Friend zone- pojęcie oznaczające przebywanie w strefie wyłącznie przyjacielskiej z drugą osobą. Czasem spowodowane zachowaniem oraz stylem bycia danego człowieka lub tym, że kompletnie nie jesteśmy w stanie klasyfikować go jako potencjalnego partnera.
W strefie tej możemy się znaleźć z jakiegoś powodu lub w wyniku pewnych wydarzeń, które zdeterminowały tę postać rzeczy. Jedno jest pewne- ciężko z niej wyjść do czegoś innego i to bardzo często spędza sen z powiek zarówno panom jak i paniom, ale o tym za chwile.
Wielokrotnie jako młodsza kobieta, słyszałam od swoich kolegów opowieści o jakiejś dziewczynie, która się im podoba, ale z którą nie widzą szans na nic więcej, bo…ona traktuje ich jak kumpla, bezpłciowo i po koleżeńsku. Do tego zwierza się z rozterek sercowych, prosi o rady w kwestii innych facetów i przez to on czuje się jak jej przyjaciółka a nie facet, który mógłby ją zainteresować. Cóż, ten schemat działa również w drugą stronę.
My drogie panie, szczególnie te dobre i uczynne, wpadamy nie tylko w schemat friend zone, ale również dajemy się wykorzystywać panom, w których jesteśmy zapatrzone, a oni traktując nas jak koleżanki, wykorzystują…część również w łóżku. A my wierzymy, że to coś zmieni i w końcu dostrzegą w nas coś więcej nic koleżankę, która zawsze pomoże i wysłucha. Nadaremnie dziewczyny…
Friend zone, zwykle albo pozostaje tym czym jest, albo zwyczajnie umiera śmiercią naturalną. Jeżeli jest czysto przyjacielską relacją, na którą godzą się obie strony nie mając większych oczekiwań, to ok…gorzej, jeśli jest jak w wymienionych wyżej przypadkach (rzadko bowiem ta sytuacja się zmienia). To od nas zależy wtedy co z tym zrobimy. Życie będąc zakochanym w kimś kto traktuje nas jak kumpla i zawsze jest gdzieś obok, bywa trudne. Powoduje też, że często zapętlamy się w ciągłym biegu za nadzieją, zobaczeniem choćby cienia szansy na coś więcej- a ten nie nadchodzi. Poza wewnętrznym bólem i rozterkami, taka sytuacja działa na nas niezwykle destrukcyjnie oraz zamyka nam drogę do znalezienia zdrowej, normalnej i odwzajemnionej relacji. Ma one w sobie dużo z Werterowskiej miłości, która jak wiemy, skończyła się dość tragicznie. Oczywiście to do nas należy decyzja dotycząca ewentualnego przerwania tego stanu albo choćby ograniczenia kontaktów z tą osobą, aby móc w jakiś sposób pogodzić się ze stanem rzeczy i…ruszyć na przód. Jestem też Ciekawa Waszej opinii na ten temat. Może również macie jakieś doświadczenia albo jesteście w stanie dać jakieś światełko nadziei na happy end takiej sytuacji wszystkim tym, którzy aktualnie w niej tkwią. Zapraszam Was do dyskusji ;)
calaja says
Dla mnie bardzo aktualny temat.
Jestem juz ponad 2 lata po rozwodzie i w poszukiwaniu nowej drogi buduję różne relacje. Od ponad roku spotykam się z … kolegą. No właśnie. Na początku mi to pasowało, bo nie wyobrażałam sobie z nim być. Z czasem zapragnęłam jednak czegoś więcej. On natomiast powtarza do znudzenia, że to tylko przyjaźń i to się nie zmieni. Co nie zmienia faktu, że spędzamy czas jak para, śpimy ze sobą, jeździmy na wakacje, on zna moją rodzinę a ja jego… Na wakacjach zorientowałam się, że smsuje z inną. Zabolało. Ale przecież nie jesteśmy parą więc o co mi chodzi? Więc po wakacjach ja kogoś poznałam i zerwałam tą „przyjaźń”. Tęskniłam prze okrutnie! Ten nowy „skończył się” po 3 miesiącach a moja stara przyjaźń odżyła. I znowu wspólny czas, noce, mnóstwo zajebiście spędzonego czasu. Wiec powróciłam z pytaniem czy to do czegoś zmierze…odpowiedź znowu NIE! Obecnie dojrzewam do tego, żeby to zakończyć. Poznałam znowu kogoś. Wydaje się ok. Ale nie chcę tracić tej przyjaźni ponownie, bo ciągle myślę, że może to ON tylko on jeszcze tego nie wie…
A z drugiej strony mam też takiego „normalnego” przyjaciela. Faktycznie tylko mnóstwo rozmów, spędzania czasu, ale bez chodzenia do łóżka. Jest jak moja najlepsza przyjaciółka. Wszystko sobie mówimy i doradzamy sobie w każdej kwestii. I miesiąc temu po pijaku wyznał mi miłość. Cąły czas powtarzam sobie, że to tlyko pijacki bełkot… A jeśli nie? I ja jestem dla niego taką przyjaciółką, która ma nadzieję, że w końcu dostrzeże w nim faceta? Nie chcę go zranić, ale też nie chcę stracić.
Przyjaciolka says
Ja niestety… również mam z tumowa problem… moja „przyjaźń” trwa już prawie rok… w pewnym sensie uzaleznilam się od niego… mamy dzieci razem we 4 spędzamy czas a nawet noce… moje dziecko częściej pyta o wujka niż o tatę…. i co… on nadal powtarza, że dla niego to tylko przyjaźń chociaż czyny mówią mi co innego… wiem, że zależy mu na innej a dalej głupia w tym tkwie… :/
Singielka says
Jakby powyższe posty mówiły o mnie… Najgorsze jest to, że pomimo świadomości, że druga strona nas tylko „lubi” to z przyzwyczajenia do siebie nie potrafimy ograniczyć tych relacji do czysto koleżeńskich. Za każdym razem powtarzam sobie, że muszę to ograniczyć. Niestety na słowach się kończy.
Często też mężczyzna mówi „nie” lecz zachowaniem okazuje co innego: wspólne wyjazdy, spędzanie razem czasu, wspierania się wzajemnie, niekiedy wspólne pasje. Często w konsekwencji żadna ze stron nie szuka tej jedynej/tego jedynego i tkwi w takiej relacji nawet kilka lat żyjąc złudną nadzieją, że może jednak coś się zmieni.