!!NOWY POST!!
Ostatnio jakaś stronka przypomniała mi pewną bardzo ważną myśl. Mianowicie, że nie możemy kogoś stracić, ponieważ nie możemy kogoś posiadać. Przeświadczenie o tym, że kogoś posiadamy wskazuje raczej na toksyczność danej relacji. To dało mi do myślenia, bo wiadomo, o ile nie da się zatrzymać nikogo na siłę przy sobie to…traktowanie go w związku jak swoją własność, zdarza się ludziom dość często…
Ludzie traktują siebie przedmiotowo w przeróżnych sytuacjach i relacjach. W pracy, w szkole, w domu, na ulicy. Dla wielu z nich szacunek czy więzy rodzinne, nic w tej sprawie nie zmieniają i nie znaczą. To raczej kwestia podejścia, wychowania, roszczeniowości, wyższości nad innymi. Do tego w dzisiejszych czasach, jest coraz bardziej powszechna. Nie mam pojęcia co dokładnie w nas to uruchamia, ale często będąc już z kimś, w sytuacjach szczególnie emocjonalnych, uruchamiamy w sobie takie zachowanie, które sprawia, że traktujemy tę naszą połówkę jak własność. Pojawiają się wtedy również jakieś zakazy, nakazy, wymagania, czasem szantaż emocjonalny, ograniczenia i inne, czyli rzeczy, które w partnerstwie raczej nie powinny występować.
Tak jak wspomniałam, traktowanie kogoś jak swoją własność zawsze było dla mnie tożsame z toksycznością danej relacji, z tym że partnerzy nie są w niej równi, że jedna strona jest tą słabszą, wykorzystywaną, bardziej podatną, która nagina się dla tej silniejszej, władczej. Taki nierówny podział oczywiście niektórym pasuje, ale czy jest zdrowy…? Chyba nie. Taka kolej rzeczy jest nie tylko trudna do znoszenia w okresie związku, ale zwykle równa się też bardzo trudnemu rozstaniu, które może się na nas odbijać latami.
Wspominam o tym nie tylko w kontekście bycia ofiarą takiej osoby, czyli pań lub panów, którzy są w takich relacjach, ale też osób, które być może traktują w ten sposób swoich partnerów i robią to po części nieświadomie. Z takimi przypadkami również się spotkałam. Znałam kiedyś taką parę, która mimo bycia naprawdę fajnym i pasującym do siebie małżeństwem, miała pewnego rodzaju układ między sobą, w którym ona, trzymała nad nim zdecydowaną władzę. Nie czuła również najmniejszych oporów z manifestowaniem jej przy innych i wykorzystywaniem, narzucając mu pewne rzeczy i dyktując dosłownie wszystkim. Wydaje mi się jednak, że…jemu zdecydowanie to pasowało.
Czy istnieje więc jakaś pozytywna wersja posiadania drugiej osoby? Czy w ogóle jest to możliwe?
Anka says
Twój post pojawił się akurat w momencie kiedy bardzo dużo myślę i związkach między ludźmi, zwłaszcza związkach partnerskich. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy to przypadkiem nie że mną jest coś nie tak. Otaczają mnie pary w których zakazy nakazy manifest wyższości a za razem beznadziejna walka o pokazanie swojej wymuszonej niezależności to norma. Jestem osobą, która wychodzi z założenia, że narzucanie swojego zdania partnerowi to jakaś masakra. Mimo bycia razem każdy pozostaje niezależna jednostka i może robić to co uważa za stosowne. Rozumiem że trzeba rozmawiać ustalać planować ogarniać temat tak żeby wszystko gralo- mamy dwoje dzieci w tym jedno niepelnosprawne więc one podporządkowuja sobie nasz świat ale wierzę że osoba z którą zdecydowałam się spędzić resztę życia umie podejmować rozsądne decyzje. Nie ogarniam manifestow że facet to wogole jest jakiś uposledzony i myśli inaczej itd. I gdy ja z własnej woli zostaje z synkiem w domu a mąż z córką jest cały dzień na nartach to nie czuje potrzeby po ich powrocie uciekania na siłę z domu żeby pokazać że też jestem ważna i żeby sobie nie myślał??? Każdy w życiu ma jakaś rolę i decyduje co z tym zrobić. Po co się tak szarpać? Nie wiem czy to ja może jestem jakaś dziwna i wszyscy w koło mają rację?Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za ten post dał mi odrobinę nadziei :)
Aga says
Bardzo mądry tekst który niestety idealnie opisuje moją osobę , i mino tego ze wiem ze taka jestem i bardzo bym chciała to zmienić to nie potrafię :(.
Pozdrawiam goraco.