Dziś chciałam się z Wami podzielić nieco bardziej osobistym postem, do którego skłoniły mnie lawiny waszych pytań na moim Insta (związanych z nową funkcją – możliwość zadawania pytań danemu użytkownikowi). Okazała się to fajną zabawą i szansą na bliższe zapoznanie się, szczególnie w przypadku osób, które są tu nieco krócej. Wśród Waszych pytań pojawiły się i te bardziej oczywiste, prywatne, zawodowe, ale i te dotyczące wieku, wzrostu czy upodobań. Ja sama od siebie, chciałam się z wami podzielić tym jak to się stało, że pokochałam pisanie. Kiedy poczułam totalną miłość do przelewania myśli na papier oraz jak to się stało, że wybrałam zupełnie inne studia niż te wymarzone aż…historia zatoczyła koło…
Jako dziecko chodziłam do bardzo wymagającej szkoły, w której był ogromny nacisk na naukę, samorozwój, szukanie w sobie różnego rodzaju talentów i doskonalenie ich. Już w 1 klasie, dostawałam od nauczycielki języka polskiego (prywatnie, znajomej moich rodziców), prace domowe typu napisanie wiersza o jesieni. Ten temat zapadł mi w pamięć, bo ledwo nauczyłam się pisać a tu…wiersz. Tak oto małymi krokami rozwijałam się w tym kierunku, bo lubiłam wyzwania a dla 7-latki, było to wyzwanie J Nie byłam nigdy umysłem ścisłym, jedynie biologia (którą zdawałam na maturze) była przedmiotem, który niezwykle mnie pochłaniał i interesował.
Kolejnym przełomowym momentem, okazała się wycieczką do redakcji Agora. Myślę, że mogłam mieć wtedy maksymalnie 10-12lat. Pamiętam jak dziś, że gdy tam weszliśmy, totalnie mnie zamurowało! Nowoczesna redakcja, news-roomy, szkło, beton, masa dziennikarzy, znajome twarze widziane jedynie w telewizji i gazetach. Biurka pełne kolorowych kartek, materiałów i notatek. Zakochałam się totalnie w tym miejscu i atmosferze. Ludziach, którzy pracowali w biegu z wypiekami na twarzy. Wróciłam do domu i oznajmiłam, że chce być dziennikarką. Od tego momentu pisałam cały czas. Opowiadania, wiersze, wszelkie prace pisemne na konkursy w szkole J Późniejszym, naturalnym więc wyborem, była klasa o profilu humanistyczno-dziennikarskim w liceum. Tam jednak mój zapał nieco opadł. Moja nauczycielka języka polskiego pacyfikowała nas niemiłosiernie. Robiła wszystko co się da by zniechęcić nas do nauki – serio :P
Pod koniec liceum przez przypadek, jako zastępstwo, trafiłam do pracy w firmie produkującej programy w tv – bardzo dużej i znanej. Pracowałam tam jako „popychadło” czasem po 18h na dobę. Wtedy po raz kolejny przepadłam. To było coś nowego, ekscytującego i szalonego. Oglądanie produkcji od strony kamer, kulis, backstage’u… WOW. No i zupełnie inny rodzaj dziennikarstwa… Ciężko tam pracowałam, ale marzyłam by stać się częścią redakcji i… udało mi się to. Stałam jednak przed wyborem studiów. Oczywistym było dziennikarstwo, ale…rozmowy z moim tatą uzmysłowiły mi, że pisanie to jedno natomiast prawdziwy dziennikarz musi mieć przecież o czym pisać. Musi mieć jakąś działkę, wiedzę, konika – nie chciałam być jakimś pismakiem powielającym cudze newsy, piszącym o głupotach na jakimś portaliku, czy rozpisującym się na temat tego jaki jogurt rano zjadła pani X.
Byłam w kropce. Postanowiłam, że będę zdawała na dwa inne interesujące mnie kierunki i zobaczymy. Wybrałam dietetyką na Akademii Medycznej i Filologię Polską ze specjalizacją logopedyczną na UW. Ostatecznie wybór padł na opcję drugą. To były cholernie ciężkie studia. Mieliśmy 3 razy tyle egzaminów co inni, a przesiew był tam okrutny. Do tego dzieliłam swój czas między dzienne studia, pracę w agencji reklamowej i pracę na planie. To był ciężki, ale bardzo wartościowy dla mnie czas. Nauczyłam się ciężkiej pracy, pokory, poznałam masę ciekawych ludzi i nabrałam charakteru, którego za dzieciaka mi brakowało.
Przez kolejne lata pracowałam głównie w reklamie, marketingu, produkcji i eventach. Praca redakcyjna prześladowała mnie, ale wciąż nie czułam abym miała o czym pisać. By moje pisanie, mogło być dla kogoś wartościowe. Los jednak tak pokierował moim życiem, że temat okazał się oczywisty a moje teksty czytacie już trzeci rok na blogu a od lutego za pośrednictwem książki. Okazało się, że dobrym, a może i najlepszym nauczycielem, może być dla nas samo życie. To co nas spotka plus bycie dobrym obserwatorem i narratorem rzeczywistości.
Mimo, że nigdy nie zostałam dziennikarką ani nie uważam, abym była pisarką – piszę i jest to moje hobby oraz spora część życia, które potoczyło się w zupełnie nieplanowanym przez mnie kierunku. Zawód logopedy okazał się totalnie nie pociągający mnie, a pisanie poszło w innym, fajniejszym niż marzyłam kierunku, podobnie jak kariera zawodowa. To fajna niespodzianka i zaskoczenie. Suma wszystkiego co robiłam i czego się nauczyłam przez te wszystkie lata, co skrupulatnie wykorzystuje w swojej pracy. Każdemu życzę odnalezienia swojego miejsca w rzeczywistości i możliwości robienia czegoś co czujecie całym sobą…
Dodaj komentarz