1.
Było jeszcze wcześnie a na ulicach już zaczynało się robić coraz tłoczniej. Z minuty na minutę, wesoły i kolorowy tłum zalewał jeszcze chwilę temu puste place miasta. Gwar rozmów, jeżdżących samochodów i autobusów zdawał się nadawać rytm tej wielkiej aglomeracji. Był jak bicie jej serca, jak nieodłączny element tego wielkiego organizmu, który ją tworzył. Ruch, klaksony, wesołe śmiechy, stukanie obcasów…co chwilę przerywał jedynie dzwonek zawieszony przy drzwiach kawiarni.
Każdy jego dźwięk, oznaczał kolejnego klienta, kolejne spotkanie, krótką rozmowę i wymianę spojrzeń. Polubiła to, mimo że kiedyś nie pomyślałaby nawet o pracy w kawiarni. Parzenie kawy, przygotowywanie herbat, o których istnieniu wcześniej nie miała pojęcia, serwowanie wymyślnych kanapek, ciast i innych przekąsek brzmiało jak dorywcza praca dla studentki. Teraz właśnie to ją otaczało, to był jej mały, bezpieczny świat, w którym się schroniła, bez presji, bez garnituru, bez deadline’ów i zarywanych przez pracę nocy. Bez wytężania umysłu, kreatywności, ciągłego biegu…i strachu. O siebie i o swoje życie. Tu była spokojna, spotykała mniej lub bardziej zwykłych ludzi, mogła ich obserwować, wywoływać na ich twarzy uśmiech, sprawić, by ich dzień był choć przez chwilę milszy i słodszy. Nie sądziła, że ta praca, którą z początku uważała za karę, może sprawić jej tyle przyjemności, otworzyć na tak wiele nowego, sprawić, że zacznie zauważać tyle małych i wartościowych rzeczy.
Pokochała zapach aromantycznej kawy, ciepłego mleka oraz herbat jakie Manuel — właściciel kawiarni — przywoził z całego świata. Każdy przyrządzony przez nią napój był pełen jej serca i starań, niezależnie czy było to pierwsza, czy sto pierwsza filiżanka tego dnia.
Jeszcze chwilę temu otaczały ją wielkie biurowce, ludzie, którzy rozmawiają tylko o ważnych i poważnych rzeczach. Tak jej się przynajmniej wtedy wydawało. Była częścią ich świata, kochała go a on kochał ją. Do pewnego momentu. Coś jednak się przecież zmieniło… Abbie szybko odepchnęła od siebie te myśli. To nie był dobry czas na wspomnienia. Na pewno nie na te złe. Zamyślona stojąc przy roboczym blacie, rozlała mleko, które właśnie spieniała. Biała ciecz, rozlała się na kamienny blat i stróżką pociekła na podłogę, wprost na buty Rona. Abbie zaklęła pod nosem.
– Ej kuźwa, co Ty robisz?! To nowe buty! Prawdziwy zamsz! Wiesz ile to kosztuje?! – Ron był wściekły. Kto jak kto, ale on przywiązywał ogromną wagę do wyglądu. Na punkcie butów miał istnego hopla. Czasem wydawało jej się, że dużo większego niż ona czy każda dziewczyna, którą znała. Dziś miał randkę z jakimś kolesiem z aplikacji randkowej. Od rana wciąż oglądał się w każdej szybie i lustrze. Poprawiał włosy, stroił miny i naprężał klatkę piersiową.
Abbie podśmiewała się z tego serdecznie. Uwielbiała Rona całym sercem. Mimo że poznali się dopiero rok temu, miała wrażenie jakby znali się wieki. Zawsze ceniła sobie takich otwartych, wesołych i bezproblemowych ludzi jak on. Ron był przystojny i miał intrygującą urodę. Pamiętała, że na studiach, nazywały z koleżankami takich mężczyzn: książę Persji. Oliwkowa cera, brązowe oczy, ciemne włosy. Nie wiedziała, czy w ogóle istnieją kobiety, które nie poszłyby za kolesiem wyglądającym jak on. Miał świra na punkcie butów i włosów, był zawsze świetnie ubrany i pachniał niezwykłymi perfumami. Miał świetną sylwetkę. Może gdyby nie jego przesadne dbanie o wygląd oraz orientacja sama wzdychałaby do niego, jak większość zaglądających do kawiarni pań.
Od początku mieli dobre flow, tematy do rozmów i żartów. Dodatkowo miał on jeszcze jedną istotną w jej sytuacji cechę — był gejem. To oznaczało brak wszelkich niedopowiedzeń, niezręczności i dziwnych sytuacji, w które miała talent się wplątywać. Kompletnie go nie interesowała jako kobieta i z uśmiechem często powtarzała, że coś jest w stwierdzeniu, iż najlepszym przyjacielem kobiety jest gej. Dla większości ludzi był jak magnes… Dokładnie jak jeszcze tak niedawno była ona… Co się właściwie stało? Co zmieniło? Dlaczego ona, Abbie, nie była już tą samą łapaczką męskich serc, jaką zapewne, wspominał niejeden poznający ją kiedyś mężczyzna…?
2.
Wiosenny poranek i pierwsze jasne promienie słońca, zbudziły ją wcześniej niż zwykle. Za oknem widać było tylko skwer, mały plac zabaw oraz parking. Cały obraz powoli zaczynały zasłaniać pojawiające się na drzewach liście. Zieleń dzień po dniu, wychodziła na ulicę. Za to kochała wiosnę – za budzące się życie i cały ten rozkwit natury, dający nadzieję na zaczynanie od początku. Wiosna zawsze była dla niej bardziej nostalgiczna niż jesień. Wierzyła w nowy i lepszy początek, w dawanie szans i zmiany. W tym roku tym bardziej tego potrzebowała.
Mieszkanie, w którym się obudziła, nie było jej. Nie było nawet w jej guście. Cechował je surowy wystrój – nie znajdowała innego określenia na bardzo proste, nieco przypadkowo połączone ze sobą sprzęty, ograniczające się do zbędnego minimum. Pewnie w innych okolicznościach nie chciałaby tu przebywać, nie czułaby się tu dobrze, ale to była inna sytuacja. Teraz w promieniach wiosennego słońca, wszystko co ją tutaj otaczało, nie wydawało się jej takie złe i odpychające. Traktowała to miejsce jak oazę, schronienie, bezpieczną przystań. A może to były tylko pozory? Może sama siebie próbowała przekonać, że tak właśnie jest?
Dan, który spał obok, wydawał jej się taki spokojny i opanowany. Chyba niepotrzebnie martwiła się jego wczorajszym wybuchem złości. Jego twarz była rozluźniona i spokojna, nie widziała już na niej grymasu wściekłości. W końcu to chyba dobrze, że jest o nią zazdrosny? Robert, kompletnie nie zawracał sobie głowy takimi rzeczami. Był zbyt zajęty, pracą- przynajmniej tak sobie tłumaczyła, gdy byli parą… Dan był inny. Czuły, romantyczny, dowcipny. Nie brał życia tak bardzo serio. Rozumiał ją, chciał z nią po prostu być… To chyba było dla niej teraz najważniejsze. Jego uwaga i obecność- nigdy jej tego nie odmawiał. Brała to za oznakę, że mu na niej zależy. Potrzebowała tego poczucia, chwytała się go kurczowo – ono pozwalało jej wierzyć, że może nie jest tak beznadziejna jak myślała… Tak, dowartościowywał ją na tyle, aby nie przeszkadzało jej to jak mieszka i żyje. Ironia losu – wzięta projektantka wnętrz i „chłopak z sąsiedztwa”, trzymający w domu meblościankę po babci. Uśmiechnęła się pod nosem, jeszcze raz spojrzała w jego kierunku i cicho wymknęła się z kwiecistej pościeli, która pachniała jeszcze wczorajszym wieczorem i nocą…
Nie chciała go budzić więc po cichu zamknęła się w łazience i odkręciła kurek od prysznica. Woda głośno zaczęła lać się po dnie starej wanny. Za każdym razem, gdy decydowała się, aby zostać tu na noc, nie mogą przeżyć widoku tej łazienki. Jej zmysł estetyczny wariował w tym klaustrofobicznym i nie do końca czystym miejscu. Już kilkukrotnie rozważała wprowadzenie jakichś choćby niewielkich zmian, ale z drugiej strony bała się naruszania jego przestrzeni, wchodzenia z butami w jego życie i narzucenia mu swoich porządków.
Razem tworzyli przedziwny twór, który ona w głowie nazywała relacją i uczuciem, ale nigdy nie odważyłaby się mu o tym powiedzieć. Czuła, że z jego strony to chyba tylko jakaś fizyczna fascynacja, która pewnie nie jest niczym poważnym. Nie chciała się zawieść, bała się deklaracji i unikała rozmów na ten temat. „Dobrze jest jak jest”, myślała. Niczego więcej na ten moment nie potrzebowała. Ich relacja i tak była jedną wielką tajemnicą, sekretem, z którym musieli się ukrywać przed światem. Przynajmniej na razie, tak było dla nich lepiej. A może tylko ona tak to sobie tłumaczyła? Może bała się konsekwencji tego co ich łączy? Wybrała wygodne wyjście dla niej? Odsuwała od siebie te rozmyślania. Chyba wolała wierzyć, że jemu nie zależy na nazywaniu tego co ich łączyło i akceptuje obecny stan rzeczy…
Pośpiesznie umyła zęby, zrobiła subtelny makijaż i zaczęła suszyć włosy. Myślała o tym czy dziś znowu będzie musiała stanąć twarzą w twarz z Robertem. Z jednej strony chciała myśleć, że ten temat jest już zamknięty a z drugiej, w jej sercu nadal tkwiła jakaś maleńka drzazga, która nie pozwalała jej zapomnieć o tym, że kiedyś był dla niej całym światem. Nic poza nim nie miało dla niej znaczenia. Tak miało być zawsze. Wracała myślami do czasów, kiedy planowali wspólną przyszłość, dzieci, mieszkanie, które pewnie byłoby przeciwieństwem nory, w której teraz suszyła włosy. Z nim wiodła zupełnie inne życie. Życie które wydawało jej się bajką a okazało złotą klatką, z której ktoś nagle i niespodziewanie ją wyrzucił…
Pośpiesznie ubrała pończochy, garsonkę i odebraną wczoraj z pralni koszulę. Miała dziś ważne spotkanie. To miał być dzień jej triumfu. Wisienka na torcie i zwieńczenie wielu lat pracy. Oddanie ogromnego projektu, który miał jej zapewnić zostanie wspólnikiem w Luxury Interior Design. Czekała na ten moment od tak dawna.
Zasunęła zamek spódnicy, który zdobił jej cały tył, poprawiła jeszcze raz włosy i spojrzała w lustro. Głęboki oddech i może wychodzić. Musi tylko zostawić mu kartką na stole… Nie wie skąd się u niej wzięły te sentymentalne czułości. Już miała wychodzić z łazienki, kiedy Dan stanął w drzwiach.
– Chciałaś wyjść bez pożegnania? Jak to tak? – powiedział uśmiechając się jeszcze zaspany.
– Nie chciałam Cię budzić, tak spokojnie spałeś… Jest jeszcze bardzo wcześnie a Ty chyba nie musisz być w pracy o świcie? Poza tym, przecież zobaczymy się wieczorem – Abbie przytuliła go opierając podbródek o jego ramię. Uwielbiała to, robić. Od razu czuła się silniejsza i pełna wigoru.
– Wiem, że zobaczymy się wieczorem, ale to chyba nie przeszkadza w tym, żebyśmy znaleźli dla siebie chwilę rano? Prawda? – Dan objął ją ciaśniej a jego dłonie z pleców, subtelnie zjechały na jej pośladki.
– Chciałem życzyć Ci dziś szczęścia. Wiem jakie to dla Ciebie ważne – szepnął jej do ucha.
– Jesteś zdenerwowana i spięta a ja myślałem o tym, aby nieco Cię rozluźnić. Mówiąc to zaczął rozpinać powoli tył spódnicy i patrzył w lustrze na odsłaniające się powoli pośladki.
– To może być jednak bardzo miły poranek przed ciężkim dniem – wyszeptała, rozpinając koszulę…
3.
Wciąż nie docierało do niej to co się wydarzyło. Dziś miał być ten dzień! To dzisiaj miała w końcu zostać wspólnikiem! Przypieczętować tym wydarzeniem lata swojej ciężkiej pracy w Luxury Interior Design. Wieczorem powinna opijać to wydarzenie chłodzącym się od wczoraj szampanem. Tak bardzo na to czekała! Obiecano jej to dwa lata temu! Co się takiego stało?!
