!!NOWY POST!!
W weekend widziałam się ze swoją przyjaciółką. Jak zwykle nadrabianie zaległości, kawa, herbata, update bieżących spraw, ploteczki i gadki o życiu. Standard. Zawsze jednak gdy dochodzimy do tego ostatniego punktu, zbiera się nam na refleksje. Może to dobry znak, podobno mają tak osoby inteligentne ;)
Tym razem temat zszedł na to jaki wpływ nasi rodzice, nasze wychowanie, to co chłonęłyśmy jako dzieci, miało na nasze związki, naszą kobiecość, seksualność, postrzeganie świata i mężczyzn. Cóż, temat zrobił się szalenie poważny i okazało się, że nie tylko ja uważam, że to, co kładą Ci do głowy rodzice ma ogromne znaczenie w przyszłości…a często robią to przecież podświadomie.
I ja i moja przyjaciółka pochodzimy raczej z konserwatywnych i katolickich rodzin. Mamy dość silne charaktery, ale jako dziewczynki, nastolatki a później bardzo młode kobiety, nie ujawniłyśmy tych charakterów w sobie, będąc nadal jeszcze bardzo przesiąknięte tym jacy są nasi rodzice, a nie jakie faktycznie jesteśmy my. Rozmawiałyśmy o nas, ale i o naszych bliskich, rodzeństwie, bliskich przyjaciołach i znajomych. Zgodnie uznałyśmy, że z domu wynosi się bardzo wiele i, mimo że mnóstwo osób i sytuacji po drodze, również ma na nas wpływ, to jednak rodzice i to, co nam przekazuje, w głowie zakorzenia się najbardziej.
Kilka prostych przykładów. Na przykład mama rozwódka, która nie mogąc sobie na nowo ułożyć życia i jakoś wszystkiego ogarnąć, przelewa frustracje na córkę. Ta od dziecka słyszy, że każdy facet jest zły, każdy jest oszustem, złodziejem, bawidamkiem, zdradza, pomiata itd. Jaki obraz mężczyzn wynosi z domu? Najgorszy z możliwych i do tego, kompletnie wypaczony. Tak czy siak, w taki sposób będzie do nich podchodziła, bo uczono ją tego od dziecka. Czy ma więc szansę na zdrową i normalną relację, żyjąc w przekonaniu co do tylu uprzedzeń? Może być ciężko…
Kolejny przykład. Rodzice, którzy od dziecka tłuką Ci do głowy, że seks to zło, grzech, najgorsza rzecz na świecie i choćby myśląc o nim, skazujesz się na piekło. Jaki obraz seksu wynosisz z domu. Na pewno nie taki jaki mieli na myśli rodzice malujący Ci go w ten sposób. Oni chcieli abyś czekała z nim do ślubu, wybrała odpowiedniego chłopaka, traktowała ten akt jako okazywanie uczyć temu jedynemu. A jak jest faktycznie? Unikasz facetów, boisz się kontaktu, zamykasz na swoją cielesność i kobiecość, boisz się a przez to…wychodzisz na dzikusa i wariatkę, która czeka na księcia z bajki a tak naprawdę swoją niedostępnością odstrasza każdego sensownego gościa.
Następny przykład prosto z przedszkola. Rodzice, którzy bawią się w jakieś dziwne podchody ze swoimi dziećmi i zamiast uczyć je normalnych nazw części ciała, wymyślają na nie przedziwne określenia jak z kosmosu. Potem okazuje się, że dziewczynka, która od dziecka uważała, że między nogami ma kwiatuszka, dowiaduje się, że tak nie jest, bo uświadomiono ją o tym w przedszkolu czy szkole i…jak się czuje? Jest wyśmiana i zawstydzona. Jej poczucie wartości i intymność zachwiana. Myślisz, że zapomni o tym w dorosłym życiu? Raczej nie.
Takich sytuacji jest masa. Nam dorosłym wydaje się, że nasze dzieci to takie słodkie Muminki, które nic nie rozumieją, nic nie widzą i nie słyszą. Można im wmawiać różne głupoty, troszkę nimi po manipulować, postraszyć, ułożyć, jak chcemy. To nie prawda. Dziecko to mały człowiek, który widzi i rozumie więcej niż nam się wydaje. Traktując go jak Muminka, zwyczajnie wyrządzamy mu krzywdę. Niestety bardzo często wśród swoich rówieśników, widzę jak dużą i jak ogromny wpływ pewne rzeczy na nich miały. Piszę o tym, bo części z Was może to pomóc wrócić do swojego dzieciństwa, dokładnie je przeanalizować i znaleźć odpowiedź na to, czemu teraz w Waszym życiu pewne rzeczy dzieją się tak, a nie inaczej i co można byłoby w tym zmienić. Kolejna kwestia to fakt, że sporo osób tutaj ma swoje dzieci i być może nie zdaje sobie sprawy z tego jak duży ma na nie wpływ oraz jak bardzo może w późniejszym życiu wpłynąć na jego losy… Mam nadzieję, że da Wam to do myślenia…
isabell says
O tak! Często rodzice myślą, że robią to dla naszego dobra, by nas chronić. Niestety… Tak jak napisałaś, o wkładaniu w głowę, że seks jest zły – to widzę w tym opisie siebie. Życie pod kloszem, ciągle nakazy i zakazy, a później brak pewności siebie jako młoda kobieta. Całe szczęście, że byłam buntowniczką, więc nie skończyłam jak zakonnica, nie bałam się bliskości, ale przyznaję, że zaakceptowanie siebie i cieszenie się swoją cielesnością zajeło mi kilka lat.
Najważniejsze to właśnie odkryć, w czym problem i podjąć kroki by coś zmienić w swoim życiu, a nie nieustannie się nad sobą użalać :)