Opowiem Wam coś.. Coś bardzo osobistego.. Coś o czym już wspominałam na początku bloga, co jest we mnie, siedzi nadal gdzieś głęboko, czasem o sobie przypominając.
Ja cztery lata temu- totalny wrak. Resztki instynktu samozachowawczego, Ból, żal, rozgoryczenie, smutek, brak odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Bezradność przeplatająca się z rozpaczą, łzami, histerią. Ból życia połączony z totalnym odrętwieniem wszystkich części mojego ciała i duszy. Tak się czułam- jak śmieć. Jak bezużyteczna, niepotrzebna i nierozumiana przez nikogo osoba, która nie widzi dla siebie miejsca w świecie jaki ją otacza. Nie pasująca do swojego miejsca zamieszkania, partnera, przyjaciół, rodziny, pracy a nawet własnej skóry. W napadach histerii krzyczałam i zanosiłam się płaczem. Miałam ochotę rwać siebie na strzępy. Nienawidziłam tego kim jestem i nie wiedziałam kompletnie co z tym zrobić.
Nigdy nie byłam tak zdezorientowana. Moje życie zawsze było szalenie poukładane, przemyślane i rozsądne. Nie było w nim miejsca na nagłe spontaniczne porywy, jazdę na krawędzi czy niewiadome. Zawsze lubiłam mieć plan, wiedzieć co mnie czeka szykować się na ewentualności. Niestety, nawet z pozoru silne jednostki, czasem natrafiają na mur. Mur, który okazuje się nie do przebicia ani rękami, ani nogami ani głową. Bezsilność i desperacja. Te uczucia pamiętam. Pamiętam je jako jedyne myśli w mojej głowie w momentach kiedy łykałam kolejne porcje psychotropów a po nich jeszcze bardziej traciłam kontrole nad tym, nad czym prawie wcale jej już nie miałam.
Przypominam sobie tylko kilka momentów, sytuacji i klatek z tamtego czasu. Wiele zostało wymazane a jeszcze więcej w ogóle nie kojarzę. Leki często wprowadzały mnie w dwa skrajne stany- totalna trzeźwość połączoną z bezsennością lub wyłączenie. Tak to nazywałam. Oznaczało to, że nie byłam w stanie przypomnieć sobie na przykład co robiłam przez ostatnie 2-3 dni.
Tak mijały miesiące. Pamiętam drgawki po lekach, to, że ciężko było mi zmieniać biegi w samochodzie, to że wychodziłam w połowie egzaminu bo w głowie nie miałam totalnie nic i czułam jak mi duszno i brakuje powietrza. Dostawałam histerii w aucie z byle powodu, humor umiał mi się zmieniać w przeciągu 2 minut ze skrajności w skrajność. Pamiętam jak roztrzęsiona wpadłam do rodziców i zrozpaczona moim rozpadającym się małżeństwem, zaczęłam krzyczeć, że jak go nie poskładam to nigdy nie będę miała rodziny i dzieci. Nigdy nie zapomnę jak mój tata powiedział, żeby zaparzono mi wtedy podwójną melisę a ja…ja wiedziałam, że melisa dla mnie w tym stanie, to jak piwo bezalkoholowe dla alkoholika raczącego już tylko trunkami pokroju denaturatu.
Nie umiałam sobie pomóc, mówić o tym co czuje, co w środku przeżywam. Ludzie mnie po prostu nie rozumieli a ja nie umiałam im powiedzieć co dzieje się w moim wnętrzu. Zawaliłam na całej linii- pracę, rodzinę, małżeństwo, zdrowie. Straciłam wszystko co miałam. Poczucie kontroli nad sobą i życiem, bliskich, męża, znajomych, dach nad głową, źródło utrzymania, zdrowie a czułam, że tracę również zmysły. Pamiętam, że ludzie zasypywali mnie pytaniami. Te pytania mi się śniły każdej nocy, prześladowały mnie dosłownie. „Co zrobisz z małżeństwem?” Kochasz go? Jakiej chcesz pracy? Gdzie będziesz mieszkać? Jak chcesz żyć? Czego pragniesz? Co czujesz?” Z kim chcesz być”. A ja…ja nie wiedziałam. Na każde pytanie odpowiadałam „nie wiem”.