Abbie była oszołomiona i zdruzgotana. W jej głowie kotłowały się tysiące myśli. To, co przed chwilą się wydarzyło, przeskakiwało jej przed oczami klatka po klatce, jak stary zacinający się film. Szklane wieżowce, wśród których czuła się jak ryba w wodzie, nagle wyglądały wrogo, wręcz groźnie i odpychająco. Świat biur, wielkiej korporacji i światowego życia, w jednej chwili podeptał ją i wyrzucił na bruk. Czuła się zdradzona, okradziona i porzucona. Rzecz, na której najbardziej w życiu jej zależało- jej praca- została jej odebrana- kto wie, być może bezpowrotnie.
Wciąż analizowała klatka po klatce, obrazy w swojej głowie. Wejście do biura, mijające ją osoby, nienaturalne zachowanie Elli w lobby, salę konferencyjną, w której przedstawiła skończony projekt przed klientem oraz akcjonariuszami. Potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie… Szef, który poprosił ją do gabinetu. Jego nerwowe uderzanie palcami w dębowy blat biurka, uciekający wzrok i mętne tłumaczenia. Karton z jej rzeczami, który trzymał za drzwiami ochroniarz. Ten sam, który odprowadził ją później do wyjścia. Spojrzenia ludzi, których uważała za znajomych lub przyjaciół i ich brak reakcji. Jakby od każdego dostała potwarz. Zupełnie jakby była tu intruzem lub złodziejem… Oni wszyscy ją zdradzili i oszukali! Dlaczego nikt jej nie uprzedził, nie wyjaśnił?
– Boże jaki wstyd! – myślała trzęsąc się z nerwów. Oczy wypełniły jej się łzami. Czuła, że za chwilę wybuchnie płaczem. Palące pod powiekami łzy, zalały jej twarz. Nie potrafiła powstrzymać spazmów jakie ją ogarnęły. Teczka, którą trzymała pod pachą, wypadła jej na szklane schody. Cała zawartość wysypała się a kartki zaczęły wirować wraz z wiosennym wiatrem. Patrzyła na to jak odlatują, jedna za drugą i nie potrafiła ruszyć się z miejsca… Rok jej życia, ten projekt, zarwane noce, wszystko stanęło jej teraz przed oczami.
Jak to się stało, że z lidera wśród projektantów, perełki i ulubienicy szefa, osoby, o której pracę się zabijano, stała się wyrzutkiem? W myślach szukała choć jednego racjonalnego wytłumaczenia, ale absolutnie nic nie przychodziło jej do głowy. Kolejne rozczarowanie w ostatnim czasie. Kolejny, ogromny cios. Przez moment w jej głowie pojawiła się myśl dotycząca Roberta. Ich awantur o to, że praca jest dla niej najważniejsza. Jego gorzkich słów i braku zrozumienia dla jej kariery, pasji oraz chęci realizacji. Miliony rozmów, kłótni, trzaskających drzwi, kiedy wychodził wściekły z ich mieszkania… Może miał racje? Może faktycznie to była jedyną przyczyną ich rozstania?
Abbie chciała odsunąć od siebie te natrętną i bolesną myśl. Nie rozumiała czemu jej się to wszystko przytrafia. Zerwane zaręczyny, wiadomość o kochance Roberta a teraz to. Ostatni bastion jej dawnego życia w całym tym chaosie, został jej odebrany, runął z hukiem. Musiała to na spokojnie przemyśleć, zastanowić się co robić, może jakoś wyjaśnić? Przecież na pewno można to jakoś wyjaśnić?! Wycierała twarz dłońmi, nie chciała aby rozmazał się jej makijaż. Przecież zawsze jest taka twarda i opanowana. Musi się jakoś pozbierać, uspokoić, opanować łzy…
Nerwowo zaczęła szukać telefonu i chusteczek. Chciała do kogoś zadzwonić, wygadać się, wypłakać w bezpieczne ramiona, usłyszeć, że wszystko się ułoży albo, że to tylko zły sen. Tylko czyj wybrać numer? Kiedyś pierwszym wyborem zawsze był Robert… Znowu wróciły do niej myśli o nim.
– Powinnam zadzwonić do Dana- pomyślała. Tylko było jej tak bardzo wstyd. Co ona mu powie? Że została bez pracy? Że dziś jednak nie świętują? Na pewno nie może zadzwonić do rodziców. Sprawa zerwanych zaręczyn i odwołanego ślubu, poróżniła ich tak bardzo, że na tym etapie, nie była w stanie przełknąć gorzkich słów, które od nich usłyszała. Lisa! Tak, ona ją wysłucha, może nawet wymyśli jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji!
Niewiele myśląc zamówiła Ubera a w drodze wysłała jej krótkiego smsa. Przy Prosecco na pewno wszystko zacznie wyglądać trochę lepiej a kojący smak bąbelków ukoi jej nerwy choć na chwilę. Tak bardzo tego teraz potrzebuje. Dan będzie musiał na nią zaczekać. Przecież zrozumie…
Abbie miała racje. Wieczór z Lisą był bardzo dobrym pomysłem. Mogła nie tylko na spokojnie opowiedzieć komuś o sytuacji z wczorajszego dnia i zwyczajnie się wygadać. Usłyszała też kilka cennych rad. Nikt tak jak ona nie potrafił słuchać i racjonalnie podchodzić do rzeczywistości. Abby uwielbiała w niej to trzeźwe spojrzenie i twarde stąpanie po ziemi, mimo że czasem obnażało jej naiwność, głupotę lub lekkomyślność. Miła w niej prawdziwą przyjaciółkę, taką na dobre i złe, która nigdy jej nie zawiodła i zawsze szczerze doradziła czy wsparła. Wczoraj też tak było, ale tylko do pewnego momentu… Pierwsze dwa kieliszki Prosecco dodały jej na tyle odwagi, by nie tylko opowiedzieć o utracie pracy, ale również w końcu przyznać się do romansu z Danem.
Lisa nie wydawała się być szczególnie zaskoczona. Znała swoją przyjaciółkę od wielu lat i wiedziała, że tajemniczy mężczyzna przeplatający się w jej historiach, musiał mieć dla niej jakieś większe znaczenie. Szczerze mówiąc, trochę na to liczyła. Wiedziała, że to może nieco złagodzić ból po rozstaniu z Robertem, choć nie była fanką związków „na pocieszenie”. Widziała jednak w oczach przyjaciółki błysk, którego wcześniej chyba jeszcze nigdy nie dostrzegła. Wierzyła, że trafiła na odpowiedniego faceta, który stworzy z nią partnerski związek o jakim zawsze marzyła. Na takiego, który będzie ją wspierał, szanował, doceniał to jaka jest i wreszcie będzie dla niej oparciem. Robert był w porządku, ale Lisa wiedziała, że z tego „nie będzie dzieci”. Ich charaktery, priorytety, wychowanie, rodziny, spojrzenia na życie za bardzo się różniły. Kto jak kto, ale ona miała w tym temacie doświadczenie. Sama od trzech lat była rozwiedziona i wiedziała co oznacza gojenie ran po rozstaniu z kimś, kogo znało się lata. Cieszyła się, że przyjaciółka nie zdążyła popełnić jej błędu i wyjść za nieodpowiedniego faceta…Była jednak niezmiernie ciekawa Dana, tego jak się poznali, kiedy się to stało. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tajemniczym blondynie.
– Jedna butelka nam do tego nie wystarczy- uśmiechając się zalotnie, powiedziała Abbie. – To nieco zawiła i dość długa historia a ja jestem zbyt trzeźwa by Ci ją dogłębnie opowiedzieć i do wszystkiego się przyznać.
Lisa kochała to w swojej przyjaciółce. To, że była szalona, chciała czerpać z życia pełnymi garściami i wiedziała czego chce. Przy Robercie te cechy w niej zgasły. On hamował jej każde marzenie, zapał jaki w niej budziły, każdy szalony pomysł. Był dobrym człowiekiem, ale brakowało mu wizji, ikry i przede wszystkim, wiary w swoją kobietą. Abbie nigdy nie dała tego po sobie poznać, ale Robert z upływem lat coraz bardziej ją tłamsił, starał się na siłę ją zmieniać i do siebie dopasowywać. Nie potrafił chyba zaakceptować jej takiej, jaką była. Była to zdecydowanie jego największa wada. Lisa uważała, że swoją zdradą, zrobił Abbie przysługę, dzięki której mogła się od niego uwolnić.
Pamiętała dobrze dzień, kiedy ten cały romans się wydał. To był cios dla wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że Robert, gość o kryształowej reputacji, zrobi coś takiego. Jak by tego było mało, z laską, z której razem z Abbie, nie raz żartowali. Sekretarką, która sypiała absolutnie z każdym. Z dziewczyną kompletnie od niego inną, bez klasy, bez szyku, nie w jego typie. Wydawało się, że dzieli ich wszystko a tu taka niespodzianka. Lisa, mimo, że minęło już sporo czasu, nadal nie mogła uwierzyć, iż cokolwiek było w stanie połączyć tych dwoje. A jednak…
Abbie z nieskrywanym podnieceniem i ekscytacją, zaczęła opowiadać przyjaciółce o tym jak poznała Dana. Historia wydawała się być niezwykła a oni absolutnie sobie pisani. Lisa z zachwytem i szczyptą zazdrości, słuchała o tym jak wiele ich łączy, jak się rozumieją i jak naturalnie przyszło im się ze sobą dogadać. Abbie tak płynnie i kwieciście opowiadała, że wszystko o czym mówiła, dosłownie można było zobaczyć, niemalże tego dotknąć. Lisa zatęskniła za uczuciem motyli w brzuchu, za ekscytacją, wypiekami na policzkach na myśl o pierwszej randce, dotyku czy pocałunku. Wydawało jej się, że już zapomniała o tym jak to jest, ale… Czy takie uczucia można zapomnieć? Przecież to jak z jazdą na rowerze, prawda?
– Tylko muszę Ci powiedzieć o czymś jeszcze Liss…- niewyraźnie zakończyła Abbie. – Poznaliśmy się z Danem, kiedy jeszcze byłam z Robertem. Bardzo długo byliśmy tylko przyjaciółmi, ale wiesz jaki był Robert… On mnie kompletnie nie rozumiał, nie wspierał, odsuwał od siebie… Tamtego dnia miałam strasznego doła. Kolejna kłótnia, wyrzuty, trzaśnięcie drzwiami i jego ucieczka. Byłam na niego wściekła i kompletnie bezradna. To był jakiś impuls. Wzięłam torebkę, płaszcz i pojechała do Dana. Potrzebowałam się mu wygadać, ale kiedy stanęłam w jego drzwiach i go zobaczyłam… To się po prostu stało i nie mogliśmy tego powstrzymać…
Lisa patrzyła na przyjaciółkę zmieszana i zaskoczona. Tego się po niej nie spodziewała. Abby? Taka porządna? Czyżby się co do niej pomyliła? Jej przyjaciółka wiedziała, że Lisa nie toleruje zdrady- w końcu jej mąż zdradzał ją kilka lat. Nikt tak dobrze jak Abby, nie wiedział o tym jakim ciosem to dla niej było. Jak bardzo ją zniszczyło i jak radykalna jest w tym temacie. Jak mogła to zrobić? Dlaczego jej wcześniej nie powiedziała? Okłamywała ją w tak ważnej sprawie i to tyle czasu? Nie mieściło jej się to w głowie.
Teraz wszystko zaczęło układać jej się w jedną, spójną całość. To dlaczego Abbie tak dobrze zniosła rozstanie z Robertem i to dlatego on był na nią taki wściekły.
