Od miesiąca mam kota. Nazywa się Mieczysław. Każdy, kto choć raz był na moim Instagramie, na pewno go widział ( zgania więcej lików niż ja i zaczynam się zastanawiać czy nie nie powinnam być zazdrosna). Kot, kiedy go przygarnęłam, miał 2 miesiące i był malutki, słodki i rudy. Teraz jest już tylko słodki bo urósł i okazał się zakamuflowanym blondaskiem. Oczywiście pochwaliłam się kotem na forum i za chwilę zaczęły się kpiny, że wreszcie go mam bo przecież był to niezbędny atrybut, bym w pełni zasłużyła na miano silnej i niezależnej kobiety. Żarty żartami, ale był taki moment kiedy to będąc samotna, i spędzając wieczory przy samotnikowaniu w dresie, pomyślałam: „Faceci są beznadziejni, żaden nigdy mnie nie zadowoli ani pod względem wyglądu, materialnym ani zachowania ani planów na przyszłość, opieki nade mną i innych ważnych rzeczy. Po co mam się wysilać? Nie lubię randek, sztucznej atmosfery grzeczności podczas takich spotkań, śliniących się panów, gadania o pracy i podchodów. Na pewno nikomu nie zaufam, każdy chce jednego a ja lepiej poradzę sobie sama”.
Tym właśnie sposobem wykombinowałam plan na resztę swoich lat. Kawalerka w kolorze nieba, białe meble, dużo ziół i kwiatów, wieczorne czytanie książek w wannie przy lampce wina i kot, który zastąpi mi dziecko (Oczywiście głównie chodziło o możliwość rozmowy z kimś kto żyje, nie będącym mną. Kogoś kto będzie ciepłą, milutką przytulankę do zasypiania, bo przecież ile można spać z pluszakami?). Mój plan wydał mi się genialny i kompletnie nie widziałam w nim ani słabych punktów ani możliwości by coś poszło w nim nie tak. Plan zaczęłam wcielać w życie. Pojawiło się mieszkanie, które w końcu ma kolor nieba, ale zanim udało się je tak pomalować, wielokrotnie skrobałam ściany i nakładałam farbę modląc się by tym razem nie odpadła. Białe meble, które miały być rodem z Prowansji, musiałam tymczasowo zastąpić starymi gratami, które odnawiałam na milion sposobów. Uprawa ziół i kwiatów okazała się przerosnąć moje umiejętności percepcyjne, także wyrzucając szóstą z rzędu bazylię i miętę z supermarketu uznałam, że czas na zakup czegoś prawie prawdziwego w Ikea. Z resztą rzeczy z listy, też nie było łatwo. Woda w wannie szybko stygnie, szczególnie, że w niebiańskiej kawalerce mieści mi się jedynie 120 cm wanienka. Do tego wszystkiego niewygodnie, ciasno i strach, że zasnę i się utopie a jako samotnej, nikt mnie przecież nie znajdzie. Najtrudniejszą decyzją okazał się jednak kot- bo odpowiedzialność, bo wydatek, bo to zwierzątko do dbania i kochania i opiekowania i…a nóż się trafi jakiś sensowny chłop i ten kot może okazać się przeszkodą w naszym wspólnym szczęściu?
A tak na prawdę wiecie o co dokładnie chodziło? O to, że jak ja go wezmę, to już przypieczętuję tą swoją beznadziejność, sama siebie spiszę na straty, zrobię z całkiem fajnej laski nudziarę z kotem i zaraz pewnie jeszcze zacznę szydełkować. Stworzyłam sobie w głowie plan, który może, że w kilku punktach był całkiem niezły, ale finalnie spychał mnie na margines życia towarzyskiego, zabijał wiarę w lepsze jutro i kastrował mój seksapil. Typowe babskie histeryzowanie, biadolenie i gorzkie żale.
