Fenomen „bajki” o Greyu to jedna z tych rzeczy, które zawsze będzie mi ciężko przełknąć. Dlatego, że jestem kobietą i dlatego, że nie lubię, gdy czegoś nie rozumiem ;) W tym przypadku dodatkowo jest mi też trochę wstyd, za dorosłe kobiety, które zachwycają się czymś tak – powiedzmy sobie w prost- miałkim.
Zacznijmy jednak od początku. Premiera filmowego hitu miała miejsce w lutym 2015 roku. Pamiętam to ponieważ w Walentynki ja zajadałam się radośnie boską pizzą zapijając ją winem w towarzystwie siostry, gdy w tym samym czasie tabuny rozhisteryzowanych kobiet, kazały iść swoim facetom po obowiązkowego kwiatka i do kolacji dołączać bilety na ten straszny film. Dlaczego? Poza tym, że było to modne rozwiązanie walentynkowej zagwozdki dotyczącej prezentu dla ukochanej, wiązało się z szałem jaki wywołała nieco wcześniej sama książka, na podstawie której powstała ekranizacja powieści.
Przez dłuższy czas dochodziły do mnie tylko szczątkowe informacje o tym arcydziele literatury. Koleżanki z wypiekami czytywały ja pod biurkiem w pracy lub w autobusie (oczywiście zakładając jakiś pergamin na okładkę). Zachwytów nie było końca, więc pożyczyłam książkę od koleżanki i zaczęłam lekturę. Powiem tak: wino, wanna, świece, kadzidełka, cieplusie łóżeczko i przekąski w dużej ilości- nic nie było w stanie zmusić mnie lub choćby zachęcić mnie do czytania tego ciurkiem. 2-3 kartki i od razu usypiałam zniesmaczona. Do filmu podchodziłam pięć razy, ale udało mi się go zobaczyć. Zdania nie zmieniłam – gniot.
Zastanawiam się wiec cały czas nad tym czym tu się podniecać? Książką, która brzmi jakby była pisana przez 16 letnią dziewicę? Fabuła…na Boga, tam nie ma fabuły. Tragiczne dialogi? Zero dramaturgii? Opisy seksu zupełnie jakby autor absolutnie nigdy się nie kochał a to co pisze, podsłuchał na placu zabaw wśród matek w średnim wieku. Jeśli tak wygląda dzisiejszy obraz erotyzmu, seksu, podniety, sensualności, szału i wzbicia się na wyżyny w kwestii soft porno to ja tym wszystkim ludziom współczuje. Zaczynam jednak rozumieć, czemu tak wiele kobiet zachwyciła ta historia. Po pierwsze wiele z nas kocha czuć się zniewolone, uwielbiam, gdy mężczyzna dyktuje zasady, jest twardy, nieustępliwy i bierze nas jak chce. Druga sprawa to brak doświadczenia albo śmiałości do próbowania takich rzeczy jak w filmie tzn., pejcz, kajdanki, zawiązywanie oczu itd. Mimo, że mi nie wydaje się by było to coś niezwykle odjechanego, wiele kobiet twierdzi inaczej.
Być może jest w tym jeszcze coś innego, ale serio nie jestem w stanie wymyślić nic więcej. Przeraża mnie jedynie to niezdrowe podniecenie wokół tematu i kolejne fale zachwytu nad ukazującymi się co chwila nowinkami na temat coraz nowszych części i wątków filmu. Mam nadzieję, że ta część pań, która zachwyca się powieścią przez wzgląd na watki erotyczne, zamiast oglądać ich tandetną ekranizację czy czytywać ją pod kołdrą, po prostu spróbuje tego w domu lub wymyśli coś jeszcze lepszego. Będzie to z pożytkiem nie tylko dla niej, ale i jej partnera. Swoją drogą po dwóch latach od premiery tego „hitu”, choć tyle skapnęło by mu w nagrodę za meczenie się na jego 2 częściach ;)
"Zakochana w Greyu" says
Bo nie każdemu musi podobać sie to samo…. To samo co Tobie…
karmel says
Nie zrozumiała Pani chyba treści postu :) po krótce- chodzi o to,że kobiety podniecają się ukazanym w filmie erotyzmem lub oburzają sie na niego jakby było to niewiadoma co. Zachwyty nad tego rodzaju erotyzmem wskazują tylko jak wyglada ich własne życie uczuciowe.
BIJOU says
Osobiscie ksiazka byla miliard razy lepsza od filmu … kwestia gustu. Tak jak napisala „zakochana w greyu” -nie kazdemu mu sie cos podobac albo nie,kazdy ma wlasne zdanie :)
Autorce wpisu nie przypadl do gustu Grey ,ale to nie powod dla „zakochanych” w ksiazce czy tez filmie aby zaraz sypały sie hejty ;)
Pamietajmy,ze kazdy ma prawo do wyrazania wlasnej opinii i nie kazdy musi sie z nia zgadzac :)
Pozdrawiam
Lady Shepard says
Próbowałam podejść do tego filmu, ale mimo upojenia alkoholowego nie dałam rady. Znajoma twierdzi, że ją zaintrygowała skomplikowana psychika głównego bohatera… Ja zupełnie inaczej zapamiętałam obejrzane urywki filmu. Do książki nie próbowałam podchodzić i raczej nie podejdę…
Asiek says
Karolina masz rację, zgodzę się z Tobą zarówno na temat literackiej wartości tej „książki”, jak i szumnie rozreklamowanego filmu. W historii zdarzyły się obrazy po stokroć bardziej głębokie i wysmakowane. To jest po prostu gniot sklecony naprędce, a autorka tegoż jest dla mnie wyrobnikiem piszącym na potrzeby rynku, a na pewno nie pisarką.
malena says
O ile przez książkę przebrnęłam (choć w bólach), film okazał się nie do przejścia. Kobiety szaleją na punkcie Greya, bo same skrycie marzą o czymś więcej niż seks po ciemku, pod pierzyną. Moje koleżanki, niby postępowe, jak usłyszały, że regularnie korzystamy z partnerem z nakładek na penisa i wibratora (polecam abcerotyki.com.pl, bo akurat mają potężny wybór), były w szoku! Bo jakże to tak, przecież to rzeczy dla dewiantów :D