Pamiętam jak terapeutka mówiła mi, że rozwód to jedno z najstraszniejszych przeżyć dla człowieka, zaraz obok śmierci bliskich, stresu związanego z braniem dużego kredytu i chorobą. Po części rozwód łączy się z tymi sytuacjami, jeśli chodzi o odczucia. Tracimy przecież najbliższą nam osobę, nasz związek dopadła śmiertelna choroba, przez co umiera a sam rozwód, to ogromne ryzyko i stres.
Pamiętam moment, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to właśnie ja znalazłam się w tej sytuacji. Była zima, 3 grudnia. Wróciłam po pracy do domu a tam zawiadomienie o liście poleconym do odbioru w punkcie Ruch. Nie rozbierając się pobiegłam do wyznaczonego kiosku, w którym za dzieciaka dziadkowie kupowali mi słodycze. Tam odebrałam list z sądu. Otworzyłam go na ulicy, było już grubo po 19:00, zimno i padał śnieg. Przeczytałam pozew i zawiadomienie o terminie rozprawy- data- dokładnie w moje urodziny. Byłam przerażona a jednocześnie rozbawiona. Zaczęłam się śmiać na środku ulicy a mijający mnie ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę. Pierwsza myśl? „Kurwa, to jest chyba jakiś pojebany żart! Panie Boże, serio? Naprawdę?”.
Smutek, rozczarowanie, przygnębienie, milion pytań i to dziwne rozbawienie. To były towarzyszące mi wtedy uczucia. Cieszyłam się tylko z powodu dwóch rzeczy. Pierwsza to sam fakt otrzymania tego pozwu- żyłam w zawieszeniu przez prawie 1,5 roku. Nie wiedziałam jak będzie, co się wydarzy, jak długo będzie jeszcze trwała nasza separacja. Teraz miałam jasność. Drugą rzeczą był fakt, iż czułam że mimo wszystko, najgorsze mam już za sobą. W momencie rozstania zostałam bez dachu nad głową, w krótkim czasie straciłam pracę, dotknęły mnie problemy zdrowotne i mnóstwo innych przykrych rzeczy. Zostałam bez znajomych i przyjaciół, moje relacje z rodziną uległy znaczącemu zepsuciu. Dosłownie wszystko było źle, ale udało mi się z tego wybrnąć, otrząsnąć i zacząć stawać na nogi. Czułam, że ten rozwód i papier, który trzymałam w dłoniach, będzie przypieczętowaniem i zamknięciem tej smutnej drogi, trwającej już dla mnie tyle czasu. Zdecydowanie za długo.
Okres separacji, był dla mnie cholernie ciężki i trudny. Spadło na mnie wszystko co najgorsze i czułam się jakby cały świat zmówił się przeciwko mnie. Byłam zgnębiona jako człowiek, jako kobieta i pracownik. Tak na prawdę nie było ani jednej dziedziny życia, w której coś by mi się układało. Zupełnie nie miałam się czego chwycić, czym wesprzeć by wstać. Czułam jakby wszystko co było we mnie umierało.
Nigdy nie byłam przesadnie przewrażliwiona, nie użalałam się nad sobą. Ludzie postrzegali mnie jako osobę pełna werwy, zapału, radości i pozytywnej energii. Dziewczęca, słodka kokietka, która uwielbia szaleć, wygłupia się i śmiać. Taka byłam. A teraz czułam, że to wszystko jest tak odległe, że już sama nie wiem czy w ogóle kiedyś istniało. Umierałam ja, mój zadziorny charakter, moja radość życia, chęć działania, kobiecość, pewność siebie i moje ciało. Miałam wrażenie jakby z każdym dniem kolejne jego części odmawiały współpracy ze mną… W końcu nadszedł taki dzień kiedy nie wstałam z łóżka, nie zjadłam śniadania ani obiadu. Nie umyłam się, nie miałam nawet siły płakać. W łóżku leżało bezwładnie moje ciało, ale mnie w nim nie było. Byłam gdzieś daleko, sama nie mam pojęcia gdzie. Ledwo łapałam oddech, czułam ogromny ból mięśni, serca i kręgosłupa. Naprawdę wydawało mi się, że przegrałam, że to koniec. Moja rodzina była kompletnie bezradna. Nikt nie miał pomysłu co ze mną zrobić. Miałam wrażenie, że woleli gdy płakałam na głos, krzyczałam i piłam wino butelkami, bo przynajmniej mieli świadomość, że coś jeszcze jest wewnątrz mnie. Teraz został tylko jej cień. Nigdy nie zapomnę jak powiedziałam tacie, że ja chyba umieram. Nie da się zapomnieć widoku rodzica, któremu mówi się coś takiego. Nigdy sobie nie wybaczę, że usłyszał te słowa ode mnie. Nie jestem rodzicem, ale wyobrażam sobie jakie uczucia musiały w nim wywołać.
