Jeden team, jedna bramka, nasza własna drużyna. To właśnie był dla mnie zawsze ideał związku. Dobry, zgrany zespół, tandem, coś nierozłącznego w decyzjach, krokach, wzlotach i upadkach. Ja i Ty. Nie udało mi się tego zbudować, wtedy gdy tego chciałam. Pewne drogi w pewnym momencie się rozchodzą, rozmijają. Nasze oczekiwania są bardziej jego niż moje, a moje marzenia to tylko coś drzemiącego we mnie a nie nas. Mija chwila, moment nieuwagi i już jesteśmy na dwóch różnych trasach, dwóch zupełnie innych drogach zmierzających w przeciwnych kierunkach, on w samolocie, ja w autobusie, on z walizką a ja z plecakiem.
Czemu zawsze było to dla mnie tak ważne? Bo związek to dwoje ludzi, którzy chcą być nierozerwalni, a coś co jest nierozerwalne tworzy harmoniczną całość, jedność, ale niekoniecznie jednolitość. Każdy z nas jest przecież trochę inny prawda? Chciałam tego, bo wiedziałam, że takie połączenie może mi dać absolutne poczucie siły, wartości, pewności, spokoju, oparcia, zrozumienia czyli wszystkiego tego, czego chcemy i o czym marzymy, by łączyło się z miłością. Pewność bycia w tym jednym teamie to nasza polisa na życie, nasze poczucie bezpieczeństwa, które dla mnie jest najcenniejsze. Bo jeśli mam się oddać tej drugiej osobie całkowicie, zaufać jej na 100%, to przecież musze czuć się z nią bezpieczna…
Czym jeszcze jest to tytułowe granie do jednej bramki? To stawanie w swojej obronie przeciwko całemu światu. To opowiadanie się za sobą cokolwiek by się nie działo. Nawet jeśli to drugie zrobiło straszną głupotę, przesadziło, nabroiło to jesteśmy za nim. Możemy potem wrócić razem do domu, nakrzyczeć na siebie i się pokłócić, ale wobec innych, zawsze jesteśmy razem. Czasem wydawało mi się to niemożliwe. Myślałam: „Głupie marzenie, nigdy się nie spełni. Nikt nie będzie taki w stosunku do mnie. Takie związki nie istnieją”. Jak bardzo się wtedy myliłam. Piszę o tym teraz i uśmiecham się sama do siebie aż do wzruszenia. To niesamowite jak wiele zależy od nas samych, jak sami potrafimy się ograniczać, wmawiać sobie że cos jest niewykonalne i nie do przeskoczenia. Jeszcze tak niedawno załamywałam ręce nad tym jakich idiotów spotykam na swojej drodze, że nie ma już prawdziwych mężczyzn, że nie ma czystej miłości, że zawsze jest haczyk, że szczytem sukcesu będzie znalezienie kogoś kto w ogóle będzie chciał się związać a nie liczył na coś na raz czy dwa…razy. Może to kwestia tego, że im bardziej szukamy, tym bardziej nie możemy znaleźć? Nie mam pojęcia… Wiem za to jedno. Związek to ma być team. Team, który będzie mógł spokojnie jechać razem w tandemie, a czasem będzie musiał wspiąć się na Himalaje, skoczyć z wierzy do góry nogami lub nieść to drugie na plecach, gdy nie będzie miało sił. Nie ma tu miejsca na moje ogromne ego, na moje „najmojsze” zdanie, na ślepe zapatrzenie w znajomków, w to „co inni powiedzą” czy co będzie lepiej wyglądało na zewnątrz. Nie ma tu mowy o robieniu czegoś tylko dla siebie, nie liczeniu się z uczuciami drugiej strony, z jej cierpieniem, poglądami, wadami. To jesteśmy my, nasze marzenia, nasze plany, nasze szczyty i doliny, wspólna trasa, jedna droga, mapa i kompas. Dzielenie swoimi przemyśleniami, doświadczeniem i mądrością oraz wszystkim tym, co jest w nas najlepsze.
