Każda osoba, która ma na głowie dom, pracę, milion codziennych, zwykłych spraw i te dodatkowe jak wywiadówki, dodatkową pracę, pomoc przy odrabianiu lekcji, czy jak w moim przypadku- ślub, wie, ile potrzeba zdrowia i energii na organizację tego wszystkiego. Nikt chyba lepiej od kobiety, nie potrafi zamienić się w urządzenie totalnie wielofunkcyjne i umiejące pogodzić domowe obowiązki z pracą i tymi wszystkimi „dodatkowymi” sprawami.
Musze przyznać, że mnie ogarnięcie kwestii panowania nad grafikiem i zdążania ze wszystkim pod presją czasu zajęło kilka lat. Miałam też taki charakter pracy, że zwyczajnie musiałam się tego nauczyć. Bywało, że odbierałam 80 telefonów dziennie i na raz musiałam pisać maile i na czacie lub produkowałam event na drugim końcu Polski i do mnie należało tam właściwie wszystko. Dlatego tak bardzo cenię sobie zarówno dobrą organizację czasu (bo to połowa sukcesu) jak i ten czas, który ma być naszym relaksem i chwilą na regenerację.
Część z Was z uwagą śledzi moje przygotowania ślubne. To właśnie to wydarzenie skłoniło mnie do zabrania się za swój wygląd i wygospodarowania czasu i na te sferę życia, która składa się na dobry wygląd, a co za tym idzie, dobre samopoczucia. Pytałyście mnie o zabiegi jakie od kilku miesięcy od czasu do czasu sprawdzam i testuje. O każdym z nich napisałam dla Was tekst- dziś pora na mój ulubiony a dodatkowo taki, który znam od dawna i zawsze chętnie do niego powracam. Chodzi o Infuzję tlenową. Zabieg, który jak określiłabym mianem „30 minutowego odmładzania” J Rewelacyjnie wpływa na skórę, powoduje uczucie świeżości, blasku, odświeżenia i wygładzenia skóry. Wyrównuje koloryt i przebarwienia oraz edukuje zmarszczki (jeśli już takowe mamy). Nie bez powodu została okrzyknięta najlepszym zabiegiem medycyny estetycznej w 2017 przez czytelniczki Cosmopolitan J
To co jest dla mnie najważniejsze to jednak fakt, że to metoda nieinwazyjna, bezbolesna a wręcz relaksacyjna, z natychmiastowym efektem i przystępna cenowo w porównaniu z paletą innych dostępnych zabiegów. Fajne jest też to, że pod skórę pod ciśnieniem wtłacza się zupełnie naturalne składniki takie jak tlen, witamina C, ceramidy czy kwas hialuronowy.
Pytałyście mnie również o wskazania do zabiegu, czyli tak naprawdę o to kiedy warto go wykonać. Przyznam się, że ja robię go przede wszystkim ze względu na szyję. Po 2-3 zabiegach mam ją rewelacyjną i wygładzoną (a znacie ten mój kompleks). Inne wskazania, o których możemy przeczytać to skóra szara i niedotleniona, skóra z oznakami fotostarzenia (czyli zniszczona słońcem), suchość, odwodnienie, wiotkość, skłonność do przebarwień czy trądzik różowaty. Jeśli więc szukasz zabiegu przyjemnego, szybkiego a wręcz bankietowego- polecam go serdecznie. Ja czuję się po nim mega świeżo i lekko a dodatkowo- zdecydowanie mnie odpręża. Pozwalam sobie więc na niego raz na jakiś czas, kiedy potrzebuje czegoś więcej niż domowa maseczka czy peeling. Zaczyna się kwiecień i moja ostatnia prosta przed…wielkim dniem. Jeśli jesteście ciekawe co jeszcze chce wypróbować, czekajcie na nowe dodatkowe posty z przygotowań ;)
Dodaj komentarz