Czy żal i pretensje o to co było ma sens? Pewnie większość z Was odpowie, że nie. No właśnie, więc skąd w nas to ciągłe przeżywanie, rozpamiętywanie, rozdrapywanie i nakręcanie się choćby na myśl o czymś (lub o kimś), kto w życiu nam po prostu namieszał i nabroił? Może leży to w naszej naturze? Może takie już jesteśmy? Choć szczerze? Nie wydaje mi się… W mojej ocenie to tylko i wyłącznie kwestia charakteru oraz tego co tak naprawdę nas zajmuje.
Masa z Was pisze o tym, że jest po rozwodzie, ciężkim rozstaniu czy trudnej relacji, że minęło trochę czasu, ale nadal myślicie o tym, analizujecie, drążycie. Czas dodatkowo zniekształca Wam pewne sytuacje, powoduje, że zaczynacie czuć się winne, łamiecie się itd… Moje pytanie brzmi: po co? Skoro zdecydowałaś się na takie a nie inne kroki, czemu żałujesz? Jeśli swoją decyzję nawet mnie, potrafisz zracjonalizować i wyjaśnić w kilku konkretnych zdaniach, to w czym problem? Pokazujesz tylko, że decyzja była słuszna, dobra albo wręcz konieczna.
Dziewczyny, ja wiem, że kobiety lubią dociekać, uwielbiają się biczować i wracać do pewnych rzeczy, rzewnie je rozpamiętując…tylko to nie prowadzi do niczego dobrego. Nie pcha Was na przód a ciągnie za nogę w dół, nie dopinguje a blokuje, zaprząta głowę, która powinna być otwarta, zabiera czas. Wiesz przecież, że żyjąc przeszłością na pewno nie zbudujesz przyszłości. To tak jakbyś nagle chciała cofnąć się do przedszkola a jednocześnie awansować w pracy. Jako 5latka raczej masz ku temu marne szanse, prawda? Proszę Was, nie umartwiajcie się nad sobą i nie bijcie piany z rzeczy, które były i minęły. Życie toczy się dalej. Choć wiem, że większość z nas ma skłonność do trwania w przekonaniu, że miała najgorzej na świecie, to wierzcie mi, są na ziemi większe dramaty niż rozwód, zawód miłosny czy 3 lub 4 dupków, który złamali nam serce. Trzeba wstać, otrzepać się i pędzić dalej unikając błędów. Nie płakać nad rozlanym mlekiem i nauczyć się cieszenia z najdrobniejszych rzeczy. Nawet nie macie pojęcia ile takie podejście daje dobrego.
Mój W. kilka dni temu powiedział mi coś takiego: „Dziuniek, zapisujemy codziennie w kalendarzu trzy dobre rzeczy, które nam się przytrafiły. Nawet maleńkie, prozaiczne. Potem kiedy trafi się nam gorszy dzień, zawsze będziemy mogli do niego zajrzeć i zobaczyć, że jednak więcej jest tych dobrych”. Nie zaczęliśmy jeszcze spisywania, ale zastosowałam się już do tej rady i dzięki temu, że dziś wspominałam pyszny sernik, który wczoraj zjadłam, super spacer i kawę czy wspólne wygłupy, lżej znieść mi słabsze samopoczucie, martwienie się o wyniki badań czy inne rzeczy. Starajmy się więcej czasu i energii poświęcać na rzeczy pozytywne, ważne, budujące, konstruktywne i rozwijające, zamiast tracić cenny czas na biadolenie. I nie róbmy tego dla innych, zróbmy to zwyczajnie dla siebie.
Kalambury hasła says
Bardzo ciekawy wpis! Brawo dla autora
Ania says
Dziękuję ☺ Takich słów ostanio bardzo potrzebowałam.
Iwcia says
Takie podejście bardzo pomaga w życiu :) i tez nad nim pracuje. warto doceniać drobne miłe chwile, bo nigdy nie wiemy co może nas spotkac.
Ona says
Tylko dlaczego po koszmarnym rozwodzie który przeszłam nie mogę dojść do siebie po śmierci byłego męża (mamy 7 letnia corke która jest odzwierciedleniem jego)