Byłam zdesperowana. Bałam się, że jeśli ten stan nie minie to albo umrę, albo sama popełnię samobójstwo bo to było nie do zniesienia. O pomoc prosiłam wszędzie: psychiatra, bliscy, przyjaciele, lekarze, księża. W końcu jakimś cudem, spotkały mnie dwie rzeczy, które odwróciły bieg wydarzeń. Pierwszą była msza o uzdrowienie w Częstochowie a drugą, zaciągnięcie mnie przez tatę do poradni i Pani Anny, która w pół roku postawiła mnie na nogi.
Nie wiem jak to się stało, co nade mną czuwało i ostatecznie doprowadziło mnie w te dwa miejsca, ale jestem wdzięczna i nigdy się za to nie odpłacę. Nie dość, że znalazłam odpowiedzi na wszystkie pytania, przepracowałam wszystkie newralgiczne tematy mojego życia to zrobiłam cos dużo ważniejszego- dosłownie powstałam na nowo. Nie lepsza, ale zupełnie inna. Zbudowana na solidnym fundamencie i skale. Ulepiona z miliona doświadczeń, ogromnego bólu, samotności, samoświadomości swoich parszywych błędów, głupot i fatalnych wyborów. Gdyby nie terapia nie byłoby mnie dziś tutaj i nie wiem czy w ogóle bym była. Wiem za to jedno- warto mieć w sobie siłę do walki, do tego by się nie użalać, by przeć do przodu i śmiało marzyc nie zadowalając się byle czym. Ludzie są świetni w powierzchownych ocenach, tym że jak mnie widzą mówią: „Co ty mała wiesz o życiu? Nic nie przeszłaś, nic nie przeżyłaś. Beztroska, wesoła, lubi się powygłupiać i wymądrzyć”. Ci jednak, którzy podejdą bliżej, zobaczą to co mam głęboko w środku i w oczach- to nic co jest powierzchowne i pełne słodyczy, tylko prawdziwe, brutalne i bolesne. I wiecie, chce by to widzieli i by przypominało im o tym, że może wśród Was też są takie osoby, które potrzebują pomocy i trzeba wyciągnąć do nich dłoń. Może ten ból i bezradność jest też w Was samych? Pomyślcie, czy ją dostrzegacie, czy umiecie się do niej przyznać. Jeśli tak, to znaczy, że zdecydowanie musicie z tym coś zrobić.
katarzyna says
Dziękuję za ten tekst :)
Agnieszka says
Przeczytalam ten tekst i chcialabym polecic go mojej znajomej. Ona jest w stanie skrajnego zalamania nerwowego. Wspieram ja jak moge Prosze podac adres terapeuty u którego Pani bywala. Moja znajoma odwiedzila juz wielu. Ja stoje twardo na nogach moze na mnie liczyc o kazdej porze dnia i nocy . Chce jej pomoc tak jak ona pomogla mi ale nie mam juz pomyslow.Pozdrawiam.
ewa says
Bardzo motywujacy I zyciowy tekst
Czarna says
Czytajac widze znajome podobienstwo ale i spora roznice gdyz moj zycie napisalo nieco okrutniejszy scenariusz…
Marta says
Też uważam, że spadłam jeszcze niżej pół roku temu…
Ana says
Już kiedyś też tak miałam, i niestety te dziwne myśli wracają…
Myślę, że w dzisiejszym świecie nie ma miejsca dla mnie. Zbytnio jestem uczuciowa, wrażliwa, romantyczna, a ludzie, którzy mnie otaczają są mało empatyczni.