Ten stan się zmienił, udało mi się odbić od dna i była to jedna z najbardziej dziwnych chwil, których doświadczyłam do tej pory w swoim życiu, a o której być może napiszę później. Udało się, mimo ciężkich chwil, mimo ponad 8 miesięcy terapii i 4 miesięcy spotkań z psychiatrą. Mimo bólu, cierpienia, kolejnych porażek i kłód pod nogami. Wstałam i jestem tym kogo dziś oglądacie.
Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że moje życie nigdy nie było tak udane jak jest teraz, po tych wszystkich przejściach i plagach, które mi się przytrafiły. Stworzyły i zbudowały mnie od początku. Zostały tylko moje najlepsze cechy, które odnalazłam w sobie na nowo z biegiem czasu- reszta jest zupełnie inna, silna, pewna i lepsza. Nigdy nie czułam się bardziej świadomą siebie osobą. Świadomą swojej siły, możliwości, wytrzymałości, mocy. Wiem już na co mnie stać, do czego jestem zdolna, na kogo tak naprawdę mogę liczyć, co jest ważne. Poprawiły się moje relacje z rodziną, moja samoświadomość, wzrosła zaradność i wytrzymałość fizyczna wraz z wolą walki o siebie i tych, na których mi zależy. Wiem, że nie popełnię już starych błędów a na nowych muszę się pokornie uczyć każdego dnia mojego życia. Dobrze rzeczy nie przychodzą do nas same, na wszystko trzeba zapracować, zasłużyć, zbudować samemu cegła po cegle. Nic nam się nie należy od tak, na ładne oczy czy czarujący uśmiech. W moich oczach widać teraz tonę doświadczeń i emocji. Ktoś dociekliwy i spostrzegawczy je zauważy i będzie wiedział, że ja to nie tylko słodka buzia a wiele, wiele więcej. Ten kto nie zauważy, przekona się o tej sile później.
Witek says
Rodzina w rozwodzie i najbliższe towarzystwo to jest temat zdecydowanie warty dyskusji, szczególnie w kraju tak przesiaknietym religią katolicka.
KolorowaMatka says
Pomyślałam, że powinnam coś napisać. Ale nie wiem co. Nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że przyjaciele odchodzą razem z byłym mężem. Przecież nie da się wymazać tego, że świetnie się bawiliście, spędzaliście ze sobą czas, zwierzaliście się itd. Rozwód ma to zmienić? Nie powinien. A rodzina nie powinna oceniać ale wspierać i bez względu na wszystko być z nami.
Ale brawo. Odbiłaś się od dna. Wdrapałaś się na szczyt i obyś tam najdłużej została. Tego Ci z całego serca życzę :)
bedekims.pl says
Ciężko jest skomentować coś takiego. Gratuluję, że udało Ci się pozbierać, po tym jak zostałaś bez pracy, bez dachu nad głową i bez bliskich. Gorzej już prawie być nie mogło. Współczuję tego co przeszłaś, ale mam nadzieję, że ten blog stanie się miejscem, które pomoże innym kobietom przejść przez to samo szybciej, albo po prostu zdecydować się na rozwód. Pozdrawiam i życzę powodzenia w wytrwałym prowadzeniu bloga ;)
meg says
Wzruszające i poruszające! Pisz więcej! Myślę, że wiele osób na tym skorzysta! ;)
Gwiazdka says
‚Pisząc historie swojego życia nie pozwól aby kto inny trzymał pióro’ zasłyszane i jakże prawdziwe…
Jesteś piękną, młodą kobietą dziś bogata o wczoraj. Doświadczenia bolesne i trudne pozwalają nam poznać siebie jednak mimo wszystko nigdy nie chciałabym cofnąć czasu po to by przeżyć ‚swoje umieranie’ raz jeszcze, by przez rok czasu tęsknić za czasami kiedy się śmiałam…
Ciesze się, że podniosłaś się z marazmu, że dzielisz się z nami emocjami…tym co przyniosło Ci życie, tym co za Tobą.
