Moi starzy czytelnicy na pewno pamiętają moje teksty na temat tego jak cienka jest granica miedzy fikcją a rzeczywistością, okłamywaniem siebie, innych, życiem w toksynach. Wiedzą też, że jestem zwolenniczką walki, rozwiązań, działania. Są jednak takie sytuacje, gdzie poddanie się, a raczej odcięcie, staje się konieczne dla nas- i dobre dla drugiej strony.
Jakiś czas temu rozmawiałam z jedną z czytelniczek. Powiedziała mi, że jej mąż bardzo długo zachowywał się nie tak jak powinien względem niej. Zdarzało mu się krzyczeć, wyzywać, szarpać ją. Zapytałam kiedy nastąpił moment przełomowy, zdarzenie, które zadecydowało o tym, że postanowiła się rozstać. Powiedziała mi, że było to wtedy, jak mąż chciał ja pobić gdy trzymała na rękach ich maleńkie dziecko. Słyszałam takich samych historii bardzo dużo i zgadzam się, że jest to moment gdzie należy powiedzieć dość, sięgnąć po zdecydowane działania.
Takich granic jest sporo. Na pewno jest to rujnowanie rodziny, więzi, zaufania między ludźmi, jest to przekraczanie norm społecznych i obyczajowych takich jak chorobliwe okłamywanie bliskich, nałogi prowadzące do ciągnięcia na dno siebie i bliskich, kradzież, nałogowe zdradzanie, manipulacja psychiczna czy wręcz niszczenie najbliższych przez manipulacje, chorobliwą zazdrość, agresję czy przemoc.
W mojej ocenie, są to sytuacje w których powinniśmy diametralnie się zmieniać w stosunku do drugiej osoby, podejmować zdecydowane i konsekwentne kroki- najlepiej poparte oczywiście konsultacją ze specjalistą. Często właśnie specjalista, jest nas w stanie przekonać do takich działań. Niestety, skrajne sytuacje maja to do siebie, że potrzebują też skrajnych zachowań z naszej strony, czasem zupełnie odwrotnych, niż te powszechnie uważane za troskę i dobrą wolę. Pamiętam gdy kiedyś konsultowałam się z pewną psycholog odnośnie podejścia do nałogowca. Powiedziała mi ona wtedy rzeczy, które mną wstrząsnęły, okazały się szalenie trudne i zaskakujące. Otworzyła mi oczy na wiele spraw i raz na zawsze zmieniła ich postrzeganie przeze mnie. Okazało się, że „czasem mniej, znaczy więcej”. Nauczyła też, że w zachowanych skrajnych nie ma racjonalności i na próżno się jej tam doszukiwać czy nią z tym walczyć. Opowiedziała o swojej historii z mężem alkoholikiem. Przekonała, że czasem troska to odcięcie się i wystawienie walizek tej osoby za drzwi.
Być może jesteś w takiej sytuacji…być może walczysz z samą sobą, z sytuacją, ze swoim sumieniem… Być może ratując jego, gubisz siebie lub swoje dzieci… Być może nie wiedząc co zrobić, robisz źle, mimo iż wydaje Ci się, że chcesz dobrze..
Jowita says
„Pamiętam gdy kiedyś konsultowałam się z pewną psycholog odnośnie podejścia do nałogowca. Powiedziała mi ona wtedy rzeczy, które mną wstrząsnęły, okazały się szalenie trudne i zaskakujące. Otworzyła mi oczy na wiele spraw i raz na zawsze zmieniła ich postrzeganie przeze mnie. Okazało się, że „czasem mniej, znaczy więcej”. Nauczyła też, że w zachowanych skrajnych nie ma racjonalności i na próżno się jej tam doszukiwać czy nią z tym walczyć. Opowiedziała o swojej historii z mężem alkoholikiem. Przekonała, że czasem troska to odcięcie się i wystawienie walizek tej osoby za drzwi.” – Twój mąż też był uzależniony?
karmel says
nie. spotykałam się z nałogowcem
Jowita says
Aha, rozumiem, myslalam ze to bylo cos powaznego, dlatego tak to zrozumialam ;)
karmel says
mogło, ale to raczej nie jest ok perspektywa z taką osobą ;)
Jowita says
Rozumiem. Dobrze w takim razie, że to nie było nic poważnego. Latwiej sie bylo z nim rozstac.
karmel says
takie historie nigdy nie są łatwe, ale to inny temat.
