!!NOWY POST!!
Dziś chciałam napisać o czymś o czym chciałam wspomnieć już dawno temu, ale jakoś nigdy się nie składało. Bo czy jest odpowiedni moment na to by rozmawiać o śmierci?
Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale wiele z osób, które mnie tutaj obserwują i czytają, to osoby, które przeżywają stratę i rozstanie, ale takie na zawsze i bezpowrotne. Tę drugą osobę, odebrała im śmierć… Nie chce by zabrzmiało to dramatycznie czy patetycznie, bo nie o to tu chodzi, ale to temat, który wart jest wspomnienia.
Większość ludzi, którzy czytają mój blog, z jakichś powodów się rozwiodła lub rozstała z partnerem. Mimo że większość z nich nie naprawi już tej relacji lub nie wrócić do tej osoby, zawsze ma możliwość wyjaśnienia dawnych kwestii, ponownego kontaktu, gdy emocje już opadną, jakiejś refleksji i jej konfrontacji, ewentualnie kolejnej szansy. Wszystko zależy wtedy od nas. Osoby, o których dziś piszę, nie mają i nie będą miały takiej możliwości…
Pamiętam, kiedy pierwszy raz przeczytałam wiadomość od kobiety, która straciła męża. Mimo że byli po rozwodzie, ich stosunki ze względu na dzieci, były bardzo poprawne. Napisała, że to był dla niej niezwykły cios, ponieważ mimo rozwodu nadal go kochała i cieszyła się, że żyją w zgodzie, mimo że nie byli już razem. Nadal był on obecny w jej życiu. Kiedy marł, bezpowrotnie z niego zniknął. To, co zapadło mi w pamięć to niezwykle ciepły sposób w jaki o nim mówiła oraz informacja, że żałuje, iż do siebie nie wrócili. Nie pozwoliła jej na to wrodzona zaciętość, bycie upartą i pamiętliwą. Teraz bardzo tego żałowała.
Piszę o tym, bo takich sytuacji zapewne jest bardzo wiele. Dotyczą małżeństw, narzeczonych, par, rozwodników… Często drzemy ze sobą koty, toczymy ze sobą wojny, po drodze zapominając o tym co faktycznie było ich przyczyną. Zacinamy się w sobie, obrażamy, odcinamy innych od siebie, przekreślamy wspólne lata i łączące nas więzy, a potem…jest już za późno.
Ja nie straciłam partnera w wyniku wypadku czy nagłej śmierci, ale moja mama straciła w ten sposób narzeczonego będąc bardzo młodą osobą. Wiem jakie piętno to na niej odcisnęło. Ja za to straciłam osoby mi bardzo bliskie, na przykład dziadka. Wiem jak bolesna jest tak nagła strata, kiedy po wszystkim wracasz do domu, w którym na stole stoi jego niedopita herbata i nieskończona krzyżówka, w przedpokoju czekają kapcie a w łazience wisi jeszcze mokry po prysznicu ręcznik.
Piszę Wam o tym, abyście zrewidowali swoje decyzje, zastanowili się, czy czegoś nie da się jeszcze naprawić, wyjaśnić, zmienić. Być może potrzebujecie się z daną osobą spotkać, zmienić swoje decyzje, przyznać, że nie umiecie lb zwyczajnie nie chcecie bez niej żyć. Nie ma w tym nic złego. Myślę, że lepiej wykonać jakiś krok lub gest, lub nie i później tego żałować…
Paulina says
Nie rozstałam się z mężem i nie straciłam nagle bliskiej mi osoby, wręcz przeciwnie jestem szczęśliwą mężatką, natomiast czytam twoje wpisy ponieważ naprawdę uczą życia i szacunku do niego, do siebie i do najbliższej mi osoby – bo przecież często nie doceniamy tego co mamy. Lubię przypomnieć sobie o rzeczach oczywistych uświadomić sobie ze życie jest tylko jedno i trzeba je przeżyć jak najlepiej!
Karo Again says
Dziekuje i zapraszam na kolejne teksty :)
Beata, 28 says
Bardzo piękny wyważony tekst. Ja straciłam Męża, 12 lat związku, prawie 2 w małżeństwie… Utonął 3dni przed rocznicza ślubu. To nie byl cios w serce. Ja serca już nie mam bo jest w milionach kawałków które będą się kleić do kupy latami. Teskni się za tymi najmniejszymi codziennymi sprawami. Szanujcie i kochajcie swoje drugie połówki.
Karo Again says
Bardzo mi przykro Pani Beato :(
Aneta says
Nie jestem rozwódką, ale trafiłam na twój blog przypadkiem i tak – twoje wpisy pochłonęły mnie bez reszty. Podoba mi się twoja autentyczność na blogu i to, że poruszasz tematy bolesne. Nie każdy lubi pisać o bolesnych przeżyciach.