człowiek mając 17 lat bardzo rzadko wie czego od życia chce i czego oczekuje. Nie wie do końca jak by chciał żeby jego życie wyglądało. Te słowa długo przeze mnie nie były zrozumiałe, ponieważ, kiedy postanowiliśmy sie rozejść, ex mąż przez długi czas próbował mi wmówić, że człowiek sie nie zmienia i zawsze będzie taki sam. Na szczęście teraz już wiem, że jest inaczej i że bardziej kocham swoją wersje, która wie czego chce od swojego życia.
Dotka says
Ja akurat wiedziałam z kim biorę ślub. Jakie ma wady. Ale co rodzina powie.. no i byłam zbyt młoda, osamotniona, niepewna siebie, by odważyć sie na rozstanie. Przed ślubem znaliśmy się 6 lat, obecnie po ślubie 9 lat. Uplywajacy czas jego nie zmienił. Nie zmieniły go moje prośby, ani łzy.. To ja się zmieniłam. Jestem matką dwójki dzieci. Kobieta.. wreszcie dojrzała emocjonalnie na tyle, by umiec się sprzeciwić jemu. By poważnie myśleć o rozwodzie. Bo jestem pewna swej wartości. I wiem, że na nim swiat się nie kończy.
Takie moje spojrzenie na powyższy temat ;)
Dorota says
Całkowita prawda. Poznałam mojego ex gdy miałam 16 lat. Nastolatka niewiedząca nic o sobie ani o życiu. Byliśmy ze sobą 6 lat. Z perspektywy czasu wiem że był mi potrzebny w tamtym momencie życia. Wiele mnie wspierał oraz pomógł. Niestety przez to dałam się troszkę zniewolić. Odrzuciłam mój świat i rodzinę na rzecz jego, wyprowadziliśmy się. Oddałam się cała. Jednak gdy zaczęłam kształtować siebie, dowiadywać się czego naprawdę od życia chcę to okazało się, że on nie pasuje do mojej bajki. Tzn może i by pasował ale nie chciał w niej uczestniczyć, miał inne myślenie, priorytety i wartości. Dlatego zgadzam się z tym, że ludzie dojrzewają i są innymi osobami. W moim przypadku nie szło się już dogadać co do przyszłości i ostatecznie się rozstaliśmy. Nie bylibyśmy razem szczęśliwi. Chociaż jest to ciężkie to trzeba przyjąć to do świadomości i zaakceptować. Identycznie jak Ty Karolino, zaczęło się od załamania nerwowego. Niby miałam wszystko a byłam mega nieszczęśliwa. To był pierwszy krok do poszukiwania siebie. Teraz wiem kim jestem, akceptuję siebie, swoją wrażliwość i moje życie bardzo się zmieniło. Zostawiłam toksyczny związek, zmieniłam pracę na jaką marzyłam. Otwieram się powoli na miłość, spotykam z mężczyznami. Jestem teraz o wiele spokojniejsza. Chcę grać swoimi kartami i w końcu być szczęśliwa
ona says
Ja mam 3 miesiące do ślubu a mój facet zachowuje sie coraz gorzej, liczy sie dla niego tylko siłownia, komputer i gry nad którymi spędza pare godzin dziennie… Nie licze sie ja , ja jestem nieobecna w jego życiu … Jestesmy razem 8 lat, mieszkamy razem od 4 lat , a ostatni 1 rok to porażka. Od 3 lat nie byliśmy na wspolnych wakacjach… Mam ogromny problem, z jednej strony chciałabym to wszystko rzucić w cholerę bo duszę się w takim związku a z drugiej strony patrze na to co powiedza inni kiedy od niego odejdę tuż przed ślubem…. Jestem bezradna…
karmel says
Ci „inni” nie będą z nim potem żyli tylko Ty, wiec nawet nie powinnaś się zastanawiać. Jeśli dusisz się w zwiazku zyuznprxed ślubem, potem będzie tylko gorzej a rozwodu nikomu nie życzę…
Myszliz says
Tak, to prawda. „Inni” nie będą żyć za Ciebie. Zastanów się czy jest sens tak dusić się z kimś „na siłę”, „bo inni”.
Póki masz możliwość przemyśl to. Lepiej teraz się rozejść niż później cierpieć,że wam się nie układa, że żyjecie osobno, lub co gorsze latami toczyć batalię rozwodowe.
walcz o siebie says
Też się bałam. Bo zaproszenia, goście, wesele. Niepotrzebnie. Rozstałam się 9 lat po ślubie. Nawet nie dlatego, że działo się coś spektakularnego. Tylko- teraz już to wiem- pod skórą, od początku czułam, że to nie to, że brakuje jakiegoś pierwiastka, iskry. Uchodziliśmy za idealne małżeństwo. 3 lata przed końcem, wiedziałam, że nie ma co zbierać, myślałam „jakoś będziemy żyć obok siebie”. Dopóki nie pojawił się ktoś, w kim zakochałam się po uszy. A ja z dwójką dzieci. A on żonaty i starszy. Było ciężko. Co teraz(!!) ludzie mówili. Tylko, że to już inna pewność siebie. Nie żałuję. chociaż nadal jest ciężko, czasami bardzo. Bo jak tu pogodzić takie dwa światy. Ale to uczucie i szacunek..
Ola says
pięnie
Żaba says
J. Frederickson w swojej książce „Kłamstwa, którymi żyjemy” tłumaczył to tym, że zakochujemy się głównie w naszych wyobrażeniach o tej osobie (choć bazujących oczywiście na zauważonych/pokazanych nam „dobrych cechach”) i potem przez pryzmat tych kłamstw postrzegamy tego partnera/partnerkę, często nie chcąc dopuścić do siebie faktów rzeczywistości i prawdzie o tej drugiej osobie. Nie bez powodu mówi się też, że „miłość zaślepia” ;)