O takim związku marzyłam, taki wydawał mi się nieosiągalny a teraz mam go w dłoniach i codziennie musze się rano uszczypnąć, żeby wiedzieć na pewno, że jestem tu i teraz i mam to wszystko, że w końcu na to zapracowałam i zasłużyłam. Więc jeśli kiedyś będziesz wątpić w to czy się da, czy warto, czy to możliwe, czy jeszcze jest o czym myśleć, przypomnij sobie moje słowa, to że nasze marzenia mogą być realne, że nasz relacja może być totalnie harmonijna i tylko od nas zależy czy taką zbudujemy, czy taką wyczekamy i wywalczymy. Warto sięgać po swoje marzenia…
Można wiedzieć, jaki staż ma Twój nowy związek?
Mam nieodparte wrażenie, że z upływem czasu więzi drużyny zawsze słabną choćbyśmy niewiedomo jak się starali, ale oczywsiście starać się zawsze trzeba i zawsze obustronnie, bo jeden członek drużyny choćby niewiadomo jak się starał to sam drużyny nie utrzyma w parze.
Znamy się siedem miesięcy a jesteśmy ze soba pół roku. Różnica polega na tym, że drugiego dnia znajomości, powiedzieliśmy sobie dokładnie i szczerze o wszystkim a co najważniejsze, podkreśliliśmy nasze oczekiwania względem siebie i ewentualnej przyszłej relacji. Nie było ani chwili Gierek,czarowania się i standardowych posunięć jakie robi się na początku związku. Mam porównanie do poprzednich moich związków i różnego typu relacji. Sądzę że kwestia bycia w jednym zgranym teamie to kwestia przede wszystkim dwóch rzeczy jakimi są szczerość i gotowość na coś takiego czyli po prostu zwyczajna dojrzałość. Jeśli człowiek nie będzie dojrzały świadomy pewnych rzeczy nigdy nie uda mu się stworzyć czegoś prawdziwego i działającego. Zgrany team oczywiście też może szwankować ale póki pozostaje teamem wszystko jest w stanie przewalczyć. Problem polega na tym Że ludzie nie Dojrzali często się odcinają i wolą grać na własną rękę.
To mam jeszcze jedno pytanie. Jak długo trwało Twoje małżeństwo?
Moje trwało 12 lat, byliśmy drużyną, tworzyliśmy tandem, ale jednak z czasem nasze drogi się rozeszły… Przed ślubem byłam w związku 5 lat, po rozwodzie 1,5 roku i zawsze na początku jest ta drużyna zgrana. Tak naprawdę ocenić czy związak jest na złe i dobre, na lata i do grobwej deski, jesteśmy w stanie ocenić w jesieni wspólnego zycia. 7 miesięcy to jednak za krótki staż jak dla mnie. Początki zawsze są piękne, zgrane i patzrymy w tym samym kierunku.
Oczywiście szczerość na początku otwiera wiele w nas, dokłada cegiełki w budowie wspólnej drużyny czy domu, ale bywa, że zaprawa murarska jaką jest pielęgnacja związku bywa za krucha i dom się wali po latach. Tak jak na początku jest cudownie, każda chwila razem jest wyczekiwana, tęsknoty za byciem razem budują więź, tak codzienność, rutyna i brak zabiegania o siebie wzajemnie potrafią w pół roku drużynę rozwalić.
Ze swoim mężem byłam wysunie 10 lat wiec na prawdę wiem jaka jest różnica miedzy byciem z kimś kilka miesięcy czy kilka lat. Nauczyło mnie to patrzenia na związek z perspektywy jego jakości a nie stażu… Mam znajomych, którzy pobrali sie po pół roku i są bardzo szczęśliwi i takich którzy spotykali sie przed ślubem po7-8 lat i nic z tego nie wyszło. Na prawdę wszystko zależy od naszej dojrzałości i świadomości decyzji. Tego czy traktujemy małżeństwo jak przyklepanie sobie kogoś, żeby nie musieć sie już starać. Mój obecny związek, mimo niedługiego staż,u wcale nie jest nieziemsko kolorowy i wyidealizowany. Oboje jesteśmy ludźmi z przeszłością, mającymi problemy rodzinne, muszących czasem walczyć z odległością i innymi przeciwnościami. Mimo tego wszystkiego patrzymy zawsze na siebie. Nie było u nas motyli, jakiegoś szału i klapek na oczach. Weszliśmy w tą relacje od razu na 100% i przy pełnej jasności sytuacji i oczekiwań. Znaleźliśmy sie w pół drogi. Czas pokaże co da nam staż, na razie wiem co dała nam dojrzałość o szczerość na starcie.
