Kiedy zapadła ostateczna decyzja o rozstaniu z moim mężem, po pewnym czasie znajomi, przyjaciele czy współpracownicy jednym głosem wołali: „Jesteś wolna! Zaszalej, odreaguj, umawiaj na randki, odbij sobie ten czas małżeństwa!”. Mijają dni, tygodnie a te namowy, tłumaczenia i zachęty zaczynają stawać się dla samotnej kobiety atrakcyjne i kuszące. Złość, która ukryta gdzieś w niej tkwi, rozżalenie, chęć zrobienia wszystkim na przekór, pokazania na co nas stać dochodzą do głosu. I najważniejsze- przede wszystkim, pojawia się w nas syndrom „psa zerwanego ze smyczy”. Nie prawda, że dotyczy on tylko mężczyzn. Chcemy stłumić wszystkie te emocje i uczucia, rzucając się w wir nowych znajomości, relacji i randek. Nagle okazuje się, że poznajemy milion nowych ludzi, chcemy „kumplować” się z każdym, licznik znajomych na naszym facebooku nabija coraz to nowsze „nabytki”, wszystkie otrzymywane propozycje randek są brane pod uwagę bardzo poważnie a my tłumaczymy sobie głupie „No i co durniu? Nie walczyłeś o taką super laskę! Każdy chce się z nią umówić, każdy ją podrywa a ty od tak dałeś jej odejść! Zobaczysz mnie z tym przystojniakiem i szybko tego pożałujesz”. Nic bardziej mylnego.
Dokładnie taki tok rozumowania (mimo, że oczywiście jesteśmy rewelacyjnymi laskami, którym niczego nie brakuje i nasz ex prędzej czy później, będzie żałował rozstania), to dla świeżo upieczonej rozwódki, najgorsza pułapka. Owszem, poznajemy nowych mężczyzn, którzy nie widząc obrączki na palcu nieco śmielej nas czarują i zachęcają do pogłębiania znajomości. Do tego gdy wieść gminna o rozwodzie dotrze dalej, pojawiają się adoratorzy z przed lat, czy ujawniają od dawna zakochani w nas koledzy i znajomi. Wszystko to jest fajne i kusi nowością, bo przecież myślałaś, że już zawsze będziesz z tym jedynym, przekreśliłaś wszystkich innych, nie myślałaś o randkach czy flirtach bo mąż, a tu taka odmiana. Znowu czujesz się jak studentka, balujesz, brylujesz na parkiecie i przy barze. Wszystko co było Ci do tej pory zabronione, znowu jest na wyciągnięcie ręki. Na fali tych zdarzeń i odurzona ogromem propozycji i zainteresowania, dajesz się wciągnąć w ten wir wrażeń co staje się równoznaczne z wiązaniem sobie pętli na szyi. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna. Nie myślisz racjonalnie.
Jesteś rozchwiana emocjonalnie, nie jesteś w stanie odróżnić zauroczenia od uczucia, sama stałaś się łatwym celem dla facetów szukających rozrywki i zabawy przy stosunkowo niewielkim zaangażowaniu. „Zraniona sarenka”, która nie dość, że sama się upoluje to jeszcze zwiąże i zaniesie myśliwemu do bagażnika samochodu. Oczywiście, że w końcu będziesz gotowa na związek, na zbudowanie prawdziwej, trwałej i głębokiej relacji. Jesteś mądrzejsza o masę doświadczeń, przemyśleń i błędów, których na pewno nie będziesz już powielać…ale na to potrzeba czasu. Czasu, który leczy rany i który niestety, musi upłynąć abyś mogła znowu kochać, racjonalnie podejść do kwestii budowania związku, więzi i przede wszystkim dostrzec kogoś wartościowego. Dopiero się rozwiodłaś, jesteś rozżalona, twoje emocje to jedna wielka huśtawka a zachowania można porównać do burzy hormonów na kilka dni przed okresem. Za dnia udajesz, że wszytko jest ok a wieczorami płaczesz w poduszkę do piosenek o miłości, zapychasz się lodami, popcornem i czekoladą a na koniec zapijasz butelką wina. Jesteś tak niedowartościowana i niedopieszczona, że choćby odrobina uwagi i zainteresowania ze strony płci przeciwnej wydaje Ci się już szansą na nowy, tym razem idealny związek. Niestety nie. W takim stanie nie jesteś w stanie stworzyć niczego z czego byłabyś dumna za miesiąc, dwa a tym bardziej pół roku. Zaręczam Ci, że kiedy ten „haj” i dławienie wolnością zaczną mijać, pytania jakie będziesz sobie zadawać , będą brzmiały mniej więcej tak: „Czemu nikt mi nie powiedział, że to taki dupek?”, „Jak mogłam zainteresować się kimś tak nieatrakcyjnym i płytkim”, O czym właściwie mogłam gadać z tym człowiekiem?”, „Czy ja na prawdę oszalałam, myśląc że on może być kimś ważnym?”.