Dlatego myślę, może już trzeba zmienić coś i przenieść się do innego świata…
karmel says
Ja tez jestem uczuciowa, wrażliwa i na wyrost empatyczne i nie sadze by nie było tu dla mnie mniejsza. Podobnie jest z Tobą. To jedynie kwestia akceptacji tego, pracy nad sobą i otaczania sie ludźmi którzy to rozumieją a nie wykorzystują. Wejdź na http://www.rozwiazane.pl i zapisz sie na terapie tak jak ja to zrobiłam. Nie wymysł o wyjściu najłatwiejszym tylko najlepszym
Aga says
Kto nie przezyje tego osobiscie,nigdy nie zrozumie,ale jedno jest pewne ,czas leczy rany :-)
Marta says
Dziękuję, twoje słowa daja mi nadzieję że i mi sie uda….
Antuanette says
A ja już nie mam nadziei…
Emilia says
Czasami tez sie tak czuje.. stracilam męża 5 lipca tego roku.. jak to mówią muszę przejść żałobę.. ale nie raz… mam dosyć tego przechodzenia… byliśmy bardzo bardzo szczęśliwi.. to byl wymarzony partner.. zareczylismy sie na Jasnej Górze podczas pielgrzymki… bylismy pewni ze Bóg nam pomoże.. staralismy sie o dziecko.. otrzymaliśmy córkę Oliwie.. dar z nieba.. nigdy nie było w naszym domu kłótni.. po prostu sie dobralismy… za to byla kawa na stoliku o poranku taka jak lubie.. taniec wieczorem do muzyki… wpierw w dwojke a potem w trojke.. wspanialy seks… i…… i wszystko to skonczylo sie 5 lipca.. jakby ktoś przeciął kabel… po prostu.. zawał.. 5 minut.. nie ma.. nie ma nic.. nas.. taty dla dziecka.. nawet tego głupiego seksu…. nic… ale co… co mam zrobić?…. dołączyć do niego ?… raczej nie… jestem tutaj.. bo zycie nadal płynie… a ja ciesze sie jak rosnie nasza pociecha… i pokazuje jej jak żyć.. i poznałam wspaniałą rodzinę.. jego rodzinę.. a kiedyś moze sie spotkamy.. moze mnie rozpozna.. jak bedzie u mnie wiecej zmarszczek.. i bede podstarzalą staruszka.. kocham go nieustannie… Jego juz nikt mi nie zabierze..
ja says
Dużo siły Ci życzę…
Kasia says
Poruszyly mnie te słowa… Ten ból.. Był 2016 rok, teraz jest 2020..Mam nadzieję, że masz siłę, że się posklejalas, że jest lżej… Ciężkie czasy teraz, ale mam nadzieję, że się uśmiechasz, mimo wszystko… Pozdrawiam serdecznie ♥️
Ancula says
Ten stan kiedy każdy Ci mówi teraz widać że Jesteś szczęśliwa.
Dziękuję za ten tekst :* to cała ja królowa łez :* :)
Marzena says
Bardzo cie podziwiam ,Jestes bardzo wartosciowa kobieta.Mimo ze go juz nie ma z toba zostalo wasze dziecko.Jestem pewna ze kiedys sie jeszcze zobaczycie..Ja mimo 20 lat malzenstwa nigdy sie tak nie czulam tak jak ty z nim .Czasami jest lepiej przezyc zycie i milosc krotko i intensywnie niz mdlo ,beznadziejnie .Pielegnuj pamiec o nim i badz szczesliwa z corka.pozdrawiam
Emilia says
Dziękuję.. rzeczywiście za to jestem wdzięczna ze mogłam Go poznać.. roznie się w życiu układa.. musimy dbać przede wszystkim o siebie.. taki egoizm.. „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”… życzę dużo uśmiechu do siebie samej..
yennefeerith says
Przepraszam. Ale mam bliską mi osobę, która ma dokładnie takie objawy… napady lękowe, głęboka depresja, nie umie mówić o swoich uczuciach, czuje się opuszczona i nie wie co ze sobą robić. Jej związek się rozpada niemal ostatecznie a.. dzieci nie mają do niej szacunku. Nie bierze żadnych lekarstw psychotropowych, mimo, że powinna gdyż lekarz jej przypisał. Doradziłam by porozmawiała z kimś kto się zna na ludzkiej psychice, ale chciałabym zrobić dla niej coś więcej. Co jeszcze mogę dla niej zrobić?