– Lisa, ja chciałam powiedzieć o tym Robertowi. Pojechałam do niego do biura. Nie mogłam tego przed nim ukrywać. To było nie fair. Weszłam do niego do gabinetu i wtedy ich przyłapałam. Kochali się na jego biurku. Jak to zobaczyłam… Kiedy to do mnie dotarło, wszystkie wyrzuty sumienia mnie opuściły. To co zobaczyłam, było jak potwarz i nie wyglądało na ich pierwszy raz. Nie powiedziałam mu o tym co się stało między mną i Danem. Nie chciałam. Nie czułam już, że muszę… Byłam wściekła i załamana a jednocześnie poczułam ulgę. Nie potrafię tego wytłumaczyć Lisa… Bałam Ci się o tym powiedzieć. Bałam się, że mnie nie zrozumiesz, znienawidzisz, a tego bym nie zniosła. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i gdybym Cię straciła…
Głos Abbie się załamał. Do oczu napłynęły jej łzy. Zasłoniła je dłońmi i zaczęła głośno szlochać. Czuła wstyd i wiedziała, że zrobiła źle. Bała się, że przyjaciółka jej tego nie wybaczy, że to koniec kilkunastu wspólnych lat przyjaźni, w ciągu których zżyła się z nią jak z siostrą. Nie przeżyłaby jej utraty. Była sama sobą zawiedziona, nie chciała się tłumaczyć, wyjaśniać. Przecież to nic nie da. Pragnęła tylko poczuć na sobie teraz ciepłą dłoń Lisy. Jej uścisk, zapewnienie, że to ich nie rozdzieli… Niestety, ręka przyjaciółki nie objęła jej tego wieczora…
5.
Dan był wściekły. Nienawidził tracić nad nią kontroli. Nie znosił, kiedy zmieniała plany, o czymś mu nie mówiła lub odsuwała go na dalszy plan. Wczoraj mieli świętować a ona nagle zmieniła zdanie i napisała, że będzie u przyjaciółki- u Lisy. Słyszał o niej bardzo dużo i też trochę wiedział. Zrobił nie mały reaserch na jej temat w sieci. Wciąż nie umiał określić na ile może być dla niego groźna. Abbie bardzo liczyła się z jej zdaniem, ale wciąż jej o nim nie powiedziała. Nie wiedział, czy ma to brać za dobrą czy złą wróżbę. Rozumiał ją, była bardzo dobra a jej zasady, były dla niej świętością. Z drugiej zaś strony ich związek od początku, był dla niej zakazanym owocem a on zrobił wszystko by ten owoc zerwała…
Na myśl o tym ogarnęło go to palące, znajome uczucie. Zawsze się tak działo, kiedy choćby pomyślał o tym, że coś dla niego ważnego, może mu się wymknąć z rąk. Wiedział, że odrzucenie było wpisane w jego życie, ale teraz to było co innego. Teraz to kontrolował i to on decydował o tym co się wydarzy. To uczucie od lat starało się zawładnąć całym jego ciałem i duszą. Wzniecić w nim gniew, obawy oraz obudzić całą jego ciemną stronę, którą tak skrzętnie ukrywał przed światem. Nie potrafił tego wyjaśnić. Mimo tak od wielu lat i wciąż nie umiał nad tym do końca zapanować… Bał się, że jeden fałszywy krok, może go zdemaskować w jej oczach i sprawić, że ją straci. Kolejną najbliższą mu osobę… Na to na pewno nie pozwoli.
Pamiętał dobrze dzień, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Dostrzegł ją przez szybę restauracji nieopodal swojej pracy. Uśmiechała się popijając kawę w towarzystwie kobiety i dwóch mężczyzn. Ten uśmiech i oczy sprawiły, że poczuł w sobie znowu to złe uczucie, które tłumił od lat. Czuł, że ona jest tą jedyną, jest jego… Przyglądał się jej ukradkiem, ale było mu mało. Wszedł do restauracji i zajął stolik z boku sali. Nie chciał by go zauważyła. Nie mógł sobie na to pozwolić. Spłoszyć jej lub przestraszyć. Przecież mogłaby uznać, że jest jakimś szaleńcem, wariatem czy prześladowcą a on tylko chciał się jej przyjrzeć. Chłonąć ten uśmiech, te szczere i lśniące oczy. Dowiedzieć się, chociaż jak ma na imię.
Dziewczyna siedziała w towarzystwie. Wydawało mu się, że było to spotkanie biznesowe. Dwie osoby przy stoliku miały otwarte laptopy a na białym blacie, widać było jakieś prospekty, kartki i rysunki. Dziewczyna, co chwilę odgarniała kosmyki włosów spadające jej na twarz. Luźno upięty kok idealnie pasował do czarnej sukienki w grochy. Blond włosy i niebieskie oczy… Uśmiech, subtelne gesty, delikatne różowe usta. Była jak z innego świata, jak połączenie czegoś nowoczesnego i retro. Jak anioł, dookoła którego widać jakąś magiczną poświatę. Nie mógł się na nią napatrzeć. Chłonął każdy szczegół jej osoby. Widział, że stara się oczarować rozmówców tym, co pokazuje. Dostrzegł też pieprzyk na jej szyi, mały tatuaż na kostce oraz coś, co go z tej sielanki całkowicie wyrwało. Pierścionek na palcu- zdecydowanie zaręczynowy. Był tak duży i lśnił tak mocno, że nie dało się go nie zauważyć…
Dan czuł narastającą w nim frustracje i wściekłość. Miał ochotę rzucić krzesłem, na którym siedział, ale w tym momencie podeszła do niego kelnerka.
– Dzień dobry! Co mogę Panu podać? – zapytała, uprzejmie się uśmiechając.
Był zmieszany. Nie chciał dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Szybko rzucił okiem w kartę i powiedział:
– Dzień dobry! To co ta pani w sukience w grochy… Dziękuję.
Kelnerka nieco zmieszana, zabrała ze stolika kartę, skinęła niewyraźnie głową i pospiesznie odeszła.
Musiał wiedzieć jak ona się nazywa. Zrobić coś, by ten ktoś, kto podarował jej ten pierścionek, mu jej nie odebrał. Był jak rozjuszone zwierzę. Wiedział, że musi działać błyskawicznie. Wstał zamaszyście i zaczął iść prosto w jej kierunku a przechodząc koło stolika zahaczył o jej krzesło. Ze stołu posypały się kartki i rysunki a z oparcia spadła jej torebka, z której wypadła część jej zawartości.
– Boże, przepraszam! Nie jestem dziś sobą! Bardzo Państwa przepraszam! – Dan zaczął gorączkowo zbierać rzeczy z podłogi i się kajać. Szybko oglądał zbierane rysunki. Wszystkie na dole miały podpis z tym samym imieniem i nazwiskiem oraz nazwę biura projektowego. Starał się zapamiętać każdy szczegół. Mając ją blisko, czuł, jak pachnie. Kiedy nie patrzyła, schował do marynarki mały flakon perfum, który wypadł z jej torebki. Musiał mieć coś co do niej należy, cokolwiek…
– Nic się nie stało. Na szczęście wszystko można pozbierać! – z uśmiechem odpowiedziała dziewczyna i również zaczęła zbierać ten cały bałagan z kamiennej podłogi. Rzucił okiem na jej tatuaż na kostce. To był niewielki kaktus. Ona sama nie spojrzała na niego jednak ani razu. Była tak pochłonięta spotkaniem, kartkami i towarzyszami, że chyba nie miała do tego głowy. Dan wykorzystał to i pospiesznie się oddalił. Wciąż czuł w nozdrzach jej zapach. Zacisnął w dłoni flakon, który miał w kieszeni.
– „Abbiegail Wills” – powtarzał w myślach jakby bał się, że zapomni. Wrócił do swojego stolika i wyciągnął telefon. Szybko wszedł w wyszukiwarkę i wpisał nazwę biura projektowego. Tak, to tam pracowała. Zdjęcie jej sylwetki widniało wśród innych projektantów. Zapisał je na telefonie. Wróci do niego w domu. Będzie mógł do woli się na nią napatrzeć. Teraz musiał się zastanowić jak się do niej zbliżyć, co zrobić by się poznali, by mógł ją dotknąć… Z marzeń wyrwał go głos kelnerki.
– Proszę. Pana karmelowe latte… – powiedziała niepewnie, stawiając długą szklankę na stoliku.
– Dziękuję bardzo – odpowiedział Dan i podniósł szklankę do ust. – Już niebawem napijemy się kawy razem Abbie… – mruknął pod nosem, patrząc w jej kierunku.
6.
Ella czuła się podle. Minęło już kilka dnia a ona nadal nie potrafiła zapomnieć miny Abbie, która mijała ją w lobby. Zdziwiona, zawiedziona, jakby chciała powiedzieć, że czuje się przez nią zdradzona. Po części tak było, przecież już wcześniej mogła jej powiedzieć. Wiedziała o tym co się wydarzy od czwartku. Przez cały weekend zastanawiała się, czy powinna się wtrącać, uprzedzać ją, cokolwiek robić. Bała się i biła z myślami jednocześnie. Nie wiedziała czy to coś zmieni. Nie miała pojęcia czy podjęcie jakiś kroków w firmie lub w stosunku do Abbie, może tu cokolwiek zmienić.
Cała sprawa wydawała się być śmierdząca i parszywa. A jak to mówią niektórzy, „gówna lepiej nie ruszać”. Miała jednak poczucie winy. Lubiła Abbie, znała się z nią nie od dziś i ceniła jej dobre serce oraz ogromny talent. Nie mogła pojąć, jak oni mogli zrobić jej takie świństwo. Pozbyć się jej od tak. Przecież była głównym filarem Luxury Interior Design. Należała do tej firmy tam od lat i ciężko zapracowała sobie na swoją pozycją. Nigdy nie wybierała dróg na skróty, była mistrzynią w swoim fachu a klienci ją uwielbiali. Dzięki niej wracali z kolejnymi zleceniami i poleceniami. Zasługiwała na to, by w końcu zostać jednym ze wspólników a nie zostać wyprowadzoną przez ochronę i to na oczach wszystkich pracowników.
Zastanawiała się tylko kim była kobieta, którą widziała wtedy wieczorem w gabinecie szefa. Czemu tak bardzo zależało jej na tym, by pozbył się Abbie? Dlaczego go szantażowała i co tak naprawdę na niego miała? Te pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi. Wiedziała tylko, że wymuszono na nim te decyzję i że ktoś chciał zaszkodzić jej koleżance. Czy to jednak możliwe, żeby taka osoba jak ona, miała wrogów? Przecież wszyscy ją lubili i cenili. Kto jak kto, ale ona wiedziała o tym bardzo dobrze.
Kiedy przyszła do pracy, to właśnie Abbie zawsze ją wspierała, pomagała jej i kryła, gdy ta, dała plamę. Zawsze życzliwa, serdeczna i uśmiechnięta. Nigdy się nie wywyższała jak inni projektanci, dający jej do zrozumienia, że jest tylko sekretarką. Każdego niezależnie od stanowiska, traktowała z szacunkiem i wrodzoną otwartością. A mimo to, ktoś chciał ją skrzywdzić. Może jakoś ukarać albo zwyczajnie pozbyć się jej z jakiegoś powodu.
Ella siedziała w swojej kawalerce i bezmyślnie gapiła w telewizor. W ręku trzymała kubek imbirowej herbaty i otulona różowym, polarowym szlafrokiem, co chwilę rzucała spojrzeniem na leżący przy kawowym stoliku telefon.
– Zadzwonić czy nie? Odezwać się do niej czy dać sobie spokój? Coś jestem jej przecież winna… – Ella mruczała pod nosem. W końcu zdecydowanie sięgnęła po telefon i pośpiesznie wybrała numer Abbie. Po trzecim sygnale już chciała zrezygnować i się rozłączyć, kiedy nagle usłyszała jej głos w słuchawce.
– Ella? To ty? Cieszę się, że dzwonisz…
– Przepraszam, że dopiero teraz. Wiesz, jakoś nie miałam odwagi wcześniej, było mi tak głupio z Twojego powodu…
– Ell, ale przecież to nie Twoja wina- jak zawsze spokojnie i ze zrozumieniem odparła Abbie. – Tak się stało i już… Nie wiem czemu, ale na pewno nie Ty powinnaś mi się w tej sytuacji tłumaczyć.
Ella była zmieszana i jeszcze bardziej wezbrały w niej wyrzuty sumienia oraz poczucie winy. Teraz już była całkowicie pewna, że Abbie musi dowiedzieć się prawdy. Wzięła więc głęboki wdech i zaczęła opowiadać co słyszała tamtego wieczora.
Relacjonowała jej jak została po godzinach w pracy, o tajemniczej kobiecie, która odwiedziła szefa i o jej ultimatum. Wymusiła na nim pozbycie się Abbie z firmy oraz pozbawienie jej możliwości zatrudnienia gdziekolwiek indziej w jej branży. Z rozmowy wynikało, że kobieta ma jakiegoś haka, którym go szantażowała. Ella nie wiedziała nic więcej. Nie znała tej kobiety, nie widziała jej wcześniej, nie wiedziała czemu zależy jej na zniszczeniu kariery Abbie oraz czym szantażuje ich szefa. Zakończyła swoją opowieść smutnym westchnięciem. Ulżyło jej, że to z siebie wydusiła.
