Związki rozpadają się z wielu przyczyn. Czasami jest to kompletna niezgodność charakterów, nieumiejętność dogadania się, osiągania kompromisów, zderzenie dwóch zbyt różnych światów czy czynniki zewnętrzne, takie jak: znajomi, rodzina, zdrada, kłamstwa, nałogi i wiele innych. Zwykle jest tak, że gdy coś zaczyna się między nami psuć, staramy się zrobić wszystko by to naprawić. Kiedy okazuje się, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić – odpuszczamy i rozstajemy się. O tyle o ile dotyczy to małżeństwa, dzieci oraz ich dobra – sprawa wygląda troszkę inaczej. Jednak jeśli mówimy o zwyczajnym związku, byłabym kategoryczna.
Pomyśl, jesteście ze sobą 3 lata i nagle wszystko jest nie tak. Pojawia się masa kłótni, znajdujecie coraz mniej punktów wspólnych, nie klei się Wam czas spędzany razem, tematy do rozmów, nie ma chemii, są kłótnie, pretensje, podejrzenia itd. Możecie starać się to ratować, wypracować jakiś system, iść na terapię, próbować się zmieniać itd. Jednak warto wtedy zadać sobie wtedy pytanie -> po co? Jeśli już na tym etapie, bez zaręczyn, ślubu, dzieci, obowiązków, nasza relacja nie zdaje egzaminu, uwiera i nie pasuje nam- zdecydowanie lepiej ją zakończyć. Często niestety z takiego godzenia się i naprawiania ciut na siłę, nie wychodzi nic dobrego. Wpadamy na pomysł ślubu gdy przez chwile jest lepiej, płodzimy dzieci „na zgodę” lub robimy radykalne życiowe zmiany, na których zwykle jedna osoba ostatecznie wiele traci i bardzo cierpi.
Podobnie jest z wchodzeniem dwa razy do tej samej rzeki. Jeśli relacja z daną osobą już raz nam nie wyszła, biorąc pod uwagę rzeczy, które wymieniłam wcześniej- nie ma sensu jej powielać po jakimś czasie. Zwykle jesteśmy wtedy już inni, zapominamy to co było złe i nie tak w tamtym związku. Żyjąc jego wyidealizowaną wizją jak również sentymentem, popełniamy błąd kolejny raz. Nie twierdze jednak, że to reguła czy, że tak jest zawsze- obserwacje jednak pokazują, że udaje się to szalenie rzadko. Związek, nie powinien przeżywać zgrzytów, które kończą się schodzeniem i rozchodzeniem wiele razy. Jeśli to na prawdę to, to trudności są przezwyciężane i dalej idziemy razem, nauczeni tym co dały nam kolejne lekcje życia. Jednak jeśli nie to nie warto tracić zdrowia psychicznego i fizycznego na kurczowe trzymanie się „idei związku”, w którym teraz jesteś.
Paulina says
tak świeta prawda nie ma sensu wchodzić 2 3 moze 4 razy do tej samej rzeki i dawać sznse przedłużac cos co dawno sie skończyło a my tłumaczymy sobie ze moze warto drązyc do końca nie nie warto wiem to bo sama przez to przechodziłam wracał zawsze pokorny klekał prosił przepraszał potem było cudownie sielanka zmieniał sie na chwile i co zaliczylismy wpadke szybki ślub małżenstwo nasze nie przetrwało nawet roku okazał sie uzależniony od swojej matki i siostry których zdanie bardziej sie liczyło niz ja i dziecko zostałam sama z 4 mc dzieckiem bez środków do życia, od 2 lat toczy sie moja ciezka rozprawa rozwodowa caly czas mnie obwnia o wszystko w gruncie rzeczy chodzi mu o pieniadze alimenty na dziecko którym sie wogule nie interesuje dziecko ma 3 latka i go nie zna. Tak to wyglada moje drogie panie nie warto dawac szanse.
M says
Też się zgadzam… Moje ostatnie prawie 3 lata to ciągłe rozchodzenie się i powroty. Trzy wakacje z rzędu spędziłam sama bo za każdym razem facet mnie zostawiał. Później (za każdym razem!) w naszym życiu wydarzało się coś co nas ponownie do siebie pchało. Skończyło się ciążą, poronieniem, kolejnym porzuceniem i moją depresją. Ale już jestem silniejsza. Zaczęłam terapię i wiem, że nigdy nie pozwolę się już tak traktować. Nawet siebie przy nim nie lubiłam. Po mału wychodzę na prostą, chociaż miewam dołki i potknięcia. I po mału zaczynam znowu siebie lubić.