Jak się więc zachowywać? Co robić? Unikać ludzi ze szczególnym wskazaniem na mężczyzn? Separować się? Absolutnie nie! Masz się bawić, wychodzić i czuć, że żyjesz, ale najlepiej będzie jeśli odpuścisz sobie na jakiś czas związki, bezustanne randkowanie i łowy na mieście. Nic dobrego z tego nie wyniknie w tak szybkim czasie a jedynie możesz zrazić się do kolejnego faceta i to ze swojej własnej winy. Wiem co mówię, ponieważ sama niejako wpadłam w tą pułapkę. Chciałam udowodnić ludziom dookoła a przede wszystkim sobie, że potrafie, że mnie stać i jestem gotowa a nie było to prawdą. Zawidłam się kilkukrotnie i dałam obejść jak dziecko. Co mi to dało? Nic poza jeszcze większą nieufnością, spadkiem wiary w to, że się jeszcze uda i komplentym brakiem szacunku do facetów. Zdaje sobie sprawę z tego, że takie rady brzmią dziwnia i oczywiście każda przekorna kobieta myśli sobie teraz „Dobra, jej się nie udało, ale nie jest mną. Ja jestem silna, gotowa na podbój świata i ogniste romanse”. Tak, tak, tak… Dopiero przekonanie się na własnej skórze, boleśnie ale dobitnie uświadamia nam sytuacje i nasze błędy, przed którymi ja wolałabym Was przestrzec. Naciesz się byciem singielką! Na pewno zapomniałaś już jakie to fajne. Cały dom dla Ciebie, jesz gdzie chcesz, co chcesz i kiedy chcesz. Dla nikogo nie musisz się spinać, nikomu tłumaczyć z tego gdzie i z kim byłaś oraz ile wydałaś na kosmetyki czy nowe buty. Nie masz obowiązku stania przy garach, opuszczania za niego deski klozetowej, prasowania męskich koszul czy zbierania majtek i skarpetek z podłogi. Brzmi fajnie, prawda? Tym bardziej, że do tego możesz flirtować z kim chcesz, a potem spokojnie wracać do domu i mieć tą przestrzeń tylko dla siebie. Wykorzystaj ten czas maksymalnie i wyciągnij z niego co tylko się da. Teraz możesz się wsłuchać w siebie i możliwie dokładnie się sobie przyjrzeć. Sobie i tylko sobie, bez zaburzającego Twój obraz faceta u boku. Niech nic Cię nie rozprasza, nie przekłamuje obrazu. Przeszłaś dużo, więc na pewno zaszły i w Twoim wnętrzu różne zmiany. Wyczuj je, sprawdź co teraz sprawia Ci radość, co smuci, na co zwracasz uwagę, czego szukasz, co daje Ci poczucie bezpieczeństwa, czego się boisz, czego Ci brakuje, jak widziałabyś teraz idealną siebie i idealnego partnera, który współgrałby z odpowiedziami na powyższe pytania. Kiedy już na spokojnie, szczerze i bez pośpiechu będziesz to wszytko wiedziała, weź głęboki oddech, zastanów czy jesteś już gotowa na kogoś nowego w swoim życiu i dopiero wtedy ruszaj na poszukiwania- czujna, pewna siebie i świadoma.
netstylistka says
Bardzo dobry tekst o emocjach. Pozdrawiam!