karmel says
Powinnaś namówić ją na działanie i wizytę u lekarza. Taki stan na dłuższą metę to totalne wyniszczenie. Pogłębiająca sie depresja potrafi zniszczyć cię całkowicie :(
Ryba says
Jakbym czytała w większości o sobie. Też minęło 3 lata. Żyje:) wychowuje dzieci, pracuje, jeszcze nie wszystko poukladalam, jeszcze nie w każdym obszarze jest dobrze, ale najważniejsze że znowu chce tu byc. Piękny tekst!
Anioł says
Depresja…znam ten stan….
Unangel says
Hmm spodziewalam sie mocniejszego tekstu, byc moze patrzac przez pryzmat wlasnych doswiadczen,te nie sa dla mnie dosadnie… nie mniej jednak jestem swiadoma twojego cierpienia, jak i tego,ze dla wielu to mocny w przekazie tekst,wlasnie z braku tych doswiadczen. Wszyscy przezywamy wlasne tragedie i nie nalezy ich porownywac,dla kogos zawsze twoje bedzie mniej wazne od swojego,kazdy z nas ma inna miare cierpienia i inaczej sobie z tym radzi,mysle ze sie zgodzisz;)
Pozdrawiam
Anna says
Ja chyba zaczynam czuć podobnie. Jak pomyślę o całkowitym rozstaniu i rozwodzie to zaczynam wpadać w histerię. Nie układa nam się od dłuższego czasu, ale mimo to nie wyobrażam sobie żyć bez niego, mój związek należy do tych z gatunku toksycznych, ale mimo to myśl o rozstaniu jest taka bolesna, że mam ochotę do niego wrócić, mimo że nie jest łatwym partnerem… jednak rozstania nie mogę znieść… z drugiej strony już tyle razy próbowaliśmy się godzic i nic z tego nie wychodziło…
Czy Ty, będąc w takiej tragicznej sytuacji jaką opisałaś wyżej, nie myślałas żeby jednak jeszcze dać szansę swojemu małżeństwu i się pogodzić, czy wiedziałaś że to już ostateczny finał?
karmel says
Jasne, że walczyłam. Lecz kiedy wykorzystasz wszelkie środki i możliwości czujesz, że koniec jest bliski. Szczerze mówiąc tyle rzeczy dodatkowo się jeszcze na to nałożyło, że gdyby nie terapia, pewnie nie przeżyłabym tego…
Rafał says
Moja była żona jest uzależniona od środków nasennych i uspokajających. Ja i nasza córka przechodziliśmy prawdziwą gehennę przez 6 lat, patrząc na to, co się z nią dzieje. Nie udało się jej pomóc, dlatego też złożyłem pozew i rozwód. Przez te 6 lat wydarzyło się tyle nieprawdopodobnych sytuacji, że gdybym tu opisał choć kilka z nich, to i tak większość by w to nie uwierzyła. Rozwiodlem się głównie ze względu na dziecko, aby nie musiało patrzeć na staczajacą się matkę. Ja sam też byłem już u kresu wytrzymałości. Może nie były to myśli samobójcze, ale wiele razy kładąc się przed snem, miałem na tyle dość całej sytuacji, że było mi wszystko jedno, czy obudzę się rano. Do dziś dziwię się, ze z nadmiaru stresu w tamtym czasie, nie dopadł mnie jakiś zawał lub wylew. No ale przetrwałem… Jak? Sam nie wiem.
