!!NOWY POST!!
Dziś publikuje kolejny list od jednej z Was. Kolejna historia, kolejna lekcja, kolejne walki o siebie, swoje życie, swoje dziecko… Mam nadzieję, że znowu choć dla kilku z Was będzie bodźcem i kopniakiem, który zmotywuje Was do zmian…albo chociaż do przemyślenia swojej sytuacji..
„Przeczyta łam dziś tekst Ani, który bardzo mnie wzruszył, ale też o dziwo podniósł na duchu.
Pomyślicie co za kobieta? Tragedie innej kobiety podnoszą ją na duchu??? TAK!!! Bo człowiek, to taka istota, która czasem potrzebuje wiedzieć, że jest na świecie ktoś, kto tak samo jak inni ma pod górę.
Opowiem, Wam moja historie- nie tylko starania się o dziecko, ale i całego ciągu zdarzeń, który w pewnym momencie zwala z nóg. Brakuje sił by żyć, ale dla dziecka trzeba iść dalej.
Zacznę od początku.
2005 rok-Młoda, zdolna, ale i bardzo samotna 12-letnia dziewczynka z patologicznej rodziny (ojciec alkoholik) znajduje swojego wiszącego ojca martwego. Długo nie może sobie poradzić z tym widokiem, wszystko wraca jak bumerang we śnie.
2009 rok- poznaje miłość swojego życia- Maćka. Dla niego jest gotowa zrobić absolutnie wszystko.
Dwa lata później dowiaduje się, że choruje na endometriozę. W moim małym miasteczku jest szpital, w którym chcą usunąć wszystkie narządy, nie widzą szans by cokolwiek uratować. Ostatecznie trafiam do Poznania, po operacji okazuje się, że udało się uratować macice i jajniki, ale endometrioza zaatakowała tak mocno, że nie dają żadnych szans na dziecko. IV stopień- diagnoza-bezpłodność.
Rok 2014- wymarzony ślub. Moje największe marzenie się spełnia. Stworzę taka rodzinę o jakiej zawsze marzyłam, bez awantur, bez przemocy i ALKOHOLU.
Początek 2015 roku- brak miesiączki!!! Kilka dni później dowiaduje się, że jestem w 6 tyg ciąży. Radość i płacz na zmianę. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Będę matką!!!
Radość nie trwa długo, 9 tc krwawienie, poronienie zagrażające. Ufff dzieciątko żyje, wszystko jest ok. Potem do 39 tc jeszcze 4 razy w szpitalu na poronieniu zagrażającym. 39 tyc- październik 2015 rok- przychodzi na świat mój Szymuś. Niestety dwie godziny po porodzie, dowiaduje się, że Szymcio nie rokuje i mogę iść pożegnać dziecko. Szymek zostaje przetransportowany na oddział neonatologii, spędzamy tam dwa tygodnie. Wychodzimy, uff kolejna ulga!!! Pokonaliśmy już wszystkie przeciwności losu, teraz może być tylko lepiej. Przecież teraz już nic nas nie rozdzieli.
Rok 2016- mąż znika po pracy, mijamy się. Widzę, że przychodzi „wstawiony”, że zdarza się to coraz częściej, ale nie chce się przyznać sama przed sobą, że mój Maciuś- moja miłość, ma problem z alkoholem. Ma! Zaczyna się przemoc. Dwa razy próbuje mnie udusić. Moje ciało zaczynają pokrywać siniaki. W końcu decyduje się powiedzieć rodzinie, niestety nikt nie chce mi pomoc- nie mogę mówić o tym głośno, mam to załatwić w czterech ścianach.
Styczeń 2017- Mój mąż mając 2,5 promila alkoholu we krwi wiesza się. Nie mogę uwierzyć, że zrobił to samo co mój ojciec. Przecież wiedział, ile mnie to kosztowało. W ostatniej chwili udaje mi się go odratować, rusza cała machina. Ma kuratora, jest zmuszony do leczenia, ale pije. Daje mu kolejne szanse, ale on co rusz ląduje na odwyku. Maj- wyprowadzam się z Szymkiem. Jest nam ciężko, Maciek ciągle pije. Październik 2017 na pierwszej rozprawie rozwodowej dostajemy rozwód. Maciek ma nową partnerkę, nie chce o nas walczyć.
Maj 2018- diagnoza mojego Szymka, która zwala mnie z nóg- autyzm dziecięcy. Ojciec Szymona nie interesuje się nim. Nie był nawet na jednej spośród 12 wizyt. Szymon nie mówi nic, jest trudnym w wychowaniu dzieckiem. Maciej potrafi przejść obok nas na ulicy ze swoja partnerka nie witając się z Szymkiem, tak jakby przechodził obok obcego dziecka. Na szczęście mam wsparcie Leszka- człowieka, który zdecydował się być ze mną i moim Szymkiem.
23 Październik 2018- wczoraj mój Szymek skończył 3 latka. Dzięki natychmiastowej terapii potrafi już powiedzieć: „Mamo Kocham”. Z dnia na dzień ogromne postępy, moje dziecko zaczyna wracać do mojego świata. Mimo ciągłych trudności zaczynamy wracać do świata żywych. Nie powiem już, że chyba nic gorszego nie może mnie spotkać, bo boje się ze to dopiero początek. Ale mam przy sobie największy dar od Boga- mojego synka. To dla niego dam rade”.
Megg says
Bo po nocy przychodzi dzień jak po burzy słońce…..
Poplakalam się
Silna kobieta z bohaterki listu