– Abbie, przepraszam Cię, że dopiero teraz Ci o tym mówię. Nie wiedziałam co zrobić, nie miałam pojęcia czy uprzedzanie Cię cokolwiek zmieni… Przepraszam. – nie wiedziała, czy może powiedzieć lub zrobić w tej sytuacji coś więcej. Chętnie pomogłaby koleżance, gdyby wiedziała jak.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. To wiele tłumaczy. Ja również nie znam odpowiedzi na te pytania, ale zrobię wszystko, aby rozwiązać tą zagadkę. Nie pozwolę na to, by ktoś zniszczył moją karierę i lata ciężkiej pracy. Muszę tylko pomyśleć co z tym zrobić.
Abbie odkładając słuchawkę sama nie wiedziała czy to co teraz czuje, to bardziej ulga, że w końcu wie choćby po części co było powodem jej zwolnienia, czy może strach lub wściekłość na całą tą sytuacje. Jednego była pewna. Musi dowiedzieć się, kto za tym wszystkim stoi. Cieszyła się, że ma wsparcie Dana. Na wieść o jej zwolnieniu, przytulił ją mocno i obiecał, że wesprze ją jak tylko będzie mógł. Teraz spojrzała nie niego, siedzącego przy komputerze. Odwrócił się w jej kierunku, gdy skończyła rozmawiać.
– Coś się stało Abb? Wydajesz się zdenerwowana. Kto dzwonił? – zapytał zaniepokojony.
– Ella, moja znajoma z pracy. Opowiedziała mi o czymś dziwnym. Ktoś wymusił na moim szefie to zwolnienie. Odwiedziła go jakaś kobieta… Nic z tego nie rozumiem. Kto życzyłby mi zakończenia kariery i chciał mnie zniszczyć? Brzmi trochę jak zemsta, ale nie wydaje mi się, abym miała jakiś wrogów? – dziewczyna była zdezorientowana a w głowie kłębiło jej się milion pytań.
Dan widział to w jej spojrzeniu. Była zaniepokojona i przerażona. Najpierw utrata ukochanej pracy a teraz takie wieści. To była dla niej cios, ale Dan wiedział, że się z tego podniesie. W końcu ma jego, jest wciąż obok i nie pozwoli jej skrzywdzić. Ta sytuacja wyjdzie jej na dobre. Zostanie w domu z nim- tak będzie dla wszystkich lepiej…
Dan nie wrócił już tamtego dnia do firmy. Nie byłby w stanie się skupić i pracować. Nie, mając wciąż w głowie obraz tej kobiety. Opuszczenie kawiarni było dla niego wręcz bolesne. Gdyby mógł, nie spuściłby jej już z oka, nie opuścił, nie pozwolił by zniknęła mu z pola widzenia.
– To jest przeznaczenie- wciąż powtarzał to w swojej głowie. – Los chciał byśmy się spotkali, specjalnie postawił ją na mojej drodze. Przecież miałem dziś zupełnie inne plany, ale nagle wszystkie się zmieniły bym mógł przechodzić koło tamtego miejsca i spotkać ją… Z przeznaczeniem się nie dyskutuje. Meg, nie chciała mu się poddać i jak skończyła…? – mówiąc to, jego twarz zrobiła grymas smutku.
Dan był w euforii. Myśli o Abbie, zawładnęły całym jego ciałem i umysłem. Szybko wrócił do domu i od razu otworzył komputer. Chciał jak najszybciej, oficjalnie się z nią zapoznać, wymyślić coś co przekona ją, że jest tym jedynym. Obraz błyszczącego jak księżyc pierścionka na jej palcu, wciąż drażnił jego myśli. Gdy tylko go sobie przypominał, ciało zaczynało płonąć mu nieokiełznanym gniewem. Z jednej strony zalewał go pot strachu i niepewności jak spłoszone, zamykane w klatce bez wyjścia zwierzę. Z drugiej zaś, palił go żar złości i niepochamowanej siły, która byłaby w stanie zniszczyć dosłownie wszystko co mogłoby stanąć na jego drodze do Abbie. Musiał działać, musiał natychmiast coś zrobić…
Nalazł sobie do szklanki whisky z dwoma kostkami lodu i usiadł na kanapie. Otworzył nowe okno przeglądarki i wpisał w nim nazwę biura projektowego. W kolejnym, jej imię i nazwisko. Przeczytał z uwagą opis jej osoby oraz ścieżkę kariery zawodowej w firmie. Z zachwytem wpatrywał się w zdjęcie Abbie z boku tekstu.
– Inteligentna, piękna i ambitna. Zupełnie jak ja Abbie. – powiedział, unosząc szklankę do ust. –Pasujemy do siebie! – Wziął spory łyk drinka i zamyślił się.
W jego głowie pojawił się pewien plan. Jeśli będzie się go sumienie trzymał a także uzbroi się w cierpliwość, na pewno zdobędzie jej serce. Był tego pewien. Po kolei wpisywał jej imię w wyszukacie Instagrama, Facebooka i innych portali społecznościowych. Dowiedział się z nich, że lubi muzykę, styl retro oraz dobrą kawę. Sporo podróżowała, skończyła studia na kierunku architektura i urbanistyka oraz projektowanie wnętrz. Miała psa i sporo znajomych. Na wielu fotografiach był też gość o imieniu Robert- niestety jej narzeczony. Dan patrzył na niego z obrzydzeniem i wrogością jednocześnie.
– Ciebie kolego, trzeba się będzie pozbyć! – powiedział stanowczym głosem.
Jej konta nie były prywatne, ale nie obserwowało jej dużo osób. Dan znalazł na nich sporo fotografii. Zdjęcia z wakacji, kilka realizacji jej projektów, fotografia pierścionka zaręczynowego z przed dwóch lat, fotografie ze spotkań ze znajomymi i jedno które szczególnie go urzekło. Kadr, który wyglądał jak z filmu. Ona stojąca w czymś co wygląda jak ażurowa altana na końcu pomostu. Dookoła zachód słońca, jakiś staw i Abbie w sukience w grochy, którą miała dziś na sobie. Dan nie mógł przestać się jej przyglądać, był oczarowany i postanowił działać od razu…
Wszedł na swoją firmową skrzynkę email i otworzył nową kartę. Kiedy skończył pisać, z dumą jeszcze raz przeczytał swoją wiadomość i nacisnął przycisk „wyślij”.
– Teraz czas na kolejną część- powiedział do siebie z tajemniczym uśmiechem. Muszę dowiedzieć się o niej jak najwięcej, jakoś nas do siebie zbliżyć. – myślał o tym i oparł się w pozycji półleżącej na kanapie. Przypomniał sobie o skarbie, który nadal leżał na dnie jego kieszeni. Wyjął z niej mały. Czarny flakonik z napisem „Black Opium”. Zdjął zatyczkę i prysnął w kierunku swojego nadgarstka. Chłonął ten zapach całym sobą, wyobrażając sobie ją obok. Marzył… Narastało w nim bardzo męskie podniecenie na myśl o tym co chciałby z nią robić…
W głowie miał już szczegółowy plan. Jutro pojedzie pod biuro Luxury Interior Design, aby zobaczyć co będzie robiła. Pomyślał, że dobrym pomysłem byłoby śledzenie jej przez cały dzień. Sprawdzenie, gdzie wychodzi, co jada, gdzie mieszka, co robi i lubi, z kim się widuje. Łaknął wiedzy na jej temat i potrzebował na nią patrzeć. Wiedział również, że pod koniec tego dnia, będzie pragnął jej jeszcze bardziej i jeszcze trudniej będzie mu się z nią rozstać… No nic, musi być cierpliwy, choć to tak trudne, gdy w żyłach czujesz ogień pożądania- nie czysto cielesnego a zwykłej rządzy posiadania kogoś… Już całe jego mieszkanie nią pochłaniało. Jego myśli także. Jej zdjęcie wyświetlało się wciąż na laptopie… Tym razem jednak musi trzymać nerwy na wodzy i nie dać się zwieść. Koniecznie powinien cały czas kontrolować sytuację, zabezpieczyć się na wszelkie ewentualności i dobrze to rozegrać. Już raz uśpiono jego czujność i mogło dojść do tragedii…
– Już za kilka dni mnie poznasz Abbie. Obiecuje Ci, że zakochasz bez pamięci… Wypijmy za to – powiedział patrząc w kierunku jej zdjęcia i podnosząc szklanką w geście toastu.
8.
Abby wstała dość wcześnie. Chciała jak najszybciej pojawić się w biurze, aby zrobić najważniejsze rzeczy przed spotkaniami z trzema nowymi klientami. Mimo, że robiła to od lat i była cenionym architektem, przed każdym spotkaniem czuła zawsze tą samą tremę i ekscytacją. Cieszyła się na kolejne wyzwania, nowych ludzi, których pozna oraz niezwykłe projekty, które mogła tworzyć i prezentować. Oczarowane, zachwycone twarze klientów, były dla niej największym podziękowaniem i ogromną satysfakcją. Wynagradzały jej nie tylko godziny spędzone w biurze czy zarwane przez pracę noce, ale również kłótnie z Robertem i jego brak zrozumienia dla tego co robi.
Dziś marzyła o wcześniejszym wyjściu z biura, wizycie w swoim ulubionym butiku i odwiedzeniu ukochanej kawiarni. Nowa sukienka plus szukanie inspiracji wśród ludzi z kubkiem ukochanej kawy, brzmiało jak popołudnie idealne. Potem z czystym sumieniem wróci wcześniej do domu i przygotuje romantyczną kolację dla narzeczonego. W końcu był piątek, mogą otworzyć dobre wino i trochę zaszaleć… Na samą myśl aż klasnęła w dłonie z zachwytu.
– To będzie cudowny dzień! – powiedziała do siebie i zapięła obcisłą sukienkę w kolorze atramentowym. Włożyła do torebki wygodne buty na zmianę a na nogi ulubione cieliste szpilki. Jeszcze tylko szminka, perfumy i aktówka. Teraz może ruszać do pracy!
Dzień mijał jej niesłychanie szybko. Praca szła sprawnie, więc mogła pozwolić sobie na lunch bez biegu i nerwów. Jeszcze tylko jedno spotkanie i może uciekać. Oczami wyobraźni była już w zupełnie innym miejscu i cieszyła się na luźniejszy weekend. Wzięła do ręki laptopa, notes i ruszyła w kierunku sali konferencyjnej. Ella skinęła w jej kierunku porozumiewawczo. To znak, że klient już czeka. Abbie ruszyła pewnie i z niezwykłą energią. Weszła do jasnego, przeszklonego pomieszczenia z widokiem na miasto. Za każdym razem widok, robił na niej takie samo niesamowite wrażenie. Nie bez powodu, to tu przyjmowano klientów.
Przy stole siedział mężczyzna, patrzył przed siebie, podziwiając widoki. Już od drzwi uderzył ją jego zapach- intrygujący i męski. Wydawało się jej, że już gdzieś go czuła… Miał gęste, brązowe włosy i był nieprzesadnie elegancko ubrany. Zwróciła uwagę na ten strój, bo był nieco retro- bardzo męski i w trendach. Lubiła taki look u facetów.
– Niezwykły widok- powiedział nagle, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę. – Uwielbiam przyglądać się miastu i ludziom. Nie wiem jak Panią, ale mnie niezwykle inspiruje obserwowanie otoczenia…- wstał i podał jej rękę z rozbrajającym uśmiechem. -Witam! Daniel Logan, ale wszyscy mówią do mnie Dan.
– Abbiegail Wills, miło mi Pana poznać! I tak, ja też szukam inspiracji wśród ludzi także wiem o czym Pan mówi. – Miał niezwykle ciepły i niski głos. Było w nim coś męskiego i otulającego. Teraz mogła się mu przyjrzeć. Miał oliwkową skórę i ciemno niebieskie oczy. Były hipnotyzujące i pociągające, choć zwykle to nie wygląd mężczyzny, decydował o jej zainteresowaniu. Lubiła szukać głębiej. Nie należała do osób powierzchownych a Daniel nie był wcale typowym ciachem. Sama nie wiedziała, czy określenie „przystojny” w ogóle do niego pasowało. Czuła pod skórą, że coś w sobie ma, coś elektryzującego, niebezpiecznego i seksownego.