Obecnie żyję z córką w spokoju. To jest dla mnie najważniejsze. Teraz też rozumiem co to znaczy samotnie wychowywać dziecko, sprzątać dom, gotować, prasować, robić zakupy, no i w międzyczasie pracować. Czasem brak mi sił… Chciałbym stąd uciec…
Uważam, że kobiety są pod tym względem sto razy lepiej zorganizowane no i twardsze psychicznie. W sumie nie tylko pod tym względem jesteście twardsze. Taka ciekawostka: zdecydowaną większość samobójstw związanych z zawodem miłosnym popełniają mężczyźni. Uważam, że Wy kobiety jesteście od nas o wiele bardziej wytrzymałe psychicznie! A może po prostu czasy Romea i Julii już dawno minęły ;)
EmTe says
Post zamieszczony w moje 24 urodziny, powinnam to wtedy przeczytać, ale widać, że pewne rzeczy muszą się jednak wydarzyć w odpowiednim czasie :)
Magdape says
Jestem właśnie w trakcie rozstania po 13 latach związku. Nie umiem sobie poradzić z moimi uczuciami bo z jednej strony nie dogadywalismy sie na żadnej płaszczyźnie, a z drugiej tak bardzo boję się być sama. Mam wrażenie, że ostatnie kilka lat to właśnie ten strach trzymał mnie w tym związku bo szczęśliwa nie bylam.
Cierpię bo widzę, że on chyba lepiej sobie radzi niż ja…
eM says
Jakbym czytała o sobie . Tylko moja historia zatrzumuje się w momencie „nie wiem co dalej ” . Czasami myślę że nie ma dla mnie lepszego życia. Ze to jest wszystko co mogłam dostać. I najlepiej bym zrobiła gdybym jadąc samochodem nagle skręciła na pierwsze lepsze drzewo . Podziwiam to jak odmieniło się Twoje życie. Ja nie widzę szansy na odmianę mojego. To co sądzą mężczyźni o samotnych matkach utwierdza mnie w przekonaniu ze zostane sama . I to zabija od środka.
Dasza says
czytam Twoj wpis i czuje jakbys pisala o mnie doslownie o mnie. Tez teraz nie potrafie sie pozbierac. Juz od dluzszego czasu sie zmienilam, zatracilam gdzies pogode ducha i radosc z zycia… Bardzo mi to przeszkadzalo.
Przez to wszystko teraz skonczyl sie moj zwiazek bo nie potrafilam sie zmienic, przestac wszystkim przejmowac na co itak nie mialam wplywu. Czesto chodzilam zla, zdenerwowana i nie wiedziec czemu momentami czulam ze sie dusze sama w sobie, ze juz nie daje rady sama z soba a to wszystko odbijalo sie tez na nim i na rodzinie… Z rodzicami nie moge na ten temat rozmawiac bo nie mam z nimi na tyle zzytego kontaktu ze moglabym przyjsc i pogadac z nimi o wszystkim. Teraz kiedy nie potrafie sie pogodzic z rozstaniem, nawet nie moge z tym pogadac z mama bo ona twierdzi ze nie warto za nim plakac i jak nie ten to bedzie inny. Nie rozumie mnie. A teraz jestem zupelnie skolowana bo chcialabym go odzyskac ale boje sie ze jest juz za pozno a w dodatku pracujemy w jednej firmie i nie dam rady go widywac a zawsze chcialam wyjechac za granice. Dlatego nie wiem czy sie zwolnic i wyjechac, moze sie tam pozbieram ale z drugiej strony chcialabym o niego zawalczyc a kiedy wyjade to juz nie bede miala na to szans… Za miesiac sa jego urodziny i mam juz prezent dla niego.. On mi nie wierzy, ze sie zmienilam, ze dotarlo do mnie co robilam zle..
Cale zycie sie skreslilo w jednej chwili a w dodatku wszystko przeze mnie.