Aga says
Masz tak jak ja,trafiliśmy bardzo zke
z says
Czekałam na jakąś puentę
gość says
„O tyle o ile dotyczy to małżeństwa, dzieci oraz ich dobra – sprawa wygląda troszkę inaczej.” – może rozwiniesz ten wątek nieco bardziej? :)
Ann says
no to jest dłuższy temat ale jeśli mowa o nie wchodzeniu 2 razy do tej samej rzeki dosłownie to małżeństwa też to dotyczy bo nie wyobrażam sobie powrotu do męża po rozwodzie- choć znam takie przypadki ale one wszystkie skończyły się jeszcze gorzej niż po pierwszym rozstaniu ale może chodzi o to że są czasem mega skrajne sytuacje dotyczące dzieci bardzo rzadkie ale są że obie strony po rozstaniu jakoś ze sobą muszą żyć by współpracować dla dobra dziecka ale nawet w takich sytuacjach uważam że zasada jest ta sama nie można robić z siebie męczennicy dla dobra nawet dzieci bo wtedy to już nie jest ich ani niczyje dobro – takie są moje spostrzeżenia dosłowne na swoim przykładzie i w oparciu o obserwacje wielu związków. Uważam że nawet jeśli są dzieci a ojciec chce być mega dobrym ojcem to nic nie stoi na przeszkodzie by Nim był i po rozstaniu jeśli oczywiście nie ma w Nim żadnych przeciwskazań typu : agresja, alkoholizm czy inne złe nawyki…przyjmując że jest po prostu nie odpowiednim dla nas partnerem i nie do zniesienia już. Niestety sporo kobiet odchodzi z dumą fochem nienawiścią i z góry blokuje ojcom kontakt z dzieckiem ale to też osobny temat. Przyjmując wariant że z Nim nam jest źle ale On zły dosłownie nie jest i nie utrudnimy kontaktów z dziećmi to nic nie stoi na przeszkodzie by rodzicem był, często jest to najlepsze rozwiązanie aniżeli wieczne awantury i kłótnie przy dzieciach, czy udawanie że jesteśmy mega szczęśliwe a płaczemy nocami w poduszkę.
Co do związków i wchodzeniu drugi raz to też jest tu mega czynników jeszcze bo np przy Nim czułyśmy się super i chemia jest tylko On nagle zachował się w naszej ocenie skandalicznie nie do zaakceptowania robimy karczemną awanturę wyrzucając nasze oburzenie a gdy ochłoniemy bywa za późno bo np. odwrócił się na pięcie trzasnął drzwiami i tyle go widziałyśmy…za jakiś czas odzywa się o On ochłonął foch mu przeszedł i nam też i co wtedy…dylemat i to po obu stronach Drogie Panie- bo mężczyźni choć milczą jak zaklęci to też znają ten problem.
A dodatkowo jest jeszcze coś…mężczyzna często docenia kobietę jak ją utraci i wtedy wraca jak bumerang wykorzystując wszystkie chwyty które zadziałały za pierwszym razem i dodając nowe- to takie jakby sidła na Nas zarzucane. Ale to co podzieliło wraca za jakiś czas i boli bardziej więc – Reasumując – nie warto – tylko jak świat światem każdy z nas odwiecznie musi się o tym na własnej skórze przekonywać :(
Katarzyna Ekiert says
ludzie zbyt często ciągną sprawy na siłe i zbyt długo…
Radosna Chata says
Zawsze, ale to zawsze powtarzałam to zdanie jak mantrę. Każdemu, przy każdej okazji, zawsze.
Ostatnio zaczęłam dopuszczać nową hipotezę. A co jeśli, moje myślenie się zmieniło i teraz potrafię znaleźć drogę w rzece i potrafię nią bezpiecznie przejść? Nie mam na myli konkretnie mojego poprzedniego związku, ale ogół spraw życiowych… Może nie zawsze warto się zamykać?
karmel says
Być może :) tylko do tego zwykle potrzeba dojrzałości czasu i sporo pracy a na to każdego stać… ludzie często się łamią i wracają do siebie po miesiącu dwóch czy pół roku. po takim czasie jest to powrót bezsensowny
Chuair says
Pojawiła się przede mną szansa, żeby odnowić starą relację. Nie mówię tu od razu o ponownym związku. Chodzi o spotkanie i rozmowę. Zanim zaczęliśmy być ze sobą pierwszy raz, byliśmy przyjaciółmi przez kilka lat. Zwiazek po kilku miesiacach sie zakonczyl. Nie wiem teraz co robić. Odnowić kontakt czy jednak zapomnieć. Podobno dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Mogę prosić o jakąś radę?