Chyba każda z nas posiada choć jedną koleżankę i kolegę. Jaka jest między nimi różnica- zwykle ogromna, prawda? Wg definicji oczywiście koleżeństwo to koleżeństwo. Jak jest jednak w praktyce? Bardzo różnie ;) Przede wszystkim facet nigdy nie będzie jak baba i na odwrót. To największa różnica, ale nie jedyna. Poza różnicami anatomicznymi, ogromne są te mentalne i światopoglądowe. Na większość tych rzeczy nie bardzo zwraca się uwagę za młodu. Zwykle bawimy się wtedy z tym kto jest na podwórku czy z dziećmi znajomych naszych rodziców, krewnymi. Tak tez zwykle nawiązujemy pierwsze przyjaźnie. Następna fazą jest zwykle podział: dziewczynki z dziewczynkami i chłopcy z chłopcami co zmienia się w gimnazjum i liceum. Tam już towarzystwo znacznie się miesza.
Ja jakoś zwykle lepiej wychodziłam na przyjaźniach z facetami. Rzadko byłam wtedy obgadywana, okłamywana, nie wciągano mnie w jakieś intrygi, plotki i inne gierki. Z chłopakami była sztama z dziewczyny… Z tym bywało w kratkę. Zwykle super przyjaciółki okazywały się dwulicowymi zdrajczyniami, w grę wchodziło odbijanie facetów, ploty, wymyślanie historii i inne „dramaty”. Naiwnie myślałam wtedy, że to taki okres i dziewczyny kiedyś zmądrzeją. Okazało się jednak, że kobiety zwykle takie są i różnie na przyjaźni z nimi można wyjść. Bogu dzięki za wyjątki!
Co jednak w dorosłym życiu? Jak to faktycznie wtedy jest? Hmmm z moich obserwacji wynika, że kobiety mimo dowodu osobistego w portfelu umieją nadal robić cyrki jak nastolatki. Czasem aż się za głowę łapie co niby sensowna dziewczyna koło 30-stki jest w stanie nawyprawiać. Z facetami z kolei jest ten problem, że często się zakochują. Ja przynajmniej byłam zmuszona zerwać parę bardzo fajnych przyjaźni z tego powodu. Są też często odbierani jako zagrożenie przez naszych facetów. Mimo wszystko jednak, jakoś liczyć częściej mogłam na panów. Przyjaciółek mam bardzo niewiele. Jest to grono wyczyszczone z wariatek, kłamczuch, div i innych tego pokroju, praktycznie do zera. Moja sytuacja życiowa zweryfikowała masę takich kontaktów i pseudo przyjaźni co to niby trwały latami i były takie płomienne a potem znikały nagle jak kamfora gdy pojawiły się kłopoty.
Wiele osób mnie pyta czy żałuje tego, że straciłam jakieś tam grono znanych mi przez lata ludzi. Nie żałuje. Ani trochę. Jako dorosła osoba wiem, jak wiele rzeczy w życiu może się wydarzyć, jak dużo czasu zajmuje nam samo życie czyli praca, obowiązki itd. W tym wszystkim ważną kwestią jest też pielęgnowanie przyjaźni, które się ma. Nie chciałabym więc tracić cennego czasu na takie, które owszem chętnie poimprezują, wyjada na weekend czy spotkają na szybką kawę. Wolę te, które ratują mnie zrozpaczoną zgarniając bóg wie skąd, dobrze doradzą, pomogą znaleźć rozwiązania problemów, pracę gdy ją stracę, wesprą w chorobie czy będę ze mną z najważniejszych momentach mojego życia. Nie na pokaz i nie dla korzyści. Cieszę się, że mam wokół siebie takie osoby- zarówno panów jak i panie. Tylko tych przy których czuje się dobrze i bezpiecznie niezależnie od ich płci, wieku, upodobań czy orientacji.
Dodaj komentarz