– To mamy coś wspólnego! – z delikatnym uśmiechem odpowiedział Daniel i usiadł składając ze sobą dłonie. – Pani Wills. może przejdźmy do konkretów. Niestety bardzo się spiszę- jestem dość zajętym człowiekiem. Żałuję, że dziś tak w biegu, ale zależało mi na tym abyśmy się jak najszybciej spotkali i abym mógł choć nakreślić Pani z czym przychodzę. Otóż jestem grafikiem. Mam swoją firmę. W związku z naszym rozwojem, niedawno przenieśliśmy się do większego biura. Zależy mi na dostosowaniu tej przestrzeni do naszych potrzeb oraz sprawieniu, byśmy czuli się w niej dobrze. Nie jestem fanem nowoczesnych, prostych i bezpłciowych wnętrz. Chciałbym, aby moje biuro miało fajny klimat, aby było to coś z duszą. Wie Pani o czym mówię? – spojrzał na nią pytająco.
– Domyślam się o co może chodzić. Rozumiem, że klimatyczność i wyjątkowość tego wnętrza ma jednak współgrać z jego biurowym charakterem?
– Niekoniecznie. Ja wiem, że grafików uważa się za tak zwanych nerdów, którzy wyglądają jak studenci, którzy nie zauważyliby różnicy między siedzeniem w garażu czy biurze takim jak to, ale ja jestem inny…- W tym miejscu tajemniczo urwał zdanie. – Nieco staroświecki- dokończył.
-Miejsce, w którym pracuję musi mnie inspirować i sprawiać, że czuje się dobrze. Cenie sobie rzeczy z duszą. Jak Pani widzi, ubrany również nie jestem jak typowy grafik- powiedział z zawadiackim uśmiechem.
Abbie była zachwycona. Taki projekt, choć niewielki, to było jedno z jej marzeń. Kochała nadawać przestrzeni duszę. Pracować z ludźmi czującymi jak ona z a nim, poczuła nić porozumienia. To miła odmiana od nadętych właścicieli wielkich hoteli, spa czy klinik medycyny estetycznej. Musiała przyznać, że to wyzwanie, które podejmie z przyjemnością. Była tak bardzo podekscytowana a on chyba to dostrzegł.
– Czuję, że podoba się Pani to zlecenie i ma Pani już jakąś wizję tego, jak mogłoby to wyglądać. Cieszę się. Liczyłem na to, że się zrozumiemy.
– Jak najbardziej! Z chęcią podejmę się zaprojektowania tej przestrzeni i wierzę, że sprostam Pana oczekiwaniom – odpowiedziała z zapałem i pewnością w głowie.
– W takim razie jesteśmy umówieni! Zostawię Pani wizytówkę z numerem do mojego biura i moim. Prosiłbym jednak o to, aby umówiła się Pani z moją sekretarką. Z pewnością będzie ją łatwiej złapać. – mówiąc to położył na blacie mały kartonik
– Oczywiście. Zadzwonię do niej w poniedziałek i umówię na oglądanie biura oraz zrobienie wszelkich pomiarów. – powiedziała Abbie, chowając wizytówkę.
– W takim razie jesteśmy w kontakcie. Miło mi było Panią poznać. – powiedział podając jej dłoń. – Do zobaczenia! – rzucił wychodząc z sali i zamykając za sobą drzwi.
Abbie wstała i podeszła do okna. Widok był niezwykły i czuła jak w jej żyłach płonie krew. Czy to przez to spotkanie czy zlecenie? A może jedno i drugie? Wymarzony projekt i facet, który poruszył w niej jakąś nieznaną dotąd strunę. Był czarujący a jednocześnie tak naturalny i opanowany w stosunku do niej. To było coś nowego. Abbie była przyzwyczajona do tego, że faceci szaleli na jej punkcie, flirtowali z nią, robili podchody, mówili komplementy oraz adorowali a on był tak do bólu profesjonalny i poprawny. Ruszyło ją to. Może nie
tyle była urażona, ale poczuła się nieswojo. Odsunęła od siebie jednak te myśli, zebrała szybko rzeczy i opuściła biuro. Przecież teraz czekają ją jeszcze małe przyjemności, które sobie zaplanowała. Jak szaleć to szaleć! Z uśmiechem i niezwykłą energią, wybiegła z biura i wsiadła do auta.
– Jesteś podekscytowana Abbie… O to mi chodziło! – powiedział Dan, obserwując ją ze swojego auta po drugiej stronie ulicy. – A to dopiero początek atrakcji, które dla Ciebie szykuje kochanie…
9.
Pamiętała pierwszy raz, kiedy to zrobił. Pamiętała, jak wyglądały wtedy jego oczy i jak przestraszyła się tego spojrzenia. Pełnego szału, furii i strachu. Sama nie wiedziała czego było w nich najwięcej, ale wspominała ten dzień z ciarkami na plecach… To wtedy zauważyła w nim jakby drugie oblicze. Coś dzikiego, szalonego i niepohamowanego czego się przestraszyła. To ta sytuacja zasiała w niej ziarno niepewności i lęku, ale jeszcze nie zdawała sobie sprawy ze skali problemu oraz tego co ze sobą przyniesie…
Był piątkowy wieczór. Umówili się w Wish- najmodniejszej restauracji w mieście, mieszczącej się na dachu starej kamienicy. Klimatycznej i niezwykle romantycznej. Mimo swojej popularności, wciąż była pełna uroku a właściciel bardzo dbał o to, by pozostawała intymna i nie straciła na swej wyjątkowości. Wieczór był ciepły. Pachniał bzem i konwaliami. Dookoła stolików, jak świetliki błyszczały lampki a w tle grała bardzo sensualna muzyka na żywo. Było idealne. Wieczór zapowiadał się szampańsko i wszystko wskazywało na to, że po powrocie do jego mieszkania, ten nastrój udzieli się im na tyle, by nie zmrużyli tej nocy oka.
Abbie miała na sobie rozkloszowaną, czarną sukienkę zawiązywaną na szyi. Jej plecy zdobiła spora kokarda. Założyła też lakierowane szpilki a włosy upięła w retro kok. Wyglądała jak Audrey Hepburn- zachwycająco! Nie było chyba w lokalu osoby, która nie zwróciłaby na nią uwagi. Jej wygląd w połączeniu ze strojem oraz aurą jaką roztaczała wokół siebie, nie mógł pozostać niezauważony. Błyszczała tego wieczoru jak gwiazda. Każdy mężczyzna marzyłby o takiej partnerce u boku.
Kiedy weszli do restauracji, kelner uprzejmie zaprowadził ich do stolika i przyniósł menu a oni zachwycali się widokami, klimatem oraz swoim towarzystwem jak nastolatkowie. Wydawać by się mogło, że nie widzą nikogo poza sobą, że reszta świata dla nich nie istnieje. Inni goście patrzyli na nich z zachwytem i odrobiną zazdrości.
Kończyła właśnie drugie danie, kiedy kelner podszedł do ich stolika, aby zabrać naczynia oraz zaproponować deser. Abbie podnosząc kieliszek do ust, zaczęła rozmawiać z nim o tym co poleca a on wszedł z nią w miły dialog. Kiedy tak debatowali o tym co mogłoby jej smakować, Dan siedział bez słowa i się im przyglądał. Kiedy kelner odszedł, mocno złapał ją za nadgarstek i ścisnął tak mocno, że Abbie aż syknęła z bólu.
– Czy Ty sobie ze mnie kpisz?!- powiedział wściekły Dan. – Masz mnie za idiotę?! Tak?! Myślisz, że będę się spokojnie przyglądał jak na moich oczach flirtujesz z tym kelnerzyną?! A może od razu dasz mu swój numer i pójdziecie na zaplecze?!- oczy płonęły mu gniewem. Był jak rozjuszone, dzikie zwierzę, które ogarnięte szałem, staje się kompletnie nieprzewidywalne i niebezpieczne.
– Puść mnie Dan! To boli! Czyś Ty oszalał?! O czym Ty mówisz?!- dziewczyna była zdezorientowana i przestraszona. Ręka piekła ją z bólu. – Ty tak na poważnie? Przecież tylko rozmawialiśmy o deserze…
– Czyli jednak masz mnie za idiotę! Nie widzisz jak on się na Ciebie gapi? Gdyby mógł od razu wlazłby Ci pod sukienkę! A Ty?! Robisz te swoje maślane oczy, słodkie minki, wzdychasz, kokietujesz i myślisz, że ja tego nie widzę?! Pewnie Ci się spodobał, prawda?
– Ale Dan, przecież nic takiego nie miało miejsca! Kelner zapytał o deser a ja poprosiłam o to by mi doradził. Przecież w tym nie ma nic złego! Był dla mnie uprzejmy i tyle!
– Powiedziałem Ci, nie rób ze mnie kretyna! – ponownie złapał ją za nadgarstek i wykręcił go bardzo mocno. Czuł, że robiąc to, jego gniew jest choć trochę zaspokojony i ostudzony. Krew płonęła mu w żyłach. Był tak wściekły, że gdyby mógł, zrzuciłby tego kelnera z dachu i z radością patrzył jak jego głowa, roztrzaskuje się o wybrukowaną ulicę. A ona? Jak mogła mu to zrobić? Przy innych ludziach, w takim miejscu, kiedy tak się dla niej starał. Oj, teraz będzie musiał jej bardziej pilnować, mieć oko na to co robi i z kim. Skoro jest zdolna do takich rzeczy przy nim, to co może wyprawiać, gdy go nie ma, na przykład w pracy. Na sama myśl, oczy z wściekłości aż zaszły mu mgłą.
To wyobrażenie jeszcze bardziej go rozwścieczyła i wybudziło większe pokłady niepewności, obaw i żalu. Wściekłe i zranione zwierzę- tak się czuł. Nienawidził tego uczucia i zarazem leku jaki w nim budziło. Obiecał sobie, że do niego nie wróci, że zrobi wszystko, by już go nie czuć.
To był dla niej szok. Daniel był zawsze taki spokojny, opanowany i wyważony. Traktował ją jak księżniczkę, troszczył się i opiekował nią. Miał w sobie tyle dobroci, mądrości i zrozumienia a w oczach masę ciepła. W tych samych oczach, w których tego dnia zobaczyła tak wiele bólu, gniewu, żalu i tak ogromnej złości, że czuła ją aż w kościach…
Pamiętała, jak szarpiąc ją za przedramię, wyciągnął z restauracji. Pamiętała ich drogę do domu, kiedy na nią krzyczał i wpędzał w poczucie winy. Gdy sama uwierzyła w to, że zrobiła coś potwornego i złego, że go swoim zachowaniem skrzywdziła. I mimo jego późniejszych przeprosin i tłumaczenia, to ona czuła wyrzuty sumienia… Przepłakała całą noc. Nigdy wcześniej nie poczuła się tak jak wtedy. Nie wiedziała jeszcze, że poczuje się tak jeszcze wiele razy, że przy Danie czeka ją dużo złych i zalanych łzami nocy. Nie sądziła, że za sielankę, jakiej pozwolił jej u swego boku doświadczyć, przyjdzie jej zapłacić tak wysoką cenę… Wtedy liczyło się dla niej tylko to, że razem z nowym dniem, wstało piękne słonce a razem z ciemnością nocy, odeszło wszystko złe, co wydarzyło się poprzedniego wieczora. Znowu była miłość, ich magia i czułości. Dziś wspominała te chwile z przerażeniem i obrzydzeniem. Ogarniała ją panika na myśl, że Dan, mógłby się do niej choćby zbliżyć…
Nagle usłyszała dźwięk dzwoneczka zawieszonego przy drzwiach w kawiarni. Właśnie wszedł nowy klient a Abby wróciła myślami do dnia dzisiejszego. Na szczęście, miała to wszystko już za sobą…przynajmniej tak jej się wtedy wydawało…
10.
Abbie w poniedziałek, od razu po przyjściu do pracy, wykonała telefon do sekretarki Dana i umówiłam się na wizytę w jego biurze. Przede wszystkich chciała je zobaczyć, zrobić jego zdjęcia oraz zrobić pomiary. Zawsze przed rozpoczęciem pracy projektowej zaczynała właśnie od tego punktu i robiła to osobiście. Pragnęła poczuć klimat danego miejsca, zrozumieć jego specyfikę oraz zbadać każdy zakamarek tak aby to co zaproponuje klientowi, był absolutnie skrojone na miarę jego oczekiwań. Tak też było i w tym przypadku, choć w tym konkretnym projekcie pociągało ją coś więcej niż sam pomysł na to wnętrze. Sama jeszcze się przed sobą do tego nie przyznała, ale Dan ją zaintrygował. Liczyła, że może po spotkaniu napisze, zadzwoni jeszcze z jakimiś wskazówkami, będzie szukał kontaktu, do którego była przyzwyczajona, ale nic takiego się nie stało. Telefon milczał.