Martyna i Paulina Kwiatkowskie says
Rozwód na pewno nie jest łatwą sprawą. Niemniej, nie jesteśmy w stanie pojąć ludzi, którzy w takiej sytuacji odsuwają się od tych, którym się nie udało. Zamiast wspierać, uciekają. Tak jakby się bali, że to bywa zaraźliwe.
Nieidealnaanna says
Masz pewnie rację, że rozwód to coś równie okropnego jak śmierć bliskiej osoby. Czytałam twój wpis i uczucia, które opisałaś są bliźniaczo podobne do tych, które odczuwałam bo nagłej śmierci mamy. Dziś moja 3 rocznica, kiedy jej nie ma i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że świat który gdy jej zabrakło mi się zawalił dziś jest stabilny, pełen pozytywów i tobie z całego serduszka też tego życzę :)
Ola | Mikmok Blog says
Tak, jak wspominałam na Facebooku – moją mamę zostawił z małym dzieckiem (moją siostrą) jej pierwszy mąż, kiedy miała właśnie te dwadzieścia parę lat. Teraz jest mu wdzięczna, bo dzięki temu poznała mojego ojca :) Także rozwód często tylko wydaje się tragedią, a później, po latach, może okazać się, że było to jedno z lepszych wydarzeń, jakie nas spotkały ;)
karmel says
jasne :) to zawsze początek czegoś nowego. Ja też z perspektywy czasu cieszę się, że teraz mogę być wreszcie z kimś kto czuje, myśli i chce tego co ja. Kieruje się moim i naszym dobrem
Monika Dudzik says
Smutne jest to, że nie zawsze sie ludziom układa, ale czasem lepiej z czymś skończyć niż w tym tkwić i dać się wykańczać.
Iwona says
Rozwód może być także wyzwoleniem. Bardzo często spotykam się z taką wersją.
Gender Gosposia says
Koniec definitywny masz juz za sobą. Nie tkwisz w tym, ani nie czekasz w zawieszeniu gdzieś z boku. To jest szczęście.
Sylwia W. says
Dobrze, że opisujesz swoją historię, bo ona może stanowić dobry przykład dla innych. Często koniec jest też początkiem czegoś innego.
Gosia says
Czyli mozna powiedzieć, że rozwód wyszedł Ci na dobre.. Tak jak i u mnie.
Kamila says
Witam, bardzo się cieszę, że trafiłam do Ciebie. Otóż właśnie wstaję z łóżka i jestem tuż tuż przed rozwodem, mam nadzieję że się wiele tutaj nauczę. Kiedy przeczytałam powyższy post pomyślałam że kurczę ta kobieta przeżyła to co ja i wstała WSTAŁA. Jakbym pisała ten post ja. Ja też wstanę – jestem coraz bliżej :) z nową świadomością siebie i swoich potrzeb. :) dziękuję
karmel says
To ja też się cieszę, że tu trafiłaś :) trzymam kciuki i mam nadzieję, że się nie poddasz! :) rozwód to nie koniec świata- dla wielu z nas, to jego początek! :) pozdrawiam ciepło
Monika says
Podjęłam decyzję o rozwodzie po wielu kłamstwach mojego byłego już męża, było mi bardzo ciężko, ale wiedziałam, że mogę zacząć żyć normalnie za jakiś czas albo dalej brnąć w łzach i cierpieniu; po paru miesiącach od złożenia pozwu dowiedziałam się, że mąż mnie zdradził, sypiał z kimś, później chciał do mnie wrócić, ale dla mnie to już był koniec, pewny koniec, zero wątpliwości i powiem Wam, że przeszłam dosyć spokojnie przez rozprawę, bo wiedziałam, że zdrady już nie mogę mu wybaczyć i nie mam co się zastanawiać nad powrotem do tego człowieka. Miałam czyste sumienie, bo byłam mu wierna do końca, a on poszedł na łatwiznę
Aga says
Zostałam zmuszona do podjęcia decyzji o rozwodzie. Mój „jeszcze mąż” oświadczył mi że od pewnego czasu jest w związku z inną kobietą (którą oboje dobrze znamy), i że jej nie zostawi. Powiedział że nie odkochał się z dnia na dzień, i że nigdy już do nas nie wróci ( mamy trzy letnie dziecko). Nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, plącz przechodził w strach, strach zmieniał się w gniew, a ten znowu w płacz z bezsilności. Walczyłam o moja rodzinę, choć nigdy nie było kolorowo, sadziłam że warto walczyć o to co kochamy. Zostałam poniżona, oszukana i wykorzystana. Jestem przed rozwodem. W mojej głowie kłębią się pytania: Dlaczego Ja?, Czym na to zasłużyłam? Co później z dzieckiem, jak ja mu to wszystko wytłumaczę!!!. Na szczęście moja rodzina i moi przyjaciele stoją za mną murem. Ale strach pozostał. Mam nadzieję, że mi również uda się poukładać wszystko i że nowe życie które już rozpoczęłam da mi siłę, satysfakcję, szczęście, wiarę i miłość. To co piszesz na blogu, to jakbyś siedziała gdzieś głęboko zamknięta w moim sercu i przenosiła to wszystko na papier. Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, że jesteś i robisz cos tak fajnego dla innych!!!!!!!!!!!!
