To o czym będę dziś pisała, jest szalenie smutne, ale bardzo życiowe. Chodzi o sukcesy, szczęście, nieszczęście i smutek oraz o to, że te rzeczy rzadko występują w parach. Mówię to niestety nie tylko obserwując ludzi, którym powodzi się lepiej lub gorzej, lecz przede wszystkim ze swojego doświadczenia.
Pamiętam, kiedy zaczynałam na nowo. Część ludzi odwróciła się ode mnie, ponieważ widząc, że ledwo sama sobie radzę, zapewne uznali, że nie jestem im potrzebna- nic im nie dam, nie pomogę, nie posiadam w tym momencie nic do zaoferowania. W ten sposób, chyba pierwszy raz w moim życiu, tak wiele znajomych, które przez lata uznawałam za najbliższych, zniknęli bezpowrotnie. To był ten pierwszy „przesiew”, który okazał się dla mnie wyjątkowo bolesny. Okazało się kto jest kim i komu na czym zależy. Poznałam prawdę o ludzkim kalkulowaniu, ważeniu tego co im się opłaci a co nie…przekonałam się również o tym, że część osób, które ze mną zostały lub pojawiły się w międzyczasie w moim życiu, są ze mną, ponieważ czerpią radość, energię i satysfakcję z tragedii jaką przeżywam, że mi się nie układa, cierpię. To również było dobijające i sprawiło, że na długi czas straciłam wiarę w ludzi oraz zaufanie do nich.
Potem miał miejsce przesiew numer dwa. Kiedy? Gdy schudłam kilkanaście kilo, wzięłam się za siebie, coraz lepiej szło mi w pracy, zrobiłam gigantyczny remont, zaczęłam się uśmiechać i na koniec szczęśliwie się zakochałam. Wtedy to okazało się komu moje szczęście odpowiada a kogo kłuje. Kto uśmiecha się do mnie przez zaciśnięte zęby a kto nie. Wierzcie mi, dosyć dobrze było to widać kto gra ze mną w jakąś dziwną grę. Ten zawód przełknęłam już lepiej niż pierwszy. Byłam przecież u boku kogoś, kto mnie bezwarunkowo wspierał. Nie był to jednak koniec niespodzianek. W. również padł ofiarom utraty znajomych. Zmiana miejsca zamieszkania, nowy związek, lepsza praca- wierzcie mi, ludzie w większości nie lubią, gdy komuś jest dobrze, gdy mu się układa, kiedy jest szczęśliwy. Albo odchodzą, albo robią wszystko, by ci to życie jednak uprzykrzyć, bo nic tak nie boli jak czyjś sukces. Nie ważne czy to znajomi, rozchwiani emocjonalnie ex czy przyjaciele, wplątani w jakąś intrygę przez kogoś. Konieczne jest wtedy postawienie solidnych granic i odcięcie się od tych, którzy z impetem je przekraczają.
Kolejna taką sytuacja był blog, były sukcesy na tle zawodowym- to również sprawdziło moje grono przyjaciół i znacznie przerzedziło ich szeregi. Dodatkowo jeszcze „wzbogaciło mnie” o grono nieznanych mi zupełnie osób, które postawiły sobie za cel, zrobienie wszystkiego by mnie zranić, by mieszać, komplikować- rozjuszone tym, że jestem szczęśliwa i zupełnie nie patrząc na to ile lat na to haruje, jak ciężko i ile wyrzeczeń mnie to kosztuje. Standard.
Jeśli więc chcesz odnieść sukces, chcesz być szczęśliwa, coś Ci wychodzi, dobrze sobie radzisz- licz się z tym, że te sytuacje mocno i brutalnie, zweryfikują tych, których masz dookoła siebie. Te z Was, które przechodziły lub przechodzą przez ciężkie sytuacje, wiedzą o czym mówię. Nie przejmujcie się tym. W życiu potrzebne są takie momenty, które pokazują nam, kto jest przy nas tak naprawdę. Dzięki temu wiesz, że masz przy sobie tylko tych sprawdzonych przyjaciół, na dobre i złe. Po tych którzy odeszli, nie ma co płakać. Nie są i nigdy nie byli tego warci.
Meg says
Z przykrością muszę przyznać ci rację – ludzi w oczy kole! Ale to jest najbardziej bolesne, gdy w takich trudnych momentach swojego życia widzisz te reakcje, o których tu wspomniałaś u najbliższych.
Trudno jest potem funkcjonować „normalnie” wśród ludzi, zaufać też sobie, że potrafisz właściwie ocenić innych.
Izabela says
Masz rację. Świetny wpis. Jesteś odważna, że ich wyrzuciłaś ze swojego życia.