Jak to jest gdy w domu trwa wojna? Hmmm to zależy od wojny… Może być głośna, szalona i pochłaniająca miliony ofiar albo…cicha, wkradająca się niepostrzeżenie i tak też zbierająca żniwa. Sama nie wiem która jest gorsza. Ja lubię jasność, tak już mam. Wolę godzinną awanturę ze łzami i krzykiem niż dwa tygodnie milczenia, ukrywania tego co boli i kłuje, żalu czy smutku.
Oba gatunki wojen mam za sobą. Różnie było z tym, co padło ich ofiarom. Różnie też je przeżywałam i odbierałam. Cóż, wojna jednak w dużej mierze zależy od naszego przeciwnika, choć czasem osoby, która uważa się za naszego, my nie traktujemy tak samo. Jestem raczej ugodowa. Jak się piekle to dlatego, że mi zależy- tak to widzę. Jak bardzo czegoś chcesz, walczysz o to jak lew, chcesz się dogadać, wytłumaczyć, naprawić. Czasem tylko przemilczysz, żeby „nie było kłótni o byle co”. Nie wiem jak jest z tym moim wojowaniem. Bywam zacięta- to fakt. Czasem się fochuje, czasem poryczę, ale jeśli wiem, że mam racje- twardo przy niej obstaje. Z moimi partnerami czy kolegami bywało bardzo różnie. Jedni udawali gosposie i zamiatali pod dywan do czasu aż się okazało, że nic się już pod nim nie zmieści, inni robili wojny krzyżowe o rzeczy nie warte świeczki a inny foszyli jak mała dziewczynka i odzywali po pół roku. Żaden z nich, nie lubił wyjaśnień i ogarnięcia tego bałaganu, „na gorąco”, od razu. Pewnie dlatego też, nie stworzyliśmy trwalszych duetów.
Kiedy wojna o sile trąby powietrznej wkrada się do naszego domu i związku, jest niewątpliwie próbą fundamentów, jakie pod tym „domem”postawiliśmy. Jeśli całość zostaje zdmuchnięta w sekundę jak domek z kart, widać tak to się „staraliśmy”, jednak są związki które przechodzą ta próbę i poza paroma oderwanymi dachówkami, dom pozostaje na swoim miejscu. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że nie warto ignorować sygnałów wojny, nie warto budować nic na piachu bez cementu, cegieł i wylewki. To właśnie w tych najtrudniejszych chwilach, przypomnicie sobie właśnie o tym „szczególe”. A przypomną Wam o tym awantury, gorzkie słowa, przykre wydarzenia, zawiedzione zaufanie, zerwane obietnice, brak ciepła, zrozumienia, wsparcia, nieumiejętność dogadania się nawet w najprostszych sprawach.
Kluczowe będą Wasze reakcje na to, co się dzieje. Czasem będziecie podejmować decyzje czy ważniejsza jest Wasza duma, czy szczęście drugiej strony, czy warto wojować a nie lepiej po ludzku porozmawiać, czy ta druga osoba jest dla mnie na tyle ważna, że mogę schować do kieszenie swój egoizm, swój ograniczony punkt widzenia czy ambicje. Jeśli jednak nie, jeśli wole ofiary i postawienie na swoim z krwawą jatką…? Może lepiej od razu to zakończyć? Nie snuć się po domu, nie wysyłać miliona sygnałów, których on nie odbiera, nie ciskać się, nie krzyczeć w środku tylko złożyć broń i wywiesić białą flagę. Niestety, bywa tak, że dopiero po czasie okazuje się, dla kogo było warto walczyć, a dla kogo kompletnie nie…
Monika says
Mam podobnie…nie lubię kilku dniowych czy tygodniowych sporów…może być „ostro” ale zawsze zależy mi by wszystko wyjaśnić przed zachodem słońca. Strasznie meczy mnie to jeśli partner nie chce rozmawiać albo bagatelizuje problem….taki ból niszczy od środka.