Życzę Wam powodzenia.
Ja jakoś po kilku związkach, zaczełam inaczej patrzeć na bycie razem, czy tworzenie drużyny. Moją drużyną są teraz dzieci jakie mam z małżeństwa, a faceci się pojawiają, idealizują siebie, a rzeczywistość pokazuje co innego. Około 40 roku życia nabrałam sporego dystansu do bycia z kimś. Boli to czasami, że wszystko spoczywa na moich barkach, że nie ma wsparcia, nie ma kogoś z kim można wieczorem usiąść z kubkiem herbaty i zwyczajnie się przytulić i porozmawiać, ale wiem na czym stoję i muszę liczyć na siebie. Jakoś udaje mi się ogarnąć dom czyli dzieci, psa, koty i dom materialny, aktywną pracę zawodową bez partnera u boku i bez wsparcia rodziny. Niestety taki hart ducha i liczne kopniaki w d..ę zrobiły ze mnie bardzo ostrożną, nieumiejącą się otworzyć i zaufać. Słowem jednym ujmując „sukę”. Idealnie pasuje do mnie stwierdzenie „nie każda kobieta to suka, nie każdy facet to dupek, ale każda kobieta stanie się suką, gdy spotka na swojej drodze dupka”.
Z tego samego powodu nie patrzę na świat przez różowe okulary tylko przez pryzmat faktów i doświadczeń jakie we mnie są. Nikt z nas nie jest ideałem, ludzie często pojawiają się i znikają z naszego życia. Być może lepsze ich dopieranie i selekcja jeśli chodzi o zapraszanie ich do naszego świata, oszczędziłaby nam wielu rozczarowań i bólu, ale to bardzo trudne…
Ja też uważam, że po 7 miesiącach można być pewnym tylko tego, że chce się próbować dalej! Faktem jest, że większość relacji weryfikuje się znacznie szybciej, więc dłuższy staż to zawsze informacja, że idzie się w dobrą stronę! Wydaje mi się tylko, że o graniu do jednej bramki, wspólnych marzeniach itd. można mówić po znacznie dłuższym czasie… kiedy chemia opadnie, kiedy pojawią się poważne problemy, kiedy narosną frustracje i okaże się, że dalej patrzy się w tą samą stronę, to można powiedzieć, że się udało….
Myslalam, ze tylko ja mam tak wyidealizowane pojecie o zwiazku. Myslalam, ze tylko ja patrze na milosc przez przyslowiowe „rozowe okulary” . Ale jak widac wiekszosc z nas chce „grac do jednej bramki”. Pociesza mnie fakt, ze Tobie kochana te marzenia sie spelnily, ze masz u Boku tego „obronce i napastnika” w jednym. Najwazniejsze podarzac w jednym kierunku i skutecznie osiagac upragnione cele.
A ja Cię doskonale rozumiem. Mam za sobą 12 lat małżeństwa, dwoje dzieci i bagaż doświadczeń. I też od 7 miesięcy jestem w związku. Podobnie jak u Ciebie tworzymy zgrany team, On też po rozwodzie, też od samego początku byla szczerość bez udawania, grania i kombinowania jak tu się wyidealizowac. Jesteśmy zwyklymi, przecietnymi ludźmi ale to, co Nas łączy jest niezwykłe. Na pewno nie jest to zauroczenie i szczeniacka miłość tylko Miłość dwojga dojrzałych ludzi, którzy mają swoje problemy ale wspierają się, chronią, pomagają i są Szczęśliwi. Powodzenia!
Jestem w trakcie rozwodu.16 lat razem, 11 w malzenstwie.2 Cudownych Dzieci.Totalnie zalamana, zdolowana, bez wiary i nadziei na lepsze jutro…Nie mam zadnej motywacji do dalszego zycia.Raczej watpie, ze ktos chcialby wiazac sie z rozwodka z Dziecmi…i ta wizja jest przerazajaca:-( ps. Swietne teksty, momentami jakbym czytala o sobie…pozdrawiam serdecznie
Kochana, jest tu masa rozwiedzionych kobiet z dziećmi, które odnalazły nową miłość- dzieci nie są kulą u nogi :)