Mona says
Mnie tez maz zdradził …z dwoma naraz..koleżankami z pracy …z którymi ja tez pracowałam ,wiedziały o mnie wszystko …maz został z nami ,ale skruchy wielkiej nie wykazuje …ja za to czuje ból i nienawiść ,nie wiem do kogo większa do niego czy do nich ..wiem ze on jest tak samo winny jak i one ,tylko to nadal mój maz ,a one dziewuchy bez sumienia ,i jakichkolwiek skrupułów ..mam nadzieje ze tez sie z tego podniosę z nim czy bez niego …
karmel says
Moniko, jeśli potrzebujesz wsparcia, napisz do mnie na maila rozwiedziona.pl@gmail.com – coś zaradzimy :)
Iv says
Czytam to i widzę siebie na etapie umierania. Tak wlasnie się czuję teraz i tak właśnie mam w tej chwili. Czekam na dzień kiedy nie wstanę z łóżka ,ale mam nadzieję że też wyjdę z tego tak jak Ty kochana.
karmel says
kochana, jak będzie bardzo źle to pisz- coś poradzimy :)
Ania says
Czytałam i płakałam.. Ehhh wszystko to mam również za sobą, rok terapi, bólu, płaczu… Nikt tego lepiej nie zrozumie jak osoba która to właśnie przeżyła. W tym momencie mam to już daleko za sobą, niestety czasami jeszcze wracają do mnie te złe wspomnienia… Najważniejsze że mam wsparcie rodziny i przyjaciół.
kasia says
Ja po rozwodzie poczułam ulgę; już nie mogłam się doczekać rozprawy (a przebiegła dość gładko gdyż pozwany nie stawił się [to bardzo w jego stylu: zawsze uciekał, zawodził] a dowodów na jego wieczne kłamstwa, niedojrzałość, brak jakiegokolwiek zainteresowania nami było wystarczająco ). Wtedy już na 100% wiedziałam czego chcę: chcę się rozwieść, chce żeby zniknął z mojego życia. Nie było smutku, żalu, była radość :)
Ale wcześniej… kiedy uświadomiłam sobie, że to koniec, że to nie ma sensu, że właściwie od samego początku nie miało sensu i trzeba było posłuchać dobrych rad (akurat w tym wypadku to naprawdę były dobre rady) i nie brać tego ślubu – była załamana, rozbita i wściekła na siebie. Dawałam jakoś radę, trzymałam się jak mogłam bo zostałam sama z dzieckiem. Ale były takie dni kiedy pękałam, płakałam z bezsilności, ze smutku i ze złości – ze złości, że nie daję sobie rady i że płaczę przez tego dupka. A moje niespełna roczne dziecko płakało razem ze mną – ze strachu. Siedzieliśmy przytuleni i płakaliśmy. Nikomu nie życzę czegoś takiego – tego poczucia bezsilności, tej świadomości, że dziecko płacze częściowo przez Ciebie :(
Choć nigdy tego nie rozumiem dlaczego moje niewinne dziecko musiało tyle wycierpieć (i dalej częściowo cierpi nie znając ojcowskiej miłości oraz widząc, czując czasami mój ogromny smutek i chwilowy brak sił) to nie żałuję mojej decyzji i nigdy nie będę żałowała! Cieszę się, że dostałam rozwód i że pozbawiłam ojca mojego dziecka władzy rodzicielskiej (jak by miało mieć takiego ojca to lepiej żeby go w ogóle nie miało).