BashaMyWay says
Bardzo budujący i dojrzały tekst. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić jak ciężko musi być znaleźć się w tej nowej sytuacji i jednocześnie trzeźwo myśleć po to żeby nie być wykorzystaną.
I'm young wife says
Po raz kolejny, po przeczytaniu Twojego postu, muszę powiedzieć, że jesteś potrzebna masie kobiet w naszym społeczeństwie. Wierzę w to głęboko, że będziesz spokojna i szczęśliwa – sama lub z nową miłością u boku :)
karmel says
Na szczęście u mojego boku pojawił się najwspanialszy facet na ziemi :)idealny partner, przyjaciel, powiernik i ukochany. warto o siebie walczyć by trafić na swoją bratnią duszę :)
Sylwia says
Porównanie jest z sarenką świetne – bardzo trafne i obrazowe :-) Masz talent do pisania, i to ogromny :-)
Beata Redzimska says
Na wszystko w zyciu przychodzi swoj czas, jednemu potrzeba go wiecej, drugiemu mniej. Ale czyz lekarstwem na jedna zawiedziona milosc nie jest druga? Pozdrawiam serdecznie Beata
Fiorka says
A ja mam małe pytanie :) Gdy po rozwodzie spotykasz kolejną osobę, z którą zaczyna Ci być dobrze, nie masz w głowie porównań do poprzedniego mężczyzny Twojego życia? Mnie rozwód nie dotyczy, ale gdy poznałam mojego M. często łapałam się na tym, że porównywałam go do poprzedniego P. :)
„Aaaa bo P. był taki i taki, ale ten ma to i to”.
karmel says
hahaha mój facet na pewno jest bardzo ciekawy co teraz napisze :) chyba każdy z nas ma skłonność do porównać z innymi partnerami, jak nie na głos to w myślach, ale aktualnie jestem w taki innym od poprzednich związku, że nawet nie kusze się na porównania bo nie da się tego porównywać :) wiem jedno, że na pewno jest dokładnie tak jak powinno być
Klaudia Chrapko says
Tekst bardzo życiowy mądry, uważam że na wszystko jest odpowiednia chwila a czas leczy rany należy tylko odcierpieć swoje ale wszystko przechodzi z czasem. Uda ci się znaleźć nową miłość bo też nie można żyć przeszłością Pozdrawiam i powodzenia ;)
bedekims.pl says
Życiowy, mądry tekst. Mam nadzieję, że więcej porzuconych sarenek do niego dotrze i zobaczy, jak łatwo same na siebie zastawiają pułapkę. Każdy nieudany związek trzeba niestety odchorować, by po czasie wrócić do ‚świata żywych’. Niestety tak już jest, że złamane serce zwykle oznacza na jakiś czas wyłączenie racjonalnego myślenia. Dobrze, że po czasie wszystko wraca do normy i można na nowo układać sobie życie.
Magdalena Rolnik says
Po każdej zmianie potrzeba czasu na poukładanie sobie w głowie wszystkiego na nowo. I po ślubie i po rozwodzie. Po przeprowadzce, po narodzinach dziecka, po śmierci dziecka… Czasem trzeba go mniej, czasem więcej. Ale potrzeba go zawsze.
Życzę Ci powodzenia w układaniu życia na nowo!
oakley sunglasses for women says
Saved as a favorite, I really like your blog!