Z Claire- sekretarką- była umówiona dziś- w środę rano. Chciała mieć jak najlepsze światło do tej małej wizji lokalnej a potem móc spokojnie przenieść się do jakiejś kawiarni i zacząć tworzyć sobie wstępną wizję. To był ten etap jej pracy, który kochała najbardziej. Był jak sen na jawie, jak sklejanie czegoś od zera z fragmentów, którymi władała tylko ona i jej wyobraźnia. Jej artystyczna dusza i ciągły głód robienia rzeczy kreatywnych, żywił się tymi chwilami i sprawiał, że czuła się naprawdę szczęśliwa i spełniona. Robiąc to kompletnie zapominała o bożym świecie. Tak miało być i dziś.
W związku z tym, że nie pojawiała się dziś w biurze, ale po cichu liczyła na to, że może jakimś cudem wpadnie na swojego tajemniczego klienta, postanowiła ubrać się nieco luźniej, ale bardzo kobieco. Pewnych elementów swojej garderoby nigdy sobie nie odpuszczała. Sznurowane botki na słupku, dopasowane białe jeansy, podkreślające jej zgrabną pupę oraz taliowania koszula z bufiastymi rękawami i wiązaniem przy szyi w biało-beżowe grochy. Blond włosy spływały falami na jej ramiona i plecy a szminka w kolorze brudnego różu, podkreślała wyjątkowo ładne i pełne usta. Abbie dobrze znała swoje atuty i mimo, że dbała o to by je podkreślać i zawsze wyglądać wzorowo, nie robiła tego nigdy, aby kogokolwiek oczarować. Myślała w tym przede wszystkim o sobie. Jedyną osobą, którą uwodziła z premedytacją i starannością był Robert.
Punktualnie chwilę przed godziną 9:00, pojawiła się przy wejściu do starej kamienicy na obrzeżach centrum. Budynek był stary, ale bardzo dobrze zachowany. To tu umówiła się z Claire, która właśnie dotarła na miejsce. Przywitały się uprzejmie i pomaszerowały na górę. Biuro mieściło się na 3 piętrze. Wchodziło się do niego po drewnianych zabytkowych schodach z kutymi, białymi poręczami. Każdy krok miał swój wyjątkowy, skrzypiący dźwięk. Abbie już zakochała się w tym miejscu, starym tynku, drewnie i zapachu jaki się tam unosił. Chłonęła to wnętrze wszystkimi zmysłami, a gdy otwarto przed nią duże, rzeźbione, dwuskrzydłowe drzwi oniemiała. Przestrzeń nie była duża, ale miała taki klimat, że gdyby mogła, już nigdy by stąd nie wyszła. Wysoki strop, zakurzona, ale piękna sztukateria przy suficie i na części ścian, drewniane, ogromne skrzynkowe ona- to wszystko wyglądało obłędnie. Marzyła o takim wnętrzu dla samej siebie. Teraz owładnęło nią jeszcze większe podniecenie… Tak, już teraz, natychmiast chce zacząć tu pracę!
Musiała przyznać, że nie spieszyła się z oglądaniem, zaglądaniem w każdy kąt i mierzeniem. Czuła się w tym miejscu jak ryba w wodzie co nie umknęło uwadze sympatycznej sekretarki, która z uśmiechem się jej przyglądała.
– Daniel wspominał, że jest Pani cenionym architektem i kocha miejsca z klimatem. To zdecydowanie widać. Chyba zaczarowało Panią to miejsce? Jest wyjątkowe…
– Oj tak, lubuje się w takich przestrzeniach i sama marzę o tym by kiedyś kupić podobne miejsce i urządzić tam swój, mały raj na ziemi- powiedziała z uśmiechem i rozmarzonym spojrzeniem. – Rozumiem, że Pan Logan do nas nie dołączy? Pewnie jest bardzo zajęty… – zapytała z nadzieją w głosie.
– Niestety, z tego co wiem, ma dziś jakieś spotkania na mieście. Pracuje tez nad sporym projektem i nie bardzo ma czas wziąć na siebie jeszcze kwestie remontu tego miejsca.
– Rozumiem, wspominał o nawale obowiązków, kiedy się poznaliśmy. Jestem pewna, że jakoś sobie bez niego poradzimy! – z zapałem powiedziała Abbie. – Ja już skończyłam a teraz pędzę, aby jak najszybciej zabrać się do pracy. Dziękuję Pani za pomoc i przyjazd. Będziemy w kontakcie. Postaram się możliwie szybko przygotować projekty do akceptacji Pana Logana i będę czekała na kontakt. – podała jej dłoń i udała się prosto do samochodu.
Droga do ukochanej kawiarni dłużyła jej się bardzo. Całe miasto o tej porze stało, ale nie mogła odmówić sobie dziś swojej ulubionej kawy i tarty z migdałami i mascarpone. Zaparkowała kawałek dalej. Nigdzie nie było miejsca. Musiała krążyć po sąsiednich uliczkach dobre piętnaście minut. Pospiesznie wyjęła torbę z laptopem, teczki oraz torebkę i ruszyła w stronę kawiarni. Piękna pogoda jakby się zmieniała a świecąc od rana słońce, powoli zaczynało chować się za chmurami. Zerwał się nawet nieprzyjemny wiatr. Abbie już sięgała po klamkę, kiedy usłyszała za plecami znajomy głos.
– To Pani! Co za niespodzianka! Chyba lubimy nie tylko podobne klimaty, ale i miejsca na lunch słodkie grzechy- z uśmiechem powiedział Dan.
– O! Co za spotkanie! Właśnie wracam z Pańskiego biura pełna zapału i weny do pracy! Wnętrze zrobiło na mnie ogromne wrażenie! – Abbie poczuła ekscytację na to spotkanie. Dziś Dan wyglądał tak samo dobrze jak ostatnio a do tego czuła się niezwykle zaskoczona, że go tu widzi. Zdziwił ją też fakt, jak podziałały na nią jego perfumy. Ten zapach dosłownie ją obezwładniał…
– Właśnie skończyłem spotkanie niedaleko i chciałem wpaść tu na ulubioną kawę, ale chyba nie mogę sobie na to pozwolić. Mam tyle rzeczy na głowie… Ale zobaczyłem Panią z drugiej strony ulicy i postanowiłem chociaż się przywitać.
Abbie była nieco zbita z tropu. Każdy inny facet w tej sytuacji pewnie chciałby zrobić wszystko by zwabić ją na kawę lub lunch. Napotykani czy poznawani przez nią mężczyźni wielokrotnie próbowali tych sztuczek, większość z nich nie kryło swojego flirtowania czy wychodziło z dość bezpośrednimi propozycjami. Abbie co prawda nigdy na nie nie odpowiadała i stroniła od dwuznacznych sytuacji, ale tym razem było inaczej. Sama nie wiedziała co się z nią dzieje. Może to jakiś jego wewnętrzny urok, sposób zachowania i styl bycia? Może to kwestia tych perfum- były jak jakiś afrodyzjak i totalnie ją obezwładniały. Poczuła zawód, słysząc, że Dan za chwilę zniknie. Aż ją samą zaskoczyło jak duży.
– Szkoda, pomyślałam, że może napilibyśmy się jej razem… Też mam tu swoją ulubioną – Abbie przestraszyła się tego co sama przed chwilą powiedziała. Ona wychodząca z inicjatywą? I to wobec własnego klienta? Oby nie pomyślał, że jest
kompletnie nieprofesjonalna…
– Hmm… Skoro Pani nalega… Może nic się nie stanę jak urwę sobie pół godziny… – powiedział patrząc na zegarek i udając zastanowienie. –Ale mam jeden warunek. Dan- przedstawił się ponownie i podał jej rękę.
– Hah, Abbie- odpowiedziała nie umiejąc ukryć zadowolenia. Podała mu delikatnie dłoń. Pierwszy dotyk, niby po części formalny, ale wydał się jej tak miły i czuły…
Weszli razem do kawiarni. Dan pomógł jej zdjąć płaszcz na co zwróciła uwagę a potem usiedli przy stoliku w rogu sali. Otaczały ich antyki a oni sami zatopili się w pluszowej kanapie w kolorze brudnego różu. Chwilę później podeszła do nich sympatyczna kelnerka.
– W czy mogę pomóc? – zapytała radośnie uśmiechając się do nich.
– Ja poproszę karmelowe latte…a dla Pana…
– …również karmelowe latte. – dokończył uśmiechając się rozbrajająco i mrugając do niej porozumiewawczo. -To również moja ulubiona…
Niby zwykła kawa w kawiarni, niby całkiem zwyczajna rozmowa a jednak ten czas był jakiś inny, magiczny, oderwany od codzienności, do której była przyzwyczajona… Sama nie wiedziała, kiedy przeszli na „Ty”, nie zauważyła, kiedy z trzydziestu minut, zrobiły się dwie godziny i kiedy ten ktoś zupełnie dla niej obcy, okazał się być bardzo znajomy… Chyba nigdy nie doświadczyła takiego poznania i nie była z nikim tak blisko. Poczuła się tak, jakby zyskała nagle bliskiego przyjaciela, który czyta jej w myślach, kogoś z kim rozmowa po prostu płynie a tematy się nie kończą. Rozmawiali o wszystkim: pracy, pasjach, muzyce, upodobaniach, jedzeniu, życiu prywatnym i zawodowym. Abbie nie mogła się nadziwić, ile mają wspólnego i jak dobrze się rozumieją. Do tej pory dogadywała się tak dobrze tylko z Lisą, choć z Danem…to było coś zupełnie innego.
Czas mijał im jak szalony. Z jednej kawy zrobiły się dwie. Później jeszcze ciasto, kanapka na ciepło, sok… Spotkanie mogłoby się nie kończyć, ale godzina robiła się późna a Abbie zauważała na wyświetlaczu telefonu kilka nieodebranych połączeń i stos maili, które wywoływały u niej zawsze niepokój. Czas wrócić na ziemię i do pracy.
– To naprawdę było miłe, przypadkowe spotkanie! Udało Ci się uziemić mnie na pół dnia a to niełatwe- brawo! – zażartował Dan.
– Przepraszam Cię, nie miałam takiego zamiaru. Po prostu tak miło się rozmawiało, że sama nie wiem, kiedy ten czas minął… Mam nadzieje, że nie zaburzyłam Ci za bardzo planu dnia i obowiązków jakie miałeś?
– Nie. Jakoś sobie poradzę i najwyżej zarwę noc.
– Oby to nie było konieczne – z niewinnym uśmiechem powiedziała Abbie i zaczęła zbierać swoje rzeczy ze stolika. – Mimo wszystko cieszę się, że ta pogawędka się przeciągnęła. Dzięki temu mogłam Cię lepiej poznać a to na pewno pozwoli mi jeszcze lepiej wczuć się w cały projekt i sprostać twoim oczekiwaniom.
– Cieszę się i nie ukrywam, że jestem ciekawy efektu końcowego…
Wyszli przed kawiarnie. Pogoda diametralnie się zmieniła. Niebo zasnute było ciemnymi, gęstymi chmurami, zrobiło się zimnie i wietrznie a z nieba lał się gęsto deszcz. Abbie nieporadnie starała zasłaniać się płaszczem. Ilość toreb i teczek, bardzo jej w tym przeszkadzała. Bała się, że wygląda komicznie i za chwile rozmaże się jej dodatkowo makijaż. – Boże, tylko nie to! – pomyślała.
Dan patrzył na nią nieco rozbawiony.
– Daleko zaparkowałaś?
– Kawałek stąd. Niestety nigdzie nie było miejsc. Wiesz, to taka godzina…
– Doczłapiesz jakoś do auta, czy mam Cię zanieść? – zapytał nagle, zaskakując ją ogromnie. Deszcz lał się strumieniami. Miasto zalała woda a bębnienie kropel brzmiało jak jedne wielki szum.
– No coś Ty! Chyba żartujesz! Pędzę, jakoś dam radę.