Teraz bardzo niecierpliwie (bo taka już moja natura :P ) aczkolwiek czekam aż nam się jakoś to ułoży wszystko :)
I staram się wierzyć, że naprawdę będzie dobrze.
Wiem, że zasługujemy na kogoś lepszego, na wszystko co najlepsze :)
agniecha says
Jakbym czytała o sobie też miałam ochotę umrzeć… Brak siły na cokolwiek,na jedzenie,wstanie z łóżka,brak siły na normalną egzystencję. Leki, wizyty u lekarza, walka z płaczem, a kiedyś byłam Żywym Srebrem. Chciałabym śmiać się,tak jak kiedyś to jest moje marzenie Dziękuję za te Słowa…Pozdrawiam
Anitt says
Dokładnie jak bym czytala historie o sobie…
W. says
Heh…jakbym czytała o mnie. Na szczęście miałam ogromne wsparcie w rodzinie i znajomych. Podniosłam się. Teraz jest stabilnie i dobrze. Żal mi tylko tamtej mnie…ufnej, beztroskiej i zawsze pozytywnie nastawionej. Ale mam dwa skarby dzięki którym jestem szczęśliwa.
anika says
Dopadlo mnie. Maz mnie zdradzil. Porzucil dla 14 lat mlodszej. Wyjechal tylko na chwile a nie ma go juz 10 m-cy. Od 3 m-cy nie dzwoni. Nie pisze. Nawet do dzieci. A one czekaja placza tesknia. Nie wiem co mam zrobil. A bylismy takim szczesliwym malzenstwem. Swiat mi sie zawalil. Nie jem nie spie siedze i nawet nie wiem czy mysle. Co ja mam powiedziec dzieciom?
Nieszczęśliwa says
Jakbym czytała o sobie. 10 grudnia będzie 3 rocznica mojego rozwodu, a ja nadal nie potrafię żyć normalnie po tej traumie. Ciągle rozpamiętuje krzywdę jaka zadał mi by już mąż. To, że zdradzał, miał druga rodzinę na boku, kłamał znęcał się psychicznie i finansowo, że próbował zrobić ze mnie wariatkę, bo chciał zatrzymać równocześnie mnie i kochankę. Doprowadził mnie do silnego załamania nerwowego. Skończyło się na terapii psychologicznej i psychiatrycznej, które przerwałam z braku czasu. Po roku problemy nasiliły się i nadal nie potrafię zapomnieć i normalnie z tym żyć. On ciągle jest obecny w moim życiu jak cień. Nie fizycznie, ale cały czas w moich myślach. Ciągle rozpamiętywanie traumatycznych wydarzeń niszczy mnie od środka. Nie mogę sobie poradzić finansowo sama z dziećmi. Nie mam wsparcia. Nie mam już siły. Mi i że rozwód został orzeczony z jego winy na alimenty nie mam co liczyć. Zamknął firmę jak tylko dowiedział się, że złożyłam pozew o rozwód. Jak zapomnieć o tych przeżyciach i zacząć normalnie funkcjonować? Na niczym nie mogę się skupić. Prawie wpadłam w alkoholizm. Czy kiedyś to minie? Jak sobie radzić z problemem?
Klaudia says
Świetny post, podniósł mnie trochę na duchu, bo mam identyczną sytuację. Naprawdę jak pomyślę o tym wszystkim to płakac mi się chce… mam na szczęście wsparcie rodziny i mam nadzieję, że niebawem to wszystko zostanie załatwione i będę mogła rozpocząć życie od nowa.
Dawid says
Wielu ludzi załamuje się po rozwodzie a jest część takich, którzy nie mogą nawet “dojść” do rozwodu, unikają go pomimo że już dawano nie czują miłości do drugiej połówki. Frustracja narasta do tego stopnia, że potem dochodzi do rozwodu w totalnej kłótni, pretensjach, odbywa się wręcz walka między dwoma osobami, które są do siebie wrogo nastawione o wszystko: pieniądze, dzieci, dom, meble i inne drobne rzeczy, które nie mają nawet znaczenia. Zajmujemy się takimi tematami w pracy od wielu lat i ilość spraw rozwodowych rośnie. Z zaciekawieniem czytałem Twój wpis i ciesze się, że kobiety potrafią tak dobrze poradzić sobie po rozwodzie. Pozdrawiam