Ann says
ja szłam w innej kolejności – potrzebowałam spokoju nie w głowie mi były randki itp, minęło trochę czasu zanim przestałam nerwowo odbierać telefon, zanim przestałam się oglądać i pilnować czy nie jestem śledzona, zaszyłam się w 4 ścianach i uciekłam w pracę póki ją miałam no i trwało to kilka lat, potem tak jak piszesz przypomnieli sobie dawni znajomi o mnie sprzed lat bo nagle wolna – Ty wiesz zawsze mnie interesowałaś i takie tam, kilka wyjść i po „krzyku” dawny znajomy przestaje nim być w ogóle, kilka nieudanych spotkań i takie „sarenkowanie” wychodzi w końcu okiem aa porównania a podobieństwa – i nogi za pas, w końcu nadszedł czas by „dać sobie spokój”. Bo nagle olśnienie przyszło w końcu po latach a po co mi facet? skoro zwykle On chce mnie jako dodatek czy y ograniczać moją osobowość czy chcieć zmieniać, naprawiać itp. Mam spokój gdzie chce to wyjdę nie muszę się tłumaczyć gdzie po co za ile na ile, bycie singielką nawet samotną matką nie jest złe, na pewno mega trudne ale ja akurat będąc mężatką nie miałam lżej a wręcz przeciwnie było trudniej, to nie dawne czasy- chcę wyjść np do kina to idę – więcej razy byłam po rozwodzie aniżeli przez lata małżeństwa- tak sama – kiedyś na wczesnym seansie się odważyłam i co i nic – nikt mi nie gderał podczas filmu ani tym podobne nikt mi nic nie powiedział nie patrzył krzywo ba takich osób samotnie chodzących okazało się z czasem sporo, przez lata nie miałam czasu dla siebie o dzieci maż i wszystko na mojej głowie- po latach w końcu mam ten czas- miał być wspólny ale wyszło inaczej, idę na spacer sama, na rower potrzeba mi tylko siły i dobrej pogody itp- trzeba sobie tylko znaleźć pasje . Przestałam się „oglądać” za poznaniem faceta i chyba dopiero od tego momentu człowiek staje się naprawdę wolny.
To oczywiście nie jest tak że samej się super w 100% bo są plusy i minusy i na dłuższą metę sama ze sobą nie będę chciała wiecznie być, ale taki czas jest potrzebny, to życie po rozwodzie ma jednak swoje etapy które każdy z nas przechodzi, tylko różnie i w różnym czasie.
Jak to wygląda z drugiej strony? Mężczyźni mogliby się tu wypowiedzieć ale z moich obserwacji widzę że mężczyźni po rozwodzie potrzebują znacznie dłuższego czasu aniżeli kobiety
luk says
Ann – tak sobie myślę że skoro po rozwodzie oglądałaś się czy nikt Cię nie śledzi, mąż musiał wyrządzić Ci w związku z tym krzywdę? Skąd by to się brało? Być może jakieś wydarzenia z dzieciństwa?
Jestem mężczyzną po rozwodzie – świeża sprawa bo nie minął jeszcze rok.
Wszystko chyba zależy od naszego podejścia do życia, tego czym był dla nas związek, jaki mieliśmy stosunek do rozejścia.
Rozejście i rozwód przeżywałem i wciąż bardzo przeżywam i dochodzę do wniosku że będę przeżywać przez dobrych kilka lat – mam nadzieję że nie do końca życia:)
Umarłem wewnętrznie i rodzę się na nowo – ta śmierć jest potrzebna aby zbudować się na nowo, przewartościować swoje podejście do przeróżnych tematów, wszystko się wtedy kwestionuje bo wewnętrznie jest się kompletnie roztrzaskanym
Wszystkie wartości: poczucie siły, swojej wartości, zaufanie do ludzi, świata i co najistotniejsze do siebie – nie istnieje
TRAGEDIA to mało powiedziane, ta TRAUMA trwa ale czas leczy rany.
Do kilka msc po rozwodzie budziłem się w nocy i zastanawiałem się czy to co sie dzieje to prawda, obecnie wciąż czasami mam takie myśli podczas porannego budzenia się.
Bezpośrednio po rozwodzie nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, SZOK to trafne określenie
Gdy inny mężczyzna (notabene zdradzony rozwodnik) poradził mi abym „dał czas czasowi” kompletnie nie wierzyłem że coś w tym temacie się zmieni, że będzie dobrze, że będę mógł spotkać się z żoną, spojrzeć i nie czuć do niej złości a przede wszystkim żalu.
Złości i żalu za to że podjęła decyzję o rozwodzie i nie zrobiła wszystkiego aby ratować nasz związek mimo że bardzo się starałem i stawałem na głowie aby zatrzymać i odwrócić tragiczny bieg wydarzeń.
