!!NOWY POST!!
Ostatnio mam jakieś dziwne wrażenie, że coraz więcej ludzi szuka siły napędowej w karmieniu się tym, co złe, smutne, wywołujące negatywne emocje… Część z nich karmi się tym, bo we własnym życiu brak im jakichkolwiek emocji. Inni autentycznie żyją i żywią się nieszczęściem innych lub kręceniem bezsensownych afer. Nie tylko doładowuje to ich energetycznie, pomaga w pompowaniu swojego poczucia wartości, ale autentycznie cieszy i podnieca. Czy to zjawisko może mieć efekt uboczny dla tych osób i dla nas?
Z moich obserwacji wynika, że w ostatnich latach zachodzą na naszych oczach, jakieś ogromne i szalenie niepokojące zmiany społeczne. Wciąż narastający hejt, agresja słowna, wolność słowa, która wymyka się spod kontroli czy przestępstwa internetowe związane z przemocą, stalkingiem, groźbami itd. rosną w siłę. Najgorsze jest w tym to, że czynnymi uczestnikami i prowodyrami takich zachowań nie są przestępcy, kryminaliści czy degeneraci a zwykli „Kowalscy”, młodzież, zwykli obywatele… To chyba przeraża mnie w tym najbardziej. Przestaliśmy już żyć i cieszyć się rzeczami dobrymi: sukcesami sportowców, jakimiś powodzeniami, jeśli chodzi o akcje charytatywne, wygranymi czy awansami innych, ślubami przyjaciół, sukcesami zawodowymi rodziny, itp. Te rzeczy większość z nas frustruje, wkurza i odpycha. Są osoby, które takie informacje traktują jak gorzką pigułkę, której nie są w stanie przełknąć, która staje im w gardle i sprawia, że się dławią.
Doszliśmy do takiego momentu, kiedy wolimy rozmawiać z innymi o niepowodzeniach i nieszczęściach innych, niż dzielić się naszym własnym życiem, szczęściem czy porażkami. Z roku na rok stajemy się coraz bardziej wyrachowani, powierzchowni, sfrustrowani i egoistyczni. Coś, co kiedyś było „drogą po trupach do celu”, dziś jest dla wielu uroczym, codziennym spacerkiem. Staliśmy się zawistni i zazdrośni a niemoc jaką w sobie pielęgnujemy, zgrabnie lubimy tłumaczyć milionem kompletnie bezsensownych spraw. Potrafimy przepalić masę energii na dokopanie komuś, a nie znajdujemy jej na to by samemu ruszyć z miejsca w jakim utknęliśmy. Możemy spędzić godziny na hejtowaniu kogoś obcego w Internecie czy kłóceniu się z kimś w komentarzach, ale na zewnątrz udajemy zbyt zajętych by zabrać się za szukanie pracy, zająć domem, dziećmi czy zwykłymi codziennymi sprawami. Doszło do tego, że osoby, które kiedyś nie chciały się przyznać do takich działań, dziś wręcz się nimi chwalą… Świat stanął na głowie.
Największym paradoksem tej sytuacji jest fakt, że tak jak wspomniałam na początku, całość tych zachować, masa osób traktuje jak swoje paliwo napędowe, coś, co ich napędza, nakręca, daje poczucie siły i wyższości. Ostatecznie jednak doprowadza do tego, że coraz szybciej się spalają i zachłannie sięgając po więcej i więcej, zatracają się, wpadają w błędne koło i pułapkę nienasycenia pogłębiającego ich stan. Zwyczajnie nie czują się szczęśliwi, bo daje im to ukojenie tylko na chwilę by za moment zostawić ich z jeszcze większym uczuciem pustki…
Takie osoby bywają też szalenie zgorzkniałe. Uważają, że cały świat jest przeciwko nim, że się uwziął, że każdy ma lepiej od nich. Tymczasem nie zauważają, że to oni sami, są przyczyną swojej życiowej klęski, że to nie intrygi i jad zbudują ich siłę… Jeśli chcemy być szczęśliwi, powinniśmy otaczać się osobami i rzeczami „jasnymi”, „ciepłymi” i takimi, które wnoszą w nasze życie coś pozytywnego. Dobro przyciąga dobro. Niby oczywiste a my wciąż o tym zapominamy. Wciąż wolimy wybierać te z pozoru łatwiejszą i fajniejszą drogę, zapominając, że prowadzi do nikną…
Dodaj komentarz