Zawody na ludziach są zawsze najcięższą sprawą. Szczególnie, kiedy zawodzi Cię ktoś dla Ciebie najbliższy. Jest to chyba jednak nieuniknione.
Przeróżne i najbardziej nieoczekiwane sytuacje życiowe, wzloty i upadki, to kiedy jesteśmy na fali wznoszącej i kiedy opadamy, czy gdy nam się wiedzie lub jesteśmy w dołku. Te sytuacje i to jak reaguje na nie Twoje otoczenie, najczęściej pokazuje Ci z kim faktycznie masz do czynienia. Wnioski zwykle są bolesne.
Wiele z Was pisze o podzielonej przez rozstania rodzinie, o komplikacjach w poukładaniu relacji po trudnych przejściach lub braku wsparcia, gdy zostałyście na lodzie. Sytuacje te jednak można odwracać. Pomyślcie ilu z tych, których uważacie za przyjaciół czy bliskich, będzie przy Was ciesząc się Waszymi sukcesami, podwyższeniem statusu czy dziećmi, ślubem lub karierą? Najczęściej musi dojść do takich wydarzeń, byście mogły to zweryfikować. Tutaj wszystko wyjaśnia się jak na dłoni dopiero w odpowiednim czasie.
Czemu zawód od najbliższych rani najbardziej? Z kilku powodów. Przede wszystkim zwykle się go nie spodziewamy wierząc w to, że ktoś kto jest nam bliski i nas kocha, chce dla nas tylko dobrze więc nas nie zawiedzie. Dodatkowo, zwykle najbardziej zależy nam na opinii takich osób oraz ich akceptacji. Kiedy nagle jej nie ma, jesteśmy zrozpaczeni i rozczarowani. Są to również osoby, u których w pierwszej kolejności szukamy wsparcia, pomocy czy rady, Kiedy okazuje się, że niekoniecznie ważne jest dla nich nasze dobro…pęka nam serce.
Jako osoba, która niezliczoną ilość razy zawodziła się na pseudo znajomych, przyjaciołach, osobach uważanych za bliskie, współpracownikach, pracownikach i generalnie ludziach mam na ten temat już wyrobione zdanie. Po pierwsze zasada ograniczonego zaufania a pod drugie, powiedzenie, które powtarzano mi od dziecka, czyli: „umiesz liczyć, licz na siebie”.
– Nikt tak jak Ty nie zrobi pewnych rzeczy.
– Nikt bardziej niż Ty nie chce Twojego dobra.
– Nikt bardziej niż Ty się o Ciebie nie zatroszczy.
– Nikt bardziej niż Ty nie doceni trudu włożonego w posiadanie tego co masz i co osiągnęłaś.
– Nikt bardziej niż Ty nie ucieszy się z Twoich sukcesów i nie odczuje bólu porażek.
I możecie mówić, że to pesymistyczne, malkontenckie, niefajne, niesprawiedliwe a ja uważam, że to zwyczajnie jest życiowe. I owszem w danej chwili możesz mieć przy sobie osoby, którym zależy, które kochają, troszczą się, są z Tobą, ale to czas zweryfikuje czy tak będzie zawsze i czy to co jeszcze jest przed Tobą tego stanu rzeczy nie zmieni…
Sylwia says
No właśnie ostatnio się o tym przekonałam…. i to samo powiedziałam, umiesz liczyć, licz na siebie…
Jagoda says
To prawda. Często na życiowym zakręcie przekonujemy się, że jest niewiele osób, na których wsparcie możemy liczyć.
Agnieszka says
Zgadzam się z postem w 100%. Życie bardzo weryfikuje nasze postrzeganie dotychczasowych przyjaciół, znajomych, a nawet członków rodziny. Niestety…W wielu kryzysowych sytuacjach, gdy jest nam źle – rozpad związku, małżeństwa czy inne życiowe sytuacje okazuje się, że tak naprawdę jesteśmy z tym wszystkim…sami. To my musimy zebrać się do kupy i żyć dalej. Nikt nie zrobi tego za nas, choć byłoby zdecydowanie lżej gdyby można było liczyć na wsparcie. No ale z tym jak większość z nas wie, bywa różnie.
Żaba says
Sami ale nie samotni :) A wsparcie zawsze jest cenne, by móc swoją siłę budować i np. podnosić się przy dopadających po drodze dołkach, upadkach. Grunt to myślę tylko dobrze określić chociażby sobie na jakim wsparciu w danym momencie mi zależy i czego akurat potrzebuję. I może się okazać, że pomimo iż nikt do nas sam z siebie nie przychodzi pomóc, to sami możemy zaczerpnąć potrzebne wsparcie od innych (i np. wyjść na kawę i oderwać się od przygnębiających myśli, skonsultować pozew rozwodowy, sprawdzić jak inna samotna matka sobie radzi z jakimś konkretnym problemem), choć wcale nie koniecznie w jednej osobie :)
Zraniona says
Niestety, dopiero mając 50 lat zrozumiałam, że siebie nie kocham, że wszyscy dookoła są najważniejsi. Zawsze musiało być wszystko ” naj ” dla innych, musiałam dobrze wypaść, bo byłam oceniana, emanująca ciepłem, uśmiechem, wspierająca innych, biegnąca z pomocą, z sercem na dłoni, usprawiedliwiająca innych, więcej wymagająca od siebie, niewidząca problemów…taka na kłopoty, znosząca humory innych….patrząca inaczej na świat. Dopiero zdrada męża…. niespodziewany cios spowodował, że patrzę inaczej. Co z nas zostanie, kiedy wszystko oddamy? Teraz wiem, że musi być równowaga w związku, nie można tylko dawać. Cieszę się Waszym szczęściem, gdyby miłość pachniała to ja na pewno czułabym jej zapach…
zawiedziona says
Ja zawiodłam się na osobie, którą traktowałam jak siostrę. Wierzyłam w nią, jak w nikogo. A ona zrobiła sobie z mojego męża frajera do zwierzeń – jaka to ona biedna, jakiego ma złego męża itd. Przez te ich tajemnice, prawie rozpadło się moje małżeństwo . Trzy lata minęły od kiedy przestałyśmy ze sobą rozmawiać ale to nadal bardzo, bardzo boli. Chyba nikomu już nie będę w stanie zaufać tak do końca, ze strachu że potem mogę się nie podnieść z tego…