Przepraszam, ze tu to pisze ale Twoj tekst tak bardzo mnie przypomnial, ze nie moglam nie napisac…
Ania says
no…wlasnie mnie sie nie chce zyc. Wlasnie jestem w takim momencie..i moze to okrutnie zabrzmi, ale ciesze sie ze nie tylko ja mam takie rozterki i dziekuje bardzo za ten tekst…bede do niego wracac…prosze trzymaj za mnie bym i ja sie odrodziła na nowo
Kluska says
Jesteś niesamowita. Jakbym czytala o sobie samej. Dziękuję. Wierzę że i dla mnie jest nadzieja
MARIOLA says
Teraz właśnie czuje to wszystko…bezsilność, bezradność…czyje jak każdego dnia ubywa mi coraz więcej siły…bo przecież ile można być silnym???Ile…???Jestem samotna matka juz 10 lat…i czuje jak się rozpadam…rozpadam w srodku na milion kawałków…ktorych nie jestem w stanie poskładać.Najgorsze jest w tym wszystkim to ze tracę nawet pomysł na życie…Nie mam na nic ochoty, siły…czuje totalna pustkę w głowie, tak jakby ktoś…najchętniej to wziąć koc,nakryć się nim…i nie wstawać….może nigdy nie wstać
KK says
Jak bym czytała o sobie…
BellA says
Witam a ja jestem 11 lat w małżeństwie,mąż w perfidny sposób mnie zdradził,tzn najpierw stwierdził że się odkochal,znienawidzil mnie i powiedział ze widzi problem między nami,dlatego poszedł do psychologa,po moich wyweszeniach okazało się że ta psycholog jest jego kochanką z którą prowadzi podwójne życie.Najgorsze jest to ze on now czuje skruchy,dalej mnie wyzywa,jest bardzo wulgarny.wyprowadził się z domu.Raz n jakiś cAs dzwoni i pyta czy na pewno chce rozwodu??? I ja wtedy się zastanawiam cY na pewno wziąć rozwód.Mamy 2.dzieci.chyba jestem niepowazna że jeszcze tego rozwodu nie wzięłam prawda?może Wy mi coś powiecie?dodam że Mamy kredyt na dom,debety i sama nie wiem jak to poukładać.Chodzę do psychologa Ale rzadko bo mnie nie stać,pomocy!!!
m says
Poszukaj darmowego psychologa
Madzia says
Czytam Twoje posty i one tak doskonale opisują wszystko to co mnie spotkało….tak jakby wewnętrzny głos opisujesz coś co spotyka tak wiele kobiet, ale każda z nich myśli i żyje w przekonaniu że są z tym same i nikt nie przeżył tego….tekst o toksycznym partnerze uderza w sedno tego co ja doświadczyłam…mimo, że to był mój pierwszy poważny partner i mam dopiero 23 lata tak samo bardzo przeżyłam rozstanie po 3 latach….przypłaciłam to moim stanem depresyjno- lękowym, ale wierzę, że niedługo znów będę w stanie pokochać pomimo,że teraz jestem spłukana z uczuć….dziękuję Ci, że piszesz takie teskty. Dzięki nim czuję, że nie byłam z takim czymś sama.
Anna says
Terapia w takich stanacj jest niezbędna ale jak wybrać dobrego psychologa? Mimo półrocznej terapii wciąż nie potrafię przepracować pewnych rzeczy. Przypuszczam, że nie każdy psycholog jest w stanie skutecznie przeprowadzić terapię, ale jak wybrać tego właściwego, żeby nie musieć co pół roku zaczynać od nowa i przerabiać wszystkiego od początku?
karmel says
też miałam z tym problem i dopiero po którymś razie trafiłam na odpowiednią osobę, z którą poczułam „chemię” :) To fakt, nie każdy psycholog potrafi, nie każdy też chce (niestety są też tacy, którym jest na rękę byś chodziła do niego latami ;(
K. says
dużo nas….
Antuanette says
Ale co….
Duśka says
Przeszłam ten stan o którym pani pisze 2 razy …. nikomu nie życzę
Najgorsze jest to , że jedyną osobą która mnie podkładała jestem ja sama. Całe to moje „otoczenie” olało mój dotychczasowy stan, jakby udając , że nie ma sprawy . „Przyjaciele” odrzucili bo stałam się singielką z poszarpaną duszą, a rodzina oczekiwała , że ogarnę się po słowach :daj spokój on jest niedojrzały, nie był ciebie wart. A w drugim przypadku : weź się wkońcu rozwiedź , kiedyś napewno kogoś poznasz… .
