!!NOWY POST!!
W ostatnim poście, pisałam Wam o mroku. O życiu, które wiedzie osoba zrezygnowana, samotna, przegrana a przynajmniej taka, która właśnie straciła wszystko co miała i po omacku stara się je jakoś posklejać. Opowiedziałam Wam o malutkim wycinku swojego ówczesnego życia, dnia. O niewielkim skrawku swoich uczyć i rozterek, jakie mną wtedy szarpały… Więcej chyba nie trzeba. Dziś chciałam Wam powiedzieć, jak znalazłam się w miejscu, w którym jestem teraz. Skąd tak wieli przeskok z tamtej Karoliny do tej, którą widzicie teraz…
Mrok w moim życiu przewijał się dosłownie wszędzie. Pogoda, moja aura, mój strój, wychodzenie z domu, gdy było ciemno i wracanie po zachodzie słońca, nastrój, nawet kolor moich włosów… Tak jakby nagle całe światło zniknęło z tego świata, albo może to ja zupełnie go nie zauważałam. Widziałam za to mrok, który mnie prześladował i bolał. Naturalnym więc, chcąc wyrwać się z niego, powinno być szukanie światła. Nie jest to jednak oczywiste dla wszystkich. Wiem, że część osób woli zostawać w mroku, otaczać się nim, dodatkowo go potęgować. Donikąd to jednak nie prowadzi. Konieczne jest szukanie zaginionego światła i to za wszelką cenę…
Dużo czasu zajęło mi dojście do tego i uzmysłowienie sobie, iż to jedyna recepta. Tak jak wspominałam, nie widziałam żadnej iskierki lub jej nie dostrzegałam. Czułam jednak co daje mi ulgę i postanowiłam iść w te stronę sprawdzając co się wydarzy – a wydarzyło się sporo. Moim wentylem były spotkania z terapeutą. Tam byłam sobą, byłam inna niż przez resztę czasu. Bardzo szybko i jak na dłoni zauważyłam, że w ciągu pół roku wykonałyśmy wspólnie ogromną pracę, która nie była tylko godzinną pogadanką raz w tygodniu, jakby się mogło wydawać. Terapeuta nie rozwiązuje za Ciebie problemów. Pobudza Cię do działania, do myślenia, do otwierania się na siebie i innych. Dopinguje i pokazuje możliwości. Każda wizyta powinna Ci coś przynieść, coś dać, do czegoś pobudzić lub na coś otworzyć. Tak też było i w tym przypadku. Podjęłam wiele trudnych decyzji, wprowadziłam sporo zmian, powoli wychodziłam ze swojej strefy komfortu w nadziei, że w końcu ten komfort do mnie wróci, ale w innej formie.
Kolejnym światełkiem okazała się wiara. Kilka sytuacji i niespodziewanych zdarzeń, które pokazało mi, że mimo iż fizycznie czuje się samotna, to chyba nie jestem sama i prawdopodobnie ktoś jednak nade mną czuwa w tym wszystkim. Myślę, że to akurat szalenie osobisty i indywidualny temat. Nie dla każdego duchowość jest istotna, nie każdy to czuje, nie dla każdego ma to wartość, wielu nie umie jej rozdzielić od kościoła. Dla mnie okazała się jednym z przełomów.
Terapia otworzyła mnie na świat, ale to ja sama musiała jeszcze odnaleźć w tym świecie, różne źródła wspomnianego światła. Rozprawić się z przeszłością, ostatecznie wyjaśnić wszelkie niedopowiedzenia, zakończyć pseudo-znajomości, odbić się trochę finansowo, w końcu wrócić do swojego ciała, wyglądu oraz zacząć ryzykować. Przestać się bać słuchania muzyki w tramwaju czy zwracania na siebie uwagi. Włączać się do dyskusji, które prowadzili ludzie dookoła, zdyscyplinować. Łatać budżet tak, by było mnie stać na coraz więcej – nawet za cenę jeszcze większej ilości pracy. Ruszyć tyłek, aby zrzucić dodatkowe 12kg. Nie budować już murów, lecz je burzyć, tak by dotarło do mnie nie tylko światło, ale i inni ludzie. Wychodzić z domu nie tylko do pracy czy po bułki. Szukać kontaktu z drugim człowiekiem. Pozwolić sobie na myślenie, planowanie, marzenia…
Część z tych rzeczy kosztowała – ale ten czas nauczył mnie, że gdy człowiek ma motywacje i chce działać, to zrobi wszystko by znaleźć na to sposoby. Inne nie wymagały nakładu finansowego, jedynie ciężkiej pracy nad sobą, dyscypliny i chęci. To również jest do zrobienia – kiedy naprawdę się chcę a nie tylko o tym gada nawijając innym makaron na uszy. Z każdą, nawet najmniejszą zmianą, dostrzegasz kolejne, które są jak efekt domina. Najtrudniej jest wykonać ten pierwszy krok, ale potem z każdym kolejnym jest już łatwiej. Każdy kolejny przynosi nowe, dobre rzeczy i tak w naszym życiu, jak w ciemnym i burym pokoju: najpierw pojawia się niewielka stróżka światła, potem udaje nam się odsłonić jedną zasłonkę, potem firankę a potem dobrać do grubych, zabitych gwoździami okiennic odcinających nas od słońca…
Nigdy nie wmawiaj sobie, że przeszłaś tyle, że nie masz już siły walczyć, bo to nieprawda – to wymówka. Nie pozwól uwierzyć, że nic nie można zmienić. Nie stój w miejscu z założonymi rękoma. Szukaj rozwiązań, a nie wymówek. Nie tłumacz siebie na każdej płaszczyźnie. Nie staraj się udowodnić wszystkim, że masz tak źle. Zawsze jest ktoś kto ma gorzej niż Ty. Pamiętaj, że każdy z nas jest kowalem własnego losu – to, że ktoś ma lepiej, oznacza, że na to zapracował. Pamiętaj, że porażki są po coś, to od Ciebie zależy, czy wyciągniesz wnioski z tej lekcji. Miej w głowie przeświadczenie, że nie wszyscy ludzie są źli – dopuszczaj do siebie innych ostrożnie i rozważnie. Pozwól sobie na ryzyko – wyjście ze strefy komfortu to jedyna droga do zmian. Staraj się być najlepszą możliwą wersją samej siebie i pamiętaj, że zawsze może być jeszcze lepiej.
Aga says
Tez jestem aktualnie w trakcie terapii po ciężkim dzieciństwie oraz związku..
Jest ciężko, mam depresje i nerwice ale walczę.
Szukam lepszej pracy, choć jest to dla mnie strasznie trudne.. bywają dni, ze samo wyjście do sklepu stanowi dla mnie cholerny problem..
Utożsamiam się z Tobą również w kwestii duchowości.. jest to dla mnie bardzo ważne. Chciałabym poznac bardziej twój punkt widzenia z twojej perspektywy.. czy mogłabyś kiedyś napisac o tym post jak to dokładnie u Ciebie wyglądało?
Pati says
Witaj, przechodzimy przez coś podobnego teraz, byłoby miło gdybyśmy mogły o tym popisać? Liczę na odpowiedź byłoby raźniej. Pozdrawiam