Ewela says
Nałogowcy?! Żyłam z mężczyzną przez 10 lat, na początku palił „trawkę” sporadycznie, rozmawiając z nim i tłumacząc, że tak nie można, że to nie jest nic dobrego. Odstawiał, ale zaczynał pić piwo. Po jakimś czasie urodziła się nam pierwsza córka. Byliśmy wbrew pozorom szczęśliwym małżeństwem. Jedyne czego nam brakowało to szczerości. Od samego początku związku nie byliśmy ze sobą do konca szczerzy, nie poznaliśmy swoich wad, swoich „brudów”, siebie nawzajem. Po urodzeniu córki wzięłam na siebie cały trud wychowania córci, domowe sprawy były na mojej głowie, sprzątanie, gotowanie, pranie, usypianie dziecka, wożenie do niani, pozniej przedszkola. A mój „nałogowiec” znowu wpadał w nałóg palenia, picia. Zawsze spokojny, zawsze tylko trochę, nigdy ponad stan. Urodziła się druga córka. Wszystko co zwiazane było z domem, dziećmi, obowiązkami spadło na mnie. Przestałam go kochać, nie zwracałam uwagi, że bylismy razem a jednak osobno. Nie spotykaliśmy się ze znajomymi, bo nie mielismy wspólnych. Ja byłam sama z dziećmi a on z ze swoimi kolegami. Nie umiałam wystawić mu walizek. Bo wydawało mi się, że tak trzeba. Ja wszystko miałam na głowie, dom, dzieci, przedszkole żłobek. Przychodził weekend, a on potrafił mówić „jadę na weekend do kolegi, odpocząć”. Zgadzałam się, bo pasowało mi, że będę sama z dziewczynami. Przyszedł moment, że bardzo dużo czasu rozmawiałam z kolegą. Dopuściłam się romansu. Po 6 miesiącach skończyłam go. Mój przyjaciel też miał żonę. Wystraszyłam się, że zrobiłam coś złego. Żyłam nadal z nałogowcem. Patrzałam jak pali, jak popija co jakiś czas piwo, drinki. Trwałam, a może ślizgałam się z dnia na dzień. Po 4 latach mój przyjaciel z którym miałam romans zaczął ze mną dużo rozmawiać, zaczęliśmy się otwierać na nowo. Przekreśliłam męża. Wszystkie troski, to co mnie bolało mówiłam mojemu przyjacielowi – i znów po jakimś czasie wplątalismy się w romans. Po roku czasu jego żona nas nakryła, ja odeszlam od męża. Rozwiodłam się. Zaczęłam na nowo. Choć jest mi trudno, bo powód rozwodu nie był nałóg meża tylko moja zdrada. Przyjaciel? Nie może albo nie chce odejśc od żony. Cały czas nie mogę uwolnic sie z tej toksycznej relacji jaką się okazała. On mieszka z żoną i trójką dzieci, śpią w jednym łóżku. Ona o nas wie, ale nic sobie z tego nie robi.
Ola says
Doskonale cię rozumiem bo w to samo się wplątałam tylko że ja go kocham on mnie też a żona okazała się psychicznym ty ranem i on nie umie się odnieść uwolnić
Dorota says
Tkwilam w takim zwiazku 22 lata.Dla mojego meza bardziej liczyli sie koledzy piweczka ,wodeczka niz rodzina.Ciagle awantury,agresja.W pewnym momencie cos we mnie peklo.Najpierw uprzedzilam dzieci o swojej decyzji.Przyjely to bardzo dobrze.Jednak moj ( byly juz maz) bardzo zle.Do konca myslal ze tego nie zrobie.Bylo wieksze picie wyzwiska szantaz emocjonalny.Pomogli mi przyjaciele i rodzina.Teraz jestem po rozwodzie i jestem szczesliwa.Wiem ze zyje.Wtedy to byla wegetacja.
Michalina says
A u mnie sytuacja wygląda trochę inaczej. Mój mąż jest raczej odpowiedzialnym człowiekiem. Dba o dom, dzieci…. Ale jego nachalnosc jeśli chodzi o sex doprowadziła do tego, że po prostu się go brzydze. Myślę o odejściu i rozwodzie. Nie było żadnych rekoczynow czy gwałtu ale sytuację, które po prostu odbieraly mi godność. Od wielu miesięcy nie sypiamy nawet w jednym pokoju. Nie wiem ile jeszcze tak wytrzymamy bo on co jakoś czas „próbuje” a na codzień stara się jak może. Jednak ja wiem, że nic tego nie naprawi. I tak na prawdę powstrzymuje mnie tylko myśl o dzieciach i to czy sama sobie poradzę… :-(
Nieznajoma says
Też byłam w związku z nałogowcem, stara „miłość” odżyła, związek bardzo szybko się zaczął i nabrał intensywnego biegu. Szybko też się skończył. Na początku było ok, starał się, po kolejnym upojeniu spakowalam mu walizki i wystawilam za drzwi. Niestety nie posluchalam rad doświadczonych osób i wróciłam po błaganiach o wybaczenie. Po kilku miesiącach, wynajmie mieszkania i jego byciu tylko dla samego siebie otworzyłam oczy.
Niestety też straciłam dużo pieniędzy, które poświęciłam by mu pomóc.. uzyskałam za to sporą dawkę doświadczenia na przyszłość i cieszę się, że najbliżsi wybaczyli mi mój błąd i nadal są że mną, to bardzo ważne ;)
Teraz już jednak wiem, że w podobnym przypadku nie dam szansy. Ja, moje życie, szczęście i dalszy los jest dla mnie najważniejsze. Nie dam się więcej wykorzystać i nabrać na ładne oczy żadnemu alkoholikowi.