Cieszę się, że nie kupiłam wtedy kota, że zamiast czytać harlequiny w wannie, zaczęłam tropić nowe knajpki, chodzić na zakupy, spotykać się z ludźmi. Miałam czas na mordercze treningi na siłowni 4 lub 5 razy w tygodniu oraz szarpnęłam się na pierwszy od wieków urlop, na którym poznałam W. Gdybym sama siebie zaszufladkowała jako tą na straconej pozycji, tą którą już nic fajnego nie spotka i która powinna siedzieć w domu i organizować sobie byt jak dla staruszki szykującej się na tamten świat- na pewno nie spotkałaby mnie ta masa zajebistych rzeczy, które jednak się wydarzyły. Okazało się, że mogą się wydarzyć, że nic nie jest jeszcze przesądzone, że jedyne co jest w stanie mnie ograniczać to tylko i wyłącznie moja głowa. Dlatego porzuciłam pomysł kupna kota, zabrałam się za rzeczy fajne, modne, takie które robią ludzie w moim wieku i dałam się temu ponieść.
Teraz z perspektywy czasu, cieszę się z tych moich przebłysków inteligencji z tamtego czasu. Kto wie gdzie bym była w tym momencie, gdyby nie one i gdyby nie moja wrodzona ciekawość. Kot oczywiście jest tu przenośnią, ale myślę, że dość obrazową. Jednak przecież w końcu mam teraz kota Mieciula, ale nie siedzę sama, zapłakana i zrezygnowana. Kot śpi na mnie kiedy piszę ten post, większy kot pracuje i na pewno nie byłoby ich obu pod moim dachem, gdyby kolejność ich dotarcia do tego domu była odwrotna ;) Wszystko jest inne niż w planie- błękitna farba jest bardziej szara niż niebieska, meble nie mają w sobie nic z Prowansji, w wannie się już nie kąpię, bo rachunki za wodę prawie doprowadziły mnie na skraj bankructwa, ale za to mam w domu nie jednego a dwa koty. Jednego krypto rudzielca, do którego podobno mówię jak do dzidzi i który budzi mnie co noc już od miesiąca, wkurza, drapie i rządzi mną jak chce oraz dużego, najukochańszego na świecie, który daje mi wszystko o czym mi się nawet nie śniło. Warto być elastycznym w planowaniu, czasem wcale nie planować a czasami po prostu zaryzykować. Na kota przecież zawsze będzie czas, prawda?
Czapla says
Ale świetna historia. Super tak czytać że komuś się tak ładnie wszystko poukładało, mimo że nie wszystko poszło idealnie.
Nevena says
Mieciu…ale słodko. Też myślałam kiedyś o kocie, ale faktycznie by mnie to w pewien sposób przywiązało do miesca, a ja lubię zmiany, lubię dłuższe i krótsze podróże, tak więc na razie pomysł nie ma racji bytu. Bo jak już kota bym miała, to chciałabym się nim należycie zajmować, a nie co rusz podrzucać komuś do opieki.
karmel says
Kot to jednak spory obowiązek i trochę kłopotów- szczególnie gdy jest mały :) tak czy siak..jednak to mnóstwo słodyczy również :)
Hai Le says
Mnie kot wcale nie kojarzy się staro panieńsko, jak już to studentsko. Ale przyznaję Ci rację, że najgorzej wpaść w pułapkę własnych myśli, no na przykład tę, że jeśli kupię kota to na zawsze będę już starą panną. Albo tę, że jeśli obetnę zniszczone włosy i będą krótkie, to żaden facet się mną nie zainteresuje. I tak dalej i tak dalej.
kmk says
Kolejny świetny post! Kocham. Kocham. Kocham! :-D
karmel says
cieszę się! takie komentarze mega motywują! :) dziękuję!
Knop Edyta says
Witam.Piękny i słodki kot.Ja niestety nie mogę mieć zwierząt w domu ,ze względu na alergię.A kot to wielki obowiązek,trzeba wyprowadzać na spacer,nakarmić.Bardzo lubię zwierzęta sama kiedyś miałam dwóch piesków i wiem jak to jest .Pozdrawiam
Zaniczka says
Ja mam dwa koty :) i męża. …Najpierw był mąż potem koty
Naprawdę koty odstraszają facetów?