To żałosne jacy ludzie w obecnych czasach są nie czuli . nie maja czasu , żeby pochylić się nad osobą która cierpi , jakby bojąc się ujrzeć ten stan rozpaczy, zeby przypadkiem się nim nie zarazić .
Kasia says
Znam to… ja nie jestem po rozwodzie ale po licznych rozstaniach które nieźle okaleczyly moją psychike… coraz lepiej się czuje ale nie umiem być sama, nie umiem nikogo zatrzymać przy sobie, nie mam kolezanek, ciężko mi samej. Probowalam z terapią ale moja psycholog najpierw była chora i odwolala ze 2-3 wizyty, raz ja nie mogłam i już znalazła sobie kogoś na moje miejsce… w tych czasach liczą się bardziej pieniądze niż człowiek.
Daria says
Kasiu ja tez jestem obecnie sama i bez jakichkolwiek znajomych dlatego probuje sama ze soba poczuc sie lepiej. Pamietaj ze bedzie lepiej pozdrawiam:)
Wb says
Boże, jakbym czytała o sobie. Mam faceta, dziecko, mieszkanie, a jestem tak nieszczęśliwa że codziennie słyszę w głowie swój niemy krzyk. Nie mam pojęcia jak poukładać swoje życie. Faceta zaczęłam nienawidzić i rujnuje nasze wspólne życie. Nie potrafię żyć obok niego. Z nim. Moje dziecko malutkie ma straszne AZS, codziennie patrzę jak samo sobie zadaje ból, a ja nie mam już siły stawać na głowie żeby odciągnąć jego uwagę od drapania. Nie wiem jakiego życia chcę. Na pytania czy chcę być z moim facetem mówię nie wiem. W sumie to nigdy nie wiedziałam czego i kogo chcę. To jest najgorsze w moim życiu.
Alyssa says
Myślę, że wszystko będzie lepsze!
Tonę says
Modlę się by i moje życie w końcu się zmieniło. Mam maleńką córkę, dla niej powinnam o siebie zawalczyć, ale nie umiem. To wszytsko tak mnie pochłonęło, że nie umiem wstać i poszukać pomocy.
Anni says
Thanks a lot for posting this article.
Ania says
Znam to uczucie bardzo dobrze…. przez 6 lat byłam z partnerem, który to właśnie wpędził mnie w depresję. Byłam w nim bardzo zakochana i oddana, w końcu był moim pierwszym chłopakiem, on natomiast bawił się moimi uczuciami (zdrady, szpiegowanie mnie, zostawianie mnie, potem jak się wyszalał to nagłe powroty, szantaż emocjonalny). Kiedy już byłam na samym dole i chciałam zakończyć swoje cierpienie okazało się że jestem z nim w ciąży (teraz jestem w 16 tyg.). Co jakiś czas się odzywa obiecując że się zmieni i zajmie się mną i dzieckiem, po czym znowu znika. W dodatku dowiedziałam się że ma inną kobietę. Mam dopiero 24 lata, a czuję się jak staruszka. Nie chce mi się żyć, a wiem że teraz muszę dla dzieciątka. Boję się, że nic mnie w życiu już nie czeka, że nie znajdę nigdy więcej miłości i szczęścia….
Kamila says
Właśnie tak samo się czuje ze nic już mnie dobrego nie czeka. Mam nadzieje ze u Ciebie już lepiej ?
Olala says
Jestem w kompletnej rozsypce. Pewnie czesto bede tu zagladac, zeby nie zwariowac…
Kamila says
Mam nadzieje ze już lepiej ?
Ania says
Jakbym czytała o sobie… Strasznie mnie moje życie rozczarowało. Począwszy od mnie samej przez prace do małżeństwa. Jest coraz gorzej. Pomocy znikąd.
Kamila says
Właśnie teraz tak czuje.. ze jedynym wyjściem z tej sytuacji jest pójść i sie zabić. Życie mi się wali, moje małżeństwo. Mój mąż właśnie tak mnie traktuje jak poprzednich twoich postach które przeczytałam.