Spojrzenie to zmienia się powoli, wciąż nie wierzę że tak będzie ale chciałbym dożyć dnia kiedy stanę naprzeciw niej i będę mógł z czystym sercem powiedzieć sobie w myślach „kocham Cię” tak jak innego bliźniego swego.
Po tym czasie jest lepiej jednak żal wciąż istnieje i dużo wody upłynie w rzece zanim się to zmieni.
Często spotykałem się z podpowiedziami że w takiej sytuacji najlepsze jest wejście w nowy związek – klin za klinem.
Mówiły to osoby z dużym dla mnie autorytetem co nie ułatwiało życia i po czasie dochodzę do wniosku jak niektóre ważne dla nas osoby potrafią być wewnętrznie niedojrzałe.
Trzeba przyznać że jest to kusząca propozycja, najłatwiejsza bo nie trzeba patrzeć w siebie, swoje wady, pracować nas sobą.
Jednak miałem wtedy profesjonalne wsparcie psychologiczne gdzie byłem prostowany w tym temacie :)
Miałem i mam świadomość że będąc na takim zakręcie życia, człowiek nie jest w stanie obiektywnie patrzeć, podejmować właściwych decyzji dlatego odrzucałem wszelkie ciągotki mimo że się pojawiały, wciąż je zresztą odrzucam.
Musi minąć czasu zanim rana się zagoi, u każdego (czy to facet czy kobieta) przebiega to inaczej, nie ma chyba reguly ile.
Ponoć my faceci bardziej to przeżywamy – badania tak mówią, nie wiem – nie mam porównania :)
Nie wszedłem w żaden związek mimo że na horyzoncie pojawiają się atrakcyjne kobiety.
Dla porównania znajomy, już w trakcie rozwodu (żona, 2 dzieci) był z inną kobietą, która wtedy była z nim w ciąży. Osobiście szkoda mi tej kobiety bo wiem że z tego nic dobrego nie wyniknie. Żal mi go skoro nazywa to miłością.
Prawdą jednak jest że nas facetów rozwód również bardzo boli. Mimo tego że często postrzegani jesteśmy jako przemocowcy (szczególnie osoby czytające tego bloga bo płeć piękna), mamy swoje uczucia i nie zawsze jesteśmy tą gorszą stroną. Również czujemy zwątpienie, brak sensu, płaczemy – bo jesteśmy ludzmi.
Marta42 says
Wszystko racja, absolutna racja – w kontekście kobiety młodej i bezdzietnej…. Ja mam dwoje dzieci i 42 lata na karku. Szanse na to, że nie spędzę życia samotnie mam wielokrotnie mniejsze od kobiet młodszych i bez „bagażu” w postaci dzieci. Rozsądnym jest zatrzymać się na chwilę po rozwodzie/rozstaniu, dać sobie czas i ogarnąć siebie samą :-) swoje emocje i pragnienia. Zastanawiam się tylko, czy ja mam czas na ten czas….I tak źle i tak niedobrze….
Pozdrawiam :-)
IZABELA says
nigdzie nie chodze…nikogo nie szukam…nie imprezuje…dla mnie rozwód to typowa porażka…pomalu trzeba sie odrodzić ale czasu na to potrzeba…
Eleonora says
Kochana ja ci strasznie za ten tekst dziękuje! Nikt nie może zrozumieć o co mi chodzi po tym rozstaniu. Każdy uczę mnie wyswatać ze swoim kolega, każdy mi mówi ze „klina klinem”, każdy mi mówi ze mogę zaszaleć. Tyle ze ja nie chce a te wszystkie propozycje od ludzi mnie męczą. Chce się trzymać swoich zasad. Cieszę się ze ktoś to rozumie. Pozdrawiam ciepło!
Magdalename says
Ja również dziękuję za ten artykuł…2 tyg temu rozstałam się z narzeczonym po 6 latach związku… Było. Minęło. Sama jeszcze w to nie wierzę. Ale przecież żyję i jakoś żyć muszę. Muszę…bo na razie wcale nie chcę, tylko muszę.