– Ok, w takim razie czekam na projekt! Uciekaj, tylko się nie utop! – zażartował, jak to miał w zwyczaju.
Abbie odgarniając mokre włosy z twarzy, spojrzała ostatni raz w jego kierunku i pospiesznie udała się do auta. Zdyszana zatrzasnęła za sobą drzwi i wzięła głęboki oddech. Czuła, że coś jest na rzeczy. Dawno nie czuła się tak lekka i radosna- zwyczajnie, bez niezwykłego powodu i fajerwerków. Poczuła też pustkę. Zdała sobie sprawę z tego, jakie jej życie jest mimo wszystko puste…
Tak, bardzo cieszyła ją praca. Pozwala spełniać marzenia, rozwijać się, daje jej kupę radochy i satysfakcji, ale cała reszta…? Dom, w którym czuje się jak gość, Robert który kompletnie jej nie rozumie, związek z nim, który kiedyś był spełnieniem jej marzeń a teraz nie ma w sobie już nic z tego, na czym jej zależało. Nie dogadywali się ze sobą, nie rozmawiali. Przy każdym najmniejszym problemie, on zamykał się w sobie, zacinał albo wychodził i ucinał temat. Czas razem przestał sprawiać im przyjemność, każde z nich miało swoje życie i sprawy. Seks? Kiedyś odkrywali go razem, traktowali jako największą bliskość i przyjemność we dwoje. Teraz czuła, że to swego rodzaju obowiązek, bo nawet na tej płaszczyźnie, Robert nie chciał słuchać o tym jakie są jej potrzeby. Zawsze wszystko musiało być tak jak on chciał i postanowił- nawet gdy tego z nią nie konsultował. Kiedy zdobyła się na zrobienie czegoś bez jego zgody, wpadła w szał i był niezadowolony. Męczyło ja to ogromnie- ta ciągła walka, udawanie, napięcie jakie między nimi narastało. Zapomniała już jak to jest zwyczajnie być razem ze sobą, a teraz ktoś niespodziewany i całkowicie nieznajomy jej o tym przypomniał… Przypomniał na tyle by zdała sobie sprawę z tego jak za tym tęskniła…
Wyciągnęła telefon z kieszeni i zaczęła szukać telefonu Roberta. Chyba powinna przygotować dla nich coś miłego na wieczór. Może film, jakaś kolacja, seks? Może udało by się z nimi porozmawiać? Zaplanować jakiś wyjazd, małe wakacje? Może to w jakiś sposób ożywiłoby ich związek? Miała nadzieje, że coś da się zrobić, choć była już trochę zmęczona ciągłym wyciąganiem do niego ręki i walczeniem o to o co powinni się jednak starać we dwoje… Warto spróbować, przecież tak bardzo go kocha. Pomyślała o tym i wybrała jego numer.
Robert znowu chodził zły jak osa. Abbie co chwile doprowadzała go do takiego stanu. Kompletnie nie rozumiał po co to robi, czego w tym co do niej mówi, nie rozumie. Przecież chce tylko, aby było między nimi trochę więcej luzu, aby go tak nie naciskała i nie tworzyła niepotrzebnych presji. Tak, presja od jakiegoś czasu, była jego głównym problemem w tej relacji. Nie był do niej przyzwyczajony. Jako jedynak i syn dość zamożnych ludzi, nigdy nie musiał się z nikim ścigać, zabiegać o czyjeś względy, specjalnie się wykazywać czy starać. Wszystko przychodziło mu lekko i łatwo. Kiedy dawał plamę- zawsze ratowali go rodzice- swoimi kontaktami lub pieniędzmi. Był inteligentnym, przystojnym i lubianym gościem. Otaczał się masa znajomych i przyjaciół. Można było powiedzieć, że był popularny w swoich kręgach. Miał wrażenie, że kiedyś jej to imponowało i lubiła ten stan rzeczy, ale potem coś się zmieniło. Oboje weszli na zupełnie nowe i różne tory aż zaczęli się mijać.
Abbie szalenie poważnie i ambitnie podchodziła do swojej pracy a on mniej. Zawsze mógł liczyć na wsparcie rodziców. Lubił to co robi, ale była to dla niego kwestia kluczowa. Czuł się nadal młody i beztroski a Abbie swoim podejściem ściągała go na ziemię. Stylem bycia, przypominała mu o jego wieku, konieczności poukładania pewnych spraw, dojrzałości, odpowiedzialności i innych przerażających go nieco tematach… Nie chciał o nich myśleć. Starał się czerpać z życia nie zadręczając się tym, co zaprzątało głową osobom w jego wieku.
Z jednej strony wiedział, że ona ma racje i powinien wziąć się w garść, ale z drugiej starał się lawirować i przeciągać strunę by jeszcze trochę, odrobine pożyć tak, jak lubił najbardziej. Czasami nie mógł znieść tego, że ona znowu ma racje, że czepia się o rzeczy niby oczywiste, o których nie pomyślał, albo na które nie zwracał uwagi. Czuł się wtedy jak głupiec, ale jego ego nigdy nie pozwoliło mu na to by się do tego przyznać. Nikt nigdy nie nauczył go tego, nie wymagał takiej postawy. Najlepszym wyjściem była więc ucieczka- od rozmowy, odpowiedzialności, tłumaczenia czy przepraszania. Kiedy dodatkowo dotykała jego najczulszych punktów, starał się odbić piłeczkę, zadać jej ból i sprawić, aby poczuła się tą złą i winną, ukarać ją w ten sposób. Wiedział, że to okrutne, że nie powinien robić tego komuś kogo kocha, ale nie potrafił inaczej…
Z Roxi nie było tego problemu. Z nią w ogóle nie było żadnych problemów. Żyła chwilą, rozumiała go, miała takie samo podejście do życia, wsparcie rodziców i nie chciała myśleć o tym co będzie za rok, dwa czy pięć. Nigdy nie była poważna, umiała się dobrze bawić i nigdy by mu się nie sprzeciwiła. Podobało mu się i schlebiało mu, to w jaki sposób go traktuje i z jakim podziwem na niego patrzy. Nie musiał nic robić, kompletnie się starać a mimo to, ona jak wesoły, mały ratlerek skakała koło niego, czekając tylko na znak. Mimo, że w obecności Abbie nieco z tego szydził, w głębi serca pragnął takiej atencji na co dzień. Zachwytów, schlebiania, zabiegania o niego. Nie doświadczał tego ze strony Abbie- na jej poklask musiał sobie pracować, z Roxi nie był tego kłopotu. Zadowoliła by się czymkolwiek co by jej dał. To ostatecznie go dno niej przekonało.
Ich historia była tak oczywista i prosta jak wiele innych. Któregoś wieczora, kiedy Abbie znowu późno wróciła z pracy, pokłócili się. Ona oczywiście miała racje a on, nie mógł tego znieść i słuchać. Było mu źle z tym, jak bardzo znowu dał plamę. To sprawiało, że czuł się niemęsko… Rzucił coś pod nosem i nie chcąc kontynuować tej dyskusji, wyszedł trzaskając drzwiami. Dając tym samym upust swoim emocją i frustracją. Pojechał do lokalu, w którym zawsze można było spotkać jakiś znajomych i usiadł przy barze. Tego wieczora pojawiła się tam i Roxi. Wiła koło niego jak jaszczurka, pocieszała, rozmawiała, szeptała czułe słówka i udawała jak bardzo jej przykro z powodu jego związkowych kłopotów z Abbie. Typowa „przyjaciółka” … Razem wypili kilka drinków, potem trzy lub cztery szoty. Robert sam nie wiedział jak to się stało, że wylądowali na tylnej kanapie jego Suva. To było przecież takie żałosne… Po wszystkim czuł się jak śmieć. Nie wiedział, jak spojrzy Abbie w oczy.
Mijały jednak dni i tygodnie a on co jakiś czas lądował w łóżku z Roxi, pocieszając się po kłótniach z narzeczoną i lecząc w ten sposób swoje poturbowane ego oraz męskość. Po pewnym czasie, wyrzuty sumienia ustąpiły a on wynajdował sobie coraz lepsze wytłumaczenia tej sytuacji. Roxie taki układ też był na rękę. Wierzyła, że prędzej czy później na nim skorzysta- była więc cierpliwa i wyrozumiała. Pocieszała, przytulała, przytakiwała i robiła swoje- oczywiście nie bez przyjemności. Schlebiała jej rola kochanki Roberta, bo po cichu podziwiała Abbie. Zazdrościła jej urody, klasy, stylu, osiągnięć i wszystkiego innego czego ona sama, nigdy nie miała i mieć nie będzie. Czuła się więc wyróżniona, gdy to do niej Robert przychodził szukać pocieszenia.
Po pewnym czasie jednak zanudziło jej się czekanie na jakieś zmiany. Czasem, spotykając się w gronie pracowników lub znajomych, czuła ukłucia zazdrości patrząc na nich razem. Przecież oficjalnie nadal byli parą i planowali ślub. Obserwowanie tego jak się dotykają, trzymają za ręce, całują czy opowiadają o swoim wolnym czasie, doprowadzało ją do coraz większego szału. Z drugiej jednak strony, nie chciała naciskać na Roberta. Wiedziała, że nie może popełnić błędów Abbie, jeśli chce zostać u jego boku. Musi być cierpliwa, albo…wymyślić inny sposób, aby dopiąć swego… Wiedziała, że przyjdzie na nią pora i będzie to jej triumf.
13.
Abbie nie sądziła, że tak bardzo i tak szybko, można się przyzwyczaić do tego, że ktoś zupełnie obcy, kto pojawił się jakby z znikąd, staje się częścią naszego życia… Zwykle oswajanie się z kimś lub pozwolenie na to by oswojono ją, zabierało sporo czasu. Nie należała do osób na wyrost otwartych i ufnych. Zachowywała dystans i rezerwę. Byle kogo nie nazywała przyjacielem. Nie poświęcała czasu osobom, które nie były dla niej istotne, za to tym które kochała, oddawała się w całości. Chyba dlatego ludzie ją tak lubili i szanowali. Wzbudzała ich zaufanie i sympatie swoim podejściem do życia, choć oczywiście nie każdy je rozumiał.
Dan pojawił się nagle, a do tego był jej klientem. To nie była dla niej naturalna i komfortowa sytuacja, mimo że od początku czuła jakby znała go od zawsze. Nić porozumienia jaką nawiązali oraz łatwość kontaktu sprawiła, że poczuła, iż zyskała nowego przyjaciela. Ufała mu, lubiła jego towarzystwo, wspólne rozmowy, maile jakie wymieniali w ciągu dnia i smsy wieczorem. Wspólne słuchanie muzyki (choć przebywając w zupełnie różnych miejscach), śmianie się z podobnych żartów i praca nad projektem, który sprawiał jej tyle przyjemności… Abbie nawet nie zauważyła, kiedy to wszystko tak bardzo weszło jej w nawyk, że nie umiała już bez tego funkcjonować, zasypiać i żyć… Wystarczyło kilka miesięcy, a ona wpadła w jego pułapkę i mimo, że jeszcze wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy co czuje, powoli starała się zagłuszać w sobie docierające do jej wnętrza sygnały…
W pewnym momencie stało się coś, co prędzej czy później było do przewidzenia. Kolejna kłótnia z Robertem, trzaskanie drzwiami, raniące słowa, bolesne wymówki. Czuła się przytłoczona, poturbowana i zrezygnowana. Zawładnęła nią ogromna frustracja pomieszana z bezradnością. Wzięła płaszcz, torebke i pojechała do Dana, który był w swoim biurze. Remont trwał tam na dobre. Kiedy stanęła w jego drzwiach i go zobaczyła, musiała go pocałować, nie mogła sobie tego odmówić i więcej się przed tym bronić… Potem usiedli i zaczęła mu o wszystkim opowiadać. Czuła kojący wpływ jego osoby. Nie musiał nic robić, sama jego obecność sprawiała, że czuła się spokojniejsza, ale chciała więcej… Tym razem nie skończyło się tylko na rozmowie. Dan patrzył na nią swoimi granatowymi oczami a jego zapach unosił się w tym obłędnym wnętrzu. Była nim odurzona i oszołomiona wydarzeniami, o których mu opowiadała. Dystans między nimi coraz bardziej się zmniejszał, szczególnie w momencie, gdy ekipa opuściła już lokal. Dan wyjął z jakiejś szafki Burbona. Śmiali się, że od studiów nie zdarzało im się picie z „giwnta”. Żartowali a ich osoby coraz mniej przypadkowo się ze sobą stykały. W końcu oszołomieni, łapczywie zaczęli smakować swoich ust i ciał. Było cudownie, jakby znaleźli się na innej planecie, ale potem przyszły wyrzuty sumienia…
Cała ta sytuacja nie pozostała również bez wpływu na jej związek. Praca i projekt zajmowały jej tak dużo czasu, że ciężko było wygospodarować go na coś jeszcze. Teraz jednak było to na rękę Robertowi. Nieobecność Abbie oznaczała brak awantur i czepiania się. Mógł robić to co lubi najbardziej- czerpać z życia, spędzać wieczory przy PlayStation lub z Roxi. To dawało mu poczucie swobody, bo jego narzeczona była tak zajęta, że absolutnie nie zauważyła, że coś jest nie tak. On z resztą również nie widział jej uśmiechów do telefonu, nie słyszał zupełnie nowej muzyki jakiej słuchała i nie zastanawiało go w jak euforycznym nastroju wciąż jest. To była cisza przed burzą. Burzą jaka miała się niebawem rozpętać…
Abbie miała wyrzuty sumienia, że zaniedbuje dom, Roberta, kwestie ślubu, ale przede wszystkim nie mogła przeżyć tego jednego jedynego razu z Danem. To się nie powinno było wydarzyć, bo przecież kochała Roberta. Tłumaczyła to sobie stanem chwilowym, jakimś szaleństwem . Chciała dokończyć wszystkie najważniejsze projekty ze względu na obietnice awansu na wspólnika, a potem wziąć zasłużony urlop jaki jej obiecano i wyjechać z Robertem na wczasy. Trzymała się tego planu i zawsze w gorszych momentach i chwilach, gdy wyrzuty sumienia dosłownie zaczynały ją zjadać, przypominała sobie o nim.