karmel says
Podobno tak :p
Rosaline says
Ja jestem kociarą, mam dwa koty i nie wyobrażam sobie domu bez kota. Mój chłopak na początku nienawidził kotów, ale nie miał wyjścia, więc je pokochał wielką odwzajemnioną miłością i też sobie nie wyobraża bez nich życia. :)
BEATA REDZIMSKA says
Motywujace, wlasnie podobno nawet nie nalezy planowac w jakim kolorze nalozymy na siebie ciuchy na kolejny dzien, tylko zdac sie na nastroj chwili, na humor ktory nas dopadnie danego dnia. To normalne, ze kocur Mieczyslaw ma wiecej lajkow, piesia Kominka tez ma ich wiecej. Ale dla mnie najbardziej motywujacy element tego wpisu to ten duzy kot i to ze nie postawilas sie z gory na przegranej pozycji i pomyslalas ze wszystko jest mozliwe, wszystko przed Toba. Dalas mi motywacyjnego kopa na dzis. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie Beata
karmel says
Bardzo bardzo się cieszę :) właśnie taki był zamysł :)
Dorota says
Świetna historia, dobrze, że szczęśliwa! Ja zawsze mówię, że mam w domu 3 koty – mojego kochanego dachowca, męża i tego, co siedzi w mojej głowie ;P
Anna Rozaneczka says
Świetny post!
A na kota zawsze jest czas, z tym że lepiej wcześniej niż później :D Takie słodkie futerkowe stworzonko… i jak popatrzy tymi oczkami… i dotknie mięciutką łapką… od razu lepiej się robi :)
Maną says
Bardzo miła historia. Też od dłuższego czasu zastanawiałam się nad jakimś zwierzątkiem, żeby trochę ubarwić to nasze wspólne życie. Co chwilę luby dostawał zdjęcia małych jeży, ślimaków, cokolwiek, żeby do naszej ferajny dołączyło jeszcze jedno małe stworzonko. Aż w końcu odpuściłam, bo brak pieniędzy, bo kredyty, bo brak czasu. I nagle skończyliśmy z odratowaną kotką i jej sześciorgiem dzieciaczków. ;)
Joanna M.P. says
U mnie koty to standardowy element krajobrazu. Zawsze miałam koty, zawsze koty miały mnie. Teraz mam dwie kocice. Waleczne i niezależne :) Koty są fajne :)
Gosia (MyCarlow) says
Mój tata ma na imię Mieczysław :) Od zawsze marzyłam żeby mieć kota, a najbardziej syjamskiego -te mi się niesamowicie podobają, ale niestety mam uczulenie na kocią sierść :( żadne metody odczulania nie pomogły. Koty mogę tylko podziwiać z daleka.
AniaG says
Świetnie to opisałaś. Sama mam kota i po rozstaniu to właśnie w niego się wtulałam. Koty podobno mają dużą zdolność terapeutyczną. Swojego mam już 9 lat, w spadku po byłym chłopaku. Mój obecny mąż musiał go zaakceptować i nawet się lubią ;)
karmel says
faceci na ogół nie lubią kotów i ciężko sie im z nimi dogadać, ale myślę, że to własnie widok kobiety kochającej swojego sierściucha ich rozczula i ostatecznie do nich przekonuje ;)
Olga Pietraszewska says
Codziennie czytam wiele wpisów, na różnych blogach. Ale już dawno nie trafiłam na tak fajny, jak ten Twój! Wszystkiego dobrego! :)
karmel says
Dziękuję za tak miłe słowa. Ciesze się, że coraz więcej ludzi lubi mnie czytać
Ola | Mikmok blog says
Na swojego kota mówiłam przez jakiś czas „Miecio”, więc wzruszyłam się podwójnie ;)
A jeśli chodzi o plany, mam ciotkę, która chyba jest wiecznie szczęśliwa i zadowolona, i która pewnego razu powiedziała mi, że „dobrze jest mieć plan, ale plan jest po to, żeby zawsze móc go zmienić” ;)
juliadiets.com says
Male dzieci szybciej rozwijaja sie w towarzystwie zwierzat. To pewnik. Jednak zanim wezmiesz do domu psa, kota lub chomika, zastanow sie, czy to na pewno dobry pomysl.