Był piątek, praca tak jej się ułożyła, że postanowiła, że dziś będzie TEN dzień. Laba, romantyczna kolacja, truskawki, szampan i dużo dobrej zabawy. Już prawie zapomniała, jak to jest spędzić wieczór we dwoje, bo wciąż się z Robertem mijali. Dziś obiecała sobie, że choćby nie wiem co, ten plan wypali! Chciała spędzić ten czas razem, zagłuszyć sumienie… Rozważała również przyznanie się do skoku w bok. Nie wiedziała tylko jak mu o tym powiedzieć… Wyszła wcześniej z biura, zahaczyła o fryzjera i sklep. Kupiła wszystko co przyda się im wieczorem i wchodząc do mieszkania od razu, gubiąc po drodze ubrania, weszła do wanny. Już leżąc w niej, wypiła dwa kieliszki wina na rozluźnienie, poprawiła makijaż, włosy, które nieco utraciły kształt pod ciężarem czepka kąpielowego i pobiegła wybrać sukienkę. Chwile później w bandażowej, czarnej sukience, lakierowanych szpilkach i pończochach ze szwem z tyłu, gotowała ulubiony makaron ukochanego. W lodówce chłodził się szampan, w tle grał smooth jazz, a na szafce przy kanapie czekały truskawki. Abbie cieszyła się, że spędzą te noc razem.
Kiedy po czwartym kieliszku spojrzała na zegarek, stwierdziła, że chyba Robert zasiedział się jednak w pracy. To były minusy niespodzianek- zawsze mogły się nie udać. Ona jednak nie chciała dać za wygraną. Makaron wystygł, ale szampan i truskawki nadal wyglądały kusząco i apetycznie. Abbie w chwilę je zapakowała a sama wzięła płaszcz i zamówiła Ubera. Decyzja była błyskawiczna- pojedzie do niego do biura. O tej godzinie chyba już nikogo tam nie będzie…
– Może to nawet dużo bardziej pikantny pomysł- pomyślała.
W budynku była piętnaście minut później. Faktycznie, na większości pięter światła były już pogaszone. W głowie wyobrażała już sobie jaką niespodziankę mu zrobi, jaki będzie zaskoczony, zachwycony i oczywiście podniecony, gdy ją w tym stroju zobaczy. Energicznie złapała za klamkę jego gabinetu i weszła do środka. To co zobaczyła, zaskoczyło ją tak bardzo, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Truskawki wypadły jej na podłogę i rozsypały się po marmurowej posadzce a ona zdobyła się jedynie na soczyste przekleństwo.
– Kurwa, Ty chyba żartujesz?!- krzyknęła widząc jak Robert namiętnie kocha się z Roxi na blacie biurka. Była wstrząśnięta tym, że przez chwile nawet jej nie zauważyli. Patrzyła na ich seks i czuła jak od środka na zmianę zalewa ją fala wrzącej i rozsadzającej ją furii i rozpaczy tak ogromnej, że za chwilę wybuchnie spazmami. On i ona?! Przecież to niemożliwe?
Robert był blady jak ściana. Stał przed nią półnagi ze spodniami spuszczonymi do kostek. Próbował coś bełkotać, tłumaczyć, pokazywać, ale ona kompletnie go nie słyszała. Patrzyła na Roxi i jej bezwstydny wyraz twarzy, nadęte poliki, uśmiechnięte oczy i wyraz triumfu na twarzy. Chwyciła nieopodal stojący kosz na śmieci i zwymiotowała do niego. To było dla niej za dużo. Mocno chwyciła szampana, którego miała pod pachą i wybiegła z budynku. Potrzebowała przytulenia, wypłakania się, wyrzucenia z siebie kłębiących się w niej emocji, które sprawiły, że dosłownie się miotała. Wsiadła do taxówki i wysłała smsa do Dana z prośbą o jego adres. Chwilę później zapłakana i zmoknięta co do suchej nitki od deszczu, stanęła pod jego drzwiami. Zastukała dwukrotnie i za chwilę drzwi się otworzyły. Pierwszy raz nie rozglądała się wchodząc do jakiegoś wnętrza. Spojrzała mu w oczy a on chwycił w dłonie jej twarz i przytulił ją do swojej. Czuła, że nie musi nic mówić, nic tłumaczyć, że on wszystko zrozumiał… Było jej tak wstyd, czuła się bardzo zraniona i upokorzona. Łzy płynące po policzkach i deszcz rozmazały jej misterny makijaż, a z mokrych włosów kapała woda. Mimo to, wyglądała zachwycająco. Połączenie zapachu jej perfum z deszczem oraz jego uroku i ciepła, którym ją obezwładnił sprawiło, że tama została przerwana. Gromadzące się od miesięcy emocje, uczucia, pragnienia i wątpliwości, zeszły na dalszy plan. Nikt i nic się teraz nie liczył. Byli tylko oni. Przytulający się w progu jego mieszkania. Kiedy ich usta w końcu się spotkały, nie było już odwrotu i wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ich ubrania lądowały jedno za drugim na podłodze, aż w końcu Dan wziął ją na ręce i położył na ogromnym materacu leżącym na środku pokoju. Abbie spojrzała na niego pytająco. Miała w oczach jakieś zawahanie, wątpliwość…
– Nie myśl o tym, od teraz jesteś ze mną, a ja dopilnuje by nikt Cię już nie skrzywdził… – mówiąc to Dan, położył ją delikatnie na błękitnej pościeli i zlali się w jedno ciało…
14.
Abbie i Dan, Robert i Roxi- cztery osoby uwikłane w sytuacje, której finał mógł być przeróżny. Całą czwórką targały niezwykle silne uczucia a to nie był jeszcze koniec miłosnej karuzeli uczuć. Sytuacja była dynamiczna w każda zmiana, ruch, decyzja, mogła ją jeszcze bardziej skomplikować i zmienić.
Robert nie mógł dojść do siebie. Razem ze zniknięciem z domu Abbie i jej wszystkich rzeczy, rozumiał i dotkliwie odczuł co stracił. To wszystko co między nimi było, miliony wspomnień, wydarzeń, planów nagle okazało się nieaktualne. Rzeczy, które w swoim życiu traktował jak oczywistości i pewniki, przepadły razem z nią. Targały nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony czuł ulgę, że cała ta sytuacja ujrzała światło dzienne a z drugiej, tęsknił za narzeczoną. Nie wiedział tylko czy za tą z przed ostatnich miesięcy czy lat, kiedy się poznali i byli nierozłączni… Nie miał pojęcia czy powinien i chce o ten związek walczyć. Był rozdarty, przygnębiony i czuł się jak głupiec. Przed oczami wciąż miał ten jej zawiedziony wzrok pełen bólu. Cóż, Roxi faktycznie nie dorastała jej do pięt, ale…była zawsze, gdy tego chciał.
Abbie również była skołowana. Zdrada Roberta to był cios, którego się nie spodziewała. Szczególnie dotkliwa była dla niej informacja o tym, ile miesięcy to trwało. Nie mieściło jej się to w głowie. Ani to ani fakt z kim to zrobił. Czuła się z tego powodu podwójnie poniżona. Wciąż miała przed oczami triumfującą minę Roxi. To było obrzydliwe. Z drugiej jednak strony był Dan. Ich chwila słabości a potem długa i namiętna noc po ucieczce z biura Roberta. Nie mogła o tym zapomnieć, nie chciała… Czuła dokładnie to co wtedy- że ta wzbierająca od jakiegoś czasu tama została przerwana i nie ma już odwrotu. Tęskniła za Robertem, cierpiała, ale myślała na ile jest to przywiązanie, rozczarowanie, zawód a na ile strzępy jej uczuć i miłość… Bicie się z tymi myślami zajmowało jej kolejne dni a czas, płynął.
Zupełnie inaczej widział te sytuacje Dan. Dla niego był to triumf i przypieczętowanie miesięcy walki z samym sobą oraz walki o Abbie. Wcielany powoli, krok po kroku plan, przyniósł zamierzony skutek. Wymagał strategii, cierpliwości i sprytu. Jego umiejętności psychologiczne również mu się przydały. Abbie w końcu była wolna i już nic nie stało im na przeszkodzie. Przynajmniej taką miał nadzieję. Sytuacja z Robertem, tylko przypieczętowała to, co było nieuniknione. Lepszego scenariusza nie mógł sobie wymyślić. Czuł, że los również mu sprzyja. Był szczęśliwy i usatysfakcjonowany. Abbie była jego. W końcu mógł ją dotykać, wąchać jej włosy i ciało. Patrzeć w oczy i bez skrępowania, cieszyć nią na wszystkich możliwych płaszczyznach. Bez udawania, grania, silenia się na obojętność. Teraz mógł już być sobą i zwyczajnie ją kochać.
Z goła inny problemy miała Roxi. Po całej aferze Robert zaczął ją zbywać, odsunął się od niej, nie miał ochoty na spotkania a tym bardziej seks. Przeżywał odejście Abbie. Nie sądził, że jego wybryk się wyda. Nie zakładał również, że przyczyni się do końca ich wieloletniego związku i zerwie zaręczyny. Roxi dopiero teraz widziała, że traktował ją jak odskocznie, zabawkę, przerywnik na chwile złości i frustracji. Nie była to głębsza relacja, uczucie czy fascynacja. Była pod ręką a on z tego skorzystał. Czuła się fatalnie, bo wiedziała, że sama na to pozwoliła. Była łatwym kąskiem i mimo, że zdawała sobie z tego sprawę za każdym razem, gdy lądowała z kimś przypadkowym w łóżku, niczego jej to nie uczyło. Z jednej strony była wściekła na Roberta za to jak ją potraktował. Z drugiej kiełkowało w niej jakieś głębsze uczucie do niego, które pozwalało jej go usprawiedliwiać i szukać winy w sobie. To co nie dawało jej spokoju to myśl o Abbie i o tym, że być może Robert, otrzeźwiony całym zajściem, postanowi odbudować jej zaufanie i będą chcieli odbudować te relacje. Nie mogła do tego dopuścić. Czuła, że to jej jedyna szansa na usidlenie Roberta i zatrzymanie go przy sobie. To ona chciała być jego żoną, nie musieć się ukrywać z tym co ich łączy i korzystać ze wszelkich dobrodziejstw bycia jego kobietą: mieszkania, portfela i nazwiska. Wciąż zastanawiała się jak mogłaby uniemożliwić im zejście się i pogodzenie. Czuła, że potrzebuje czegoś dużego kalibru by ostatecznie pozbawić ich tej możliwości. Nie miała jednak żadnego planu… Nie sądziła, że rozwiązanie samo ją odnajdzie…
Dodaj komentarz